Pieniądze, seks i wychowanie dzieci. O to głównie kłócą się pary, niezależnie od wieku i… stanu posiadania. Ostatnio w czasach inflacji to sprawy finansów wiodą niechlubny prym. Niechlubny, bo awantury na temat pieniędzy i wszystkiego, co za tym idzie, są w stanie wpłynąć na wiele obszarów naszego życia. Od poczucia sensu i bezpieczeństwa aż po seks.

Blanka (49 l.) najpierw opisuje męża w samych superlatywach. Tak, jakby chciała już teraz wynagrodzić to, co będzie musiała wyznać na jego temat za chwilę. Czyli jej małżonek to przede wszystkim „przedobry człowiek”. I bez nałogów, i pomocny, i zaradny, i nawet wygląda lepiej niż dziesięć lat temu (zaczął biegać, startuje w półmaratonach).

– Ale załamuje mnie fakt, że mąż kompletnie nieodpowiedzialnie podchodzi do zarabiania pieniędzy. O dzieci i o mnie bardzo dba, w tym sensie, że często gotuje obiady, smaży naleśniki w każdą niedzielę rano, lubi robić zakupy. Wspiera nas mentalnie. Niemal nigdy nie krytykuje. Jednak jeśli chodzi o pieniądze, w naszym związku jest coraz gorzej.

Mąż Blanki skończył ekonomię. Po studiach pracował w urzędzie pracy, potem jeszcze w administracji trzech banków. Każdy z etatów tracił po roku, czasem wcześniej. Powód? Gubił faktury, tworzył bałagan w finansach i papierach, narażając pracodawców na straty. Kiedy stawał się bezrobotny, jego żona przymykała oko, wciąż wierząc, że to błędy nowicjusza i że wszystko się ułoży. Na szczęście ona miała dobrą pracę i nieraz żyli z tej jednej pensji, kiedy szukał kolejnej roboty. Wspomagali ich też rodzice.

Po trzydziestce mężczyzna uznał, że czas na własny biznes. Oczywiście, przy wsparciu Blanki, która pomogła mu finansowo na starcie. Sklep z rowerami, który przez kilka lat prowadził, popadł w spore długi. Urząd Skarbowy wykazał kilka poważnych uchybień, nałożył kary finansowe. – Jest to dla mnie do tej pory niezrozumiałe, bo klienci sklepu niemal walili drzwiami i oknami. To był czas, gdy do Polski weszły górale i rowery miejskie, zyskując na popularności. Mąż ewidentnie popełniał jakieś błędy w zarządzaniu, nie pilnował sprzedawców, których zatrudniał, znowu gubił ważne dokumenty.

Po rowerowej plajcie mąż Blanki otworzył kolejny sklep, tym razem ze sprzętem RTV/AGD. Ten jednak nie przetrwał na rynku nawet dwóch lat, bo wykosiły go promocyjne ceny w supermarketach. Potem były kolejne pomysły na biznes, z których wyszedł z nowym długiem. Blanka do tej pory spłaca dwa kredyty i komornika w ratach.

– Jedyne, o co się teraz kłócimy, to pieniądze. Błagałam go, aby wcześniej skorzystał z pomocy doradców finansowych, zatrudnił menedżera specjalizującego się w finansach, słuchał księgowej. To na nic. Każda praca męża powoduje nową falę kłopotów nie tylko w związku, ale i w całej rodzinie. Nie dość, że tracimy wspólne pieniądze, to jeszcze w domu robi się nerwowo. Ja go oskarżam o brak odpowiedzialności za rodzinę, o głupotę, o lenistwo, a on krzyczy, że go nie wspieram, nie rozumiem rynku itd. Świadkami kłótni są dzieci. Boję się, że on znowu wymyśli jakiś interes, który ostatecznie nas pogrąży. Ja zarabiam znacznie gorzej niż kiedyś, poza tym spłacam jego długi. To mnie upokarza i stresuje. Podobnie jak to, że mój mąż jest znowu bezrobotny. Wstydzę się tego. Wszystko się psuje między nami, brakuje mi bliskości. Nie mam ochoty na seks, bo nie czuję się w tej relacji wysłuchana. Ostatnio codziennie albo wybuchają awantury o pieniądze, których zaczyna brakować przez złe decyzje męża, albo panuje martwa cisza. Już nie wiem, co lepsze – relacjonuje Blanka, wyraźnie smutna i zrezygnowana.

