Zatrzymanie Jacka Sutryka i postawienie mu zarzutów w sprawie Collegium Humanum wstrząsnęło Platformą Obywatelską. A właściwie jej częścią, bo wielu naszych rozmówców z PO rozkłada ręce i mówi „zaskoczyć to może tylko tych, którzy we Wrocławiu nigdy nie byli”.

— Mamy wiadomość z ostatniej chwili. Zatrzymany przez CBA został prezydent Wrocławia Jacek Sutryk — odczytuje na antenie Onetu Magdalena Rigamonti, a siedzący naprzeciwko niej minister Sławomir Nitras nie jest w stanie powstrzymać szoku malującego się na twarzy i słów „o Jezu”.

Ta reakcja doskonale oddaje to, co wybuchło w Platformie po przekazaniu przez rzecznika CBA, że doszło do zatrzymania i że samorządowiec został przewieziony do prokuratury, gdzie usłyszy zarzuty. Chodzi o wyłudzenie korzyści majątkowej w wysokości 230 tys. przy pomocy uzyskanego za łapówkę dyplomu MBA. Dyplom miał uzyskać oczywiście od zatrzymanego w lutym rektora Collegium Humanum Pawła C. Sutryk po usłyszeniu zarzutów i zwolnieniu zapowiada, że przede wszystkim nie zamierza podać się do dymisji.

– O większości z tych spraw rozmawialiśmy już prawie dwa lata temu, bo tyle ta sprawa trwa. W związku z tym to nie są dla mnie jakoś tam nowe rzeczy. Nowe może nie są, ale absurdalne są. Myślę, że będziemy chcieli je wszystkie bez wyjątku wyjaśnić – stwierdził prezydent Wrocławia i zapewnił, że nie wręczył „żadnej łapówki”.

Tyle że jego zatrzymanie przestało być osobistym problemem Jacka Sutryka. Teraz jest poważny problemem wizerunkowym i politycznym dla Platformy, do której Sutryk nawet nie należy. Przynajmniej teoretycznie. Jest grupa bardzo popularnych prezydentów dużych miast, którzy nie mają partyjnej legitymacji, a jednak wszystkim wyborcom kojarzą się z Koalicją Obywatelską, do tej grupy należy także prezydent Wrocławia. I o ile w wyborach samorządowych przynosi to korzyści, to teraz okazuje się bardzo kłopotliwe.

— Masakra. Co mam powiedzieć? Nie ma się jak od niego odkleić — mówią nasi rozmówcy z Platformy.

Zwłaszcza że partia przykleiła się do Sutryka na własne życzenie. Przed wyborami samorządowymi część Platformy związana z Dolnym Śląskiem mówiła, że Jacek Sutryk to nie jest gwarancja spokoju i trzeba postawić na własnego kandydata. Miał nim być lider dolnośląskiej Platformy Michał Jaros. Do premiera dotarł wówczas nawet list od działaczy z Wrocławia proszących go, żeby nie dawał swojego poparcia Sutrykowi.

„Nasze doświadczenia z ostatnich pięciu lat i rozmowy z wrocławiankami i wrocławianami jasno mówią nam, że Wrocław potrzebuje nowego otwarcia. Wrocław potrzebuje pozytywnej zmiany! To był trudny czas dla miasta. Bardzo ucierpiał dialog z mieszkańcami, brakowało rzetelnej i otwartej rozmowy” — pisali lokalni politycy PO. A działacze partii koalicyjnych Zielonych czy Nowoczesnej wprost namawiali, żeby wycofać poparcie dla prezydenta Wrocławia.

Bo Sutryk od dawna oznacza problemy. To on zaangażował się w proceder wzajemnego zatrudniania się w radach nadzorczych przez samorządowców. W spółkach miejskich w Gliwicach i Tychach dorobił do samorządowej pensji prawie 90 tysięcy złotych. We wrocławskich spółkach byli z kolei zatrudnieni prezydenci Tychów i Gliwic.

