Partii Jarosława Kaczyńskiego czas schodzi na nerwowych spotkaniach, tajnych naradach i opracowywaniu nowych strategii. Nic z tego na razie nie przynosi skutku i to budzi coraz większą frustrację w partii.

To miało być wyjątkowo gorące posiedzenie Sejmu. PiS od kilku dni budował nastrój rewolucji i zapewniał, że użyje wszystkich możliwych środków, żeby rządzącej koalicji uprzykrzyć życie i maksymalnie opóźnić prace nad budżetem. Okazało się, że ma niewiele narzędzi pod ręką, a jeśli już je ma, to nie bardzo wie, jak ich użyć.

— Jesteśmy trochę niewolnikami własnej narracji sprzed lat. Jeśli oni robili „ciamajdan”, to czym nasz „ciamajdan” różniłby się od ich „ciamajdanu”? — pyta polityk PiS.

W PiS-ie pojawiła się bardzo duża grupa polityków, którzy uważają, że nie można dać się wepchnąć na pozycję „jeszcze bardziej totalnej opozycji” i trzeba pokazywać „cywilizowaną twarz w Sejmie”, a cały spór wyprowadzić na ulice.

Jednak politycy obecnej większości sejmowej uważają, że wcale nie o to chodzi. Chodzi wyłącznie o to, żeby nie reagować na zaczepki, wrzaski i inne zabawy na sali plenarnej.

— Z nimi jest trochę jak z dziećmi. Brak reakcji powoduje, że się nudzą — mówi w rozmowie na sejmowym korytarzu jedna z wysoko postawionych polityczek Koalicji Obywatelskiej. — Jak dziecko rzuca się na ziemię i kopie, wystarczy je zignorować i tu to działa tak samo.

Problem z wielką obroną Kamińskiego i Wąsika jest jeszcze taki, że wielu polityków PiS zwyczajnie bało się tego duetu przez lata.

— Z pewnym uśmiechem patrzę na kolegów, którzy Kamińskiego nienawidzą, a teraz muszą się za niego modlić i stać pod więzieniem — mówi polityk PiS, który natychmiast zaznacza, że on z Kamińskim i Wąsikiem jest w jak największej przyjaźni.

Prawda jest taka, że przez ostatnie pięć-sześć lat rozmowy z politykami PiS toczymy wyłącznie przez szyfrowane komunikatory, a przez ostatnie trzy lata wyłącznie w czasie osobistych spotkań w parkach i kawiarniach położonych w dzielnicach odległych od centrum. Każdy z polityków PiS i partii satelickich, z którym się kontaktujemy, regularnie ma włączoną opcję „znikających wiadomości” w komunikatorach.

— Pani redaktor, no przecież nie opozycja nas podsłuchiwała albo chciała podsłuchiwać — śmieje się jeden z naszych rozmówców.

Politycy PiS na sejmowych korytarzach zaczynają pouczać dziennikarzy, że są też inne sprawy, którymi warto się zająć, a dzień po wzmożeniu na sali plenarnej spora część członków klubu PiS zapomniała swoich przypinek z wizerunkiem osadzonych kolegów. Nagle jakby cała strategia partii zabuksowała w śniegu i nie mogła wystartować.

— Po sondażach widać, że ludzie chyba nie chcą ich specjalnie bronić. Tzn. nasz elektorat chce oczywiście, ale pytanie, czy długo będzie aż w takich emocjach — zastanawia się nasz rozmówca. Na pytanie, dlaczego zatem PiS chce organizować kolejne demonstracje, pada odpowiedź: „Bo prezes ma inne zdanie”.

W Sejmie we wtorek i w środę rano politycy PiS odbyli kilka narad w gronie władz partii, próbując zaplanować kolejne ruchy. Atmosfera jest co najmniej nerwowa, bo ze wszystkich naszych rozmów wynika, że żadne z tych spotkań nie prowadzi do niczego konstruktywnego.

— Dużo pomysłów jest, mamy możliwości — zaczynają rozmowę wszyscy politycy PiS, ale kiedy dochodzi do pytań o konkretne pomysły, okazuje się, że spotkania polegają głównie na tym, że prezes mówi, że trzeba poruszyć ludzi, że trzeba wyjść na ulice i że najważniejsze jest, żeby ludzie usłyszeli itd.

Jednak w PiS-ie coraz mniej jest przekonania, że ma to sens. U niektórych pojawia się nagle zrozumienie, że wzbudzenie emocji w obronie polityków jest bardzo trudne, bo tak naprawdę nikt ich nie lubi. W dodatku w rozmowach pojawiają się sygnały, że w partii rośnie niepokój, bo nagle do PiS-u bardzo brutalna prawda, że partia bez możliwości działania traci sympatię wyborców.

PiS ma poważny problem, bo na razie nie jest w stanie ani zatrzymać działań rządu, ani nawet ich specjalnie spowolnić. Politycy mieli nadzieję, że rządząca większość nie zgodzi się na debatę o „bezprawnych działaniach rządu”, ale się zgodziła. Trwająca parę godzin dyskusja nie przyciągnęła nawet wszystkich polityków PiS i odbyła się przy prawie pustej sali.

Coraz więcej pojawia się także pretensji do Andrzeja Dudy, że jest jedynym politykiem PiS, który coś może, a nic nie robi.

— To przez niego przegrywamy TVP, bo jego działanie pozwoliło wprowadzić likwidatora, to on nagle wyskoczył z tym ułaskawieniem tuż przed marszem, a w dodatku nie zrobił tego od razu i nasi wyborcy myślą, że my już po prostu nic nie możemy — martwi się nasz rozmówca.

PiS właśnie zalicza spadki w sondażach, które są naturalną reakcją wyborców. Nie nastąpiły po wyborach, bo Prawo i Sprawiedliwość przez kilka tygodni budowało narrację rychłego zwycięstwa i szans na zbudowanie koalicji z Trzecią Drogą. Wyborcy ufali, że to może się zdarzyć i że wszystkie opowieści Morawieckiego są prawdziwe. Dopiero kiedy zaprzysiężony został rząd Donalda Tuska, do wyborców dotarło, że to wszystko to była wyłącznie narracja. Poparcie będzie jeszcze spadać, bo wyborcy nie zobaczą sukcesów — nie będzie odwołania ministra Sienkiewicza, nie będzie zerwania Sejmu, nie ma opóźnienia budżetu, bo nawet poprawek PiS złożyło niewiele, nie ma żadnej akcji, która miałaby przekonać wyborców, że partia wciąż „wszystko może”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version