Donald Trump straszy Amerykanów gangami nielegalnych imigrantów z Meksyku. Tymczasem grupy przestępcze działały w USA od zawsze, również wśród Polonii.

Polska Mafia powstała w Nowym Jorku zimą 1992 r. – opowiadał mi jeden z członków gangu. – W Saloonie przy India Street zbierało się trzech kumpli: Tiger, Piro i Spek. Jak Polak wychodził, Portorycy go lali, kroili kasę i w długą. Chłopaki się wkurzyli, pokryli napisami „Polish Mob” pół dzielnicy. Dołączył do nich Piwnica. Ksywa wzięła się od tytułu zina, który wydawał, a ten odzwierciedlał fakt, że redaktor mieszka w suterenie. Co noc jeździli na patrole po Greenpoincie. Sprawdzali, czy wszystko gra.

Metę wyznaczyli w parku McCarrena, przy pomniku Popiełuszki. „Najpierw każdy się czaił, ale zebrało się 10 osób, 20, 30. Dołączyli nowi, co dopiero przyjechali do Ameryki, ludzie ze wsi, punki, gówniarze i starsi, pijacy. Było też paru kokainistów. Takich dobrze trzymać na zapleczu. Jak są naspidowani, młócą bez opamiętania”.

Początki władania parkiem założyciele gangu wspominali najcieplej. „Siedzieliśmy do czwartej rano, latały butelki, kosze na śmieci, wszystko! Zero policji, ludzie spoko. Raz się zebrało 200 osób, bo rzuciliśmy hasło, że będzie beczka piwa”. Portorykańczycy obserwujący park zza winkla wpadli w panikę. Poznali siłę Polskiej Mafii. Jednak największy efekt psychologiczny wywierało graffiti.

„Amerykanie, Portorycy, Ajrisze myśleli, że każdy Polak to jest Polska Mafia, na pewno wie, o co biega jak Włoch. Byli w szoku. Przyszła do nas grupa K.A.D. z India Street. Dzień wcześniej Piwnica pomazał im cały park. »Polish Mob« było wszędzie, na budkach, murach… Nie wiadomo, co mieli w kieszeniach. Pytają: czego chce Polish Mob? Niczego nie chce! Napierdalają Polaków, musimy się bronić… Za chwilę okazuje się, że połowa tych Portoryków to Polacy, tylko tutaj urodzeni. Jeden pół Portoryk, pół Polak, gada po polsku, a Tiger to jego kuzyn. Inny jest pół Polak, pół Ajrisz. Mówimy dobra, zrobimy razem Greenpoint Mob. To był naprawdę wielki sukces: K.A.D. i Polish Mob razem! Później czuliśmy się już jak w domu. Nie laliśmy od razu. Jak ich było pięciu, a nas 15, starczyło postraszyć”.

Wrażenie robiły uniformy Polskiej Mafii: spodnie bojówki, flyersy, koszulki z biało-czerwoną flagą po jednej stronie, amerykańską po drugiej, kominiarki. I potężny Piwnica, który „potrafił iść na interwencję z paroma kajtkami i solidną pałką”. Raz pobiegł bez poważniejszego wsparcia aż pod kościół św. Stanisława Kostki, gdzie na schodach siedziała załoga J.C.J.’a. „Taki wieśniak łysy, napakowany, Wszyscy się go bali. Piwnica pyta: który to? Stłukł butelkę, podłożył J.C.J.’owi pałę pod brodę, mówi do małolata: tłumacz na angielski. I puścił wiąchę… A jeszcze raz Polaka dotkniesz, to ci te złote zęby powybijam. Tamci bladzi się zrobili, nawet nie drgnęli”.

