PiS ma w końcu kandydata na prezydenta. To porządkuje trochę sytuację w partii. Teraz frakcje przygotowują się do drugiego starcia, bo nie straciły nadziei, że jeszcze mogą to rozegrać po swojemu.
Zanim Karol Nawrocki wyszedł i się przedstawił, przez kilka dni w partii panował zamęt. Informacje o tym, że to właśnie jego chce poprzeć PiS, trafiły do dziennikarzy ze wszystkich możliwych źródeł już w czwartek. Ale jednocześnie źródła podkreślały: „taki jest stan na dziś, co będzie w niedzielę, zobaczymy”.
Kolejka interesantów
Skąd ta nagła ostrożność w przekazywaniu informacji? Do ostatniej chwili frakcje pracowały nad prezesem i próbowały przepchnąć swoich kandydatów. Z jednej strony profesorowie – ze Zbigniewem Rauem na czele – próbowali przekonać Kaczyńskiego, żeby prezes został przy swoim kandydacie, czyli Tobiaszu Bocheńskim. Z drugiej harcerze Morawieckiego podszeptywali: „każdy byle nie Czarnek, a najlepiej Nawrocki”. Poza tym pojawiło się też kilku kandydatów, którzy bardzo chcieli i zaczęli przekonywać do siebie prezesa. Ogólnie rzecz biorąc niekończąca się kolejka interesantów na Nowogrodzkiej. Zanim jeszcze decyzja została ogłoszona, wyszło na jaw, co przez kilka ostatnich tygodni działo się pod partyjnym dywanem.
Na co liczy Morawiecki
— Mateusz Morawiecki nie będzie wskazany, bo Mateusz Morawiecki gdyby był wskazany, to znaczy, że idziemy prosto na przegraną w wyborach prezydenckich. Dlatego że nie poprze go cały elektorat prawicowy, bo nie poprze go Konfederacja i wyborcy Konfederacji – oznajmił Przemysław Czarnek, który do zeszłego tygodnia był w ścisłym gronie kandydatów na kandydata.
Były minister edukacji w końcu zrozumiał, dlaczego został skreślony. Ludzie Morawieckiego wystraszyli się jego rosnącej pozycji i knuli przeciwko niemu. Z PiS słychać także, że po tym, jak Morawiecki wypadł z wyścigu, jego ludzie zaczęli wspierać kandydaturę Nawrockiego. Po pierwsze dlatego, że liczą na to, że tak niedoświadczony i nienależący do struktur PiS kandydat będzie łatwym celem i w prosty sposób będzie można znaleźć się w jego otoczeniu. Tu już harcerze są o kilka kroków za swoimi wewnętrznymi przeciwnikami, bo Przemysław Czarnek dość szybko zjednał sobie sympatię konkurenta, a nie należy do wielbicieli Morawieckiego i jego środowiska. Poza tym w kampanię Nawrockiego zamierza zaangażować się Jacek Kurski. Trudno w tej chwili w PiS o większego wroga Morawieckiego niż on.
Harcerze mają wciąż jednak nadzieję – to po drugie – że kandydat okaże się słaby. I w połowie stycznia PiS uzna, że potrzebny jest ktoś mocniej związany z partią. Te plany od razu rozwiewa prezes, zapowiadając, że kandydata nie wymieni.
– Karol Nawrocki to człowiek, który jest w stanie odeprzeć różne, ciężkie ataki. Nic na niego nie ma (…) Zapytałem Karola Nawrockiego, czy on wytrzyma to piekielne obciążenie psychiczne i fizyczne razem z rodziną. Odpowiedział mi bardzo konkretnie. Jest w stanie zrobić takie rzeczy, które normalnego, młodego, zdrowego i silnego mężczyznę bardzo przerastają. To jest człowiek, który ma odporność czynnego sportowca – mówił prezes w wywiadzie w telewizji wPolsce24 braci Karnowskich. Dodał, że nawet gdyby Tusk wymienił kandydata i wystartował sam, to kandydatem PiS wciąż będzie Nawrocki.
„Jak nie teraz to kiedy?”
Ale partia nie ma aż takiej pewności.