Druga wizerunkowa wtopa prezydenta to dyskusje w mediach społecznościowych z niepełnosprawnym mieszkańcem miasta, któremu poradził, żeby zamiast siedzieć w internecie, się umył. Przeprosiny także były w stylu, który pozostawiał wiele do życzenia, a reakcja na pytanie o tę sprawę zadane w czasie Campusu Polska była, co najmniej, nietypowa, bo prezydent Wrocławia zerwał się z miejsca i podszedł bardzo blisko zadającego pytanie młodego człowieka, który potem mówił, że chyba chodziło o wywarcie presji.

Mimo tych wszystkich wątpliwości i kolejnych wpadek, Donald Tusk postawił na Sutryka. Chociaż wielu komentatorów podkreślało, że nie zrobił tego tak, jak u innych prezydentów, tj. pokazując się z kandydatem, tylko odpowiadając na pytanie dziennikarzy.

— Gorąco namawiam wszystkich, żeby zagłosować na prezydenta Jacka Sutryka, który ma nasze oficjalne poparcie. Każdy prezydent, każda prezydentka ma osiągnięcia, ma wpadki, bez dwóch zdań. Wydaje się, że pan Sutryk bezwzględnie zasługuje na szansę drugiej kadencji — apelował w połowie marca premier.

Z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że były i obecny prezydent Wrocławia miał zaskakująco mocne poparcie w Platformie. Po jego stronie stanęli nie tylko wspomniani bardzo silni prezydenci miast, ale na przykład także ludzie Rafała Trzaskowskiego. Zresztą Jacek Sutryk poparł prezydenta stolicy w walce o prezydencką nominację dosłownie dzień przed zatrzymaniem. Do tego dochodziło poparcie od wpływowych — chociaż już nie funkcyjnych — dolnośląskich polityków jak Grzegorz Schetyna.

Po drugie dlatego, że Tusk zwyczajnie z Jarosem nie ma chemii. Michał Jaros był człowiekiem Jacka Protasiewicza, którego historia w PO jest teraz pomijana milczeniem. Kiedyś odszedł do Nowoczesnej, potem wrócił, a następnie wbrew rekomendacji przewodniczącego został szefem dolnośląskiej PO. Tusk stawiał na prezydenta Wałbrzycha Romana Szełmeja. Tylko na Dolnym Śląsku i Pomorzu te wybory poszły wbrew oczekiwaniom szefa partii.

Po trzecie Tusk robił kalkulacje ogólnopolskie, bo sukces w wyborach samorządowych był mu potrzebny, żeby potwierdzić wygraną Koalicji z 15 października. Gdyby Jacek Sutryk zbudował własny komitet i własną listę do sejmiku, to mógłby bardzo poważnie zaszkodzić Platfomie, a Tuskowi zależało, żeby zdobyć władzę w jak największej liczbie sejmików wojewódzkich.

Większość polityków Platformy odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że Jacek Sutryk usłyszał co prawda zarzuty, ale nie został zatrzymany i wrócił do pracy. Po pierwszym szoku przeszli do narracji „każdy, niezależnie od znajomości z politykami PO czy innej partii zostanie rozliczonu jeśli popełnił przestępstwo, czy nadużycie”. Ale jednocześnie partia wspomina kilku prezydentów, których problemy z prawem kończyły się natychmiastowym odcięciem od PO.

W tej historii pojawia się jednak jeszcze jeden wątek, który po paru godzinach od zwolnienia z prokuratury prezydenta Wrocławia, zaczął nabierać rumieńców. Jedną z kampanijnych zapowiedzi Donalda Tuska, która właśnie zaczęła się realizować, jest likwidacja Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Tydzień temu Kolegium do spraw Służb Specjalnych wydało pozytywną rekomendację na temat przeniesienia zadań Biura na administrację skarbową i do policyjnego Centralnego Biura Śledczego.

— Nie ma pani wrażenia, że takie spektakularne akcje CBA mają pokazać także, że służba jest niezbędna i znowu narzucić pewną narrację o zemście politycznej — retorycznie pytają nasi rozmówcy z rządzącej koalicji, podkreślając, że w służbach pracują funkcjonariusze, którzy w dużej mierze zostali przyjęci w ciągu ostatnich kilku lat.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version