Kiedy o wielkoduszności Piwnicy usłyszeli Spek, Piro i reszta starszyzny, stwierdzili, że nie ma przebacz. „Wszystkich skasowali równo. A jak frajer se przypominał, że mówi po polsku, to gorzej dostawał za trzymanie ze spikami [Latynosi – red.]. W końcu policja przyjechała. Na dwa dni chłopaków zamknęli. Przez jakąś Włoszkę. Wyciągnęła kosę, więc dostała, nawet nie z piąchy, tylko z plaskacza. Nóż na ziemi. Polacy nie potrafią wytłumaczyć, że nie ich. Tamta udaje, że zemdlała. No i zwinęli wszystkich”. Choć generalnie policja nie przeszkadzała. „Niby mogą shaltować grupę większą niż cztery osoby. Myśmy po dwudziestu łazili i żaden radiowóz, żaden kap dupy nie ruszył. Dopiero kiedy zrobiło się o nas głośno, dostali ciśnienia”.

Na schodach kościoła św. Stanisława Kostki siedziała załoga J.C.J.’a. Piwnica stłukł butelkę i mówi: „Jeszcze raz Polaka dotkniesz, to ci te złote zęby powybijam”. Tamten zesztywniał

Kiedyś miała być wielka bitwa z Portorykańczykami. Polacy przynieśli kije bejsbolowe, kastety. „Zajechały kapy, przeszukują. Sprzęt wyrzuciliśmy, trzymali nas trochę i kazali się rozejść. No to my z powrotem po pały. Drugi raz nas haltują na rogu Manhattan i Nassau. Znowu leci broń. Oni zdziwieni: skąd to macie, przed chwilą was trzepaliśmy? Puścili i trzeci raz shaltowali. Umówiliśmy się przy Bedford i Jedenastej, tam, gdzie był wielki zielony napis »Polska«.” Do bitwy nie doszło, lecz co się odwlecze, to nie uciecze.

„Było nas 14 przeciw 30 Portorykom. Zrobiliśmy masakrę. Jak nie spękasz, wygrałeś. Nawet kiedy tamten ma nóż. Policja nas wtedy zgarnęła, chociaż oni zaczęli. Fakt, że skatowaliśmy ich strasznie. Piwnica walił łbami o mur. Co chwila nowy wyskakiwał z klatki, otwierał nóż i zaraz uciekał na czworaka”.

Polska Mafia była młodzieżowym gangiem ulicznym. Policja definiuje taki jako „grupę trzech lub więcej osób używających określonej symboliki, podlegających systemowi zwierzchnictwa i regularnie podejmujących wspólne działania przestępcze”. Struktura jest płynna. Często zmieniają się również grypsy i sposób identyfikacji. Najbardziej stabilne „bandy chuligańskie” przywiązane są do określonego terytorium: skrzyżowania, boiska, parku, knajpy. Członkowie spędzają razem każdą wolną chwilę, chodzą do klubów, siłowni, na mecze. Łączy ich nie tyle potrzeba zapewnienia sobie nawzajem ochrony czy zależność oparta na autorytecie liderów, co przyjaźń. Po broń (kije bejsbolowe, kastety, noże) sięgają dopiero sprowokowani, gdy trzeba zemścić się za atak rywali.

„Szajki przestępcze” mają przywódcę biegłego w rzemiośle i obdarzonego talentem organizacyjnym. Celem jest zysk. Kryminaliści nie używają narkotyków, potrafią zachować zimną krew, dążą do zdobycia pieniędzy, władzy i wpływów, tyle że w sposób sprzeczny z prawem. „Gangi rozbójnicze” powstają dla zaspokajania antyspołecznych ciągot młodych ludzi, którzy kupują broń palną oraz stosują przemoc dla przyjemności. Szefowie są zwykle niezrównoważeni psychicznie, owładnięci manią wielkości. Struktura zmienia się czasem z dnia na dzień. Sprzymierzeńcy zostają wrogami i odwrotnie. Kandydat musi się okaleczyć, przetrwać określone próby odwagi oraz wytrzymałości, nierzadko – zabić człowieka.

