– Nasze stosunki ze Skandynawami, zwłaszcza z wikingami z Danii, były partnerskie i przynosiły wzajemne korzyści – mówi dr Leszek Gardeła z Duńskiego Muzeum Narodowego w Kopenhadze, badacz historii i archeologii wikingów.
„Newsweek”: Czy archeolodzy wreszcie znaleźli odpowiedź na pytanie, jaki był udział wikingów w powstaniu Polski?
Dr Leszek Gardeła: Jeśli był jakikolwiek, to niewielki. Wszelkie hipotezy, że to wikingowie, czy raczej Skandynawowie z czasów wikingów – bo pamiętajmy, że wiking to profesja, a nie narodowość – założyli Polskę, a przynajmniej mieli w tym niebagatelny udział, można – w świetle najnowszych badań – włożyć między bajki.
Foto: Newsweek
Skąd właściwie te bajki się wzięły?
— Temat Skandynawów istnieje w polskiej dyskusji naukowej od przynajmniej XIX w. Wtedy patrzono na nich w świetle romantycznych wizji wysnutych ze staroislandzkich sag i poezji skaldów mówiących o wolnych, samodzielnych i honorowych społecznościach nordyckich, a także ich dzielnych wojownikach, co było bardzo atrakcyjne dla historyków tamtych czasów, gdy Polska była pod zaborami. Dlatego mieli oni tendencję do pewnego naciągania faktów, tak by wykazać, że ci wspaniali wikingowie mieli duży wpływ na budowę naszego państwa. To stąd wzięły się pierwsze głosy, że np. Mieszko I był Skandynawem, a nie Słowianinem. Jednak z dzisiejszego — ostrożnego — podejścia do źródeł, nie ma na to żadnych dowodów. Co nie oznacza, że w Polsce nie było Skandynawów w ogóle.
A gdzie byli?
— Najbardziej znaną lokalizacją jest oczywiście Wolin, na którym — według nielicznych źródeł pisanych oraz sag — istniała wielka osada, zachwycająca odwiedzających. Na przykład, Adam Bremeński w XI w. pisał, że jest to najwspanialsze, wielokulturowe miasto, gdzie przybywali ludzie z całego świata.
Być może o Wolinie jest też pochodząca z XIII w. saga o Jomsborczykach (Jómsvíkingasaga), opowiadająca o grupie wojowników ze Skandynawii, którzy za przyzwoleniem słowiańskiego władcy o imieniu Burizleifr, czyli prawdopodobnie Bolesław – być może Chrobry a może nawet Mieszko I, któremu nadano tu inne imię – osiedli gdzieś na południowym wybrzeżu Bałtyku i założyli potężną warownię z wewnętrznym portem, otoczonym wałem. Wikingowie żyli w tej warowni, przestrzegając surowych praw zabraniających przebywania tam kobiet, ale też poddawania się w walce czy ucieczki z pola walki. Mieli nad sobą wodza, czyli jarla, który rządził i odpowiadał za podział łupów.
Skoro była taka potężna, to powinny zachować się po niej jakieś ślady?
— Przez wiele lat badacze szukali tej osady, ale na Wolinie nie znaleziono śladów po fortecy, która odpowiadałaby temu opisowi. Na Wolinie archeolodzy nie znajdują też wielu militariów mogących świadczyć o pobycie silnej, skandynawskiej grupy wojowników. Ostatecznie nie wiadomo też czy saga nie była po prostu legendą.
Co więc pozostawili po sobie wikingowie na Wolinie?
— Na Wolinie są ślady protomiasta z przełomu I i II tysiąclecia, ale śladów wikińskich czy skandynawskich nie ma tam tak wiele, jak powszechnie się sądzi. Znajdujemy tam znacznie mniej artefaktów skandynawskich niż tych pochodzących od Słowian. Najczęściej są to wytwory z materiałów naturalnych jak drewno czy kość, niewiele jest zabytków metalowych, takich jak choćby końcówki pasa w charakterystycznym stylu Borre. Nie można więc powiedzieć, że to Skandynawowie wiedli prym w osadzie na Wolinie, gdyż było ich stosunkowo niewielu w porównaniu ze Słowianami.
