Staliśmy z posłami PO pod pałacem prezydenckim i serce rosło, kiedy śpiewaliśmy razem Mazurka Dąbrowskiego. Rok po wyborach czuję, jakbym czekała na wyrok. Jestem niewinna, ale zaraz ktoś mnie skaże. Ile można tak żyć?

Małgorzata zrozumiała, słysząc w telefonie płacz sąsiadki.

– Gosia, ja nie żartuję.

– Ale o czym ty właściwie mówisz?

– Kolej ma przejść przez nasze domy – powtórzyła sąsiadka.

Był marzec 2020 r.

Dziś Małgorzata siedzi w salonie swojego domu razem z Katarzyną i Marzeną. Znają się od dziecka, wszystkie są z Brzezin, miasteczka 20 km pod Łodzią. Minęło cztery i pół roku, a one wciąż nie wiedzą, co dalej.

– Najbardziej wściekłe jesteśmy, że im uwierzyłyśmy. Przecież oni tu siedzieli – Małgorzata wskazuje na długi stół za plecami. – Jedli moje ciasto. Maciej Lasek wysyłał mi życzenia sylwestrowe za pięć dwunasta, zapewniał, że wszystko będzie dobrze.

Do protestów przeciwko CPK zachęcał też Donald Tusk. Mija rok, odkąd odwiedził dom Marzeny. – Mówił, że inwestycja nie będzie budowana na krzywdzie ludzkiej i że jeśli będą wywłaszczenia, to w sposób cywilizowany, że będzie zmieniona ustawa, że możemy być spokojni, bo jeśli tylko PO dojdzie do władzy, to potraktują nas jak ludzi – mówi Marzena.

– Szliśmy za rękę, a teraz śmieją się nam w twarz – dodaje Katarzyna.

Małgorzacie linia kolejowa do CPK zniszczy stadninę, którą budował jej ojciec, a potem ona z mężem. Jest weterynarzem, ma 15 koni. Resztę sprzedała. Zostawiła tylko te najstarsze i najbardziej chore, jak Ares. Takich jak on nikt nie kupi.

– Co mam z nimi zrobić? Uśpić? – pyta Małgorzata. – Nie stać mnie na hotel dla koni.

Dokąd pójdzie? Gdzie znajdzie osiem hektarów? Za co odbuduje stadninę? Tu ją znają, gdzie indziej będzie obca. – Moje życie jest rozwalone – mówi, otwierając drzwi i pokazując, jak z każdym kolejnym planem tory zbliżają się do jej domu. Na początku niszczyły połowę stajni. Dziś całą. Są już 50 metrów od schodów.

– Ale dom ma zostać. Wyobraża pan sobie, że pójdę na balkon i zobaczę, jak będą wszystko burzyć? Stajnię, dom sąsiadów. Jak przeżyć coś takiego, a potem mieszkać w tym miejscu i patrzeć na pędzący pod oknem pociąg? – pyta.

W kilka dni po tamtym telefonie w marcu 2020 r. Małgorzata, Katarzyna, Marzena i inni mieszkańcy Brzezin zorganizowali spotkanie z radnymi i zebrali kilkaset podpisów pod protestem przeciwko budowie linii kolejowej.

– Zastępca burmistrza powiedział wtedy, że tylko szaleniec puściłby tędy kolej. Przecież zawsze mówiło się, że ma iść gdzie indziej. Uśpiło mnie to i uspokoiło – mówi Marzena.

Maciej Lasek, pełnomocnik rządu do spraw CPK, mówi „Newsweekowi”, że po zmianie władzy analizowano przypadek Brzezin. – Okazało się, że tej linii nie da się przenieść. Też w to nie wierzyłem, ale pokazano mi dokumenty, że ten wariant dostał najwięcej pozytywnych opinii i ma najniższą liczbę wyburzeń – mówi

Pociąg przejedzie przez salon Marzeny. Spakuje więc męża i córkę i przeniosą się do teściowej. Nie wymyśliła tylko, co z AGD i meblami. – Córka za 1,5 roku zdaje maturę. Miała wejść w dorosłość z dobrym nastawieniem, a nie z walizkami, pojechać na wycieczkę do Hiszpanii, ale powiedziała, że pojedzie, jak będziemy domni, a nie bezdomni. Plan na przyszłość? Nie zwariować – opowiada Marzena.