Gangstas używają podwójnej identyfikacji. Pielęgnują korzenie lokalne i należą zarazem do jednego z „narodów” działających na szczeblu ogólnokrajowym. Najsłynniejsze to Bloods (Krewcy) i Crips (Kulawcy, którzy używają lasek jako broni) wywodzące się z Los Angeles, a ponadto Folk Nation (Ludowcy, więzienie Stateville w Illinois), People Nation (Narodowcy, Chicago), Gangster Disciples (Apostołowie Gangsterki, Chicago). Grupy formowane w różnych miastach nie muszą żyć w zgodzie z pozostałymi odłamami narodu, różnią się rytuałami i grypserą. Przywódcy są niezależni, choć często zawierają sojusze i wybierają spośród swego grona naczelnika.

Przemoc to podstawa istnienia gangu, cel, metoda działania. Lider dominuje dzięki sile fizycznej i okrucieństwu. Musi nieustannie zabiegać o utrzymanie statusu. Starczy chwila słabości i traci przywileje, a jego miejsce zajmuje ktoś silniejszy, bardziej odporny psychicznie, mający lepszy plan zdobycia gotówki, narkotyków, broni. Aktywność gangów nie ogranicza się do działalności przestępczej, jednak każde przedsięwzięcie grupowe grozi wybuchem agresji. Członkowie dążą do konfrontacji z realnymi czy domniemanymi rywalami, nieustannie próbują dowieść sobie i innym, że nie boją się niczego, są twardzi, gotowi na wszystko. Handlują narkotykami, wymuszają okupy, dokonują napadów z bronią w ręku, kradną samochody. Młodociani gangsterzy dla rozrywki demolują ławki, przystanki autobusowe, wagony metra, wybijają szyby, podpalają opuszczone budynki bądź żywych ludzi, zwykle bezdomnych.

Bazgroły na murach kryją potencjał nie mniej śmiercionośny niż karabin maszynowy. Pewne symbole służą do oznaczania terytorium uznawanego przez bandę za własność. W konsekwencji ulica czy skwerek „otagowane” przez gang A stają się dla zwaśnionego gangu B terenem polowań: każdy, kto tam trafi, zostaje automatycznie uznany za wroga i może paść od kuli posłanej z przejeżdżającego samochodu. Członkowie A mogą z kolei zażądać od przechodnia, który zapuścił się na teren oznakowany, pieniędzy lub okaleczyć go za „nielegalne wtargnięcie”.

Gangi latynoskie zrodziły się w południowym Los Angeles na początku lat 40. XX w. Hiszpańskojęzyczni hipsterzy zeszli do podziemia za sprawą krwawych walk prowokowanych przez marynarzy. W więzieniach zorganizowali system samopomocy przeniesiony potem do getta i wkrótce zyskali sławę najbardziej niebezpiecznych przestępców kraju. Specjalizowali się w morderstwach kontraktowych, także wykonywanych na terenie zakładów karnych, masowych egzekucjach, podpaleniach, handlu narkotykami. Od innych bandytów różniło ich silne poczucie solidarności z rodziną i religijność. Latynoski gangsta do dziś nosi pistolet za paskiem, nóż w bucie, złoty krzyżyk na szyi.

Rozpropagowana przez raperów subkultura afroamerykańskich gangów ulicznych wykrystalizowała się dopiero pod koniec lat 70. Czarni gangsterzy identyfikują się zazwyczaj z Crips bądź Bloods, tworząc lokalne odłamy narodów, jak Insane Gangsta Crips czy Hunter Watts Bloods. Poza własną grupą etniczną nie zawierają przymierzy, nie wywołują wojen. W przeciwieństwie do Latynosów nie uznają więzów ziemi (barrio – określonego sąsiedztwa), lecz krwi – lojalności wobec ziomków (homies). Dążą do szybkiego zbicia majątku. Testy okrucieństwa wychodzą z mody. Kandydat musi raczej dowieść przydatności, sprytu, zimnej krwi.

