Stwierdzenie „dzieci i ryby głosu nie mają” traci moc. Wielu z nas już rozumie, jak ważne jest umożliwienie dziecku głośnego i wyraźnego wyrażania swojego zdania, i bierze je pod uwagę. Jakie kompetencje zdobywa dziecko, kiedy ma zgodę na to, by mówić to, co myśli?

Człowiek rodzi się z potrzebą wyrażenia własnego zdania. Stara się ją manifestować. Jak podkreśla neuropsycholog Justyna Korzeniewska: „Zaczyna od zadawania pytań, co już jest oznaką tego, że coś dziecko zaciekawiło. Ono chce wiedzieć więcej na dany temat. W wieku 3-6 lat wychodzi z inicjatywą, rozwija własną autonomię oraz poczucie sprawstwa, mówiąc NIE”. Nam, dorosłym, przedstawianie własnego zdania kojarzy się z wyrażaniem poglądu, opinii, krytykowaniem czegoś. Zanim jednak dziecko dojrzeje do tego etapu, musi przejść przez okres, kiedy po prostu komunikuje: czego chce, a czego nie, co zrobiłoby inaczej, co mu się podoba. Często zadaje pytanie: „A dlaczego?”. Kiedy nie uzyskuje satysfakcjonującej odpowiedzi, dopytuje dalej. I to także jest wyrażenie własnego zdania, tego, że coś dziecko zaciekawiło.

Zaspokojona potrzeba przedstawienia własnego zdania pomaga dziecku rozwijać własną tożsamość. Pozwala zrozumieć – za pomocą wypowiadanych słów, myśli, spostrzeżeń – że może pokazać, kim jest, jak rozumie świat, i że ma własną opinię na różne tematy. To ważna umiejętność ułatwiająca odnalezienie siebie w rozmowie z innymi. Ułatwia uporządkowanie otaczającego dziecko świata i skonfrontowanie jego postrzegania z innymi ludźmi.

Kolejną kompetencją, jaką nabywa dziecko, jest ćwiczenie niezależności. Zaczyna się niewinnie, ale konkretnie – np. tzw. buntem dwulatka, kiedy mały człowiek na wiele pytań czy propozycji odpowiada „nie”. Jest to jeden z pierwszych sposobów na zaznaczenie swojej autonomii, wyznaczenie granic innym ludziom, ale przede wszystkim sprawdzenie tego, czy dziecka zdanie będzie respektowane. Ono sprawdza w ten sposób też, w jakich sytuacjach może je wypowiedzieć, jak reagują na nie inni znani mu ludzie, a także obcy.

Justyna Korzeniewska zauważa: „Dorosłych zadziwi pewnie fakt, że dzieci, które idą do szkoły, już doskonale identyfikują się z jakąś grupą. Nagle zdanie rodzica przestaje być aż tak ważne. Np. dzieci same wyrażają opinię na temat tego, co założą, a czego nie. Nam, dorosłym, często takie zachowanie kojarzy się raczej z adolescencją (byciem nastolatkiem), etapem szczególnie ­wymagającym wychowawczo”. Tymczasem – jeśli chcemy ukształtować dojrzałego nastolatka, który będzie umiał mieć swoje zdanie, musimy pozwolić mu na zadawanie tych wszystkich pytań w okresie przedszkolnym oraz wczesnoszkolnym i traktować je poważnie.

To, w jaki sposób dziecko wyraża swoje zdanie, jest dla niego nauką sztuki komunikacji. Przede wszystkim uczy się ono eksperymentować i posługiwać językiem. Młody człowiek jest czujnym obserwatorem tego, jak na dane słowa, ton, emocje i argumenty w wypowiedzi reagują poszczególne osoby. Zaczyna rozumieć, że nie każdy tak samo przyjmuje wypowiadane słowa. Jedni zareagują na nie śmiechem, inni oburzeniem, jeszcze inni złością. Wtedy okazuje się, że niewinne sformułowanie, takie jak „nie”, potrafi stać się początkiem burzliwej dyskusji.

Jak już wiele lat temu dowiódł w swoich badaniach Albert Bandura – dzieci uczą się przez modelowanie, czyli powtarzają zachowania dorosłych. W praktyce sposobu wyrażania własnego zdania dzieci doskonale widzą i słyszą, jak inni potrafią donośnie, z użyciem gestów, bronić swoich racji. Ale potrafią także uczyć się „dyskretnej sztuki manipulacji”, czyli jak przedstawić swój pomysł, aby innym wydał się ważny i atrakcyjny. To ważna umiejętność.

By wpajać dziecku swobodę wypowiedzi, musimy nauczyć się uważnie słyszeć to, co mówi. Ale nie tylko ono, również to, co mówią inni dorośli. Często, kiedy pytamy nasze dziecko o opinię, otoczenie nie szczędzi nam komentarzy: „A po co w ogóle pytać je o zdanie? Przecież to ty jesteś rodzicem!”. To przykład sytuacji konfliktowej między dorosłymi, w której dziecko zaczyna odczuwać ambiwalencję – czy ma odpowiedzieć mamie na pytanie? Czy jednak ma być cicho, bo babcia go nie będzie lubiła? Skoro pytanie już zostało zadane, dajmy szansę na odpowiedź.

Ważne jest także, czy pytanie, które zadajemy, jest adekwatne do wieku dziecka i czy nie wynika z parentyfikacji lub nieodpowiednich kompetencji rodzicielskich. Jak mówi wspomniana neuropsycholog: „Możemy zapytać małe dziecko, jaki deser woli czy co będzie piło do obiadu, ale nie zadajemy mu pytania: czy będzie z nami jadło ten obiad i o której siadamy do stołu”. Często te wspomniane wcześniej konflikty między dorosłymi dotyczą właśnie oceny kompetencji dziecka – czy może ono wyrazić zdanie, czy ma rozeznanie w takiej lub innej sprawie.

