Na oddziałach położniczych polskich szpitali na dobre zadomowili się producenci sztucznego pokarmu. Sponsorują konferencje, bombardują logotypami, rozdają produkty w formie gadżetów. Choć agresywny marketing jest niezgodny z wytycznymi WHO, Ministerstwo Zdrowia nie umie lub nie chce postawić temu tamy.

Kolorowa ulotka z „Dnia Otwartego Porodówki”, który duży wojewódzki szpital specjalistyczny zorganizował 8 lutego. Na broszurze lista wykładów oraz warsztatów (między innymi higiena ciąży oraz pielęgnacja neurorozwojowa). U dołu ulotki lista partnerów z dużymi logotypami producentów sztucznego pokarmu. Ważna informacja: upominki dla każdego oraz loteria nagród.

Specjalistyczne forum „Noworodek w centrum uwagi” zorganizowane 17 stycznia. Wśród tematów zaburzenia wzrastania, problemy z karmieniem oraz żywienie niemowląt i małych dzieci. To ostatnie prowadzone przez przedstawicielkę producenta sztucznych mieszanek. Partnerzy główni? Potentaci rynku sztucznej żywności.

— Niedawno zapisałam się na webinar poświęcony żywieniu najmłodszych, zapobieganiu otyłości. Szkolenie adresowane do lekarzy, w tym do młodej kadry — rezydentów. Wykład prowadzony przez autorytety medyczne z ogromną wiedzą. Ku mojemu zdumieniu wystąpienie nagle przesłoniła wielka reklama. Mieszanka mleczna taka i taka, nasz produkt jest wyjątkowy, wspieramy dziecko w trudnych sytuacjach. To absolutnie nie do przyjęcia z etyczno-medycznego punktu widzenia, wbrew wytycznym światowych gremiów zdrowotnych – mówi „Newsweekowi” dr Urszula Bernatowicz-Łojko, specjalistka neonatolog, pediatra z Torunia, współorganizatorka reaktywacji banków mleka w Polsce.

Jeszcze w grudniu 2014 roku wiceminister zdrowia, Igor Radziewicz-Winnicki na łamach „Rynku Zdrowia” alarmował, że nad Wisłą „trzeba skończyć z hegemonią produktów mlekozastępczych”. Przez ponad dekadę niewiele się jednak w tej sprawie zadziało.

Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia każde dziecko, o ile to tylko możliwe, do szóstego miesiąca życia powinno być karmione tylko naturalnym mlekiem matki. Sztuczna żywność, choć z każdym rokiem pewnie coraz lepsza, nie może się z nim równać. Karmienie piersią – i jest w tej sprawie powszechny naukowy konsensus – działa na dzieci jak pierwsza szczepionka, a u kobiet zmniejsza ryzyko zachorowania na cukrzycę, otyłość i niektóre nowotwory, w tym raka piersi. „Mleko kobiece jest najlepszym możliwym pokarmem dla niemowlęcia, zapewnia mu optymalny wzrost i rozwój, obniża ryzyko chorób, a tym samym koszty ich leczenia” — piszą w jednej z prac naukowych badaczki na czele z dr n. med. Magdaleną Nehring-Gugulską, współzałożycielką Centrum Nauki o Laktacji w Warszawie. Celem żywieniowym WHO na rok 2025 jest zwiększenie do 50 proc. odsetka dzieci karmionych wyłącznie karmionych piersią do 6. miesiąca życia.

— Jesteśmy ssakami, to nasz prawidłowy wzorzec, taka nasza natura. Choć karmienie piersią od pewnego czasu przedstawia się jako anachroniczne, dla dziecka nie ma zdrowszego pokarmu – dodaje w rozmowie z „Newsweekiem” Natalia Barska, wykładowczyni, położna i Certyfikowana Doradczyni Laktacyjna.

Niestety statystyki wskazują, że ponad 90 procent polskich mam zaczyna od karmienia piersią, ale dość szybko przechodzi do podawania dzieciom sztucznego pokarmu. Powodów są dziesiątki, ale w czołówce – pomimo wielu działań zaangażowanych położnych, pielęgniarek, lekarzy oraz NGO’sów – pozostają brak profesjonalnej wiedzy oraz odpowiedniego wsparcia. Porada laktacyjna nadal nie jest nadal wydzielonym świadczeniem gwarantowanym, a laktatory nie są refundowane. System opieki zdrowotnej nie promuje placówek, które się o to zatroszczą. A świat nie znosi próżni.

