Donald Trump nie zdoła deportować 13 mln nielegalnych imigrantów, ale wyrządzi wiele krzywd, rozbije tysiące rodzin, zaszkodzi gospodarce. Polonijni zwolennicy prezydenta wierzą, że ich akurat – z niejasnych przyczyn – oszczędzi.
– On tak nie mówi, jak ty myślisz. Ty jego nic nie rozumisz – twierdzi spytany o masowe deportacje Piotr. Jest zagorzałym zwolennikiem Trumpa, bywał na wiecach MAGA, pojechał do Waszyngtonu, by świętować inaugurację prezydentury. Urodził się w New Jersey, edukację zakończył na maturze, rodzicom dobrze się wiodło, więc nie musiał ciężko pracować. Dzięki temu wędrował po internetowych forach i odkrywał prawdę. Cieszy się, że nie poszedł na studia, bo jego siostrze zrobili w college’u wodę z mózgu, teraz wierzy mediom i demokratom.
Dwójmyślenie o deportacjach. Co Polacy w Nowym Jorku myślą o Trumpie
Kiedy gubernator Ron DeSantis uczynił Florydę „wolnym stanem”, wprowadzając w życie idee radykalnej prawicy, Piotr się tam przeprowadził, ale jakoś nie dał rady. Żeby się utrzymać, trzeba było pracować, więc wrócił do Nowego Jorku. Tata ma w Brooklynie kamienicę, wynajmuje mieszkania nielegalnym imigrantom m.in. z Polski, Meksyku, Ukrainy, zatrudnił syna jako gospodarza domu. Czy Piotr się cieszy, że Trump deportuje lokatorów? – To jest nieprawda. Weźmie się tylko do złych. Popatrz na tych dwieście tysiąców, co przez Bidena politykę invaded (najechali) New York. Oni dostali welfare (socjal) i wszystko za darmo z miasta, nic nie pracują, biją policję, kradną od sklepów. Crime rate (wskaźnik przestępczości) jest największe kiedykolwiek – tłumaczy Piotr.
Znoszące zasadę nabywania obywatelstwa przez dziecko urodzone w USA rozporządzenie to na razie pozbawiony mocy prawnej świstek papieru. Tekst ustawy zasadniczej nie zostawia pola do interpretacji: „Każdy, kto urodził się lub naturalizował w Stanach Zjednoczonych, jest obywatelem”. Gdyby jednak republikański Sąd Najwyższy uznał argumenty prezydenta, że przywilej nie powinien obejmować potomstwa nielegalnych imigrantów, smutni panowie z Biura Ścigania Przestępstw Imigracyjnych i Celnych (Immigration and Customs Enforcement, ICE) mogliby przyjść również po Piotra.
Rozmówca parska śmiechem. Jest Amerykaninem wychowanym w ciepełku praworządności i demokracji. Choć ją teraz kontestuje, nie mieści mu się w głowie, że zostałby wywieziony do obcego kraju, choć taki wniosek logicznie wynika z pomysłów jego ukochanego przywódcy. Znam tatę Piotra – Jarosława. Wiem, że przyjechał tu zaraz po skończeniu technikum jako turysta, siedział „na nielegalu” parę lat, aż doczekał amnestii imigracyjnej Reagana (1986 r.). Po drodze urodził mu się syn. Piotr tego nie wie. Myśli, że ojciec „dostał azil politiczny, bo walczył przeciw communism”. Nie chcę burzyć rodzinnej legendy, więc odpuszczam.
Dla Jarosława najważniejszą kwestią listopadowych wyborów było wstrzymanie „inwazji” nielegalnych imigrantów. Przy czym sam nie tylko wynajmuje takowym mieszkania. Cztery lata temu Pakistańczycy bez papierów odnowili mu elewację budynku. Jesienią Meksykanie ścięli stare drzewo, które mogło runąć i zniszczyć dach. Obłuda? Raczej rodzaj dwójmyślenia. Ojciec i syn wierzą w enuncjacje Trumpa o nielegalnych, bo ich odrzucenie stawiałoby pod znakiem zapytania prawdomówność prezydenta, rodziło wątpliwości, których mieć nie chcą.
Trump jest przede wszystkim showmanem. Po objęciu władzy, zamiast wziąć się za problemy gospodarcze, które przesądziły o klęsce Joe Bidena, urządził spektakl dla twardogłowych. W obecności kamer podpisał serię dekretów motywowanych ideologią MAGA. Od niemoralnych (ułaskawienie puczystów z 6 stycznia 2021 r.) przez niewykonalne (zniesienie zasady ziemi przy nabywaniu obywatelstwa) po idiotyczne (przemianowanie Zatoki Meksykańskiej na Amerykańską). Cyrk może się wkrótce przerodzić w krwawe igrzyska. Symbolem polityki imigracyjnej Trumpa za poprzedniej kadencji stały się trzymane w klatkach dzieci, które kazał odbierać matkom nielegalnie przekraczającym granicę, by odstraszyć inne.