– To aplikacja w tle – tłumaczy Katarzyna. – Nigdy się nie wyłącza, zawsze jest z tyłu głowy, nie ma godziny, żeby ułamek myśli nie wędrował w kierunku torów.

Idzie listonosz, dreszcz po plecach, pewnie pismo o wywłaszczeniu. Wjeżdża auto, pewnie będą robić odwierty. Szczeka pies, dzwonek do drzwi. Iść zobaczyć, kto to, czy uciekać na strych? Strach, złość, bezsilność.

– Strasznie kochałam to miejsce, a teraz przestałam czuć się w swoim domu bezpiecznie – mówi Małgorzata.

– Nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi. Zrujnowano nas psychicznie. Nie życzę nikomu życia w permanentnym lęku przez 5 lat. Może tylko tym, którzy nam to zgotowali – mówi Katarzyna.

– Czuję się, jakbym czekała na ogłoszenie wyroku. Wiem, że jestem niewinna, ale zaraz ktoś mnie skaże. Ile lat można tak żyć? – pyta Marzena.

Jeśli nie zgodzą się dobrowolnie sprzedać swoich nieruchomości i będą się odwoływać, to sprawa może ciągnąć się latami. – Usłyszałyśmy, że ktoś się musi poświęcić, żeby ktoś mógł zyskać. Nie jesteśmy przeciwniczkami rozwoju, jeżeli ktoś podjął taką decyzję, to my naprawdę nie powinnyśmy się stresować, tylko wiedzieć, że ktoś się nami zaopiekuje. Za to całe życie, którą chcą nam odebrać, powinnyśmy dostać godne odszkodowanie, żeby nam nawet łza nie pociekła – uważają.

Marzena przypomina sobie, jak Tusk mówił 4 czerwca na marszu, żeby obstawić wszystkie komisje, aby wybory były uczciwe. Więc obstawili. To był jej pierwszy raz w komisji. Z soboty na niedzielę dostała jelitówki, spała trzy godziny, ale pojechała pilnować demokracji.

– Jeden drugiemu w karty zaglądał, panie z komisji wyborczej naskakiwały na ludzi, dlaczego nie chcą wziąć karty do referendum. Dzięki nam te wybory wyglądały zupełnie inaczej – opowiada Marzena.

Wracała o 3 nad ranem, po 21 godzinach pracy społecznej, żeby zaraz szykować się do pracy, dzięki której ma co jeść. – Byłam szczęśliwa, czułam, że wygraliśmy, że nas stąd nie wyrzucą – wspomina.

– Przekonywałyśmy do pójścia na wybory ludzi, którzy nie głosowali od 20 lat – opowiadają.

Tory przejdą też przez dom Grzegorza, sąsiada i szwagra Marzeny, który pokazuje zdjęcie z wpisem Macieja Laska z lipca 2023 r.: „Posłowie PiS abdykowali tchórzliwie, zostawiając swoich wyborców bez pomocy. Nie mają odwagi spotkać się z mieszkańcami Brzezin, Baranowa, Mileszek, dziesiątków miejscowości, w których mieszkańcy będą dotknięci megalomańskim projektem CPK. Dzisiaj to posłowie KO zastąpili byłym wyborcom ich reprezentantów. Na jesieni zastąpimy ich u steru Polski”.

Rok później Lasek, już jako wiceminister infrastruktury, zmienił zdanie i ogłosił, że CPK jednak powstanie.

– Rozumiem, że ludzie mogą czuć się zdradzeni, rozumiem rozgoryczenie. Każdy by chciał, żeby jego domu nie ruszać – mówi „Newsweekowi”. – Ale ktoś musi podjąć niepopularną decyzję i wziąć jej konsekwencje na klatę. I tym kimś jestem dzisiaj ja. Nie wszystko dało się przewidzieć, bazując na niepełnych danych.

W Brzezinach liczyli przynajmniej na poważną rozmowę. – Przecież wielu z tych posłów, którzy byli wtedy z nami, ma dzieci. Patrzą w lustro i kogo widzą? – zastanawia się Marzena.

Wcześniej ci sami politycy, którzy teraz nie odbierają telefonów, prosili je o pomoc w organizowaniu spotkań. „Jesteście taką prężną grupą, skrzyknijcie ludzi, nie będzie PIS, nie będzie CPK, nie będzie kolei” – obiecywali. – Teraz wszyscy zapadli się pod ziemię – dodaje Marzena.

