Gospodyni domu nie może używać tych samych perfum co pani, kierowcy nie wolno kupować koszul w tym samym sklepie co chlebodawca. A dobry służący nigdy nie wynosi poza dom sekretów państwa.

W Polsce trudno o dobrą służbę – mówi Sylwia Zawalnicka, właścicielka działającej od siedmiu lat agencji VIP Home Personal. – Mało kto dziś zna się na czyszczeniu marmurów, sreber i prawdziwych dywanów z jedwabiu i bawełny. Ludziom wydaje się, że praca u bogaczy to bułka z masłem, tymczasem tylko wysoko wykwalifikowane sprzątaczki potrafią perfekcyjnie odkurzyć drogocenne obrazy, a profesjonalne garderobiane znają się na prasowaniu koszul czy wywabianiu plam z szetlandów.

Sylwia Zawalnicka potrafi dobrać personel do rezydencji, bo sama przez ponad 20 lat pracowała u multimilionerów. Przeszła wszystkie szczeble kariery: od sprzątaczki, przez nianię, aż do gospodyni domu. Świadcząc usługi, podróżowała po świecie i napatrzyła się na styl życia najbogatszych. A ich liczba wciąż rośnie. Jeśli przyjmiemy, że majątek finansowej śmietanki, czyli high net worth individuals (HNWI), w aktywach netto wynosi ponad milion dolarów, to najwięcej w Europie, bo prawie 3 mln HNWI, mieszka we Francji i Niemczech. Najbogatszych Polaków jest ponad 90 tys. – więcej niż Greków i Czechów, porównywalnie tyle, co Finów.

– Wielkie pieniądze nie oznaczają jednak znajomości mechanizmów prowadzenia rezydencji – mówi Sylwia Zawalnicka. – Niektórym klientom wydaje się, że zatrudnią jedną panią, która ogarnie im dom od poddasza po piwnicę, ale to tak nie działa. Nawet najbogatsi bywają też oszczędni i kręcą nosem, kiedy wymagam prowizji w wysokości trzech pensji poszukiwanej służby. Nie rozumieją, że to dla ich dobra, bo w ramach prowizji mają gwarancję, że jeśli pracownik się nie spodoba, znajdę kogoś lepszego.

A jakość kosztuje. Nadzorujący pracę służby domowej, doskonały w swoim fachu kamerdyner zarabia od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy miesięcznie. Na podobnym poziomie są zarobki kierowców, którzy nie tylko odwożą pana z punktu A do punktu B, ale też dbają o flotę samochodową. A mają się czym zajmować, bo – co wynika z ostatnich badań KPMG rynku dóbr luksusowych – w garażach najbogatszych Polaków przybywa nowych maserati (średni przyrost o 19 sztuk rocznie), ferrari, bentleyów i lamborghini.

– Ostatnio robiliśmy nabór na stanowisko kierowcy do celów biznesowych. Asystent pracodawcy dostał parę CV. Wybrał byłego wojskowego, który ma nie tylko kilka kategorii prawa jazdy, ale też zna sztukę samoobrony i biegle mówi po angielsku – opowiada Olga Siębor, właścicielka agencji guwernantek, niań i personelu domowego Zaufana Guwernantka. – Angielski to podstawa nie tylko w przypadku kierowcy, ale też niań i guwernantek. Idealna opiekunka dzieci prominenta powinna mieć też kilka szkoleń zakończonych dyplomem, np. kurs przedmedyczny, kurs ratownika i szkolenie z savoir-vivre’u w akademii dyplomacji. Dobrze też, gdyby wiedziała, że dziecko może się do niej przywiązać, ale jako profesjonalna opiekunka ma trzymać dystans.

