Za podwójne zabójstwo siedzi już ponad 13 lat. Bez dowodów, bez motywu, bez sensu. Czy tak łatwo udałoby się go skazać w poszlakowych, szybkich procesach, gdyby nie był człowiekiem z niepełnosprawnością intelektualną? Czy przypadek skazania Piotra Mikołajczyka nie jest powtórzeniem historii Tomasza Komendy?

Krwi było dużo. Na drzwiach, podłodze, meblach. Zabójca nieudolnie próbował ją zetrzeć, tworząc jeszcze większe plamy. Ciało 44-letniej Moniki Kowalczyk leżało w kuchni, a jej matka Bronisława w drzwiach wejściowych korytarza. Kobiety otrzymały ciosy siekierą. Zabójca uderzył 21 razy, celował w głowę. Młodszej z kobiet zadał 14 ciosów, starszej – siedem.

Pierwsza analiza miejsca zbrodni zawiera przypuszczenia: sprawca najpierw zaatakował Monikę, a narzędzie zbrodni najpewniej znalazł w domu (narzędzia nigdy nie udało się odnaleźć). Kobieta się broniła, uciekała wokół stołu stojącego w kuchni. Zabójca w pewnej chwili złapał ją za kaptur kurtki, który w czasie szamotaniny został oderwany.

Bronisława została zaatakowana druga, prawdopodobnie usłyszała hałasy w kuchni i zeszła z pokoju na piętrze. Badający miejsce zbrodni psychologowie policyjni byli przekonani, że zabójca był już nieco zmęczony walką z Moniką, dlatego starszej pani zadał mniej ciosów. Nieprzytomną zostawił w wejściu do kuchni, uniemożliwiając zamknięcie drzwi. Sprawca nie zdawał sobie sprawy, że kobieta żyje, kiedy wychodził z domu. Jest niemal pewne, że był ubrudzony krwią.

W mieszkaniu panował bałagan, ale analitycy doszli do wniosku, że mieszkanie nie było splądrowane (potem okaże się, że nieporządek w tym domu był czymś normalnym).

Kobiety znalazła 12-letnia Kasia, córka Moniki. Weszła do domu, zobaczyła leżącą w kałuży krwi babcię, cofnęła się i wezwała pomoc. Pierwsza przyjechała karetka, policjanci dotarli później. Monika zginęła na miejscu, Bronisława zmarła w szpitalu. Był 3 listopada 2010 r.

Śledztwo w sprawie zabójstwa dwóch kobiet ruszyło z kopyta. Już dwa dni po odkryciu zbrodni policjanci mają wytypowanego potencjalnego podejrzanego – nazwisko wskazał informator. To Patryk (imię zmienione), sąsiad, mieszkaniec Tłokini. Policjanci ustalają, że na posesji Patryka w dniu zabójstwa rozpalono ognisko, ale nie wiadomo, co palono. W jego domu znaleziono zakrwawiony ręcznik, ale go nie zbadano. Ojciec chłopaka zeznał natomiast, że to jego krew, pochodząca z rany powstałej na szyi podczas golenia. Patryk nie ma też pełnego alibi na czas zbrodni. Kiedy próbowano zbadać jego telefon, okazało się, że nieoczekiwanie zmienił aparat.

Marcin, wnuczek i bratanek zabitych kobiet, także wzbudzał podejrzenia. Mężczyzna ma 26 lat, mieszka naprzeciwko babci, ale od kilku lat nie utrzymuje z nią kontaktu. Mimo to, kiedy przyjeżdża karetka, pojawia się na posesji, a potem jedzie za ambulansem z nieprzytomną babcią do szpitala. Prokuratorowi powie potem, że zrobiłby tak w przypadku nawet obcej osoby, „bo tak trzeba”.

Zeznał także, że nie widział nikogo wchodzącego do domu położonego naprzeciwko swojej posesji, choć dodał, że był na dworze cały dzień, porządkując podwórko. Kiedy założono mu podsłuch, policja nagrała wymianę zdań pomiędzy nim a jego matką:

„Nic na ciebie nie mają, bo tego miejsca nawet jak znajdą, to (…) Ale nie znajdą, bo jakby znaleźli, to już by coś powiedzieli, że było (…). Nic na mnie nie mają i przypuszczam, że to dosłuchanie będzie (…).”

