– Kreowanie przez influencerów obrazu swojego życia sprawia, że młodzież pragnie funkcjonować jak oni. Nie każdy nastolatek zdaje sobie sprawę, że celem internetowych idoli jest przede wszystkim zwiększanie zasięgów, a następnie monetyzowanie ich. Że to życie, które codziennie oglądają na ekranach swoich komórek, jest ustawką – mówi socjolog i edukator społeczny dr Maciej Dębski.

Maciej Dębski: Ważnym towarzyszem codzienności. Młodzi poświęcają im dużo swojego wolnego czasu, bo podglądają ich dzień w dzień. Ale na śledzeniu działalności gwiazd internetu nie kończą. Młodzież stara się ich także naśladować. Ubierać się jak oni, używać tych samych kosmetyków, kupować podobne produkty do jedzenia. Trzeba jednak zaznaczyć, że dla niektórych nastolatków ważni są jeszcze patoinfluencerzy. Chętnie obserwują, jak ci szokują i przekraczają granice po to, aby zdobyć rozgłos, poklask czy duże pieniądze.

– Na szkoleniach z higieny cyfrowej, które prowadzę dla szkół, rozmawiam z nastolatkami o patotreściach. Dziś najczęściej je wyśmiewają. Myślę, że wiele zmieniła Pandora Gate. To afera z najbardziej popularnymi influencerami z YouTube’a, którym zarzuca się wykorzystywanie seksualne nieletnich. Ich młodzi widzowie trochę się po niej ocknęli. Zrozumieli, że nie każdy idol z sieci jest wzorem godnym naśladowania. Zresztą coraz częściej widzę u nich bardziej dojrzałe postawy związane z internetem. Na przykład zastanawiają się nad ochroną wizerunku w sieci, siłą rażenia wpływu influencera i tym, jak bardzo mu ulegają.

– Mimo coraz większej świadomości na temat zagrożeń w internecie wciąż wielu z nich ufa wszystkiemu, co tam zobaczy. Nie każdy nastolatek zdaje sobie sprawę, że celem internetowych idoli jest przede wszystkim zwiększanie zasięgów, a następnie monetyzowanie ich. Młodzi zapominają też, że życie ich codziennych towarzyszy, które oglądają na ekranach swoich komórek, jest zwyczajnie ustawką.

– Ja również. Nie ma w tym nic zaskakującego, że nastolatkowie są publicznością nieco mniej refleksyjną i krytyczną. Po pierwsze, są jeszcze młodzi. Po drugie, skoro nie mają edukacji medialnej, nie potrafią odróżnić prawdy od fałszu ani uznać, że dany film jest nastawiony wyłącznie na polaryzację odbiorców. Dlatego potem każde słowo influencera biorą za dobrą monetę.

Refleksyjności, asertywności i krytycyzmu wymagam przede wszystkim od rodziców i nauczycieli. Chciałbym, aby to oni przygotowywali młodą osobę do bycia online. Rozumiem jednak, że oni także nie mają łatwo z powodu pędzącego rozwoju technologii. Najnowsze badania NASK, czyli Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej, pokazują, że dorośli nie mają pojęcia, co robi ich dziecko w internecie. Tę niszę wypełniają influencerzy, którzy tę wiedzę posiadają. Dzięki niej budują swój autorytet. Czasem niestety w sposób mało moralny.

Poza tym nie ma się co dziwić, że młodzi nabierają się na triki niektórych idoli z sieci, skoro bezkrytycznie wierzą im nawet dorośli. Influencer przypomina dziś jednoosobową firmę. Inne marki pragną, by zareklamował ich produkt. Proszę jednak zobaczyć, że często nie sprawdzają, z kim zamierzają współpracować. Nie badają, jaka jest jego przeszłość lub jakie treści promuje. Dopiero gdy później wybucha afera, wszyscy umywają ręce i się wycofują. To samo dzieje się, gdy patostreamerzy przekraczają dozwoloną granicę na YouTubie. Dorośli, którzy zarządzają tym portalem, nie zawsze blokują ich konta. Młodzi potem dochodzą do wniosku, że najwyraźniej zachowania niebezpieczne, przemocowe czy epatujące nagością nikomu nie przeszkadzają.

