Czy w niedzielę ponad 170 mln Amerykanów straci dostęp do TikToka? Taki może być skutek piątkowego wyroku, w którym Sąd Najwyższy jednogłośnie poparł ustawowy zakaz dla TikToka w USA, o ile chińscy właściciele nie sprzedadzą go jakiejś amerykańskiej firmie.

„Nie ma wątpliwości, że dla ponad 170 mln Amerykanów TikTok to wyjątkowy i rosnący sposób ekspresji, budowania zaangażowania i tworzenia społeczności” – uznali sędziowie Sądu Najwyższego bez żadnego głosu sprzeciwu. „Ale Kongres wyraźnie wskazał, że niezbędna jest sprzedaż serwisu, by rozwiać uzasadnione obawy z dziedziny bezpieczeństwa narodowego, a wynikające ze sposobu zbierania danych i związków z wrogim zagranicznym podmiotem” — twierdzą sędziowie.

Właścicielem TikToka jest chińska spółka ByteDance. Istniejący od 2016 r. serwis społecznościowy przyciąga użytkowników jednym: niekończącą się listą krótkich filmików. Tylko w 2023 r. amerykańscy tiktokerzy wrzucili do aplikacji aż 5,5 mld nagrań, które na całym świecie obejrzano ponad 13 bilionów (!) razy. Początkowo użytkownicy prześcigali się w jak najlepszym śpiewaniu i tańczeniu do popularnej muzyki. Potem przyszła epoka „wyzwań”, z których oblewanie się przed kamerą wodą z lodem (ice bucket challenge) było jednym z bardziej niewinnych i rozsądnych (zwłaszcza że udało się przekuć to w akcję charytatywną).

Ale na TikToku można też niczego nie nagrywać, a jedynie przeglądać. Każdy nowy użytkownik, to kolejna para oczu zwiększająca publiczność tiktokowych twórców, odbiorca reklam, a być może i klient tiktokowych „telezakupów” prezentowanych przez influenserów. A kiedy ktoś zacznie oglądać TikToka, trudno będzie mu się oderwać. I to nie opinia, lecz zbadane przez właściciela aplikacji zjawisko. Jesienią amerykańskie radio publiczne (NPR) ujawniło dokumenty zebrane w śledztwie 14 prokuratorów stanowych przeciw TikTokowi. Z wewnętrznych badań spółki wynika, że algorytm jest tak skuteczny, że już po 35 minutach jest w stanie wywołać u użytkownika objawy uzależnienia. 35 minut na TikToku to jakieś 260 filmów.

Od pewnego czasu TikTok stał się też narzędziem agitacji politycznej. Tak skutecznej, że w Rumunii kandydat Calin Georgescu, promujący się niemal wyłącznie na TikToku, nieoczekiwanie wszedł do drugiej tury wyborów prezydenckich, które w końcu anulowano.

Obawy przed nieuprawnionym wykorzystaniem danych użytkowników i promowaniem wrogiej propagandy przez chińskiego właściciela serwisu (zobowiązanego przecież do współpracy z chińskim rządem), pchnęły amerykańskie władze do działania.

W kwietniu 2024 r. Kongres uchwalił, a prezydent Biden podpisał ustawę PAFACA (Protecting Americans from Foreign Adversary Controlled Applications Act), która postawiła właściciela TikToka przed wyborem: albo sprzeda amerykańską część serwisu jakiejś amerykańskiej firmie, albo od 19 stycznia 2025 r. TikTok będzie w USA zakazany.

ByteDane odwołał się do sądu, powołując się na Pierwszą Poprawkę do konstytucji, czyli gwarancje wolności wypowiedzi. Sąd w Waszyngtonie pozew odrzucił, a sprawa trafiła w końcu do Sądu Najwyższego, który w piątek 17 stycznia jednogłośnie uznał, że władze USA mają prawo do ochrony interesu narodowego, nawet kosztem swobody wypowiedzi. W trakcie przesłuchań przed Sądem Najwyższym prawnik TikToka Noel Francisco przekonywał, że rządowi wcale nie chodzi o Chiny i bezpieczeństwo, ale o kneblowanie swobody wypowiedzi. Sędzia Sonia Sotomayor – z frakcji liberalnej w Sądzie Najwyższym – odpowiedziała mu, że rząd musi mieć prawo do wskazywania zagrożeń i ich eliminacji. W opinii sędziów, rząd „ma istotny i uzasadniony interes, by uniemożliwić Chinom zbieranie danych osobowych dziesiątków milionów amerykańskich użytkowników TikToka”, a uchwalona ustawa realizuje ten zamiar w sposób wystarczający.

