Czy można założyć, że średnio rozgarnięty uczeń po ośmiu latach edukacji w szkole podstawowej potrafi odróżnić dobro od zła, a szczyt żenady od niewielkiej wpadki?

Być może moje pytanie wyda się Państwu dziwne, ale od tygodnia zachodzę w głowę, jak nasz (p)rezydent Andrzej Duda, jakby nie było prawnik z doktoratem, wychowany w profesorskim domu, mógł wpaść na to, że gdy powódź zabiera ludziom domy, on jakby nigdy nic weźmie udział w… dożynkach? Będzie brylował wraz z milczącą małżonką wśród rolników i rozdawał uśmiechy na prawo i lewo.

Że sam Duda nie wpadł na to, iż zabawa w czasie powodzi jest po prostu nieprzyzwoita, jeszcze jakoś mogę zrozumieć. W końcu wyznał kiedyś, że ciągle się uczy, a jak widać dziewięć lat prezydentury z okładem to za mało, by nauczyć się elementarnej przyzwoitości. Ale że wiceprezydent Mastalerek mu na to pozwolił wraz z całym orszakiem doradców, może świadczyć tylko o tym, jak szybko pałac, żyrandol i limuzyna sprawiają, że człowiek traci kontakt z ziemią. Późniejsze tłumaczenia współpracowników, że głowa państwa nie chciała swoją obecnością zakłócać pracy służb, mogą wywołać tylko uśmiech politowania.

Pamiętacie państwo, jak Andrzej Sebastian uwijał się w pandemii? Nie zważając na śmiertelne zagrożenie spowodowane wirusem, wizytował szpitale tymczasowe, otwierał nawet orlenowską linię do produkcji płynu dezynfekującego, był wszędzie. A wraz z nim słynna odzież patriotyczna pewniej firmy na R i B, którą przywdziewał specjalnie na kryzysowe okazje, żeby podkreślić, że panuje nad sytuacją.

Że sam Duda nie wpadł na to, iż dożynkowa zabawa w czasie powodzi jest nieprzyzwoita, jeszcze jakoś mogę zrozumieć. Dziewięć lat jego prezydentury to za mało, by nauczyć się elementarnej przyzwoitości

Tyle że wtedy trwała kampania, za chwilę Andrzej Duda ubiegał się o drugą kadencję. Trzeba było więc ruszyć w Polskę i pokazać obywatelom zatroskane oblicze. Ale po co dziś miałby jechać na południe kraju i brodzić w błocie? W żadnej kampanii nie będzie już startował, bo prezydentem kraju można być tylko dwie kadencje. Nie musi już więc udawać zatroskanego ojca narodu i przywdziewać żadnych masek.

Zresztą ze srogimi minami Andrzeja Sebastiana wiąże się pewna anegdota. Kiedy za pierwszych rządów PiS był wiceministrem sprawiedliwości u Ziobry, leciał za granicę z jedną z prokuratorek z resortu. Zapomniał z domu wziąć krem do twarzy, a że na lotnisko miał dotrzeć w ostatniej chwili, poprosił ową niewiastę, by kupiła mu w lotniskowym sklepie. Gdy wręczyła mu krem w samolocie, rozanielony Duda stwierdził, poklepując się po rumianym obliczu, że musi dbać o cerę, bo „w końcu zarabia facjatą”. Rzeczywiście, takiego koncertu min nie zafundował nam żaden prezydent.

Do końca tej kadencji zostało już niewiele. Duda może być więc sobą, czyli złotoustym (p)rezydentem, który za bardzo nie lubi się przemęczać. Od czasu do czasu, w przerwie między podróżami po świecie, nartami i nadmorskim skuterem, wystąpi na jakimś kongresie, pokrzyczy na rząd i z oddali pogrozi palcem, plotąc androny o narodzie, duby smalone o praworządności i konstytucji, której nigdy nie umiał obronić. I na tej niezbyt odkrywczej konstatacji można by zakończyć, gdyby nie fakt, że tandem Duda-Mastalerek uwija się całkiem sprawnie, tyle że na innym boisku. Otóż Mastalerek od miesięcy przez swoje kontakty wśród amerykańskiej Polonii urabia otoczenie Trumpa, by w razie wygranej kandydata republikanów w wyborach prezydenckich pomógł Dudzie znaleźć międzynarodową fuchę. W PiS krąży nawet spiskowy scenariusz, że Mastalerek i jego amerykańskie kontakty mają pomóc w znalezieniu pieniędzy u republikanów dla pewnej prawicowej telewizji. Uwadze przybocznych prezesa nie umknęła niedawna deklaracja szefa prezydenckiego gabinetu, że nie zamierza wpłacać pieniędzy na PiS, wolałby raczej wspomóc jedną z telewizji, która się rozkręca.

Mastalerek – nie w ciemię bity – wie, że wraz z odejściem Dudy z pałacu i on będzie musiał pakować manatki. Gdyby udało mu się zdobyć pieniądze od Amerykanów na wsparcie prawicowych mediów, jego akcje poszłyby do góry. Z takim posagiem mógłby ruszyć w konkury do PiS, a prezes nie mógłby go już lekceważyć. W przeciwieństwie do Dudy, który zajmuje się głównie pielęgnowaniem facjaty, czyli swoim wizerunkiem, Kaczyński potrafi robić politykę.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version