W ubiegły weekend obserwatorzy polskiej polityki głowili się, co dalej, po aresztowaniu Kamińskiego i Wąsika oraz względnym sukcesie frekwencyjnym „Marszu wolnych Polaków”, Prawo i Sprawiedliwość szykuje na następny tydzień. Jak daleko posunie się w proteście i jak bardzo jego działania okażą się skuteczne? Pod koniec tygodnia, można powiedzieć, że w ostatnich dniach PiS po raz kolejny okazał się równie radykalny w retoryce, co bezradny w działaniu.

Największe obawy wywoływało to, co partia Kaczyńskiego zrobi na drugim posiedzeniu Sejmu zaplanowanym na wtorek 16 stycznia. Media donosiły, że strona rządowa ma się obawiać radykalnej obstrukcji ze strony największego klubu opozycji i przygotowywać różne środki zaradcze.

PiS rzeczywiście pierwszy dzień nowego posiedzenia Sejmu zmienił w spektakl. Posłowie wnieśli na salę obrad kartony z czarnobiałymi portretami Kamińskiego i Wąsika i z odpowiednim hasłem napisanym „solidarycą” w barwach narodowych. W klapy wpięli sobie przypinki z tą samą grafiką. Na galerii dla widzów zasiadły małżonki uwięzionych. Mariusz Błaszczak, szef klubu PiS, wszedł na mównicę i poinformował o złożeniu na ręce marszałka Sejmu pisma w sprawie „umożliwienia wykonywania mandatów poselskich Mariuszowi Kamińskiemu i Maciejowi Wąsikowi”.

Posłowie PiS wstali i na stojąco zaczęli skandować „Uwolnij posłów”, nie bardzo wiadomo pod czyim konkretnie adresem. Padały też okrzyki „Precz z komuną”. W końcu odśpiewano hymn narodowy. Hołownia, nie mogąc uspokoić posłów, zarządził 10 minut przerwy. Po przerwie Sejm wrócił jednak do pracy. Posłowie PiS trochę pokrzyczeli, odśpiewali hymn i wszystko wróciło do normy. W porównaniu z tym, co w Sejmie wyprawiał Andrzej Lepper, protest PiS w obronie „więźniów politycznych” wypadł dość spokojnie.

Być może wpływ na uspokojenie nastrojów w partii mógł mieć sondaż Pollsteru na zlecenie „Super Expressu”, wskazujący, że aż 60 proc. ankietowanych uważa, że Kamiński i Wąsik powinni odbyć całą karę w więzieniu, a przeciwnego zdania jest tylko 25 proc. Oznacza to, że PiS ze swoją narracją o „więźniach politycznych”, którzy powinni zostać natychmiast uwolnieni, nie przebija się nawet do własnego elektoratu z 15 października – wtedy na partię padło przecież ponad 35 proc. głosów.

Zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości gromadzili się pod zakładami karnymi w Radomiu i Przytułach Starych koło Ostrołęki. W pierwszym osadzony jest Kamiński, w drugim Wąsik. W piątek po południu tego drugiego próbował, na prośbę żony skazanego, która wyczerpała już miesięczny limit wizyt, odwiedzić prezes PiS Jarosław Kaczyński. Nie został jednak dopuszczony do widzenia z więźniem.

— Ministra Wąsika chciałem przede wszystkim zobaczyć i go zapytać, jak się czuje, no i pozdrowić jako kolegę, ale przede wszystkim prosiła mnie o tę wizytę pani Wąsikowa, małżonka — przekazał dziennikarzom Kaczyński. — No ale nie dałem rady tutaj nic zrobić, no bo przepisy są jednoznaczne, no a innych metod tutaj użyć nie można — dodał.

Prezes poskarżył się też na Adama Bodnara, który, wbrew prośbie prezydenta, nie podjął decyzji o przerwie w odbywaniu kary: — Ja sądzę, że to jest wynik złośliwości, no ta ekipa jest złośliwa, ma bardzo wiele złej woli. Poza tym to są po prostu, mówiąc najkrócej, źli ludzie […]. Mamy dzisiaj u władzy złych.

Wieczorem Kaczyński wrócił pod zakład karny i zabrał głos na wiecu w solidarności z Wąsikiem. Uwięzienie kolegi z partii przedstawił jako część działań zmierzających do „pacyfikacji Polski”, do tego, by nasz kraj stał się tylko „obszarem zamieszkanym przez Polaków” zarządzanym pozornie z Brukseli, a tak naprawdę z Niemiec. Snuł wizję powrotu PiS do władzy, ukarania ekipy Tuska i przebudowy konstytucyjnego porządku tak, by sytuacja z Kamińskim i Wąsikiem nigdy się już nie powtórzyła: — Wyobraźcie sobie, że dziś prezydent Rzeczpospolitej np. w oparciu o współdecyzję jakiegoś organu, którego dzisiaj nie ma, na przykład Rady Stanu, mógł podjąć decyzję o zdymisjonowaniu rządu, o zmianie tych wszystkich aktów łamania prawa […] o przywróceniu praworządności i o tym, że będą w Polsce nowe wybory.

Te oderwane od rzeczywistości fantazje, wygłaszane łamiącym się głosem, przez wyraźnie zmęczonego polityka, zestawione z jego wcześniejszym: „Nie dałem rady nic zrobić”, są doskonałym symbolem bezradności PiS-u i miejsca, w jakim dziś znalazła się partia. Nie tylko w sprawie Kamińskiego i Wąsika.