Wśród terapeutów panuje pogląd, że pary głównie kłócą się o pieniądze, seks i wychowanie dzieci. Potwierdza to psycholożka i terapeutka Agata Wilska, dodając, że popularnym przedmiotem sporów jest również podział obowiązków w rodzinie. A także emocje „w obszarze pochodzenia” (np. teściowie).

Ale sprawy finansów wiodą niechlubny prym. – Niechlubny, bo spory czy awantury na temat pieniędzy i wszystkiego, co za tym idzie, są w stanie wpłynąć na inne obszary naszego życia. Od poczucia bezpieczeństwa aż po seks – wyjaśnia psycholożka.

– Nigdy jednak nie spotkałam się z sytuacją, żeby para przyszła na terapię i zadeklarowała kłótnie o finanse jako problem wyjściowy – przyznaje Agata Wilska. Najczęściej partnerzy opowiadają o tym, że nie mogą się dogadać, że się oddalili, że „coś się zmieniło”. – A to, że chodzi o pieniądze, wychodzi w trakcie rozmów. Oczywiście temat pieniędzy traktuję jako pewien symbol. W moim poczuciu, jeśli ktoś kłóci się o finanse, to zawsze jednak jest coś jeszcze, pod spodem. Zwykle jedna osoba w związku martwi się lub narzeka, że druga strona wydaje za dużo albo jest zbyt oszczędna, że wydaje nie na to, co trzeba, że nie chce iść do pracy, choć może i choć powinna, lub że prowadzi tajemnicze interesy, zadłuża rodzinę itd. Tym samym pojawia się temat potrzeb, wartości. Pieniądze stają się bowiem symbolem poczucia bezpieczeństwa albo jego braku, zależności lub niezależności, zaradności, sprawiedliwości, a nawet miłości – opowiada terapeutka.

– Ostatnio nowi przyjaciele, których poznaliśmy latem na Korfu, zaprosili nas na składkowego śledzika. Miało być siedem par, każdy obiecał przynieść coś do zjedzenia lub dołożyć się do win, które zakupili gospodarze. Wybudowali nowy dom i są zadłużeni, więc zrozumieliśmy to. Impreza była świetna. Po powrocie do domu znalazłem 150 zł, które dałem mojej partnerce na składkę. Nie zdążyliśmy nic przygotować, sporo pracujemy, więc mieliśmy dorzucić parę złotych. „Zapomniałaś im przekazać?” – zapytałem. „Nie, nikt mnie nie pytał i chyba nie zauważył, że nie daliśmy nic na wino, więc bez sensu tracić pieniądze”, odpowiedziała – relacjonuje Tomasz (36 l.). – Nie wierzyłem w to, co słyszę. Pożałowała półtorej stówki? Jadła i piła za dwóch! Przecież zarabiamy dobrze, niczego nam nie brakuje. Niestety, to nie pierwszy raz, kiedy moja partnerka okazuje się chytra. Ona oczywiście uważa, że jest oszczędna i odpowiedzialna, a tym samym dba o naszą przyszłość. Ale bardzo mi to w niej przeszkadza. Nie ma pojęcia, że jej podejście do pieniędzy stanowi jedyny hamulec, który sprawia, że nadal się nie oświadczyłem! Mimo że żyjemy razem osiem lat i naciskają mnie rodzice oraz niektórzy znajomi.