Brzeziny odwiedzali m.in.: Szymon Hołownia, Maciej Lasek, Małgorzata Niemczyk, Iwona Śledzińska-Katarasińska, Dariusz Joński, Krzysztof Piątkowski, Hanna Gill-Piątek, Cezary Grabarczyk, senator Krzysztof Kwiatkowski.

Wierzyłam politykom, którzy obiecywali, że CPK nie powstanie, namawiałam ludzi, żeby nie głosowali na PiS. I co to dało? Rok po wyborach nie mamy nawet gdzie szukać wsparcia Joanna z Koceran

Katarzyna mieszka z Małgorzatą przez płot. Tory przejadą przez jej dom i zniszczą szklarnie – gospodarstwo ogrodnicze, które budowali jej rodzice. Pomagała im od dziecka. Teraz są starzy i chorzy, musi się nimi opiekować. Dzieci chodzą do liceum. Gdy stracą dom, nie wyrwie córki ze szkoły, bo serce by jej pękło. – Synowi zrujnowałabym życie i nigdy by mi tego nie wybaczył – mówi.

Nawet gdyby dostali pieniądze, to nie ma działek w okolicy, nie mają więc żadnego planu.

Nie wie, z czego będzie żyć. Za miesiąc kończą sezon, w lutym sieją pomidory, ogórki, włączają piece do ogrzewania szklarni. Plony zaczynają się w czerwcu i trwają do listopada.

– Przyjdzie ktoś z CPK i powie: „Won stąd”, a ja muszę włożyć znaczną sumę, żeby rozpocząć nowy sezon i mieć dochód na kolejny rok. Kto mi to zwróci? Nie wezmę szklarni na plecy. Bez nich nie mam nic. Zabiorą mi dom i miejsce pracy. Zostawią kawałek gołego pola. I za to nie ma żadnego odszkodowania. Ja mam sobie zorganizować życie, nikogo to nie interesuje. Wykorzystali nas i porzucili – mówi Katarzyna.

Lasek obiecuje: – Jeśli ktoś ma gospodarstwo rolne, zaproponujemy przeniesienie go w inne miejsce. Jeśli ktoś ma stadninę koni, też zaproponujemy przeniesienie na koszt spółki.

– Śpiewaliśmy z nimi hymn, poklepywaliśmy się. Już jest po hymnie, można się rozejść – kończy rozgoryczona Marzena.

Ile człowiek może nie spać, zastanawia się Bożena. Jej udało się pół roku, ale oczywiście nie tak całkiem. Drzemała po dwie godziny dziennie, na moment zapominając o CPK. – Człowiek bez snu jest nabuzowany, nie wie, co ze sobą zrobić. Poszłam na terapię, trwała rok, ale dalej nie potrafię funkcjonować bez leków i nie wiem, czy kiedykolwiek się nauczę – opowiada.

W terapii jest jeszcze jej ciotka, a matka tej ciotki, mówi Bożena, też powinna iść, ale jeszcze sobie tego nie uświadomiła.

Bożena ma kilkanaście hektarów gospodarstwa i 50 uli. Chciała wymienić staw kolanowy, ale nie znajduje dobrego momentu, bo jeśli ich wyrzucą, to będzie musiała pomóc mężowi we wszystkim.

– Jesteśmy w czarnej dziurze. Ja się muszę zwolnić, syn też, ale przede wszystkim boję się o męża. To rolnik z krwi i kości, nie przestawi się – tłumaczy Bożena.

W zawieszeniu żyją od czterech lat. Jeszcze w lutym słuchała konferencji, w trakcie której Lasek zapewniał, że inwestycja nie powstanie. Nie rozpoczynała jednak remontu, nie kupowała nowych rzeczy, nie dała nic synowi. – Od lat żyjemy w takim syfie, ale boję się czegokolwiek ruszać. W okolicy nie ma podobnej działki, a jeśli nawet by była, to nie mam jak się o nią starać, bo nawet jak CPK mi zapłaci, to dopiero 30 dni po wyprowadzce. Kto mi na gębę sprzeda ziemię? – pyta Bożena.

Zgłosiła się do programu dobrowolnych nabyć, ale nie kupuje tej nazwy. – Wcale dobrowolny nie jest. Zrobili 30 ustaw, żeby człowieka wyrzucić za kwotę, którą ustali rzeczoznawca zatrudniony przez CPK, pic na wodę, fotomontaż – uważa.

