„Nie słuchajcie go i tyle” – taką radę dla Brytyjczyków ma Errol Musk, ojciec Elona – najbogatszego człowieka na Ziemi i najbliższego zausznika Donalda Trumpa. Musk senior w radiu LBC przekonywał, że jego syn to tylko człowiek, który wypisuje w sieci wiele bzdur, jak inni internauci. „Powiedzcie mu, żeby spadał” – skwitował.
Gdyby chodziło o to, że mały Elon urywa nóżki muchom albo przezywa się z kolegami, można by posłuchać rady ojca. Problem w tym, że Musk junior jest już całkiem duży, ma najwięcej pieniędzy na planecie i jest właścicielem wielkiego megafonu, którym w sieci może zakrzyczeć każdego, nawet szefów wielu rządów.
Po wygranej Trumpa zasmakował w narkotyku, jakim jest władza polityczna, i próbuje meblować świat po swojemu za pomocą serwisu społecznościowego X, który kupił ponad dwa lata temu. Twitter (tak nazywał się ten serwis wcześniej) nie był bez wad, ale kiedy trafił w ręce Muska – dzięki pomocy m.in. dwóch synów rosyjskich oligarchów – zmienił się w internetowe piekło. Musk, obok orędownika elektrycznej motoryzacji i lotów na Marsa, przyjął rolę piewcy wolności słowa. Wolności absolutnej, bez krzty odpowiedzialności. Owszem, X ma listek figowy w postaci „community notes”, czyli komentarzy użytkowników do niektórych wpisów, ale nie są one w stanie zahamować fali wszelkiej maści hejtu, a wręcz czystego rasizmu. Wystarczy włączyć sobie na chwilę zakładkę „Dla ciebie”, a X uraczy was wszystkim, co na tej platformie najgorsze. To otwarcie wrót piekieł z pewnością wpłynęło na przebieg kampanii w USA, zwłaszcza kiedy Musk przywrócił konto Trumpa, zablokowane przez poprzednie kierownictwo Twittera po ataku na Kapitol 6 stycznia 2021 r.
I pół biedy, gdyby Musk bawił się we własnej piaskownicy. Problem w tym, że zaczyna się mieszać do polityki w innych krajach: otwarcie wspiera AfD w Niemczech, wzywa do obalenia „tyrańskiego” rządu Partii Pracy w Wielkiej Brytanii, a do premiera Justina Trudeau pisze: „Dziewczynko, nie jesteś już gubernatorem Kanady”. Można by potraktować to wszystko jako sieciowe bredzenie, gdyby nie to, że konto Muska obserwuje 211 mln osób, a on sam ostatnio nie robi nic innego, tylko powiela przekazy z najbardziej oszołomskich zakamarków internetu. I co chwila krzyczy do obserwujących: „To wy jesteście mediami” oraz „Za mało nienawidzicie tradycyjnych mediów”. Czysta walka o rząd dusz u odbiorców muskowej propagandy.
Kiedy Musk uderza w stół, w rozmaitych krajach odzywają się nożyce. W Polsce najbardziej uaktywnili się politycy Konfederacji i zwolennicy PiS. Czy Musk będzie mieszał w polskich wyborach?
To pytanie retoryczne. Istotniejsze jest to, jak to będzie robił. I jeszcze jedno: to samo co na X za chwilę będzie się działo na Facebooku i Instagramie, bo Mark Zuckerberg złożył hołd lenny Trumpowi i też stał się orędownikiem nieskrępowanej wolności słowa. Na początek zwolnił wszystkich weryfikatorów treści.
Jest jednak i dobra wiadomość: zarówno z piekła Muska, jak i Zuckerberga można po prostu się wylogować.