Tomek (kiedy opowiada, ma ściągnięte brwi i sporo gestykuluje) przytacza dziesiątki sytuacji, w których czuł zażenowanie z powodu niechęci partnerki do rozstawania się z pieniędzmi. Przyznaje, że największe kłótnie, jakie mieli, to te wynikające z jej zazdrości (o niego) oraz awantury o to, że mają zupełnie inną wizję wydatków. – Przez pierwszy rok spotykania się płaciłem za wszystko. Obiady, zakupy, teatr, dwa zagraniczne city break’i. W końcu zaproponowałem, aby się dokładała czasami do wydatków, bo milionerem nie jestem, a przecież też zarabia. Przewróciła oczami. Nigdy nie wyjmie pierwsza karty czy banknotu, jeśli wyraźnie jej o to nie poproszę. Czuję się tym zażenowany. Zapłaciłem za czynsz naszego trzypokojowego mieszkania, z góry za dwanaście miesięcy. Zapytałem: może zrobisz chociaż większe zakupy spożywcze albo zapłacisz rachunki za prąd, co dwa miesiące? Niby się zgadza, ale potem zawsze jest kolejny trudny etap. „Zapomina” wypłacić gotówkę z bankomatu albo zrobić przelewu, wymyśla powody, żeby nie płacić. Raz zdarzyło się, że powiedziała: „musiałam kupić aspirynę, bo byłam przeziębiona, więc w tym miesiącu nie dołożę się do zakupów”. Aspiryna kosztuje osiem złotych.

A ile było nerwów, przypomina sobie Tomasz, jak oddał pół swojej premii, sprzed dwóch lat, na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy! Miał swoje ważne powody. Kilka lat wcześniej sprzęt, który zakupił sztab Owsiaka, uratował życie jego bratanka, wcześniaka.

– Kiedy rządzący tak gnoili Owsiaka i Orkiestrę, postanowiłem go w ten sposób wesprzeć. Przelałem dwa tysiące złotych na WOŚP. Wtedy moja partnerka … popłakała się! Powiedziała, że to oznaka braku szacunku dla naszego bezpieczeństwa finansowego. I że mogłem wpłacić 100,200 zł. Nie więcej. Byłem wstrząśnięty. Przecież znała historię mojego bratanka, wie, ile dobrego robi ta fundacja. Bardzo serio rozważałem zerwanie. Coraz bardziej mam dość życia ze skąpą kobietą – irytuje się Tomek.

Czasem słyszymy popularne hasła, że „te okropne pieniądze skłóciły” fajną rodzinę albo całkiem udane małżeństwo. Albo, że kogoś „zepsuły” do szpiku kości. – Ale przecież nie chodzi o same banknoty, tylko o to, co one symbolizują dla poszczególnych osób. O brak sprawiedliwości, np. przy podziale majątku czy spadku, o poczucie sprawczości, sprawiedliwości, bezradności, mocy – wylicza psycholożka Agata Wilska.

Zauważyła, że pary najczęściej kłócą się o finanse w sytuacji, w której mają ich zdecydowanie za mało, bo wtedy zagrożone jest poczucie bezpieczeństwa związku, rodziny. Ale też wówczas, gdy pieniądze są bardzo istotne, symbolizują coś ważnego. Nic dziwnego, że ten temat powoduje sporo konfliktów, nieraz dramatów.

– W naszym stosunku do pieniędzy jest ukrytych wiele znaczeń, emocji, wartości, frustracji, niezaspokojonych potrzeb – kwituje terapeutka.

I potwierdza: tak, pieniądze nadal są dla wielu par tematem tabu. O którym się nie mówi, bo nie wypada, bo wstyd, bo to nieromantyczne, bo po co, bo niby jak to zrobić? Panują też teorie, że jeśli ktoś zacznie w ogóle ten temat, druga strona może uznać go za chciwego, nieromantycznego, za materialistę itd. Na dodatek starsze pokolenie często podtrzymuje ów mit, uważając, że „jak jest miłość, to wszystko się jakoś ułoży”.

– No nie zawsze, niestety – kręci głową terapeutka.

– Przyczyny rozwodów bywają zróżnicowane, ale wydaje się, że obok niewierności to właśnie kłótnie o pieniądze są jedną z najczęstszych przyczyn rozstań – przyznaje dr Monika Wieczorek, radczyni prawna. – Chodzi tu zarówno o konflikty powstające między małżonkami na tle codziennego zarządzania majątkiem wspólnym, jak i uzasadnione zastrzeżenia, dotyczące podejmowania nadmiernych zobowiązań finansowych przez drugiego z małżonków – precyzuje. Jej zdaniem pełna przejrzystość wydatków oraz otwarta rozmowa o indywidualnych i wspólnych potrzebach finansowych to rozwiązania sprzyjające porozumieniu.