Marcin i jego siostra (sprzątała z nim podwórko) zostali przebadani wariografem. Biegły we wnioskach napisze potem, że zarówno Marcin, jak i jego siostra wiedzą coś ważnego na temat zabójstwa, ale temu zaprzeczają: „Reakcje badanego (…) nie pozwalają na wykluczenie go z kręgu osób bezpośrednio związanych z tym zdarzeniem w sensie aktywnego w nim uczestnictwa”.

Mimo tych faktów i wątpliwości policja nie poszła śladami Patryka i Marcina. Co więcej, zignorowano opinię profilerów, opisującą domniemanego zabójcę (lub zabójców): „Sprawca jest znany ofiarom, dlatego zostaje wpuszczony do środka. Chce porozmawiać z ofiarami, chce uzyskać od nich coś dla siebie bardzo ważnego. Ofiary nie zgadzają się z jego propozycją, sprawca wpadł w gniew i atakuje ofiary. Kieruje się motywem złożonym, przychodzi do ofiar w celu uzyskania czegoś dla niego ważnego (motyw ekonomiczny), choć nie muszą to być pieniądze”.

Profilerzy wykluczają motyw seksualny. I podsumowują: „Sprawca w trakcie zdarzenia i tuż po nim jest opanowany, nie traci głowy. W życiu codziennym kieruje się raczej rozsądkiem, mniej emocjami. Bardzo dobrze radzi sobie ze stresem. Prawdopodobna jest pomoc sprawcy osoby drugiej w czynnościach po morderstwie (ukrycie narzędzia zbrodni, ubrania sprawcy)”.

Piotr, rocznik 1988, do Tłokini trafił pół roku przed zabójstwem kobiet. Był parobkiem, niemal niewolnikiem. Pracował u sąsiadów za jedzenie i wódkę, spał na przyczepie albo w stodole, a z posesji praktycznie nie wychodził.

Jego nazwisko pojawiło się w policyjnych dokumentach od informatora, który wskazał go jako potencjalnego zabójcę. Kim był informator policji? To tajemnica. Z pewnością jednak była to inna osoba niż ta, która zaraz po zabójstwie wskazała na Patryka, sąsiada kobiet.

Czy Piotr pasował do profilu zabójcy? Nie do końca – miał orzeczenie o upośledzeniu intelektualnym (IQ 62, czyli umysł 12-letniego chłopca). Nie widziano go w domu zabitych kobiet, nie znała go Kasia, córka i wnuczka zabitych. Dlaczego to ważne? Ze względu na motyw – Piotr miał zabić, ponieważ – jak napisał potem prokurator w akcie oskarżenia – utrzymywał kontakty seksualne z Moniką, co miało nie spodobać się jej matce. W śledztwie wyjdzie na jaw, że Monika rzeczywiście spotykała się z mężczyzną, ale policja go znalazła i przesłuchała. Miał na dzień zabójstwa alibi. Czy możliwe jest, że miała dwóch partnerów? I że jeden z nich był mężczyzną z intelektualnymi deficytami? Oraz że kobieta utrzymywała ten związek w tajemnicy – w wiosce, w której wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą?

Faktem jest, że Piotr po zabójstwie zniknął ze wsi. Tyle tylko, że wywiózł go stamtąd jego pracodawca. Po zabójstwie w Tłokini było mnóstwo policji, a Piotr pracował na czarno. Ktoś mógłby się parobkiem zainteresować.

Funkcjonariusze z Komendy Miejskiej w Kaliszu pojechali po Piotra 8 sierpnia 2011 r., dziewięć miesięcy po zabójstwie. Mężczyzna miał wtedy 23 lata. Zostaje zatrzymany w swoim rodzinnym domu, oddalonym o niespełna 50 km od Tłokini Wielkiej, gdzie mieszkały ofiary.

Chciano go przesłuchać. Oficjalnie jako świadka.

