Putin znalazł się w punkcie, z którego nie ma powrotu. Jestem przekonana, że konfrontacja Zachodu z Rosją będzie się nasilać, nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni w Ukrainie – twierdzi amerykańska politolożka Andrea Kendall-Taylor.

Andrea Kendall-Taylor: Szanse nie są równe zeru, ale są niskie. Problem polega na tym, że wciąż jest bardzo znacząca różnica między tym, czego Putin domaga się w Ukrainie, a tym, na co gotowy jest Trump. Trump i jego zespół położyli na stole pakiet obejmujący opóźnienie członkostwa Ukrainy w NATO, zamrożenie granicy na obecnej linii frontu, ale nadal zamierzają pomagać Ukrainie, aby mogła się bronić w przyszłości. To stoi w sprzeczności z maksymalistycznymi celami Putina, który żąda kapitulacji Ukrainy. Jestem przekonana, że ustępstwa terytorialne nie wystarczą. Prawdopodobnie głównym punktem spornym będą kwestie dotyczące wielkości ukraińskiego wojska. Putin od samego początku dążył do demilitaryzacji Ukrainy i to się nie zmieniło. Dlatego wojna będzie ciągnęła się przez ten rok, a być może dłużej.

– Jest jasne, że chce zakończenia wojny, ale metoda jest całkowicie niepewna, bo jedną z głównych cech prezydenta jest jego nieprzewidywalność.

Od lat zajmuję się nie tylko Rosją, ale również współczesnym autorytaryzmem. I jedną z prawidłowości, którą zauważyłam, jest to, że jeśli decyzje zależą od jednego człowieka, a na dodatek interakcje między dwoma silnymi mężczyznami są często bardzo kapryśne, to ich polityka zagraniczna jest zwykle bardzo niestabilna. Przypomnijmy sobie relacje między Putinem a Erdoğanem i to, jak przez lata się zmieniały. Było bardzo dobrze i zaraz potem bardzo źle. Mogę więc sobie wyobrazić, że prezydent Trump wkracza do akcji, chce skłonić Putina do pewnych ustępstw i negocjacji. Ale kiedy to się nie uda, możemy zobaczyć, jak przyjmuje znacznie ostrzejszą linię. Problem polega na tym, że nigdy nie wiesz, jakiego Trumpa dostaniesz.

– Słyszeliśmy wszystkie te historie o strzelaniu korkami od szampana po wyborach w 2016 r., ale ostatecznie Rosjanie nie dostali zbyt wiele. Tak naprawdę sojusznicy zaczęli wydawać więcej na obronę, a USA wzmocniły swoją pozycję na wschodniej flance NATO. Było wiele rzeczy, których Rosja nie lubiła za pierwszego Trumpa. I tym razem jest wiele niepewności z perspektywy Kremla.

– To część jego taktyki mającej na celu zastraszenie Europejczyków. Nie sądzę, aby naprawdę uważał, że kraje są w stanie wydać 5 proc. PKB na obronę. Ale chce, aby Europejczycy zrobili więcej. Podobnie zresztą jak większość prezydentów USA od dziesięcioleci, tyle że Trump porusza te kwestie w znacznie bardziej konfrontacyjny sposób. Jestem pewna, że w ciągu najbliższych czterech lat relacje między Stanami Zjednoczonymi a Europą będą bardzo trudne – Trump będzie wymagał od was dużo, prowadząc jednocześnie politykę antagonistyczną wobec Europy.

Ale ostatecznie będzie z tego pewna korzyść. Możemy mówić: Europa podnosi wydatki na obronę, bo żąda tego Trump, ale tak naprawdę wymaga tego sytuacja geopolityczna: 2 proc. nie wystarczy do odstraszania agresywnej Rosji, a przecież sytuacja może się znacznie pogorszyć z powodu coraz większego zbliżenia między Rosją, Chinami, Iranem i Koreą Północną.

Nie wierzę w te wszystkie alarmistyczne zapowiedzi, że Trump może skończyć z NATO. Chodzi tylko o to, aby Europejczycy zrobili więcej.

– Putin znalazł się w punkcie, z którego nie ma powrotu. Jego cele nie są nowe, ale wojna zaostrzyła determinację Putina. Jestem przekonana, że konfrontacja z Rosją będzie się nasilać, pomimo zainteresowania administracji Trumpa normalizacją stosunków z Moskwą. Putin chce nie tylko kapitulacji Ukrainy, ale i cofnięcia się NATO do stanu sprzed dziesięcioleci, czyli podważenia porządku międzynarodowego, żeby dyktować warunki na kontynencie.