I najważniejsze – kiedy już chcemy otrzymać od dziecka odpowiedź, warto ją uwzględnić. To dla dziecka istotna lekcja, podczas której pomożemy mu zrozumieć, że słowem da się wiele zdziałać. Można wyrazić uczucia, sprawić komuś przyjemność lub wyrządzić krzywdę. Można kogoś obrazić lub pochwalić. Jeśli zadajemy dziecku pytanie, oczekujemy jego głosu w dyskusji, nie bagatelizujmy więc tego, co od niego usłyszymy. Jeżeli zadajemy mu pytanie, a ono odpowiada „nie”, jesteśmy zobowiązani to uwzględnić. Bardzo istotne jest, by pokazać ważność dziecięcej opinii.

Z podstawowymi, uniwersalnymi emocjami, opisanymi przez amerykańskiego psychologa, pioniera w dziedzinie badania emocji Paula Ekmana, dzieci spotykają się już w przedszkolu. Doskonale potrafią pokazać, co czują. Z przyjemnością patrzymy na emocje pozytywne, niechętnie na negatywne, a one także muszą być wyrażone. Trzeba znaleźć jednak na to odpowiedni sposób. Istotne jest nazwanie tego, co dziecko może czuć w danej chwili. „Widzę, że jesteś zły, ale spróbuj opowiedzieć mi to na spokojnie. Dobrze?”. Nie krytykujmy, nie oceniajmy – uważając na ton swojego głosu, porozmawiajmy z małym człowiekiem. Dzieci często doświadczają frustracji wtedy, kiedy nie czują się wysłuchane, więc dajmy im to, czego potrzebują. Jeśli my będziemy mówić spokojnie, dziecko bardzo chętnie będzie naśladowało taki model komunikacji. Ważne jest także pochwalenie dziecka (pozytywne wzmocnienie), kiedy uda mu się ze spokojem wyrazić własne zdanie.

Ustalajmy takie zasady kolejności dyskusji, aby każdy z jej uczestników miał okazję się wypowiedzieć. Pozwoli to także na zastanowienie się nad tym, co i jak dziecko będzie chciało powiedzieć. W efekcie każdy będzie mógł zostać wysłuchany oraz pojawi się przestrzeń na zadanie dodatkowych pytań i ustalenie, z czym każdy z nas z takiej rozmowy wychodzi. Tak uporządkowana komunikacja pozwoli również na „ochłonięcie” w czasie, gdy mówi ktoś inny, i przemyślenie tego, co i jak wcześniej postrzegaliśmy i słyszeliśmy. Może i my sami czegoś się o sobie i swoim dziecku dowiemy? Poza tym dzieci bardzo lubią wiedzieć, co się będzie działo po kolei, wiec warto to wykorzystać w praktykowaniu uważnej komunikacji.

Kiedy dziecko ma szansę wyrażać swoje opinie, a jego zdanie jest brane pod uwagę, nabiera przekonania, że jest ważne. Zaczyna czuć, że jego słowa mają moc, a to skutkuje tym, że chętniej będzie dzieliło się z nami nie tylko swoimi radościami, ale i trudnościami, jakich doświadczy. Nauczy się np. proszenia o pomoc, stawiania granic innym ludziom, bycia uważnym w rozmowie. To wszystko sprawi, że będzie mu w życiu łatwiej. – Dziecko musi wiedzieć, że jego potrzeby, zainteresowania, opinie, problemy i radości – są istotne dla jego ważnych dorosłych – mówi Justyna Korzeniewska. – Czasem rodzice dziwią się, że dziecko ma jakieś poważne kłopoty, np. w grupie rówieśniczej, bo nigdy niczego takiego nie manifestowało. Być może nabrało przekonania, że skoro nikt go nigdy nie słucha, to nie warto o tym mówić. Bierna postawa rodziców – wobec wyrażania własnego zdania przez ich dziecko – miewa smutne konsekwencje. Mogą oni np. nabrać przekonania, że ich dziecko i jego uczucia nie są takie ważne. W konsekwencji dziecko zmaga się samo ze swoimi problemami. Dzieci nie chcą się z nami dzielić tym, co je trapi, nie dlatego, że nie ufają czy boją się konsekwencji, ale dlatego, że nie widzą sensu mówienia – dodaje.

Dziecko może stać się naszym ważnym nauczycielem. Jego pojmowanie świata, obserwowanie go i opisywanie jest dla nas, dorosłych, wspaniałym doświadczeniem. Często rozmowa z własnym dzieckiem bywa niedocenianym skarbem. A przecież my jako rodzice także się wtedy rozwijamy. Warto przeanalizować, zastanowić się, skąd nasze dziecko wzięło jakąś konkretną opinię, jak do tego doszło. Wspomniana Justyna Korzeniewska pracuje z dziećmi chorymi terminalnie. Relacjonuje, że rozmowy z tymi małymi pacjentami są dla niej niezwykle cenne: – Jedno z dzieci zastanawiało się nad tym, że kiedy umrze i pójdzie do nieba – to będzie małe, ale kiedy jego siostra umrze, będzie zapewne staruszką. Czy więc kiedy się w tym niebie spotkają, będą umiały się razem bawić? Czy siostra będzie tego chciała? Takie rozmowy naturalnie popychają nas ku refleksji, weryfikacji swoich poglądów.

Karolina Malinowska — psycholog. Mama trzech synów, autorka książki „Spokojnie, to tylko dzieci, czyli jak wychować i nie zwariować”. Prowadzi prywatną praktykę psychologiczną

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version