Tory od CPK przejeżdżają przez jej dom, jak również sąsiadki, która dwa miesiące po spłaceniu kredytu dowiedziała się, że przyjedzie buldożer.

– Nawet za Niemca tak nie było! – krzyknęła 90-letnia matka Bożeny, kiedy zobaczyła, jak przed bramą gospodarstwa zaczynają się odwierty, bo mają tam budować wiadukt nad torami.

Spakowała się i wyprowadziła do siostry.

– Jesteśmy ogólnie prawicowi, jak to ludzie ze wsi. Do kościoła w niedzielę i tak dalej – tłumaczy Bożena. – Ale nie jestem półmózgiem, widzę, co się dzieje. PiS i PO to jest jedna rączka. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej.

Marek z Baranowa od ośmiu lat nie wie, co dalej. Z żoną i dziećmi są do wysiedlenia, ale najbardziej ich boli, że nikt nie przyjdzie i nie wyłoży kawy na ławę. – Nie jestem z tą ziemią bezwzględnie związany, ale nikt nie wykazuje nawet dobrych chęci. Nie ma absolutnie żadnych konkretów, nie chcą mi nawet pokazać operatu za moją posesję. Z chęcią zacząłbym od nowa, a nie męczył się tutaj osiem lat. Gdyby CPK zaoferował mi zamianę na podobną nieruchomość, tobym się zgodził. Kłopot w tym, że oni nie mają takich nieruchomości – mówi Marek.

Lasek: – Z projektem wykupu pod linię kolejową powinniśmy być gotowi w ostatnim kwartale i wtedy przedstawimy ludziom oferty. Pierwszych transakcji spodziewamy się na przełomie roku.

Tory do CPK przetną Markowi dwa domy. Na wyprowadzkę dostanie dwa miesiące. – Gdybyśmy nawet nie zgodzili się oddać naszych nieruchomości, to nie mielibyśmy się za co przenieść, bo procesy sądowe w razie niezgody potrwają lata – mówi Marek i dodaje, że jest przygotowany na to, że straci nie tylko miejsce do życia, ale też dużo pieniędzy. – Odtworzenie nieruchomości za kwoty od CPK jest nierealne i wiele osób się na to nie godzi, ale nie istnieje żaden tryb negocjacyjny. Mój sąsiad ma prawie dwa hektary, dostał trzy lata temu ofertę – 21 zł za 1 m kw. ze wszystkimi bonusami. Kiedy powiedział, że chciałby usiąść do stołu, usłyszał, że albo to bierze, albo idzie do wywłaszczenia.

Marek ma też w Baranowie drugą działkę. Przez nią z kolei przejdzie do CPK linia wysokiego napięcia. Nikt go o tym nie poinformował, o wszystkim dowiedział się od sąsiada. Na papierze zostaje właścicielem działki, ale nie może na niej nic robić i musi ją udostępnić. Odszkodowanie? Dopiero jak ruszą prace.

Niedaleko mieszka 90-latka. Powiedziała, że jak przyjdzie co do czego, to najwyżej tu skona. Nie ma nikogo i chce umrzeć na swojej ziemi.

Między Tarczynem i Grójcem ciągną się tysiące hektarów sadów, a wśród nich leżą Kocerany. 40 minut od Warszawy, kilka minut od ekspresówki do Krakowa.

Działka opada w kierunku stawu, który nie zamarza nawet przy dwudziestostopniowym mrozie, bo bije z niego źródło. Przychodzą do niego bobry i dziki, w wodach żyją szczeżuje, obok rosną drzewa o wymiarach pomników przyrody, choć w gminie nie ma chęci do ich ochrony.

– Myślałam, że umrę z takim widokiem pod powiekami, bo sypialnia wychodzi na staw – mówi Joanna.

Już tak nie myśli, bo w okolicy krzyżują się trzy inwestycje związane z CPK – szybka kolej, linie wysokiego napięcia i autostrada A50. Ta ostatnia w zależności od koncepcji przechodzi albo przez staw, albo przez dom Joanny.