Co dalej? Przewidziany w ustawie dzień wejścia zakazu w życie jest specyficzny: to przedostatni dzień urzędowania prezydenta Joe Bidena i wigilia objęcia władzy przez Donalda Trumpa. Jeśli zakaz wejdzie w życie, „to w zasadzie będziemy musieli wyłączyć całą platformę” – przekonywał Francisco sędziów Sądu Najwyższego.

Ale w praktyce trudno sobie wyobrazić, by Joe Biden mógł zrobić cokolwiek w sprawie TikToka. 19 stycznia to niedziela, praktyczne egzekwowanie ewentualnego zakazu działalności aplikacji mogłoby się zacząć dopiero w poniedziałek, np. od sprawdzenia przez Departament Sprawiedliwości czy sklepy z aplikacjami (Apple i Google) nadal oferują TikToka. Ale Departament Sprawiedliwości (i wszystkie inne ministerstwa) będą zajęte przekazywaniem władzy, więc może się okazać, że początkowo nic się nie stanie i decyzję co do losu aplikacji podejmie Donald Trump i jego ludzie.

Trump wysłał swoich prawników do Sądu Najwyższego z prośbą, by ten wydał wyrok już po 19 stycznia i dał mu trochę czasu na przemyślenie tej sprawy. Tak się jednak nie stało i los chińskiej aplikacji może być jedną z pierwszych decyzji, jaką będzie musiał podjąć prezydent Trump. Nie wiadomo, co zrobi nowy lokator Białego Domu, ale są pewne sygnały, które mogą podpowiadać rozwój wydarzeń.

Trump skupia dziś wokół siebie największych technooligarchów – od Elona Muska, właściciela platformy X, który obejmie nawet stanowisko w rządzie Trumpa, po Marka Zuckerberga, który publicznie zapowiedział odejście od polityki sprawdzania faktów w swoich serwisach Facebook czy Instagram. Od teraz mogą się tam pojawiać dowolne bzdury, jak na X, a algorytmy będą zapewne promować skrajną prawicę, czyli środowisko Trumpa. Jeśli do tej kolekcji Trump dołożyłby TikToka, zawładnąłby niemal bez reszty mediami społecznościowymi. A to oznacza faktyczny rząd dusz, w dobie odchodzenia od mediów tradycyjnych.

„New York Times” podał w czwartek, że jednym z honorowych gości na inauguracji Trumpa ma być Shou Zi Chew, prezes amerykańskiego TikToka. Ma zasiąść na honorowym miejscu na podium, obok Elona Muska, Marka Zuckerberga i Jeffa Bezosa. Na dodatek w piątek, tuż przed decyzją Sądu Najwyższego, sam Donald Trump rozmawiał telefonicznie z prezydentem Chin Xi Jin Pingiem. „To była bardzo dobra rozmowa i dla Chin, i dla Ameryki” – napisał Trump w swoim serwisie społecznościowym Truth Social. – „Oczekuję, że wspólnie rozwiążemy wiele problemów i to od samego początku. Rozmawialiśmy o bilansie handlowym, fentanylu, TikToku i wielu innych tematach”.

Choć w swojej pierwszej kadencji Trump próbował TikToka zablokować, to najwyraźniej zmienił zdanie. Pytany przez Reutersa Anupam Chander, professor prawa z Georgetown University, snuje scenariusz opóźnienia wejścia ustawy w życie: – Trump mógłby wydać prezydenckie rozporządzenie, powołując się np. na groźbę, że użytkownicy TikToka przerzucą się na inne, jeszcze gorzej zabezpieczone aplikacje. Od pewnego czasu widać np. wzrost popularności podobnej chińskiej apki RedNote. Tyle że ta jest zarządzana bezpośrednio z Chin.

To dałoby wszystkim czas na przygotowanie się do planu B, czyli sprzedaży TikToka. Do tej pory Chińczycy nie chcieli o tym słyszeć, ale kto wie, czy za sprzedaż apki nie udałoby się im wytargować u Trumpa łagodniejszej polityki celnej? W zeszłym tygodniu pojawiły się pogłoski, że jednym z zainteresowanych kupnem TikToka mógłby być Elon Musk. Gdyby to on kupił TikToka, Chińczycy spaliby spokojniej – w końcu Musk jest od Chin uzależniony: działa tam potężna fabryka Tesli i stamtąd dostaje część baterii do aut elektrycznych. Kiedyś taka transakcja byłaby nie do pomyślenia, choćby z powodu możliwego naruszenia prawa antymonopolowego (Musk ma już platformę X), ale i reguł przyzwoitości (Musk formalnie będzie przecież członkiem administracji). Tyle że nadchodząca prezydentura w USA zapowiada się jako czas przekraczania najrozmaitszych granic.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version