Kilkoro maluchów – m.in. 8-letni Felipe, 7-letni Jakelin i 20-miesięczna Marie – zmarło z braku opieki medycznej. Blisko 600 zagubiło się w biurokratycznym labiryncie – rodziców wywieziono, a urzędnicy nie potrafili ustalić dokąd. Tym razem będzie gorzej. Prezydent obiecał deportować wszystkich cudzoziemców bez papierów, także mieszkających w USA od dziesięcioleci, mających tu rodziny, biznesy, domy. Najmłodsi nie pamiętają krajów, do których chce ich odesłać – kulturowo są Amerykanami. Trudno orzec, ilu zginie wskutek wywiezienia do Gwatemali, Haiti, Hondurasu, Nikaragui, Salwadoru, Wenezueli, gdzie rządzą gangi. Czy do Ukrainy, bo 240 tys. uchodźców wojennych właśnie straciło status azylanta.
Deportacje nielegalnych imigrantów wstrząsną gospodarką USA?
Jarosław wykorzystuje tanią siłę roboczą, ciągnie zyski z lokatorów, którzy mu nie podskoczą, bojąc się ICE, ale przy urnach opowiedział się za masowymi deportacjami. Paradoks wyjaśnia Piotr: – Może być trochę gorzej dla ekonomii przez krótki czas, ale potem zrobi się dużo lepiej. Zostaną sami Amerykanie, będą robić dla siebie, a nie na socjal dla ludzi, które oszukali i się zostali.
Podobnie Piotr tłumaczy sens wprowadzenia karnych ceł. Początkowo ceny mogą faktycznie wzrosnąć, ale firmy przeniosą produkcję do USA, i nastąpi obniżka. Oczywiście to wszystko stek bzdur, bo raz – nie przeniosą, dwa – koszty robocizny w Stanach są od trzech do nawet siedmiu razy większe niż w Chinach.
Wiele sektorów, jak rolnictwo, branża spożywcza, gastronomia, budownictwo, bazuje na nielegalnych imigrantach. Dzięki temu, że pracują za stawkę minimalną bądź niższą, przeciętnego Amerykanina stać na mięso, drób, owoce, warzywa tudzież mieszkania. Prezydent świetnie o tym wie, bo sam zatrudniał gastarbeiterów. Między innymi Polaków. Zburzyli dom towarowy Bonwitt Teller, na którego miejscu stanął wieżowiec Trump Tower – oczko w głowie nowojorskiego dewelopera.
Cudzoziemcy wykonują prace, których obywatel zwyczajnie nie chce. Mało tego, przyczyniają się do powstawania nowych etatów. Jak? Amerykańska gospodarka opiera się na konsumpcji, zatem im więcej ludzi wydaje pieniądze, tym więcej towarów i usług sprzedają producenci oraz usługodawcy. Nielegalni płacą czynsz, jedzą, zmieniają ubrania, chodzą na koncerty, mecze, festyny, korzystają z telewizji kablowej, telefonów, internetu. Nakręcają koniunkturę przez sam fakt przebywania w USA. Zdaniem ekonomistów, każdy nielegalny imigrant stwarza przeciętnie 0,8 etatu zajmowanego przez Amerykanina.
Wbrew rozpowszechnionej opinii, przybysze płacą podatki plus składki na fundusz rent inwalidzkich (Social Security Trust Fund) i ubezpieczenie medyczne dla emerytów (Medicare). Mało który spełnia wymogi uprawniające po latach do korzystania ze świadczeń, więc pieniądze zostają w budżecie. Według Agencji Ubezpieczeń Społecznych (Social Security Administration), co roku państwo zarabia w ten sposób 10 mld dol. Jeśli chodzi o należności wobec stanów, w Teksasie nielegalni uiszczają ok. 400 mln dol. lokalnego podatku dochodowego rocznie, Kalifornii – 300 mln, Oregonie – tyle samo, Georgii – 250 mln.
Gdyby Trump ich wszystkich deportował, budżet państwa straciłby ok. biliona dol. na same procedury. Rynek pracy skurczyłby się o 8 proc. (13 mln stanowisk), a wraz z nim PKB. Drastycznie wzrosłyby ceny żywności, usług, nieruchomości, przy jednoczesnym spadku siły nabywczej społeczeństwa, co spowodowałoby recesję. Tyle że buńczuczne obietnice są mrzonką. Ośrodki internowania ICE mieszczą 400 tys. osób – 3 proc. przeznaczonych do wywózki. Deportacje trwałyby 20 lat.
