„Przegląd międzynarodowy” to nowe miejsce w Gazeta.pl, gdzie współautor podcastu „Co to będzie” Miłosz Wiatrowski-Bujacz wybiera i opisuje najważniejsze wiadomości ze świata, które mogły wam umknąć w ciągu tygodnia. Świat nie będzie na nas czekał, więc zapraszamy co sobota, o godz. 10 na Gazeta.pl.

W tym tygodniu bierzemy na warsztat umowę USA-Ukraina i analizujemy, kto kogo chciał ograć.

Na czym miała polegać umowa między Trumpem a Zełenskim?

Początkowo Trump zaproponował: „oddajecie nam 50 procent wszystkich waszych surowców za to, co dla was dotychczas zrobiliśmy, a my nie dajemy nic w zamian”. A poza tym także prawo własności do ukraińskich portów i całej pozostałej infrastruktury związanej z sektorem wydobywczym na rzecz funduszu, który będzie w 100 procentach należał do amerykańskiego rządu. 

Kolejna wersja porozumienia jest dużo korzystniejsza dla Ukrainy.   

  • Po pierwsze, nie dotyczy zysków z eksplorowanych już obecnie złóż. Chodzi tylko i wyłącznie o zyski z inwestycji, które jeszcze nie powstały.  
  • Po drugie, fundusz, do którego trafiać będą przychody, będzie miał za cel „inwestowanie w odbudowę gospodarczą Ukrainy”. I ma być wspólnie zarządzany przez rządy USA i Ukrainy, a żadna ze stron nie będzie mogła wytransferować żadnej części majątku funduszu bez zgody drugiej.  
  • Po trzecie, z umowy zniknęła też magiczna suma 500 miliardów dolarów

Ta nowa wersja miała być podpisana w piątek, podczas wizyty Zełenskiego w USA. Jednak po awanturze na konferencji prasowej prezydent Ukrainy opuścił Biay Dom, a podpisu nie ma.

Jest jedna rzecz, o której w mediach mówi się zdecydowanie za mało. O jakiej?

Pomijając dyplomatyczny skandal i skupiając się na samej umowie: koniec końców jej znaczenie – i samego funduszu – może być znikome. A na pewno bardzo odstające od wszechobecnej narracji o nieskończonych bogactwach naturalnych Ukrainy i ich potężnym geopolitycznym znaczeniu.   

Tak naprawdę nie wiadomo, ile Ukraina ma tych mitycznych zasobów. Rzetelne dane (o które trudno) wskazują, że wielokrotnie mniej, niż przekonuje Kijów, a ich geopolityczne znaczenie jest mocno podkoloryzowane.

Zobacz wideo Trump wybrał Putina. Co dalej z Europą?

W rzeczywistości negocjacje wyglądały mniej więcej tak:  

  • Zełenski postanowił skusić Trumpa obietnicą przekazania mu magicznej fasoli w zamian za gwarancje bezpieczeństwa i dalsze wsparcie militarne. 
  • Trump kupił opowieści Zełenskiego o magicznej fasoli tak bardzo, że w swojej wrodzonej chciwości postanowił zmusić go do tego, żeby oddał mu wszystkie fasolki za darmo.  
  • A skończyło się na tym, że Zełenski i Trump dogadali się, że Ukraina wpłaci przyszłe zyski z magicznej fasoli na specjalny fundusz wspierający odbudowę Ukrainy, ukraińsko-amerykańską współpracę gospodarczą i interesy amerykańskich inwestorów.  

Dlaczego piszę o magicznej fasoli?  

Ukraina nie ma potwierdzonych, istotnych zasobów metali ziem rzadkich. Ma ograniczone złoża bardzo wąskiej części z nich o wątpliwej wartości komercyjnej. Ukraina ma za to potwierdzone istotne złoża niektórych surowców określanych przez UE jako krytyczne. Konkretniej rzecz ujmując, ukraińskie władze twierdzą, że mają potężne rezerwy litu, tytanu, grafitu i uranu. Przyjrzyjmy się im po kolei.  

Jakie bogactwa ma Ukraina? Lit

Wydobycie litu w Ukrainie wynosi zero. Ukraińskie rezerwy litu według U.S. Geological Survey wynoszą zero.  