– Pamiętajmy, że wspólne konto w banku i wspólne zarządzanie majątkiem małżonków nie jest rozwiązaniem dla wszystkich. Rozdzielność majątkowa może spowodować, że to, co było przyczyną niezgody, przestanie nią być. Zawsze należy jednak rozważyć wszystkie wady i zalety tego rozwiązania, nie kierując się tym, że u znajomej pary akurat to okazało się skuteczne – podpowiada mecenaska.

Pieniądze bywają narzędziem władzy i przemocy, jeśli ktoś stosuje wydzielanie, ogranicza wydatki rodziny poniżej minimum potrzeb, nie płaci zasądzonych alimentów, szantażuje za ich pomocą. – Manipulacją, związaną z pieniędzmi, jest też sytuacja nieuczestniczenia w rodzinnych obowiązkach lub opiece np. nad dziećmi, gdy ktoś dużo zarabia i uważa, że to mu daje prawo do odpuszczenia na innych polach – mówi Agata Wilska.

Psycholożka obserwuje dwie skrajności. Jedna to ta, kiedy związek traktuje się głównie jak porządnie prosperującą spółkę: ustalamy wszystko, aż do najdrobniejszych szczegółów i idziemy według planu, także finansowego, nie uwzględniając zmian, jakie niesie ze sobą życie. Druga skrajność polega na tym, że nie rozmawiamy o wydatkach w ogóle, bo wydaje nam się, że wszystko się ułoży i jakoś to będzie.

– Najlepiej szukać rozwiązania gdzieś pomiędzy tymi skrajnościami – radzi Agata Wilska. Czyli? – Rozmawiać, ale w naturalny sposób; przy okazji rozpoznać i sprawdzić nasz system wartości, potrzeby, sposób traktowania pieniędzy. Czy mamy podobnie, czy inaczej? Czy myślimy na co dzień o finansach? Co nam wpojono w domu na ich temat? Że pieniądze szczęścia nie dają? Pieniądze nie śmierdzą? A może należy oszczędzać na wszystkim? Albo żyć tak, jakby miał to być ostatni dzień i wydawać ponad miarę? – podpowiada.

Świetnie, ale w jaki sposób w ogóle zacząć rozmawiać o pieniądzach, aby się nie kłócić lub nie udawać, że ten temat nie istnieje?

– Łagodnie, lekko, bez krzyków. Na przykład przy wieczornej herbacie, kiedy emocje są wyciszone. Zadbałabym o fizyczną bliskość, która spowoduje poczucie, że to wspólny temat – mówi Agata Wilska. Nie ma sensu siadać na dwóch końcach wielkiego stołu jak po dwóch stronach barykady. – Złapać się za ręce, może przytulić. Oswajać z tematem, szczególnie jeśli wcześniej był on tabu albo powodował nerwy. Zacząć od najmniej trudnych wątków. Najlepiej od wydatków codziennych. Powiedzieć, co nam nie gra. Porozmawiać o tym, czym dla nas osobiście są pieniądze i jakie symbolizują wartości – dodaje.

Tutaj przydaje się nazywanie własnych emocji. Na przykład warto wypowiedzieć na głos swoje obawy, gdy druga strona wydaje każdą pensję lekką ręką, nie pozostawiając żadnych oszczędności. Albo jak ktoś żałuje nawet 9,90 zł na kawę kupioną na stacji benzynowej. Albo jak nie zgadza się kupić nowych butów dla dziecka, które przecież szybko rośnie i potrzebuje nowych rzeczy.

– Powiedzmy szczerze o tym, jak się czujemy, gdy pieniędzy brakuje lub gdy są wydawane naszym zdaniem nierozsądnie, lub kiedy czujemy strach, że nie uda się spłacić kredytu – podkreśla Wilska.

Przy okazji lepiej poznamy siebie nawzajem.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version