Według globalnego raportu WHO oraz UNICEF z 2022 roku ponad połowa rodziców na świecie jest wystawiona na agresywny marketing mleka modyfikowanego. Branża to niebagatelna – szacuje się, że rynek sztucznych mieszanek wart jest na całym świecie około 55 mld dolarów. Arsenał strategii marketingowych producentów jest bogaty. Targetowanie online, sponsorowanie sieci porad oraz infolinii, promocje i darmowe prezenty, wpływanie na szkolenia i zalecenia dla pracowników służby zdrowia (patrz początek tego tekstu).

Żeby zapobiec takim działaniom, WHO oraz UNICEF przygotowały klarowne wytyczne. Jedną z nich jest „zakaz przyjmowania przez pracowników służby zdrowia sponsorowanych stypendiów, nagród, dotacji, spotkań i wydarzeń od firm sprzedających żywność dla niemowląt i małych dzieci”. Wiele takich rekomendacji Polska zaimplementowała do swojego prawodawstwa. Jednak zapisy sobie, a życie sobie.

— Wiele szpitali jest regularnie odwiedzanych przez przedstawicieli firm mieszankowych. Przynoszone są kartony mieszanek w gotowych już porcjach, w butelkach po 60 oraz 90 mililitrów. Funkcjonuje to jako gadżet reklamowy. Mleko sztuczne jest więc stale dostępne i nie generuje kosztów. Ten rodzaj marketingu działa jak mechanizm uzależnienia. Jeżeli coś sprawdziło się w szpitalu, sięgniemy po to również po powrocie do domu – tłumaczy w rozmowie z „Newsweekiem” Katarzyna Asztabska, międzynarodowa konsultantka laktacyjna od 2004 roku.

Placówki medyczne mogą też liczyć na bardzo preferencyjne ceny. Na dowód oglądamy jedną z faktur z małego szpitala powiatowego w centrum Polski (około 300 porodów rocznie). Koszt opakowania zawierającego 24 buteleczki 90 mililitrów sprzedawca wycenił na…54 grosze. W aptece ten sam preparat kosztuje ponad 100 zł. I tyle wyda na niego rodzic po powrocie do domu.

Doktor Urszula Bernatowicz-Łojko zwraca uwagę na jeszcze jedno. Zgodnie w wytycznymi WHO, jeżeli dziecko dokarmia się w szpitalu sztucznym pokarmem, personel powinien przelać mieszankę do pojemnika bez napisów. Żeby rodzic nie wiedział, jaka firma wyprodukowała mieszankę podawaną dziecku. – Kiedy dostaje pan w szpitalu antybiotyk, to przecież pielęgniarka nie informuje pana, jakiej firmy jest to produkt. Dlaczego z żywnością dla dzieci dzieje się inaczej? – zwraca uwagę ekspertka.

Tajemnicą poliszynela jest to, że korzystanie ze sztucznych pokarmów to dla szpitali – jakkolwiek by to nie zabrzmiało – święty spokój i oszczędność. Dzieci nakarmione w ten sposób zazwyczaj szybko się uspokajają, bo trawienie sztucznego pokarmu wymaga od małego człowieka dużych nakładów energii. A że mieszanki gwarantują duży przyrost masy ciała, mamę wraz z pociechą można szybciej wypuścić do domu.

W polskich szpitalach sięga się po mieszanki lekką ręką. Gdy matka ma problem z karmieniem, czesto zamiast profesjonalnej opieki laktacyjnej oferuje jej się mieszankę. W badaniu Centrum Nauki o Laktacji wykazano, że prawie 70 proc. noworodków dostawało mieszankę w szpitalu, a 36 proc. matek nie spytano o zgodę. Choć zgodnie ze standardami każde podanie sztucznego pokarmu powinno być odnotowane w dokumentacji i dokonane za zgodą pacjentki. Mieszankę podaje się też, żeby dziecko przestało płakać czy nie przeszkadzało w badaniu. Potwierdzają to w rozmowach z „Newsweekiem” pracownicy kilku polskich szpitali każdego szczebla.

Rozmówcy „Newsweeka” zgodnie przyznają, że w środowisku medycznym oraz resorcie zdrowia ciągle brak powszechnego zrozumienia, że inwestycje w karmienie piersią to inwestycje w profilaktykę zdrowia. — A przecież Ministerstwu Zdrowia powinno zależeć na zdrowiu obywateli – mówi Joanna Fajdek, położna oraz doświadczona konsultantka laktacyjna z certyfikatami IBCLC i CDL, która od wielu lat prowadzi dla mieszkanek Żor poradnię laktacyjną finansowaną z budżetu miasta.