Afroamerykanie nie używają twardych narkotyków, którymi handlują. Zadowalają się marihuaną i piwem. Nałóg grozi uszczupleniem zysków. Organizują napady rabunkowe, kradną luksusowe towary, drogi sprzęt elektroniczny, opiekują się prostytutkami. Te ostatnie nie należą do gangów. Jeśli chcą pracować na terytorium Crips lub Bloods, zgłaszają się do O.G. (original gangsta – nestor grupy), by zyskać protekcję oraz dostęp do narkotyków. Czarne bandy nie utrzymują sztywnej struktury. Lider wyłania się w sposób naturalny: ma największe doświadczenie, powiązania ze zorganizowaną przestępczością, więzienne doświadczenie, dobre pomysły.

Ponieważ hierarchia jest mniej skomplikowana niż u Latynosów, nie sprawdza się policyjna taktyka rozbijania gangu przez eliminację szefa. Sztabowcy są sobie równi, gdy zabraknie przywódcy, każdy może objąć kierownictwo. Gangsta zawsze nosi broń (gat). Używa jej jako narzędzia pracy podczas napadów czy strzelanin samochodowych sygnalizujących, że gang objął dany obszar w posiadanie. Sprowokowany – oszustwem handlowym, donosem, krzywym spojrzeniem – zabija bez wahania. Czarni są zdeklarowanymi wrogami wszelkich instytucji społecznych. Odrzucenie systemu implikuje bezwarunkową solidarność: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

Gangi wypracowały skomplikowaną symbolikę i język niezrozumiały dla człowieka z zewnątrz. Najpopularniejszy znak rozpoznawczy to bandana zwisająca z kieszeni, zawiązana wokół szlufki lub paska, przyczepiona do ubrania zawsze po określonej stronie. Bloods wybrali czerwień, Crips – błękit, Latin Kings – złocisty z czarnym, Los Cholos – brązowy, Outlawz – śliwkowy. Istnieją setki kombinacji. Gangsterzy zakładają też dresy czy bluzy o podszewce w kolorze organizacyjnym. Crips przekręcają czapki daszkiem w prawo. Reguła jednostronności obowiązuje przy noszeniu paska (ustawienie klamry), rękawiczki (lewa lub prawa ręka), spodni (tylko jedna nogawka podwinięta).

Tatuaże pełnią rolę insygniów (często numer ulicy, na której formował się gang) lub „orderów” za kryminalne sukcesy. Inne znaki rozpoznawcze to biżuteria, fryzura, specyficznie przycięte paznokcie, gwizdy, gesty. Bloods ze Wschodniego Wybrzeża pokazuje wyciągniętą do przodu prawą dłoń ze skierowanym w dół palcem wskazującym, a pozostałymi rozsuniętymi. Znaki migowe służą również do przekazywania poleceń, ostrzeżeń, pogróżek. 5-0 (dłoń otwarta, następnie zaciśnięta) to sygnał, że zbliża się policja. Polscy raperzy występujący w USA powinni zatem uważać, jak wyginają palce, bo niechcący mogą kogoś bardzo obrazić.

Polska Mafia działała rok. „Młodzi Polacy przestali pękać. Przedtem każdy mówił, że jest Niemiec, Spanisz czy ch… wie kto – opowiada mój rozmówca. – Jednak naród nie potrafi się zjednoczyć, każdy silny, ale w gębie”.

Greenpoincki gang stanowił efemerydę jak wiele młodzieżowych band ulicznych niezorientowanych na działalność stricte przestępczą. Rozpadł się, kiedy liderzy dorośli. A Greenpoint jest dziś dzielnicą kosmopolityczną, zamożną i spokojną. W biednych, według FBI, działa ponad 33 tys. gangów zrzeszających 1,4 mln osób. Ponad połowa terroryzuje mieszkańców Wschodniego Wybrzeża, sporo nowych powstaje na Południu, zwłaszcza w Teksasie. Ich członkowie odpowiedzialni są za więcej morderstw, gwałtów, rabunków, napadów niż wszyscy pozostali kryminaliści razem wzięci. Zaś w niektórych wielkomiejskich gettach, m.in. Chicago (South Side) czy Detroit, wskaźnik ten rośnie do 90 proc.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version