– Jakiś czas temu pewna influencerka wpadła na pomysł, aby promować jedzenie muchomora. Nie została pociągnięta do odpowiedzialności, a przecież pokazywała ludziom, w tym młodym, że trujący grzyb nikomu nie zagraża. Przepraszam bardzo, ale słowa mają moc. Nie można zasłaniać się tutaj wolnością wypowiedzi. Zamiast tego lepiej zastanowić się, czy warto coś takiego wrzucać do internetu. Przecież dla młodych podobne osoby bywają autorytetami. Nie z racji wiedzy, tylko zasięgów i liczby obserwujących ich profile. Wie pan, że im głupszy post wrzucam na swoje media społecznościowe, tym więcej lajków zbieram? Proszę pomyśleć, jaką lekcję wyciąga z tego młodzież.

Podczas pracy z uczniami mam często wrażenie, że wielu z nich traktuje słowa internetowych idoli jako naukową prawdę. Ostatnio jeden z influencerów dowiedział się o ADHD. Stwierdził – bez konsultacji z lekarzem – że z pewnością również je ma. Na jakiej podstawie? Przeczytał w internecie o objawach. Tyle wystarczyło mu do diagnozy. Tyle też potem wystarczy nastolatkowi, aby powiedzieć kolegom: „Przecież to mówił influencer. On nie może kłamać”.

– Chciałbym zaznaczyć, że nie każdy youtuber rozsiewa głupoty w sieci. Ale martwi mnie, jak wielu z nich promuje idealistyczną wizję życia. Prezentują niezdrowe standardy urody. Wynajmują wielki dom, w którym mieszkają ze znajomymi. Jeżdżą potwornie drogimi samochodami. Stołują się w wytwornych restauracjach. Trudno wymienić fragment ich życia, w którym nie ma przepychu i który nie podlegałby ekshibicjonizmowi. Takie fałszywe kreowanie obrazu swojego życia sprawia, że młodzież pragnie funkcjonować jak influencerzy. Tylko jakim cudem, skoro sama nie jest tak bogata.

Nie przez przypadek eksperci alarmują, że człowiek do 13. roku życia nie powinien mieć dostępu do mediów społecznościowych. On nie radzi sobie z presją, która tam jest. A influencerzy lubią ją podsycać. Niektórzy z nich budują na tym swoją markę i pragną, aby publiczność utożsamiała się z nimi. Dlatego potem sprawiają wrażenie bardziej przystępnych. Całą uwagę wokół siebie nakierowują na emocje. Co jakiś czas urządzają konkursy dla swoich widzów. W ramach nagrody można sobie z nimi zrobić selfie. Który z nastolatków nie chciałby pochwalić się zdjęciem z osobą mającą miliony obserwujących na Instagramie? Ale są jeszcze tacy influencerzy, którzy wrzucają filmiki do internetu, a następnie celowo je kasują. Ten, kto nie zdąży ich obejrzeć, obwinia się: „Jak mogłem przegapić tak ważny moment z życia mojego idola?”.

– Może tak być, ponieważ influencer pozwala mu zaspokoić potrzebę przynależności. Wyobraźmy sobie młodą osobę zapisującą się na facebookową grupę youtubera. Tam spotyka ludzi, którzy również go podziwiają. Młodzież czuje się przez to mniej samotna. Problem jedynie w tym, że 11-latek nie jest jeszcze w stanie zrozumieć swojej relacji z człowiekiem, którego zna z komórki bądź monitora. Każde pokolenie ma swoje reality show. My oglądaliśmy „Big Brothera”, a młodzi – streamowane życie influencerów. Podglądanie siebie nawzajem jest naturalne dla naszych społecznych mózgów. Pytanie jednak, czy nastolatki chcą żyć wyłącznie tym, co robią inni.

