Kto postawił prezydenta Andrzeja Dudę pod drzwiami Donalda Trumpa? Wszystko wskazuje na to, że tę partię polskiej geopolityki rozegrało dwóch ludzi. I raczej nie zrobili tego w interesie prezydenta.
Spotkanie prezydenta Andrzeja Dudy z prezydentem Donaldem Trumpem było wyjątkową okazją, żeby przedstawić prezydentowi USA nasz punkt widzenia na sprawę Ukrainy. Ponownie przedstawić, bo przecież Andrzej Duda miał już okazję zrobić to w kwietniu zeszłego roku, kiedy odbył ponad godzinne spotkanie z ówczesnym kandydatem republikanów. Ta okazja została zmarnowana i po weekendowym wypadzie prezydenta Rzeczpospolitej do National Harbor w stanie Maryland zostaną przede wszystkim zdjęcia prezentowane przez TV Republika. Zdjęcia, które przynoszą prezydentowi więcej szkody niż pożytku.
Dlaczego rozmowa Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem trwała tak krótko?
Z naszych informacji z okolic Pałacu Prezydenckiego wynika, że za organizację wizyty odpowiedzialny był Nikodem Rachoń, od niespełna trzech tygodni zastępca szefa prezydenckiego biura polityki międzynarodowej. Mniej więcej dziesięć dni temu, na dwa dni wpadł do Stanów, żeby sprawdzić, jakie są możliwości jak najszybszego spotkania Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem. Okazało się, że jedyna możliwość pojawia się przy okazji CPAC, czyli konwencji partii konserwatywnych.
Opinia publiczna o planowanej wizycie dowiedziała się dopiero w piątek, a polscy dyplomaci niewiele wcześniej, bo w czwartek. W takich sytuacjach — kiedy Pałac nie prosi o dogranie szczegółów spotkania — ambasada jest tylko odpowiedzialna za logistykę. Reszta jest w rękach Pałacu Prezydenckiego.
Z naszych informacji wynika, że od samego początku Pałac Prezydencki miał świadomość, w jakiej formule i jakiej długości będzie to spotkanie. To spotkanie w formule „pull aside”, co oznacza „na marginesie” innej imprezy. Nie jest to normalne w stosunkach międzynarodowych spotkanie bilateralne, tylko raczej „złapanie się na krótką rozmowę”. W najbliższym tygodniu do Waszyngtonu na spotkania w Białym Domu przyjeżdżają prezydent Francji i premier Wielkiej Brytanii. Od początku także otoczenie prezydenta wiedziało, ile czasu jest do dyspozycji. Departament Stanu zaproponował godzinę 13.30 (czasu amerykańskiego), a wystąpienie Donalda Trumpa zapowiedziane było na 14. Prezydent Andrzej Duda i jego ludzie, wylatując z Warszawy, wiedzieli, że Trump ma dla nich maksymalnie pół godziny co oznacza w praktyce 20-25 minut rozmowy. Podobne informacje przekazuje z USA wieloletni korespondent RMF FM Paweł Żuchowski.
W dodatku nie ma pewności, co miało być tematem rozmowy. Z rozmów z amerykańską dyplomacją wynika, że miało chodzić o przekazanie zaproszenia do Polski i że było to spotkanie kurtuazyjne. Pytanie, czy akurat prezydent RP musi lecieć do Stanów Zjednoczonych na weekend, żeby przekazać zaproszenie. Gdyby Andrzej Duda miał zaplanowaną wizytę w Stanach i przy okazji wpadł do National Harbor, to nie byłoby aż tak zaskakujące, ale ponieważ nie miał nawet wystąpienia na CPAC a jedynie po trwającym ok. dziesięć minut spotkaniu mógł oklaskiwać wystąpienie Trumpa. Wystąpienie, dodajmy, skierowane typowo na użytek polityki wewnętrznej.
Tu dochodzimy do tego, po co i komu tak naprawdę było potrzebne to spotkanie.
Kto zorganizował rozmowę Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem?
Od jakiegoś czasu wszystkie aktywności prezydenta za granicą obsługuje wyłącznie Telewizja Republika. Może ma to związek z tym, że brat Nikodema Rachonia Michał jest jej gwiazdą. Tym razem było tak samo. Telewizja Republika, jej gwiazdorzy i szef przebywali w tym samym pomieszczeniu, w którym na spotkanie oczekiwał Andrzej Duda. Telewizja Tomasza Sakiewicza robiła transmisję na żywo z oczekiwania na Donalda Trumpa, które trwało zdecydowanie dłużej niż sama rozmowa. Prezydent krążył po pomieszczeniu, a TV Republika pokazywała to w kadrze raczej przypominającym nagranie z telefonu komórkowego z ukrycia niż pracę operatora kamery na oficjalnym spotkaniu. To TV Republika podkreślała wagę i długość spotkania, to jej pracownicy mówili, że będzie to ponad godzinne spotkanie, które wpłynie na stanowisko Trumpa w dalszych negocjacjach z Putinem. A potem pokazała Andrzeja Dudę krążącego pod drzwiami.
Najprostsze wyjaśnienie tego wszystkiego jest jednak dla Pałacu Prezydenckiego najbardziej w tej sytuacji szkodliwe. Otóż panowie Michał i Nikodem Rachoń postanowili rozegrać bardzo poważną sytuację polityczną dla własnej sławy i interesu. Jeden popędził do USA, żeby coś na szybko zorganizować, a drugi zorganizował transmisję. Jedyne co może dziwić, a przy okazji budzić niepokój, to, że w otoczeniu Andrzeja Dudy nie ma ani jednej osoby, która powiedziałaby „nie, w ten sposób się tego nie załatwia, nie może prezydent Polski lecieć do Stanów specjalnie na 25 min. rozmowy w przejściu”.
Drugie wyjaśnienie, niespecjalnie bardziej budujące powagę prezydenckiego urzędu, ale jednak związane z polityką, może być takie, że wobec organizowanego także od jakiegoś czasu spotkania Radosława Sikorskiego z Marco Rubio i kolejnego z doradcą Donalda Trumpa Mikiem Waltzem, Pałac Prezydencki nie chciał być bezczynny i znaleźć się na marginesie. W tej chwili zatem sytuacja jest taka, że Andrzej Duda z Donaldem Trumpem spotkał się na trzy minuty w Paryżu w czasie uroczystości w Notre Dame i na niecałe dziesięć w Maryland. Pytanie, czy udało się przekazać zaproszenie do Polski i że zostało ono przyjęte, a także, że nie będzie miało miejsca na przykład przy okazji podróży amerykańskiego prezydenta do Moskwy.