Po mundialu Lato, Deyna i Gadocha byli wymieniani wśród najlepszych piłkarzy na świecie. Wielu uważało, że gdyby mecz z Niemcami Zachodnimi został rozegrany w przyzwoitych warunkach, to Polska awansowałaby do finału – pisze w swojej monumentalnej „Historii mistrzostw świata” Brian Glanville, legendarny brytyjski dziennikarz.

Nad meczem z 3 lipca 1974 r. unosi się mnóstwo „co by było, gdyby”. Co by było, gdyby zagrał kontuzjowany kilka dni wcześniej Andrzej Szarmach? Co by było, gdyby Polacy przed przerwą wykorzystali choć jedną znakomitą okazję do strzelenia gola? W końcu, co by było, gdyby nie ten cholerny deszcz? W kibicowskiej pamięci mecz z Niemcami nie zapisał się bowiem ani dynamicznymi rajdami, ani paradami bramkarzy, ani nawet golem. Kilku rosłych mężczyzn z trudem przesuwających urządzenie do zbierania wody po murawie, piłka zapadająca się w błocie, pod koniec kolejna nawałnica – to ikoniczne obrazki tego popołudnia.

Niemcom – pierwszy raz w historii organizującym mundial – takie warunki odpowiadały. Do finału wystarczał im remis, Polacy potrzebowali zwycięstwa i musieli atakować. A o kreowaniu akcji nie było mowy. Najlepsi tego popołudnia i tak byli bramkarze – Sepp Maier ratował drużynę przed przerwą, Jan Tomaszewski w drugiej połowie obronił rzut karny Ulego Hoenessa. Koniec końców zwycięstwo 1:0 dał Niemcom Gerd Müller.

Kilka dni później cieszyły się już obie drużyny. Niemcy pokonały w finale natchnioną przez Johana Cruyffa, prezentującą innowacyjny futbol totalny Holandię. Polska w meczu o trzecie miejsce wygrała z Brazylią po golu Grzegorza Laty.

Po pół wieku trudno rozpatrywać „mecz na wodzie” w kategoriach porażki. Polska wraca z mundialu z medalem, po drodze wygrywając z Włochami, Argentyną i Brazylią, mając w składzie króla strzelców (Lato). Brzmi tak dobrze i tak nieprawdopodobnie, że aż trudno uwierzyć, że coś takiego naprawdę się wydarzyło.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version