Jeśli więc dojdzie do zawieszenia broni w Ukrainie i jakichkolwiek ustępstw Zachodu, w tym zniesienia sankcji lub obietnic niedostarczania Ukrainie broni, to Putin najprawdopodobniej wykorzysta te ustępstwa do wzmocnienia swojej pozycji, aby osiągnąć to, czego pragnie. Jego apetyt lub tolerancja na ryzyko rosły przez lata. Uleganie żądaniom Rosji nie sprawi, że obrona Europy będzie łatwiejsza lub tańsza – wystarczy spojrzeć na wydarzenia ostatnich dwóch dekad. Na każdym kroku – wojna w Gruzji w 2008 r., pierwsza inwazja Rosji na Ukrainę w 2014, rozmieszczenie wojsk w Syrii w 2015 r., interwencja w wybory w USA w 2016 r. – widział, że reakcja Zachodu jest słaba, i poszerzał swoje ambicje. Pytanie nie brzmi, czy Rosja będzie stanowić zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, ale jak dużo trzeba zrobić, żeby ją powstrzymać. Konfrontacja jest dziś znakiem rozpoznawczym rosyjskiej polityki zagranicznej.

– Właśnie. Przeorientował gospodarkę wokół wojny. Wydatki na zbrojenia gwałtownie wzrosły, pracownicy przenieśli się z sektorów cywilnych do wojskowych, wciąż budowane są nowe fabryki. Jeśli dojdzie do zawieszenia broni, Putin nie cofnie tych zmian również dlatego, że bardzo duże grupy czerpią wielkie korzyści z nowego kierunku gospodarki – pozbawienie ich tych korzyści przysporzyłoby Putinowi problemów wewnętrznych. Po zakończeniu walk w Ukrainie będzie prawdopodobnie szukał uzasadnienia dla kontynuacji gospodarki wojennej. Ma już gotowy cały potencjał wojskowy. I jeśli ujrzy nadarzającą się okazję, żeby uderzyć, będzie lepiej przygotowany do jej wykorzystania.

– Administracja Trumpa nie będzie miała luksusu usunięcia Rosji z listy swoich priorytetów. Jeśli Putin zobaczy, że Waszyngton to robi, stanie się jeszcze bardziej bezczelny i ambitny w swoich wysiłkach na rzecz osłabienia Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, zarówno bezpośrednio, jak i poprzez „oś przewrotu”, którą wspiera.

Waszyngton bez wątpienia ma konkurencyjne priorytety, które odwracają jego uwagę od rosyjskiego zagrożenia – przede wszystkim Chiny. Ważna jest kolejność działań. Administracja Trumpa będzie musiała najpierw poradzić sobie z wojną w Ukrainie, nie może po prostu przekazać europejskiego bezpieczeństwa Europie.

Jesteście niewiele lepiej przygotowani niż trzy lata temu. Wciąż macie przed sobą długą drogę, zanim będziecie mogli samodzielnie poradzić sobie z zagrożeniem ze strony Rosji. Być może 10 lat, być może więcej. Nie dość, że europejska produkcja obronna jest niewystarczająca, to państwa znacznie uszczupliły swoje zapasy, wysyłając starszy sprzęt do Ukrainy. I wkrótce staną w obliczu podwójnej presji: finansowania ukraińskiego wysiłku wojennego oraz konieczności uzupełnienia własnych zapasów. Jeśli chcą stawiać czoła rosyjskiej agresji, będą musiały uzbroić się znacznie powyżej poziomów z 2022 r. – a nie tylko odtwarzać dawny stan.

Jest też inny powód: większość sił zbrojnych na kontynencie ewoluowała tak, by uzupełniać armię amerykańską, a nie działać niezależnie. Stany Zjednoczone zapewniają Europie wiele rzeczy w nieproporcjonalnie dużym stopniu – od informacji wywiadowczych i rozpoznania po obronę powietrzną czy amunicję. Europejskie armie nie są w stanie bez wsparcia USA przeprowadzić wielu operacji. I jeżeli Stany Zjednoczone pośpiesznie zmniejszą swoje zaangażowanie, będzie to postrzegane przez Rosję jako moment szansy.

– Właśnie tym dziś się głównie zajmuję – w jakich okolicznościach może najprawdopodobniej dojść do wojny NATO-Rosja. Najbardziej martwi mnie scenariusz, w którym Stany Zjednoczone są zaangażowane w konflikt z Chinami na Indo-Pacyfiku. Doszłoby nie tylko do odwrócenia uwagi Amerykanów od tego, co dzieje się w Europie. Ten region stanowi priorytet bezpieczeństwa numer 1 dla USA i znaczna część rozpoznania, obrony powietrznej, systemów broni czy amunicji zostałaby przerzucona do Indo-Pacyfiku. To duże zagrożenie, zwłaszcza jeśli do 2035 r. rosyjskie wojsko miałoby czas na odbudowę. Niektórzy mówią, że Rosjanie nie potrafili nawet pokonać Ukrainy, więc nie stanowią zagrożenia dla NATO. To złudne: Putin wyciągnie wnioski z wojny w Ukrainie. Zregeneruje swoją armię. Jeśli nadarzy się okazja, będzie chciał przetestować NATO. I podważyć jego wiarygodność raz na zawsze.

– Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się w Ukrainie, aby zrozumieć, jak ważna jest współpraca między tymi krajami. A przecież to tylko wierzchołek góry lodowej.

Rosja nie byłaby w stanie prowadzić wojny w Ukrainie bez wsparcia, które otrzymuje od tych państw. Można do woli mówić o historycznych pretensjach, ale Chiny kupiły ogromne ilości rosyjskiej ropy i gazu, wysłały też Rosji niezliczone podzespoły, bez których rosyjski przemysł obronny miałby wielkie kłopoty. Posunęły się nawet tak daleko, że zapewniają obrazowanie satelitarne, które pomaga Rosji uderzać w cele w Ukrainie. Wiemy też, jak ważne są dla Rosji irańskie drony oraz północnokoreańskie amunicja i pociski balistyczne, a od niedawna żołnierze.

Trudno mi zrozumieć, jak można twierdzić, że współpraca między tymi krajami nie jest kluczowa i nie będzie się zacieśniać. Poza tym im bardziej Kreml polega na tych krajach, tym więcej musi oddać w zamian. Zastępca sekretarza stanu USA Kurt Campbell ogłosił niedawno, że Rosja dostarcza Chinom wrażliwą technologię dla okrętów podwodnych, która pomoże Chinom utrzymać USA z dala od Indo-Pacyfiku, jeśli dojdzie do wojny o Tajwan. I nie kończy się to na sferze wojskowej. W sferze gospodarczej wszystkie te kraje dostarczają sobie wzajemnie sposobów, aby obejść sankcje.

– Zwiększa ona zdolności wojskowe wszystkich naszych przeciwników. Na przykład dzięki coraz częstszym i mającym coraz szerszy zakres wspólnym ćwiczeniom wojskowym Chiny dostają cenne lekcje od Rosjan, jak toczyć wojny, jak używać dronów. Chiny mają o wiele sprawniejszą armię i stają się o wiele większym wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych. Gdyby Stany Zjednoczone i Chiny toczyły ze sobą wojnę, a wojna w Ukrainie już by się skończyła, to Rosja miałaby militarną bazę przemysłową, dzięki której mogłaby wysyłać Chinom broń, amunicję, ropę i gaz. I to drogą lądową, poza zasięgiem kluczowych portów lub innych punktów, które Stany Zjednoczone mogłyby ­zablokować.

Albo spójrzmy na Koreę Północną, która ma dziś nie tylko bliskie relacje z Chinami, ale także nowy pakt obronny z Rosją. Nie tylko zyska nowe technologie wojskowe. Kim Dzong Un czuje się znacznie bardziej ośmielony w swoich działaniach, wiedząc, że Chiny i Rosja pomogą mu w złagodzeniu sankcji, jakie społeczność międzynarodowa może wobec niego zastosować, gdyby podjął bardziej prowokacyjne działania.

„Oś przewrotu” stworzyła przekonanie, że istnieje alternatywny porządek. Będzie to miało konsekwencje dla świata, w którym żyjemy – zwłaszcza poprzez stworzenie środowiska bardziej sprzyjającego konfliktom i niestabilności. Pamiętajmy, co widzieliśmy od czasu pełnej inwazji Rosji na Ukrainę w 2022 r.: wybuch wojny między Azerbejdżanem a Armenią, atak Hamasu na Izrael i zagrożenie, że wojna ta może się rozszerzyć na cały Bliski Wschód, napięcia na granicy Serbii i Kosowa, triumfalny powrót zamachów stanu w Afryce.

Tak więc, czy nam się to podoba, czy nie, „oś przewrotu” jest naprawdę ogromnym globalnym wyzwaniem.

Andrea Kendall-Taylor jest amerykańską politolożką. Dyrektorką Programu Bezpieczeństwa Transatlantyckiego w Center for a New American Security, gdzie zajmuje się wyzwaniami bezpieczeństwa narodowego stojącymi przed USA i Europą. W latach 2015-2018 była zastępczynią krajowego oficera wywiadu ds. Rosji i Eurazji w Narodowej Radzie Wywiadu, gdzie m.in. kierowała strategiczną analizą wywiadu USA na temat Rosji. Wykłada na Yale oraz Georgetown.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version