— Proszę zrozumieć młode mamy. Skoro w szpitalu ich dziecku podano mieszankę XYZ, to nie może to być coś złego. Firma, która w ten sposób rozgości się w szpitalu i rozda tam swój produkt za grosze, zapewnia sobie rynkowe eldorado – mówi.

Jako ekspertka Joanna Fajdek była świadkinią niemal całej epopei legislacyjnej związanej z karmieniem piersią. A ta ciągnie się już od dwóch dekad. Pomimo prób podejmowanych przez pokaźne już środowisko medycznych doradców laktacyjnych, w Polsce nadal brak refundowanej specjalistycznej porady laktacyjnej, choć powstały już dwa projekty. Nie ma konsensusu co do tego, kto może jej udzielać, choć wspomniane WHO i UNICEF rekomendują, aby był to dowolny pracownik ochrony zdrowia po odpowiednim przeszkoleniu. Laktatory pacjenci muszą kupować sobie sami, choć inne sprzęty dostępne są w szpitalu za darmo. Nie ma także mowy o ograniczeniu nachalnej reklamy atakującej młodych rodziców z telewizji, kalendarzy wiszących w przychodni czy bloczków, na których lekarz kreśli receptę.

25 stycznia tego roku resort zdrowia zakończył okres opiniowania nowelizacji standardów opieki zdrowotnej. W pierwszych wersjach nie było ani słowa o informowaniu pacjentek nt. ewentualnych czynników ryzyka związanych ze sztucznym pokarmem. Zapisy o poradach laktacyjnych lub tym, kto powinien za nie odpowiadać sformułowano dość niejasno. Jak słyszymy, podczas konsultacji zaproponowano bardzo dużo koniecznych zmian w obszarach dotyczących karmienia piersią, ale nie wiadomo, czy zgłoszone przez doradców laktacyjnych poprawki zostaną do noweli dodane.

Efekt tych wszystkich działań oraz zaniechań? Według jednego z badań (o inne trudno, bo MZ nie prowadzi profesjonalnych statystyk) zaledwie 4 procent dzieci w Polsce jest karmionych wyłącznie piersią do 6. miesiąca życia (na świecie 48 procent wg danych WHO). Opiekę laktacyjną, na którą mogą liczyć Niemki, Szwedki czy nawet Czeszki, nad Wisłą zastąpił marketing producentów żywności. Problem pogłębił COVID-19. W przypadku pozytywnego wyniku na koronawirusa u matek nakazywano przymusowe cesarki, zakazywano karmienia piersią oraz podawania odciągniętego pokarmu.

– A w tym samym czasie personel szpitali paraduje w fartuchach z logo konkretnych firm na ścianach wiszą ich kalendarze oraz zegarki, a w kieszeniach kitli tkwią oznakowane logiem długopisy. Proszę mi wierzyć, że to zostaje w głowie pacjenta – słyszymy od rozmówcy od lat związanego z branżą medyczną.

Według szacunków, do których dotarł „Newsweek”, polski rynek sztucznych mieszanek może być wart nawet ponad miliard złotych. Tylko w 2023 roku polski system ochrony zdrowia dotował sztuczny pokarm za kwotę ponad 153 mln zł.

Oprócz agresywnego marketingu producenci często stosują praktyki balansujące na granicy prawa lub wręcz je naruszające. Jednym z najczęstszych zabiegów jest sugerowanie rodzicom, że sztuczna żywność jest równorzędna z mlekiem matki.

Jak dowiedział się „Newsweek” w styczniu tego roku do Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie wpłynęło zapytanie o podobne praktyki. Sygnaliści zwrócili uwagę, że niektóre z preparatów do żywienia niemowląt „oznakowano komunikatami zawierającymi odniesienie lub porównania składników tych preparatów do składników mleka matki”.

Przeprowadzono inspekcję i kontrolerzy przyznali sygnalistom rację. „W ślad za kontrolami wydano decyzję nakazujące zmianę oznakowania preparatów do żywienia niemowląt. Jedna z wydanych decyzji znajduje się obecnie w trybie odwoławczym” – poinformowano.

— Tak jak w Polsce nie wolno promować alkoholu, papierosów czy niezdrowego stylu życia, tak samo powinno się zwracać uwagę na sformułowania, których producenci mieszanek nagminnie nadużywają w reklamach. Rozumiem ich prawo do promowania swoich produktów, ale określenie „oligosacharydy takie jak w mleku matki” to po prostu wprowadzanie rodziców w błąd – komentuje w rozmowie z „Newsweekiem” dr hab. n. med. Maria Wilińska, przewodnicząca zarządu głównego Komitetu Upowszechniania Karmienia Piersią.