Tę bezradność było widać także w kolejnej walce, jaką PiS ciągle próbował podejmować w poprzednim tygodniu: o media publiczne. W czwartek orzekający od lat zgodnie z linią PiS Trybunał Przyłębskiej wydał wyrok stwierdzający, że działania ministra Sienkiewicza w sprawie mediów publicznych – zarówno wymiana zarządów na podstawie kodeksu spółek handlowych, jak i postawienie ich w stan likwidacji – są niekonstytucyjne. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odpowiedziało jednak komunikatem, stwierdzającym, że wyrok „nie ma jakiejkolwiek doniosłości prawnej”. Wyroki Sądu Najwyższego i europejskich trybunałów stwierdzają bowiem wyraźnie, że „nie jest to niezależny i bezstronny sąd konstytucyjny, a jego wyroki wydane z udziałem tzw. sędziów dublerów […] nie mają mocy powszechnie obowiązującej i nie są ostateczne.”. W wydaniu orzeczenia w sprawie mediów publicznych brał udział sędzia-dubler Jarosław Wyrembak.

Na Prawie i Sprawiedliwości raz jeszcze mści się przejmowanie Trybunału na rympał, poza przepisami prawa, przez sędziów dublerów. To, że Julia Przyłębska i inni wybrani przez PiS sędziowie aż tak podporządkowali linię orzeczniczą Trybunału Konstytucyjnego Nowogrodzkiej, że instytucja ta straciła jakikolwiek społeczny autorytet, umożliwia nowemu rządowi ignorowanie wyroków TK niewielkim politycznym kosztem.

Na wiecu pod więzieniem w Przytułach Kaczyński chwalił się „sukcesami sądowymi” PiS w walce o media. Zachęcał uczestników, by wyobrazili sobie, jak wspaniale byłoby, gdyby w telewizji było znów tak jak przed grudniem 2023 r. Prawda jest jednak taka, że czego jeszcze nie orzeknie Trybunał Przyłębskiej czy inni przyjaźni Nowogrodzkiej sędziowie, PiS nie będzie już raczej w stanie odwrócić zmian w mediach publicznych zainicjowanych przez ministra Sienkiewicza.

Dzień wcześniej, w środę, partia przegrała nie tylko głosowanie, ale też debatę nad wotum nieufności dla Bartłomieja Sienkiewicza. PiS zachowywał się tak, jakby nie widział, że takie wątpliwości można by mieć w kwestii sposobu, w jaki Sienkiewicz wziął się do naprawiania mediów publicznych, to tym bardziej nie można bronić tego, co się w nich działo wcześniej. Zarówno, jeśli chodzi o obecne w TVP treści, jak i zarobki osób tworzących telewizyjną propagandę.

Sienkiewicz i przemawiający w debacie Tusk doskonale to wykorzystali. Minister kultury uzasadnił swoje działania koniecznością powstrzymania wylewającego się z mediów publicznych hejtu, zbierającego swoje jak najbardziej realne ofiary. Tusk przypomniał skandaliczne zarobki w TVP, kwoty, jakie z Funduszu Sprawiedliwości szły do zaprzyjaźnionych z Ziobrą środowisk, dyskusję o prawomocności działań Sienkiewicza zmieniając w sąd nad „złodziejstwem PiS”.

Partia Kaczyńskiego niczego się chyba jednak nie nauczyła z tej sejmowej porażki, bo złożyła kolejny wniosek o wotum nieufności, tym razem wobec ministra sprawiedliwości Adama Bodnara. Znów wystarczy przeczytać, na co szły środki z mającego pomagać ofiarom przestępstw Funduszu Sprawiedliwości, by PiS tę debatę przegrał.

W tym samym tygodniu CBA zatrzymało byłego posła PiS i wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka oraz postawiło mu zarzuty w związku z aferą wizową. Pracę wznowiła też komisja ds. wyborów kopertowych, przed którą zeznawał Artur Soboń, były zastępca Jacka Sasina w Ministerstwie Aktywów Państwowych. Soboń przyjął taktykę konsekwentnej obstrukcji, pytany przez członków komisji nieustannie odpowiadał, że „odpowiedzi udzielił w fazie swojej swobodnej wypowiedzi”, przed turą pytań. Zainspirowało to morze memów oraz wytworzyło w opinii publicznej przekonanie, że w sprawie wyborów, które się nie odbyły, Soboń i jego obóz mają najwyraźniej coś do ukrycia.

Na szefa sztabu w kampanii samorządowej partia nominowała z kolei Przemysława Czarnka – symbol radykalnego skrętu PiS w prawo. Czarnek „błysnął” zapraszając „w imieniu wolnych Polaków” na portalu X jego właściciela Elona Muska, który ma wziąć udział w konferencji o antysemityzmie w Oświęcimiu, by odwiedził „więźniów politycznych” Kamińskiego i Wąsika. Trudno powiedzieć, czy bardziej żenująca jest treść komunikatu, czy koślawa angielszczyzna, jaką został napisany.

Jeśli do wyborów samorządowych PiS będzie łączyć podobne oderwanie i radykalizm deklaracji z praktyczną bezsilnością, to noc wyborcza będzie naprawdę bolesna.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version