Ksiądz straszył demonami i piekłem za antykoncepcję. Trzymałam się kurczowo narzeczonego, żeby stamtąd nie uciec.

— Dwie pary na wstępie zaznaczyły, że są razem od dwunastu lat. Prowadząca i tak zaczęła od tego, że miłość cielesna jest zarezerwowana na czas po ślubie — opowiada Janek. Ma 32 lata, bierze ślub w Warszawie. Jest agnostykiem, ale ma religijną narzeczoną, zdecydowali więc, że wezmą ślub kościelny.

Janek zastanawia się jeszcze, czy uzupełni bierzmowanie i złoży pełną, wyznaniową przysięgę, czy ślub będzie „jednostronny”— przysięgę złożyłaby tylko narzeczona. Ten dylemat traktuje poważnie. Podobnie jak obowiązkowe spotkania w ramach wymaganych przez Kościół nauk przedmałżeńskich. Normalnie trzeba odbyć ok. dziesięciu katechez raz w tygodniu oraz trzy wizyty w przykościelnej poradni rodzinnej. Janek i Julia posłusznie uczęszczają.

— Jeśli Kościół mnie do siebie przekona, wezmę pełen ślub wyznaniowy — deklaruje narzeczony.

Na ich kolejnym spotkaniu prowadząca przedstawiła się jako psycholożka i referowała różnice między kobietą a mężczyzną: — Mamy inne mózgi, inaczej zbudowane oczy, nawet uszy. Kobiety np. słyszą lepiej niż mężczyźni.

— Jak to? — podniósł w końcu głowę jeden z kursantów. — Moja narzeczona większość kłótni wszczyna dlatego, że źle usłyszała to, co powiedziałem!

Janek rzucił się sprawdzać artykuły naukowe. — W kwestii słuchu różnice płciowe to bujda — ustalił. Naukowcy jedynie zaobserwowali, że kobiety szybciej niż mężczyźni reagują na płacz niemowlaka. A to nie to samo, co inna budowa narządu słuchu. Za to można mówić o czymś takim jak płeć oka: kobiety mają szersze widzenie obwodowe, mężczyznom z kolei łatwiej dostrzec szczegóły pod warunkiem, że te znajdą się w środkowym obszarze ich widzenia. Janek nabrał więc nieco zaufania do kościelnych nauk przedmałżeńskich. Jednak trzecie spotkanie przewróciło jego świat do góry nogami.

W przedślubnej spowiedzi w Koninie Joanna usłyszała od księdza: — Żałuj, że nie dochowałaś czystości!

Pożałowała. Ale raczej tego, że dała się narzeczonemu wmanewrować w ślub kościelny. Mają roczne dziecko. — Gdybym poważnie potraktowała tego księdza, musiałabym sobie wyrzucać, że mój cudowny synek jest na świecie — mówi.

Na pytanie, czy jest wierząca, odpowiada twierdząco: — Ale żadnego Kościoła mi do tego nie potrzeba — zarzeka się.

A jednak wraz z narzeczonym znaleźli się w tej połówce par małżeńskich w Polsce, które staną na ślubnym kobiercu przed księdzem, nie przed urzędnikiem państwowym. Jak podaje GUS, liczba nowo zawieranych małżeństw od dziesięciu lat pozostaje na poziomie poniżej 200 tys. rocznie. W 2021 r. zarejestrowano w Polsce 168 tys. nowych związków. Połowa z nich to śluby cywilne, połowa (54 proc.) — wyznaniowe. Dzisiejsza proporcja „fifty-fifty” jest efektem zachodzących zmian cywilizacyjnych. Jeszcze dziesięć lat temu małżeństwa kościelne zawierało aż 68 proc. polskich nowożeńców.

Dla Joanny to tylko porządkowanie spraw: mieszkają razem, zostali rodzicami, czas się pobrać. Żeby tego dopiąć, musieli oczywiście zaliczyć standardowe nauki przedmałżeńskie.

— Ksiądz czytał z kartki podział na typy osobowości i mówił, które da się dopasować, a które nie — opowiada. W poradni rodzinnej było lepiej. — Para z dłuższym doświadczeniem opowiadała o konfliktach i jak je rozwiązywać. Albo, jakie są problemy przy wychowywaniu dzieci. Było miło, jak u psychologa, który pracuje z małżeństwami — chwali Joanna. Od koleżanki słyszała, że w poradni rodzinnej mówią, aby unikać kosztownych kremów do pielęgnacji, ponieważ są wytwarzanie z płodów po aborcji. — Uciekłabym! — zapewnia mnie Joanna.

— Czyli nie usłyszałaś na naukach niczego, z czym byś się nie zgodziła? — pytam.

— Kilka razy wspomnieli o homoseksualistach, że to ich zdaniem zboczenie. Nie wchodziłam jednak w dyskusję, wolałam mieć te nauki z głowy — mówi.

Trzecie spotkanie w poradni rodzinnej. Janek i Julia słuchają o antykoncepcji i płodności. Prowadząca podkreśla, że w laboratorium, na płytce naukowcy wybierają te „najładniejsze, najzdrowsze, najlepsze życia” i te rozwijają. Pozostałe „życia” zamrażają. Wszystko tworzone jest „bez miłości” i poza małżeństwem. „Pod świetlówką, w sposób taśmowy, inżynieryjny”, w ramach nieetycznej „zabawy w Boga”. Mówi też, że dzieci stworzone tą metodą częściej chorują, częściej mają wady genetyczne, np. częściej mogą mieć zespół Downa.

Narzeczeni nie wytrzymują. Wstają z krzeseł.

— Ludzie odchodzą z Kościoła przez takie rzeczy! — krzyczy w oburzeniu jeden z kursantów.