Czy Piotr Mikołajczyk zabił? – pytam prof. Ewę Gruzę z Katedry Kryminalistyki Wydziału Prawa UW.

– Absolutnie nie. Co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości. To jest jeden z nielicznych niesłusznie skazanych, w postępowaniu którego jedynym dowodem wskazującym na to, że popełnił podwójne zabójstwo, jest jego fałszywe samooskarżenie.

– Tylko i wyłącznie to? Żaden dowód rzeczowy, żaden ślad zabezpieczony na miejscu zdarzenia…

– … nie pochodzą od Piotra Mikołajczyka.

Prof. Gruza wyjaśnia: – Piotr przyznał się do zabójstwa wyłącznie na podstawie przesłuchania, które odbyło się niemal równo dziewięć miesięcy od odkrycia zbrodni. Policjanci z Kalisza zabierają Piotra do samochodu i przewożą do komendy. Tam z nim rozmawiają o zabójstwie. Ta rozmowa nie była nigdzie protokołowana. Piotr ma potwornego kaca i chce mu się pić. Jeden z policjantów zeznał potem, że wypił kilka butelek wody i wymiotował.

Pierwsze przesłuchanie „na papier” odbywa się już w komendzie, dwie-trzy godziny po przewiezieniu tam Piotra, o godzinie 12.20.

Ewa Gruza: – Wtedy jeszcze był przesłuchiwany jako świadek, ale z ostrzeżeniem, że jego status procesowy może się zmienić. I on przyznaje się do zbrodni zabójstwa. A właściwie inaczej: w protokole opisane jest, że popełnił zbrodnię, używając jakiegoś młotka. A na końcu przyznaje się, że on dokonał podwójnego zabójstwa. Dwie godziny później praktycznie to samo przesłuchanie jest tylko wzbogacone i zmienione w taki sposób, że zmienia się narzędzie – na możliwy tasak albo siekierę. W kolejnym przesłuchaniu, kiedy ma już postawione zarzuty, ten opis już jest bardzo dokładny i spójny. W tym opisie znajduje się prawidłowe narzędzie, którym dokonano zabójstwa, czyli siekiera.

Mikołajczyk na drugim przesłuchaniu dodaje, że w dniu zabójstwa wypił litr alkoholu. Nikogo ze śledczych – policjantów, prokuratora, a potem także i sędziów – ten fakt nie zastanowił.

Prof. Gruza razem ze swoimi studentami badała akta sprawy Mikołajczyka przez wiele miesięcy. Zna je niemal na pamięć. I nie tylko jest przekonana o tym, że młody mężczyzna nie zabił, ale także jest pewna, że zeznania na Piotrze wymuszono.

Do tego wrócimy.

Co do protokołu miał zeznać Piotr? Według wersji śledczych mężczyzna przychodzi do mieszkania, by wyjaśnić z Bronisławą konflikt dotyczący jego sekretnych spotkań z Moniką. Zeznał, że poznał kobietę u swojego pracodawcy mniej więcej półtora tygodnia wcześniej i że spotykali się, by uprawiać seks. Ale Bronisława była temu przeciwna, zatem – zeznaje Piotr – przyszło mu do głowy, by ją „uciszyć”. Rzecz w tym, że nikt ze świadków tego nie potwierdza: ani znajomości, ani konfliktu.

Tego dnia Piotr miał pić od 6 rano – sam pochłonął litr wódki oraz cztery piwa. Przed południem, jak uznał prokurator, poszedł do domu kobiet, wszedł do budynku i zaatakował Bronisławę. Wtedy w domu pojawiła się Monika, która chciała ratować matkę, a potem, widząc Piotra, zaczęła uciekać.

Mężczyzna zabija obie kobiety, a siekierę, którą przyniósł ze sobą, zabiera. Na posesji swego pracodawcy przebiera się (tego dnia, 3 listopada, miał mieć na sobie krótkie spodenki i trampki), a potem przez dziurę w ścianie stodoły obserwuje bieg zdarzeń. Dwa dni później miał poprosić o odwiezienie go do domu rodzinnego. Koszulkę i buty spalił, a spodenki zostawił, często je piorąc.