Jej rodzina mieszkała tu przez ostatnie 200 lat. Z małą przerwą. – Ojciec musiał dofinansować inną inwestycję i sprzedał tę działkę 40 lat temu, ale czułam z nią olbrzymią więź, więc odkupiłam 20 lat temu. Naprawiając dziurawy dach, byłam dumna, że wróciłam do korzeni, do ziemi prajoców, a teraz chcą mnie stąd wyrwać – opowiada Joanna.

Niedaleko od działki, nad doliną Jeziorki, nad stawami i mokradłami latają nietoperze, a także perkozy, gęsi, cyraneczki, czaple, czarne bociany, żurawie i dziesiątki innych ptaków.

– Te wszystkie zwierzęta tak jak ja stracą swoje miejsce albo przystanek na długiej drodze. Człowiekowi też się dostanie, bo pod nami są wody, które mają zabezpieczyć Warszawę na przyszłość. Autostrada może je wydrenować – mówi Joanna. I dodaje: – Wierzyłam politykom, którzy obiecywali, że CPK nie powstanie. A rok po wyborach nie mamy nawet gdzie szukać wsparcia. Poszlibyśmy walczyć, ale pod jakimi sztandarami, skoro żadnych już nie ma? Namawiałam ludzi, żeby nie głosowali na PiS, i co to dało?

Cztery kilometry dalej w Michrowskiej Piwniczce owoce, warzywa i przetwory bez cukru produkuje Monika. Jest certyfikowanym rolnikiem ekologicznym, takich w Polsce jest zaledwie kilka procent. Na ojcowiznę wróciła po studiach i pracy w korporacji. – Przeżyłam osobistą tragedię, zmarło mi dziecko. To był bodziec, żeby wrócić, zacząć robić dobre jedzenie, bo w szpitalach napatrzyłam się na chore dzieci – opowiada Monika. – Zaczęłam się wtedy zastanawiać, skąd biorą się alergie, otyłość, choroby onkologiczne, problemy endokrynologiczne. Postanowiłam zrobić coś, żeby ludzie byli zdrowsi, i poświęcić temu życie.

Autostrada do CPK odetnie ją od pola. Teraz z działki, na której stoi jej dom, ma do przejścia 10 m. Po budowie drogi będzie musiała dojeżdżać 10 km. – Nawadniamy uprawy, czerpiemy wodę ze stawu na łąkach, a jak będzie autostrada, to o wodzie możemy zapomnieć, nie pozwolą nam się przebić z nawodnieniem – mówi Monika. – Nikt też nam nie zapłaci za nasadzenia i inwestycje poczynione z racji uprawy. Zapłacą za grunt i to grosze. W dodatku odkupią tylko tyle, ile będzie im potrzeba, czyli pól hektara. Zostawią mi 4,5 ha przy samej autostradzie. Stracę prawdziwie ekologiczne uprawy, na które pracowałam kilka lat, a 70 metrów od okna będę miała samochody pędzące ponad 100 km/godz. na godzinę. To będzie koniec Michrowskiej Piwniczki.

Lasek: – Spróbujemy kupić całą taką działkę. Nie chcielibyśmy zostawiać człowieka z autostradą za oknem tylko dlatego, że zabraliśmy mu kawałek ziemi. Od kilku tygodni pracujemy nad pozwalającym na to rozwiązaniem prawnym.

Monika plusów nie widzi. – Produkujemy zdrową żywność dla Warszawy, a i tak cały czas słyszymy, że to za mało, i musimy pomóc bardziej. Mamy się poświęcić, żeby mieli ciszej w mieście, żeby im się szybciej i łatwiej jeździło. Dlaczego my, ludzie ze wsi, mamy przyjąć na siebie smród, hałas i obłędny pęd świata? Poniesiemy wszystkie koszty, choć z tego nie skorzystamy, bo nie będzie u nas ani zjazdu z autostrady, ani przystanku kolei. Przez nas się będzie tylko szybko przelatywać.

Nigdy do końca nie wierzyła politykom, ale miała nadzieję, że będzie przynajmniej z kim rozmawiać i że ktoś się za nimi wstawi. – Lasek publicznie obiecywał, że tego nie zrobią, ale w rozmowie poza kamerą powiedział mi, że wybuduje małe CPK. Niektórzy nawet obiecywali mi tam pracę, ale nie ma mowy. Nigdy nie będę pracowała dla ludzi, którzy nas oszukali. Nigdy więcej nie pójdę na wybory. A jeśli pójdę, to na karcie narysuję kwiatek.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version