Jak to wygląda za granicą? Brytyjscy pediatrzy zadeklarowani całkowite zablokowanie sponsoringu od producentów sztucznych mieszanek. W czeskim rządzie powołano specjalny międzyresortowy zespół do spraw poprawy jakości żywienia dzieci do lat trzech. W Niemczech pacjentka łatwo może dostać receptę na laktator.

W tym samym czasie polski resort zdrowia odnotowuje wstydliwą wpadkę. Jesienią ubiegłego roku Polska straciła szansę na wykorzystanie Funduszy Norweskich. Choć resort mógł za pieniądze Norwegów promować zdrowe żywienie noworodków, ministerstwo nie stanęło na wysokości zadania. Najpierw przekonywano, że po polskiej stronie nie ma partnera, który mógłby się w to włączyć. Potem tłumaczono, że na przeprowadzenie procedury jest już za późno. Pieniądze trzeba było zwrócić Skandynawom.

— Byłam w szoku. Komitet Upowszechniania Karmienia Piersią działa od lat, sama jestem powoływana do resortowych gremiów, w zakresie laktacji współtworzyłam jedyne jak dotąd kursy laktacyjne dla lekarzy w Centrum Medycznym Kształcenia Podyplomowego – nie kryje żalu dr hab. n. med. Maria Wilińska. Jak dodaje, do dzisiaj nikt z resortu się z nią nie skontaktował, aby wypracować procedury, które pozwoliłyby uniknąć takich sytuacji w przyszłości. – Inne organizacje pozarządowe też nie zostały poinformowane, nie odbył się żaden konkurs — dodaje dr n med. Magdalena Nehring-Gugulska z Centrum Nauki o Laktacji, które m.in. kształci doradców laktacyjnych.

Sprawa jest tym bardziej szokująca, że Norwegowie byli gotowi udostępnić Polsce własne materiały. Nie trzeba by ich nawet tłumaczyć, bo Skandynawowie mają u siebie liczną polską mniejszość. Przede wszystkim zabrakło – jak twierdzą nasi rozmówcy – politycznej woli.

Podczas pracy nad tym materiałem zadaliśmy resortowi zdrowia trzy proste pytania. Po pierwsze, w jaki sposób w roku 2025 resort ma zamiar promować karmienie piersią. Po drugie, jakie działania podjęto, aby sytuacja z utratą Funduszy Norweskich się nie powtórzyła. Po trzecie, w jaki sposób ministerstwo ma zamiar ograniczyć agresywny marketing producentów sztucznej żywności w polskich szpitalach. Do zamknięcia tego numeru na żadne z nich nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

O to, co zrobić w pierwszej kolejności pytamy dr Wilińską. Jej zdaniem należy przede wszystkim zadbać o rzetelną statystykę, najlepiej na mocy Rozporządzenia Ministra Zdrowia zobowiązać szpitale do zbierania rzetelnych danych i koniecznie skutecznie egzekwować realizację przez szpitale Standardu Opieki Okołoporodowej. Druga kluczowa kwestia to systemowa edukacja pracowników medycznych i promowanie zmian. Najrozsądniej byłoby wdrożyć rozwiązania już istniejących, jak choćby programu WHO „Szpital Przyjazny Dziecku”. Po trzecie – akcje medialne promujące karmienie naturalne i wdrożenie Międzynarodowego Kodeksu Marketingu Produktów Zastępujących Mleko Kobiece, co znacznie ograniczy agresywne promowanie sztucznej żywności dla niemowląt. – Karmienie piersią nie ma swoich sponsorów. Ciężar tego zadania powinno wziąć na siebie państwo – mówi dr Wilińska.

Jak większość rozmówców „Newsweeka” eksperta podkreśla, że nie potępia sztucznego pokarmu dla zasady. Podobnie jak oni domaga się jednak, aby Polki miały taki sam wybór jak mamy z Wielkiej Brytanii, Szwecji, Niemiec czy Czech. Niech wyposażone w odpowiednią wiedzę same zdecydują, czy zdecydują się na karmienie naturalne wspomagane przez laktator, czy na karmienie pokarmem sztucznym.

Bo że na ogromny polski rynek będą mieć apetyt producenci sztucznej żywności – to więcej niż pewne.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version