– Podczas warsztatów o nadużywaniu technologii rodzice mówią mi, że interesuje ich głównie czas, który nastolatki spędzają w sieci. Ale nie tylko to jest ważne. Liczy się również jakość tego czasu. Być może młody człowiek ogląda przez kilka godzin mało mądre wywody jakiegoś influencera. Ale może również odpalić film naukowego influencera i uczyć się czegoś o świecie.

Niektórzy dorośli wciąż myślą: „Przecież internet nie ma nic wspólnego z rzeczywistością”. Otóż – ma! Nastolatkowi, który dostanie od influencera nagrodę, serce będzie skakać z radości. Jeśli zostanie wykluczony z grupy jego fanów – a to dziś częsta forma cyberprzemocy – może się załamać. Czym różni się wyrzucenie kogoś z konwersacji na Messengerze od zamknięcia przed nim drzwi do klasy i powiedzenia: „Sorry, nie chcemy cię tutaj”? Tu nie ma cyfrowych łez. Są tylko prawdziwe.

– Większość rodziców ani nauczycieli nie ma tej wiedzy. Powoli jednak zaczyna się to zmieniać. Pojawia się coraz więcej osób, które naprawdę interesują się internetem. Nie udają, że influencerzy czy popularna gra „Minecraft” nie istnieją. Gdy ich nastolatek wymienia nazwisko idola z YouTube’a, starają się o nim czegoś dowiedzieć. Oglądają filmy, czytają o nim. I bardzo dobrze, bo to zakichany obowiązek rodzica, aby wiedział, kogo podziwia jego nastolatek bądź nastolatka. Zastanówmy się: czy tak chętnie wypuścilibyśmy ich z domu z nieznajomą osobą? No właśnie. Dlaczego więc nie kontrolujemy obcych z internetu, których słucha nasz syn lub córka?

Jeśli dorosły zna świat młodego człowieka, jest w stanie podyskutować o nim: „Uważasz, że jego życie wygląda fajnie? Też byś tak chciał? Co musiałbyś zrobić, by tak żyć?”. W ten sposób nie tylko urealniamy młodzież, ale pokazujemy jej alternatywę dla świata cyfrowego.

– Nie dziwi mnie to i nawet nie chciałbym oceniać ich wyboru. Chciałbym natomiast wytłumaczyć im, że to prawdziwa praca na pełny etat, a nawet i więcej. Młodzi mówią często na moich szkoleniach: „Marzę, aby osiągnąć to, co influencer”. Nie mają jednak pojęcia, jak wyboista jest droga do tej mety. To tak, jakby chcieli wejść bez przygotowania na Mount Everest. Pamiętam, że jeden z chłopaków z warsztatów chciał poprowadzić jak jego internetowy idol program o nowościach ze świata piłki nożnej. Aby doświadczył, jak trudna jest to praca, zaproponowałem: „To może stwórz jeden odcinek?”. W ten sposób przekonał się, że nie tak łatwo nagrać film. No i przy okazji zdecydował, kim chce być w internecie: odbiorcą treści czy ich twórcą. Bo tworzenie w sieci jest najwyższą formą uczestnictwa w niej.

– Nie. Najważniejsze, aby nie szerzył patotreści ani nie manipulował młodą widownią. Chodzi również o to, abyśmy mieli kontrolę nad tym, co oglądają nasi nastolatkowie. Dorosły jest bowiem jak stary miś, którego trudniej nabrać na sztuczny miód. To on ma pełnić funkcję przewodnika po świecie nowych technologii. Być może dzięki temu jego syn lub córka pójdą potem do szkoły i powiedzą kolegom: „Ej, a co wy tacy bezkrytyczni? Nie sądzicie, że ten gość może wygadywać bzdury w internecie?”.

– Wtedy oddamy influencerowi pełną kontrolę nad naszym dzieckiem. Dojdzie do zamiany ról. On stanie się jego rodzicem. Zacznie go wychowywać. Na pewno byśmy tego chcieli?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version