To dlaczego wszędzie wyskakują informacje, że Ukraina ma największe w Europie – i jedne z największych na świecie – rezerwy litu? Bo mało kto rozróżnia trzy kluczowe w sektorze wydobywczym pojęcia: złoża, zasoby, rezerwy. A ukraińskie władze dodatkowo (świadomie lub nie) zaciemniają obraz.  

Złoża to po prostu minerały znajdujące się w ziemi. Niezależnie od tego, czy jest w ogóle możliwe ich wydobycie.  

Zasoby to złoża, które jesteśmy w stanie eksploatować albo co do których istnieje przyszły potencjał wydobycia.  

Rezerwy to zasoby, które są technicznie możliwe do wydobycia i z ekonomicznego punktu widzenia jest to opłacalne.  

Ukraina ma złoża litu. Ile faktycznie liczą te złoża? Tu zaczyna się podróż w nieznane.  

Pierwotne dane pochodzą z badań geologicznych jeszcze z czasów ZSRR. W ostatniej dekadzie rząd Ukrainy przeprowadził dodatkowe, wstępne analizy geologiczne w trzech głównych lokalizacjach, w których znajdują się rudy litu. Oficjalnie dane dotyczące faktycznego stanu zasobów są obecnie objęte tajemnicą państwową. W opublikowanym rok temu artykule naukowym napisanym przez naukowców z Politechniki Dnieprowskiej, jej autorzy cytują jednak rządowe dane Komisji Państwowej do spraw rezerw Ukrainy z 2018 roku. Wynika z nich, że łącznie trzy najbardziej obiecujące ukraińskie złoża zawierają 500 tysięcy ton litu.  

I to właśnie ta liczba – 500 tysięcy ton – pojawia się najczęściej. Tylko nie jako złoża, ani nawet zasoby, które posiada Ukraina, a jako rezerwy – choć do oceny tego, jaką część z nich, i w których lokalizacjach, opłaca się komercyjnie wydobywać, nikt nie wykonał.  

W światowych mediach i ukraińskich opracowaniach pojawiają się też parudziesięciokrotnie większe liczby, które z kolei są zaskakująco zbieżne z szacunkami dotyczącymi rud litu. A w jednej tonie rudy litu samego minerału znajduje się około 1-1,5 proc. Złoże, w którym znajduje się rezerwy na poziomie ponad miliona ton litu, jest ogromne – stanowiłoby 3 proc. światowych rezerw. Złoże, z którego można opłacalnie wydobyć 10-15 tysięcy ton litu, jest z perspektywy geopolityki kompletnie nieistotne.  

Załóżmy, że wszystkie ukraińskie złoża, o których mowa, da się eksploatować, czyli przyjmijmy, że Ukraina ma 500 tysięcy ton zasobów litu

Odkryte dotychczas światowe zasoby litu według US Geological Survey to 115 milionów ton.  

Czesi mają odkryte zasoby rzędu 1,3 mln ton, Niemcy – 3,8 mln. Hiszpania i Portugalia mają wspólnie 600 tysięcy ton. Boliwia, Argentyna i Chile – łącznie 56 mln ton. Ukraiński lit, o ile faktycznie nadaje się do wydobycia i opłaca się go wydobywać, nie zbawi ani USA, ani UE, ani Ukrainy. Tym bardziej, że cena litu na światowych rynkach spadła o 80 procent w skali roku w 2023 i o kolejne 20 procent w 2024.  

Jakie bogactwa ma Ukraina? Tytan

Tu Ukraina faktycznie jest (a przynajmniej była przed pełnoskalową inwazją) ważnym światowym dostawcą. Według US Geological Survey odpowiadała za 7 procent światowej produkcji w 2019 roku i posiada trochę ponad 1 procent światowych rezerw.  

1 procent światowych rezerw to może nie dominujący gracz na rynku, ale wciąż coś. Rzecz w tym, że wartość światowego rynku tytanu w zeszłym roku wyniosła około 30 miliardów dolarów; w 2030 według szacunków urośnie do 50 miliardów dolarów. Zakładając, że Ukraina wróci do czasów, gdy odpowiadała za 7 proc. światowej produkcji surowca, to mówimy o 3,5 miliardach przychodów (nie zysków) rocznie.  