Prof. Ewa Gruza: – Mikołajczyk, kiedy zostaje zatrzymany i przewieziony do komendy policji, jest przesłuchiwany jedną z najbardziej opresyjnych metod, techniką Reida, bardzo mocno krytykowaną właśnie za to, że kreuje fałszywe samooskarżenia.

– Co to za technika?

– Wybiera się określony typ osoby podejrzewanej. Najczęściej młodej, z pewnym deficytem intelektualnym. Wybiera się ludzi ze środowisk trochę zaniedbanych, wycofanych kulturowo, społecznie, którzy nie mają zdolności, analizy, myślenia samodzielnego. Osoby, którymi jest łatwo manipulować, co zresztą też w jednej z opinii psychologicznych było podkreślane, że Piotr jest właśnie taką osobą.

Czy Piotrowi wmówiono, że jeśli się przyzna, otrzyma łagodniejszy wyrok? Albo nawet pójdzie do domu? Czy obiecano mu wodę, bo był na kacu? Chłopak w sądzie oświadczył, że na policji był bity i polewany wodą. Policjanci temu zaprzeczyli, a sąd im uwierzył.

W to, co zeznał Piotr na policji, uwierzył też prokurator, nie drążąc nielogiczności w zachowaniu potencjalnego zabójcy. Prof. Gruza je wylicza: prokurator przyjął, że pierwszą ofiarą była starsza z kobiet, czyli matka, która leżała przy samym wejściu, trochę jakby tamując możliwość otwarcia drzwi, natomiast druga z ofiar leżała w głębi pomieszczenia, około 4 metrów od drzwi, w przejściu między kuchnią a pokojem. I przyjęto, że starsza z ofiar, leżąca w drzwiach, została ugodzona siekierą w pierwszej kolejności. Czyli młodsza z ofiar, która wracała z zakupami do domu, musiała przejść nad jeszcze żyjącą zakrwawioną matką, podejść 3,5 metra do stołu, odłożyć zakupy. Dopiero wtedy weszła w interakcję z zabójcą, którego cały czas musiała widzieć w mieszkaniu.

Nie było tajemnicą, że kobiety, szczególnie starsza, były nieufne i nie wpuszczały nikogo obcego do domu – nawet listonosza czy kominiarza. Czy otworzyłyby drzwi nieznanemu sobie parobkowi?

Piotr musiałby być osobą opanowaną, wyrachowaną i metodyczną – w domu nie znaleziono ani jednego jego śladu papilarnego. Nie ma też jego DNA – na ciele jednej z kobiet odkryto ślady genetyczne, ale nie udało się ich do nikogo dopasować (zbadano 15 osób obecnych na miejscu po ujawnieniu ciał). Wiadomo jedynie, że odkryte DNA należało do mężczyzny.

Naukowczyni nielogiczności – poczynając od braku motywu, braku śladów i innych dowodów materialnych, kończąc na wymuszaniu zeznań – określa krótko: wszelkie wątpliwości w tej sprawie wykorzystano na niekorzyść Piotra.

Już w więzieniu mężczyznę zbadał biegły, który wykluczył, by Mikołajczyk kiedykolwiek uprawiał seks z kobietą.

Piotra skazywano dwa razy – w pierwszym procesie dostał dożywocie, sąd apelacyjny wyrok uchylił i nakazał ponowny proces, w którym karę Piotrowi złagodzono do 25 lat. Kasacje w Sądzie Najwyższym nie przyniosły skutku.

W walce o udowodnienie niewinności Mikołajczyka prof. Gruzie od czterech lat pomaga poznański mecenas Paweł Głuchowski. Oboje starają się doprowadzić do nowego śledztwa w tej sprawie.

– Wierzy pan w winę Mikołajczyka? – pytam.

– Ja mogę się posiłkować tylko materiałem dowodowym – mówi prawnik. – Nie byłem 3 listopada 2010 r. w Tłokini. Natomiast jeżeli chodzi o analizę akt, to mogę z całą stanowczością powiedzieć, że materiał dowodowy zgromadzony w sprawie nie potwierdził, w mojej ocenie, tego, że Piotr Mikołajczyk zabił dwie osoby.