– Nielegalni stanowią integralną część amerykańskiego kapitalizmu. – zwraca uwagę polonijny przedsiębiorca Mirosław Waluś. – Atak na nich to jakbyś uznał, że nie trzeba ośmiu czy 10 śrub trzymających koło ciężarówki. Nowy Departament Efektywności Muska stwierdzi, że wystarczą cztery, i co może pójść nie tak? Odwiedzam budowy – głównie domów prywatnych – praktycznie codziennie. Może na jednej z dziesięciu znajdziesz jakiegoś nieimigranta. Ostatnio w New Jersey dominują Brazylijczycy. Zniknęli Meksykanie. Więcej wyjeżdża niż przyjeżdża. Tak było kiedyś z Irlandczykami a teraz również z Polakami – mówi.
Dajcie człowieka, paragraf się znajdzie. Jak będzie deportować administracja Trumpa
Na budowach pracuje nielegalnie od półtorej dekady 36-letni Paweł spod Rzeszowa. Układa posadzki, maluje, pokrywa dachy, zmienia układ ścianek działowych. Nie boi się antyimigracyjnych inicjatyw Trumpa. – Tak samo było za poprzedniej kadencji. Trochę połapali i się uspokoiło – opowiada. Gdzie łapali? – A na Moście Wiliamsburskim. Jak jechał van z napisem, że kontraktorka, zatrzymywali i sprawdzali dokumenty – mówi. Nikt ze znajomych Pawła nie miał pecha. – Dobrze będzie. – uśmiecha się. – Zresztą mają wywozić tylko przestępców, normalnych ludzi zostawią w spokoju – tłumaczy.
Podobnie uważają wszyscy Polonusi, z którymi rozmawiam. Mylą się. Najwięcej przestępców deportował znienawidzony przez trumpistów Barack Obama, nie łamiąc przy tym humanitarnych pryncypiów i gwarantując nietykalność 800 tys. osób, które mieszkają w Stanach od dzieciństwa (tzw. dreamers). Przez osiem lat usunął z kraju 2,5 mln nielegalnych. W 2015 r. 81 proc. wywożonych stanowili skazani za zbrodnie. Pozostali mieli na sumieniu co najmniej trzy wykroczenia inne niż drogowe.
Trumpa interesują liczby, a nie indywidualne losy. Duże liczby. Przestępcę trudniej złapać niż kogoś uczciwego, kto ma stały adres, prawo jazdy na własne nazwisko, rejestruje się w stanowych bądź miejskich programach żywnościowych, chodzi do szkoły, pracuje. Dlatego ICE urządzało łapanki, o których wspomniał Paweł, na terenie etnicznych dzielnic w myśl zasady: dajcie człowieka, a paragraf się znajdzie.
– Dojdzie do wielu aresztowań ubocznych, bo w miastach sanktuaryjnych (odmawiających denuncjowania migrantów – red.) będziemy musieli przeczesywać ulice – przyznaje specjalny pełnomocnik Białego Domu ds. granic Tom Homan. Prezydent ponownie zezwolił agentom urządzać obławy w szkołach, przedszkolach, szpitalach, kościołach, punktach pomocy ofiarom klęsk żywiołowych, które Biden wyłączył spod jurysdykcji ICE. Ponadto Trump klasyfikuje jako kryminalistę każdego cudzoziemca bez wizy, bo złamał wszak przepisy imigracyjne.
O ile Piotra i Jarosława da się od biedy zrozumieć, mają obywatelstwo, więc mogą spać spokojnie, dziwi fakt, że podobnie jak oni myśli wielu zwolenników Trumpa wśród nielegalnych przybyszy z Polski. – Popierają ekstremalne poglądy prezydenta i groźby deportacji, zakładając w sposób zaiste fantastyczny, że ich nie dotyczą – relacjonuje Waluś. – Że jakoby prezydent nas lubi i nie da skrzywdzić. Aha! Czyli deportacja to jednak krzywda, tak? No nie, jeśli deportujemy »ciapatego«. Nas, białych, biały prezydent przecież nie skrzywdzi, prawda? My jak jego bracia! Żonę miał Czeszkę, teraz ma Słowenkę! A Słowenka to Słowianka – tłumaczy.
Nieco bardziej racjonalne podejście wykazuje mój znajomy Meksykanin Alejandro, właściciel kilku „restauracji”, czyli ulicznych straganów z tamales. Gdyby miał prawo, głosowałby na republikanina, bo „jest lepszy dla gospodarki niż Biden”. Jednocześnie nie wyklucza, że faworyt go deportuje. „Ja już się dorobiłem, wrócę bez żalu. – wyjaśnia. – Ale moje dzieci to Amerykanie i dzięki Trumpowi mają szansę na lepsze życie – mówi. Chyba że prezydentowi uda się zmodyfikować konstytucję lub przepisy wykonawcze i Amerykanami być przestaną.