Ok, może sumy nie wyglądają imponująco, ale mówimy o minerale krytycznym, niezbędnym dla naszego przemysłu lotniczego i zbrojeniowego – co z tego, że ceny na światowym rynku są niskie, jeśli wrogie rzdy mogą z dnia na dzień odciąć nam dostęp do dostaw? Partner, który gwarantuje stabilne dostawy, jest geopolitycznie potencjalnie wart dużo więcej, niż wskazuje na to prosty rachunek ekonomiczny

Rzecz w tym, że ogromna większość światowego wydobycia i konsumpcji tytanu nie dotyczy metalicznego tytanu, a dwutlenku tytanu – który jest wykorzystywany głównie jako pigment. By uzyskać metaliczny pigment wykorzystywany w aeronautyce dwutlenek tytanu musi zostać poddany niezwykle wymagającej procedurze pirometalurgicznej znanej jako proces Krolla, w wyniku którego powstaje materiał nazywany „gąbką tytanową”.  

Wytworzenie gąbki tytanowej wymaga wielu rzeczy – zaawansowanych technologii, know-how, ogromnych ilości energii – ale złoża tytanu nie są jedną z nich. Największym światowym potentatem w sektorze produkcji i eksportu gąbki tytanowej nadającej się do użycia w samolotach jest Japonia – której złoża tytanu są znikome.  

Przed pełnoskalową inwazją Rosji w 2022 roku Ukraina rzeczywiście odpowiadała za 4 procent światowej produkcji gąbki tytanowej – ale nawet wtedy europejskie firmy działające w sektorach o znaczeniu strategicznym polegały na imporcie z Rosji, bo to on w znacznie większym stopniu spełniał wyśrubowane wymogi materiałowe obowiązujące w lotnictwie.  

Jakie bogactwa ma Ukraina? Grafit

W szczytowym momencie Ukraina odpowiadała według danych US Geological Service za 1,7 procent światowej produkcji minerału. Jej rezerwy, według szacunków ukraińskich władz, stanowią 5-6 procent światowych rezerw.  

Tylko, że znowu – wartość światowego rynku grafitu w zeszłym roku wyniosła około 15 miliardów dolarów, a według optymistycznych szacunków urośnie do 60 miliardów dolarów do 2033.  

Jeśli Ukraina zacznie do tego czasu odpowiadać za 5 proc. światowej produkcji (czyli proporcjonalnie do rezerw), to przyniesie to przychody rzędu 3 miliardów dolarów rocznie

Jakie bogactwa ma Ukraina? Uran

Ukraińskie władze podkreślają też, że ich kraj ma bardzo duże rezerwy uranu.  

Faktycznie, według danych World Nuclear Association ma największe rezerwy w Europie. Ale w skali globu to tylko 1,7 procent światowych rezerw – prawie 6 razy mniej niż Kanada i ponad 16 razy mniej niż Australia. Jednocześnie z racji trudnych warunków geologicznych sporo ukraińskich złóż wymaga wysokich światowych cen, żeby wydobycie było opłacalne.  A wartość światowego rynku uranu w 2030 jest prognozowana na 13 miliardów dolarów. 2 procent rynku to 260 milionów dolarów. Przychodów.  

Czyli z tych czterech wielkich skarbów (lit, tytan, grafit i uran) Ukraina:  

  • nie odgrywała i nic nie wskazuje na to, żeby miała odgrywać jakąkolwiek rolę co do tego pierwszego, 
  • łączna wartość rynkowa produkcji pozostałych trzech w perspektywie 7-10 lat przy bardzo uproszczonych i optymistycznych założeniach to 7 miliardów dolarów przychodów rocznie.  

A mówimy o przychodach, nie zyskach.  

To wszystko nie bierze pod uwagę następujących niezwykle istotnych kwestii:  

  • ilu lat potrzeba, by zrealizować od zera projekty w sektorze wydobywczym, 
  • jak ogromne zapotrzebowanie energetyczne się z tym wiąże,
  • jaka jest specyfika konkretnych ukraińskich złóż (wiele tych zawierających uran jest nieopłacalnych),  
  • tego, jaka część złóż znajduje się na terenach kontrolowanych przez Rosję.

Dlaczego Zełenski nie przystał po prostu na pierwotne warunki Trumpa? 