– Był zmuszany do zeznań?

– Nie mam dowodów na to, ażeby został do czegokolwiek zmuszony. Natomiast mam cytat z protokołu przesłuchania naczelnika wydziału kryminalnego: „Mikołajczyk potwierdził to, co żeśmy mu przedstawili”.

– Czyli parafrazując: myśmy powiedzieli mu, jak było, a on powiedział: tak, tak było?

– Dokładnie.

Na to zdanie zwrócił uwagę sąd apelacyjny po tym, jak Piotra Mikołajczyka skazano na dożywocie. W czasie powtarzanego procesu policjant swoje słowa wytłumaczył… pomyłką w protokole.

I mecenas Głuchowski, i profesor Gruza zapewniają, że w sprawie są w stanie doprowadzić do przełomu – lub chociażby spróbować wyjaśnić wszystkie nieścisłości i braki dowodowe. Wątpliwości budzi przyznanie się Piotra do winy, słownictwo, jakiego miał używać, opisując zbrodnię. W grę wchodzą jeszcze nowe potencjalne dowody – ponowne zbadanie pozostawionego fragmentu linii papilarnych (nie udało się wyjaśnić, do kogo należał), zbadanie śladów DNA znalezionych na ciele jednej z ofiar oraz ręcznika. Gruza i Głuchowski nie chcą mówić o szczegółach tego, co zamierzają w tej sprawie zrobić.

Policja nigdy nie sprawdzała, kto – oprócz Kasi, córki zabitej Moniki – zadzwonił pod numer alarmowy z informacją o rannych kobietach. Skoro w domu nie było nikogo, a ciała znalazła 12-letnia córka, kto poinformował służby? Przypadkowy świadek? A może zabójca? Lub ktoś, kto mu pomagał?

Wznowienie śledztwa może także nastąpić po decyzji Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Skargę do Strasburga w tej sprawie wysłała już siedem lat temu Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Prawnicy fundacji napisali, że Piotra zmuszano do samooskarżenia i że nie miał obrońcy, wskutek czego postępowanie w jego sprawie nie było rzetelne.

Trybunał swoją decyzję miał wydać już kilka miesięcy temu. W praktyce może zapaść w każdej chwili. To zobliguje polskie państwo do wszczęcia kolejnego postępowania.

Pytam mecenasa Głuchowskiego: – Jeśli Mikołajczyk okaże się niewinny, to czy jest szansa na złapanie i osądzenie zabójcy dwóch kobiet?

– Jestem przekonany, że tak. Chociaż to nie jest mój główny cel. To powinien być cel prokuratury. Moim głównym celem jest wykazanie, że Piotr jest niewinny, a w realiach procesowych wiąże się to ze wskazaniem prawdziwego sprawcy.

Profesor Ewa Gruza widzi analogie między sprawami Mikołajczyka i Tomasza Komendy, niewinnie skazanego za zabójstwo młodej dziewczyny. Komenda w więzieniu spędził 18 lat. W 2018 r. został całkowicie oczyszczony z zarzutów i wyszedł na wolność. Zmarł w lutym tego roku.

– To jest sprawa Komenda bis, ale powiedziałabym to z lekkim przypisem – mówi prof. Gruza. – Mamy pewne obszary, które są kalką, bo Tomasz Komenda oczywiście nie był osobą upośledzoną, ale też był młodym człowiekiem podatnym na sugestie. Natomiast ta zasadnicza różnica, jeżeli chodzi o postępowanie dowodowe, polega na tym, że w przypadku Tomasza Komendy były ekspertyzy, gdzie biegli wskazali, że ślady zabezpieczone na miejscu zbrodni pochodzą od niego. Dzisiaj wiemy, że były błędne. Podobne było też samooskarżenie, które zadziałało dokładnie według tych samych mechanizmów, co w sprawie Piotra Mikołajczyka. Jednak w sprawie Mikołajczyka nie ma żadnych ekspertyz świadczących na jego niekorzyść.

Niebawem w TVN ukaże się reportaż na temat sprawy Piotra Mikołajczyka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version