– Ten pomysł, że mamy kandydata, ale to nie jest nasz kandydat, jest bardzo ryzykowny – mówią nasi rozmówcy z PiS. – Po pierwsze nie wiem, czy nasz wyborca to zdekoduje i czy np. nie pójdzie zagłosować na Konfederację. Poza tym nie mam przekonania czy wobec takiej strategii zaraz nie pojawi się ktoś łączony z naszym środowiskiem bardziej. Bo przecież nie wystartuje przeciwko kandydatowi PiS, prawda?
To taka zawoalowana sugestia, że frakcje partyjne zastanawiają się, czy przypadkiem nie zagrać va banque i nie wystawić kandydata „prezydenckiego” albo po prostu swojego. Wszyscy wiedzą, że skończy się to rozłamem, pytanie, jaki będzie koszt polityczny dla osób, które taki manewr wykonają. Trzecie miejsce w wyborach prezydenckich to jest niemały kapitał.
– Jest kilka osób, które pytają: „jeśli nie teraz to kiedy?”. Ale to trzeba raczej traktować w kategorii dysputy akademickiej, a nie realnego planu. Na razie wszyscy wyglądają, jakby się zastanawiali, a nie wiedzieli co dalej – tłumaczą nasi rozmówcy.
Po wystąpieniu Nawrockiego nawet w hali Sokół było przynajmniej kilka osób, które nie dały ponieść się euforii. Morawiecki w czasie konwencji, czy obywatelskiego kongresu, jak nakazuje nazywać to partia w przekazie dnia, zaledwie trzy razy retwittował posty z profilu PiS. Nie napisał ani słowa od siebie. Dopiero późnym wieczorem, także bez komentarza, wrzucił grafikę z hasztagiem Nawrocki2025. Beata Szydło z kolei nie mogła ukryć chłodu. Na pytania o to, czy kandydat porwał partię, padały głównie odpowiedzi wymijające.
Bardziej optymistyczni członkowie PiS mówią: – Może się rozkręci. Widać, że był zdenerwowany. Z kolei złośliwi: – No, jest może nadzieja, że Marek Jakubiak go nie wyprzedzi. Są jeszcze ci zdesperowani: – Znowu mamy eksperymenty prezesa.
Szyld PiS jest obciążeniem
Eksperyment prezesa polega na tym, co najlepiej widać było w kwietniu w wyborach do samorządu. Prezes czuje, że szyld PiS jest dla kandydata obciążeniem i że występując jako pełnokrwisty kandydat PiS z twarzą, która się z PiS kojarzy, nie miałby w tej chwili szans. Wyborcy pamiętają jeszcze, dlaczego w październiku 2023 r. zagłosowali przeciwko PiS i każdy, kto kojarzy się z rządem PiS, jest potencjalnie narażony na skuteczne ataki przede wszystkim ze strony konkurencji. To z resztą przyznaje Kaczyński, mówiąc: „nic na niego nie ma”. Na Czarnka jest willa+, na Morawieckiego wszystko, co się da, ze szczególnym uwzględnieniem afery w RARS. Mariusz Błaszczak jest w sumie najmniej problematyczny, bo ile można mówić o zgubionej rakiecie, ale prezes także wie, że kampania z jego udziałem byłaby bardzo wyczerpująca dla partii, bo kandydatowi brak charyzmy.
Rodzi się jednak pytanie, czy partia będzie chciała pracować na człowieka spoza ścisłego partyjnego grona? Prezes miał ostatnio już wiele problemów ze ściągnięciem pieniędzy czy zagnaniem struktur do dwóch tegorocznych kampanii. W przypadku człowieka, który nie ma żadnego partyjnego zaplecza, może być jeszcze trudniej.
– Wciąż porównują to z kampanią Andrzeja, a to zwyczajnie jest nieprawda. Andrzej Duda w 2015 r. miał sztab złożony z naszych ludzi. Mastalerek był wtedy mocno związany z partią, szefową kampanii była Beata, która chyba była najmocniejsza. Byli tam ludzie z partyjnej młodzieżówki, byli nasi spece od mediów, a Nawrocki nawet nie wie, na kim warto się oprzeć – wyliczają nasi rozmówcy.
Co do jednego nasi rozmówcy się zgadzają: Nawrocki ma jeden atut – można go zbudować od początku. Wadą natomiast jest to, że po jego pierwszym wystąpieniu nie wszyscy są przekonani, że będzie to budowla trwała i atrakcyjna dla wyborców.