Sytuacja wygląda nieco inaczej dalej na wschód, w okolicach Kołobrzegu, gdzie znajduje się miejscowość Świelubie. W latach 60. XX w. prowadzono tam wykopaliska na cmentarzysku kurhanowym. Łącznie zidentyfikowano ponad sto kopców, których dotąd tylko niewielka część została w pełni przebadana. Ale wiele z nich zawierało materiały charakterystyczne dla Skandynawów z epoki wikingów. Były to głównie kobiece przedmioty, takie jak owalne brosze, zapinki, odważniki i inne kawałki przedmiotów codziennego użytku.
Foto: Arnold Mikkelsen; Tomasz Czyszczoń i Kornelia Ryłko; Bengt Almgren; Leszek Gardeła / Mikkelsen/Nationalmuseet; Montanus Historical Jewellery; University Historical Museum; Muzeum Pierwszych Piastów na Lednicy
To były rzeczy wojowniczek?
— Na pewno nie. Spora liczba kobiecych świecidełek w stylu skandynawskim świadczy o tym, że wśród migrantów było dużo kobiet, a to wskazuje na osadniczy, a nie łupieżczy charakter tej grupy. Możliwe, że Skandynawowie znaleźli na słowiańskim wybrzeżu lepsze warunki do życia i prowadzenia biznesu niż na Północy. Być może zajmowali się handlem solą, która w tym okresie była jednym z ważniejszych towarów na tutejszych rynkach. Ciekawostką w Świelubiu jest to, że w grobach skandynawskich są elementy słowiańskie, co może wskazywać na współdziałanie tych grup. Nie wiem, czy można pójść tak daleko, by mówić o mieszanych małżeństwach, choć wiemy ze źródeł pisanych, że do takich dochodziło. Np. córka Mieszka I, czyli siostra Bolesława Chrobrego była żoną Svena Widłobrodego, syna Haralda Sinozębego, skandynawskiego władcy.
Więc Skandynawowie docierali też w głąb ziem polskich?
— Z pewnością, choć materiałów archeologicznych mamy najwięcej właśnie z Pomorza oraz z Warmii. Pod Elblągiem jest osada Truso, w której skandynawskich artefaktów znaleziono znacznie więcej niż na Wolinie. To już jednak pogranicze ziem słowiańskich. Natomiast w ich głębi, z dala od Pomorza, śladów obecności Skandynawów jest zdecydowanie mniej, ale jednak się pojawiają. Np. w Wielkopolsce, w promieniu 100 km od Poznania, można znaleźć rozmaite zawieszki, z których najciekawsze to tzw. zawieszki krzyżowate, które mają formę srebrnych krzyżyków, nierzadko bogato zdobionych.
Co niezwykłego jest w tych zawieszkach?
— Istnieje teoria, że traktowano je jako dary dyplomatyczne, więc pojawienie się takiego artefaktu w grobie jest bardzo ciekawe. Mamy na obszarze Wielkopolski dwa takie fragmentarycznie zachowane krzyżyki oraz niemal kompletną zawieszkę z bogatego grobu komorowego z cmentarzyska w Dziekanowicach, ok. 50 km na wschód od Poznania. Pochowana tam kobieta miała na szyi kolię ze srebrnych zawieszek słowiańskich – tak zwanych kaptorg – wśród których znajdowała się jedna skandynawska zawieszka krzyżowata. Wydaje się, że te zawieszki powstawały w warsztatach wspomnianego już Haralda Sinozębego, uważanego za twórcę państwa duńskiego. Kontakty dyplomatyczne musiały więc istnieć.
A słynni wikińscy wojownicy? Bywali u Piastów?