Bo zgodnie z nimi Ukraina musiałaby przekazywać do amerykańskiego funduszu połowę zysków swojego sektora naftowego i gazowego, a państwowy gigant paliwowo-energetyczny Naftohaz był przed pełnoskalową inwazją największym płatnikiem do ukraińskiego budżetu. Wsamym 2018 w podatkach i dywidendach przekazał do państwowego skarbca ponad 6 miliardów dolarów, czyli 15 procent budżetu całego kraju z tamtego roku.  

Ukraina ma drugie największe w Europie rezerwy gazu, wyprzedza ją tylko Norwegia (choć jego wydobycie nawet przed 2022 było na bardzo niskim poziomie w porównaniu do rezerw).  

O ile więc przekazanie praw do zysków z „minerałów krytycznych” prawdopodobnie nie byłoby dla Ukrainy strasznie bolesne, to oddanie połowy obecnych i przyszłych zysków z wydobycia gazu z istniejących i częściowo eksploatowanych już rezerw przez kolejne dekady byłoby ogromnym ciosem. Ciosem o wartości 500 miliardów dolarów. 

Przekazanie 50 procent potencjalnych zysków z nieistniejących jeszcze inwestycji w tym sektorze – i to na rzecz funduszu którym Kijów będzie współzarządzał – takim ciosem zdecydowanie nie jest.  

Co jeszcze ważnego działo się na świecie w mijającym tygodniu?

Austria ma wreszcie nowy rząd. Do trzech razy sztuka. Po pięciu miesiącach od wyborw w Austrii powstała nareszcie koalicja, która może liczyć na poparcie większości deputowanych w parlamencie. Koalicja składa się z Austriackiej Partii Ludowej (ÖVP), Socjaldemokratycznej Partii Austrii (SPÖ), oraz centrowej partii Neos. 

Pierwotnie misję utworzenia rządu otrzymał od prezydenta kraju Alexandra von der Bellena odchodzący kanclerz Karl Nehammer z ÖVP, który rozpoczął negocjacje z socjaldemokratami oraz Neos. W styczniu doszło do zerwania rozmów, Nehammer podał się do dymisji i zrezygnował z funkcji przewodniczącego partii, a jego następca Christian Stocker ogłosił gotowość do stworzeniu koalicji z Partią Wolności, w ramach której lider FPÖ Herbert Kickl zostałby przyszłym kanclerzem. Oczywiście pod warunkiem, że obie partie się dogadają.  

Nie dogadały się, bo w obliczu rosnącego poparcia dla jego partii i fiaska pierwotnych rozmów koalicyjnych między ÖVP, SPÖ i Neos Kickl uznał, że brak porozumienia ze Stockerem doprowadzi do przyspieszonych wyborów, które jeszcze bardziej umocnią jego partię.  

Przeliczył się. Mając do wyboru nokaut przy urnach albo niechciany kompromis koalicyjny, establishmentowe partie wybrały to drugie. A na stanowisku kanclerza pozostanie Stocker, choć objął je dzięki wsparciu tych członków jego partii, którzy jeszcze parę tygodni temu najmocniej naciskali na odrzucenie paktu z socjaldemokratami z SPÖ i liberałami z Neos. 

BP daje gaz do dechy. Prezes giganta paliwowego BP Murray Auchincloss zapowiedział w tym tygodniu, że doprowadzi do podwojenia wartości giełdowej zarządzanej przez niego spółki w pięć lat. Jak zamierza to osiągnąć? Drill, baby, drill.  

BP ogłosiło, że w 2025 zmniejszy wydatki inwestycyjne w zielone źródła energii o 70 procent w porównaniu do zeszłego roku i jednocześnie zwiększy o 20 procent środki przeznaczone na inwestycje w wydobycie ropy i gazu. Auchincloss wyrzucił do kosza przyjętą przez BP pięć lat temu długofalową strategię, w ramach której firma miała ograniczyć produkcji paliw kopalnych i stawiać na energie odnawialne.  

Nowa długofalowa strategia to wizjonerski powrót do przeszłości i stawianie na to, że dla sektora paliwowego wracają stare, dobre czasy. Jak powiedział w rozmowie z Financial Times prezes koncernu, „ropa i gaz będą z nami jeszcze bardzo bardzo długo”, bo nawet po 2050 roku na świecie wciąż pozostanie na nie „ogromny popyt”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version