— Nikogo nie zmuszam, żeby był katolikiem — kwituje spokojnie prowadząca.

Na facebookowej grupie założonej dla wymiany doświadczeń przedślubnych (od jaki dobrać welon po jak załatwić formalności) pytam narzeczonych, czy nie mają problemu z naukami przedmałżeńskimi. Odpisują:

A.: Ksiądz straszył demonami i piekłem za antykoncepcję. Trzymałam się kurczowo narzeczonego, żeby stamtąd nie uciec.

S.: Dowiedziałem się, że prezerwatywy to jakieś alieny, które mordują kobietę od środka razem z jej potrzebą zostania matką.

K.: Ksiądz powiedział, że jak mąż chce, to żona ma obowiązek mu dać.

M.: Miałam takie przemyślenie, że tym opowiadaniem bzdur o antykoncepcji i in vitro to możne komuś mniej świadomemu zrobić krzywdę. Szybko tę myśl odgoniłam. Bo jak człowiek chce mieć ślub, to musi iść na kurs i trochę przymknąć oko.

Loguję się na nieodpłatny kurs małżeński online na platformie nauki.pl. To 13 spisanych katechez uzupełnionych wideo wywiadami z księdzem. Cztery moduły: Teologia małżeństwa, Etyka życia małżeńskiego, Liturgia sakramentu małżeństwa i Naturalne Planowanie Rodziny. Każdy moduł kończy egzamin w postaci testu z odpowiedziami do wyboru, jeśli zaliczę wszystkie — nieodpłatnie dostanę zaświadczenie ukończenia kursu.

Z definicji miłości odrzucam „uczucie” i „seks”, dzięki temu zdobywam maksymalny wynik i przechodzę dalej.

„W jakich warunkach można zerwać sakrament małżeństwa?” — odrzucam wszystkie wymienione przypadki: zdradę, niezgodność charakterów oraz „jeśli jedna ze stron wpadła w alkoholizm” i wybieram słowo „nigdy”. Choć głupio mi tak ściemniać, bo sądy kościelne w Polsce wydają rocznie ponad 2,5 tys. wyroków „unieważniających” małżeństwa. Bingo! Przechodzę dalej.

Na pytanie „Dlaczego Kościół sprzeciwia się stosowaniu środków antykoncepcyjnych?”, wybieram odpowiedź: „Ponieważ negatywnie wpływają na zdrowie”. Błąd! Bo jeszcze: „zaburzają więź między małżonkami”, „mają negatywne skutki psychiczne” a „większość jest wczesnoporonna”.

Im dalej, tym trudniej. W teście dotyczącym „Przekazywania życia” nie jestem już w stanie wytypować prawidłowych odpowiedzi.

Kurs poucza, że kalendarzyk lepiej chroni przed ciążą niż prezerwatywa. A przed AIDS to już tylko stuprocentowa wstrzemięźliwość. Czytam, że sztuczne zapłodnienie jest niedopuszczalne, bo „dokonuje się poza aktem małżeńskim”. Również antykoncepcja jest grzechem i wypacza współżycie małżeńskie „poprzez sprzeciw wobec możliwości poczęcia nowego życia”. Natomiast aborcja lub stosowanie środków wczesnoporonnych to cięższy jeszcze grzech — zabójstwa. Podobnie jak procedura in vitro. Z powodu uśmiercania zarodków.

Łykam jeszcze tylko, że pieszczoty erotyczne, stosunek przerywany, petting, masturbacja — wszystko, co nie jest pełnym aktem małżeńskim — to grzech. I odpadam.

— Nie jestem za hipokryzją. Jeśli komuś nauki nie pasują, może wziąć ślub cywilny — Gośka odpowiada na wątpliwości wobec nauk przedmałżeńskich. Wraz z mężem Piotrem aktywnie działają w ruchu Spotkania Małżeńskie, który promuje dialog w małżeństwie i pogłębianie więzi z Bogiem. Prowadzą m.in. spotkania dla narzeczonych. Gośka przyznaje, że niektóre poglądy szerzone przez wyznawców Kościoła katolickiego idą za daleko. Na przykład w kwestii in vitro. — Procedura in vitro jest wątpliwa etycznie. Ale żeby mówić, że z tymi dziećmi jest coś nie tak? To gruba przesada — mówi.

Jej i Piotra droga do małżeństwa też biegła pod prąd oficjalnych nauk Kościoła: zamieszkali ze sobą bez ślubu, za to już z dzieckiem, a dopiero witając kolejne, postanowili się pobrać. — Jak wychowywać dzieci, to tylko przez przykład — zdecydowali. Przekonały ich do tego odlotowe wyjazdowe rekolekcje dla par oraz rodzice, którzy od lat działają w katolickich ruchach małżeńskich.

Nawet odstawienie hormonów Gośka powitała z ulgą. — Nie musiałam się już martwić, że zapomnę tabletki i przestałam tyć — mówi.

No, ale teraz po czwartym dziecku, zaczyna się nad tym znowu zastanawiać.

Postawili z Piotrem problem na spotkaniach kościelnej grupy małżeńskiej. Czy wolno im wrócić do hormonów? — Powiedzieli, że przy dokładnej interpretacji objawów śluzu i temperatury, da się bardzo precyzyjnie przewidzieć dni płodne — mówi Gośka. — Stanęliśmy na rozdrożu.

P.S.

W międzyczasie Janek skończył kurs i podjął decyzję. Ślub będzie jednostronny, tylko narzeczona weźmie na siebie ciężar przysięgi małżeńskiej Kościoła katolickiego. — Nie jestem przekonany do dogmatów — mówi Janek.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version