— Na ziemiach polskich znajdowane są też przedmioty, które pokazują, że nasze ziemie odwiedzali wojownicy z Północy. To tak zwane trzewiki pochew mieczy, czyli ozdobne zakończenia drewnianych pochew wykonane zazwyczaj ze stopu miedzi (np. brązu) i innych metali. To są rzeczy, którymi raczej się nie handluje i które wojownik ma przez wiele lat. Skoro więc znajdujemy ich wiele, to wielu musiało być tu wojowników. A takich trzewików mamy w Polsce kilkadziesiąt. Umieszczając miejsca ich znalezienia na mapie, otrzymujemy ciekawe ścieżki, jakimi Skandynawowie przemieszczali się po naszych ziemiach.
Zdarzały się akty agresji i walki między Słowianami a Skandynawami?
— Jeśli chodzi o terytoria dzisiejszej Polski — nic o tym nie wiemy. Za to wiemy, że Słowianie zaciągali się na wikińskie statki i razem z nimi wyruszali na wyprawy! W okresie wikingów mamy pewne źródła z około XI-XII w., mówiące o tym, że Słowianie uczestniczyli w kampaniach militarnych prowadzonych przez duńskich władców na Wyspach Brytyjskich. Skandynawscy wikingowie i słowiańscy wojowie byli więc raczej towarzyszami broni, a nie wrogami.
Czy w naszej kulturze albo w kulturze skandynawskiej są jakieś ślady po tych kontaktach?
— Niewiele w porównaniu ze śladami skandynawskiej obecności na Wyspach Brytyjskich. Tam pozostały np. ślady w języku, nawet we współczesnym angielskim, np. w nazwach dni tygodnia, które nawiązują do nordyckich bogów, czy w niektórych nazwach miejsc. Na przykład końcówka „-by” w nazwach miejscowości to pochodna słowa oznaczającego w językach skandynawskich osadę.
Na ziemiach polskich nie znajdujemy miejsc, których nazwy nawiązywałyby do obecności Skandynawów. Tak samo zresztą, jak w całej polszczyźnie. Kultury te były na podobnym poziomie cywilizacyjnym, więc nawet jeśli coś przejmowały od siebie, trudno to odróżnić od własnych osiągnięć w danej dziedzinie.
Skandynawowie pozyskiwali od Słowian dobrej jakości naczynia gliniane, a nawet podpatrywali nasze sposoby budowania. Bardzo lubili słowiańską ceramikę. Sami nie mogli jej wytwarzać na masową skalę, gdyż Skandynawia nie ma większych zasobów gliny. Dlatego przywozili je od nas, a fragmenty słowiańskiej ceramiki znajdowane są na wielu stanowiskach archeologicznych w Danii. Prawdopodobnie słowiański rodowód mają też stawiane przez Haralda Sinozębego okrężne grody obronne, które od słowiańskich różnią się tym, że mają cztery, a nie dwie bramy.
Czyli to było spotkanie równorzędnych kultur?
— W tym samym momencie, gdy formowało się państwo polskie, formowało się też państwo duńskie. Były to więc cywilizacje na tym samym poziomie rozwoju, w wielu aspektach bardzo podobne. To, co je do niedawna odróżniało, to stosunkowo niewielka na naszym obszarze liczba drogocennych artefaktów, takich jak chociażby ozdobna broń czy oporządzenie jeździeckie, które licznie znajdowano na ziemiach skandynawskich. Ale ostatnie odkrycia na cmentarzyskach, jak chociażby w Ciepłem na Pomorzu, pokazują, że takie przedmioty jak np. bogate zdobienia zoomorficzne z motywami węży, koni, ptaków i rozmaitych mitycznych bestii powstawały również na ziemiach słowiańskich.
Warto zauważyć, że wymiana kulturowa była obustronna. Bo np. te zdobione przedmioty wytwarzane na ziemiach słowiańskich znajdowane są też w Skandynawii, i to w pobliżu ważnych miejsc związanych, chociażby, z Haraldem Sinozębym. Ktoś je tam przywiózł? Być może dotarły w efekcie relacji dyplomatycznych lub innych wspólnych inicjatyw. Chciałbym więc wierzyć, że w dużej mierze nasze kontakty były partnerskie.