Jedna z niań oddelegowanych do pracy przez agencję Zaufana Guwernantka wspomina, że pracodawca poprosił, żeby nauczyła zasad dobrego wychowania jego trzyletniego syna. Ćwiczyła więc odpowiednią postawę przy stole, trzymanie sztućców i umiejętność kulturalnej rozmowy. Inny prominentny rodzic kładł nacisk, żeby jego kilkulatek miał ściśle zapisany plan dnia. Miały się w nim znaleźć wizyty w teatrze i muzeum, nauka angielskiego, gra w piłkę, basen, czytanie. Niania dostała do dyspozycji samochód, którym woziła dziecko na zajęcia dodatkowe, robiąc dziesiątki kilometrów dziennie. Podczas pracy u VIP-ów zetknęła się też z ochroniarzami, których rolą było pilnowanie bezpieczeństwa dziecka podczas np. wypadów do miasta.

– Od niedawna na topie są guwernantki, które na zmianę z nianią zajmują się domową edukacją dzieci w klasach 1-3 – mówi Olga Siębor. – Na to stanowisko poszukiwane są kobiety, które skończyły studia pedagogiczne, mają doświadczenie pracy w szkole i są gotowe zamieszkać z rodziną. Tu wzięciem cieszą się panie z Filipin, które pracowały z bogatymi rodzinami w Dubaju lub Katarze.

56-letnia Krystyna pracowała jako guwernantka, ale od trzech lat jest menedżerką domu w Trójmieście. Państwo zamieszkują 400-metrowy apartament wart 67 tys. zł za metr. W cenie jest piwniczka na wina, prywatna siłownia, garaż, w którym mieszczą się ich cztery auta. Zadaniem Krystyny jest dopilnowanie pracy czterech opiekunek trójki dzieci, sprzątaczki, specjalistki od prania i prasowania, niani, która w weekendy przychodzi zająć się najmłodszym, dwuletnim synkiem pary. Jej zadaniem jest również dopilnowanie, żeby w domu było wszystko, co niezbędne: od papieru toaletowego po aprobowany przez państwa rodzaj masła. Kiedy do apartamentu przychodzą goście, musi też – z wyprzedzeniem – opracować menu z kucharzem i zrobić odpowiednie zakupy.

– Zajmuję się domem od momentu kupna – mówi Krystyna. – Odbierałam klucze, kiedy właściciele wyjechali na narty, i nauczyłam się wszystkiego: od obsługi meganowoczesnej pralki po elektroniczne sterowanie firanami. Dziećmi na czas nieobecności rodziców zajmowali się rodzice pani, ale pech chciał, że jej ojciec wylądował wtedy w szpitalu i wszystko spadło na mnie. Zajmowałam się nie tylko kilkulatkami, ale też woziłam do szpitala obiady dla ich dziadka.

Krystyna przyznaje, że nie ma kłopotów z nadzorowaniem personelu domowego. Przez 26 lat pracowała na stanowisku kierowniczym w banku. Po likwidacji placówki była księgową w placówce oświatowej, ale płacili mało i siadł jej kręgosłup. Przez przypadek przeczytała na FB ogłoszenie o naborze do agencji służby domowej. Najpierw pojechała zajmować się domem polskiej rodziny w Holandii, potem na moment zahaczyła o rezydencję we Włoszech, wreszcie osiadła w Trójmieście. – Moi państwo mają mało czasu dla rodziny. Pracują na eksponowanych stanowiskach, pan jest dodatkowo w zarządzie kilku spółek – mówi. – Pani wróciła do pracy tydzień po urodzeniu najmłodszego syna. Dzieci widują rodziców tylko rano, kiedy wychodzą do pracy. Śniadanie robię im ja – do pracy mam na siódmą, w drodze do apartamentu zahaczam o piekarnię. Do przedszkola i szkoły dzieci odwożą opiekunki. Rodzice wracają po godz. 19, ale idą na siłownię albo jadą na kolację biznesową. Opiekunki kładą dzieci spać i czytają im bajki na dobranoc.

Krystyna przyznaje, że jako menedżerka domu zarabia trzy razy tyle, co w banku, ale ciężko jej patrzeć, jak dzieci tęsknią za rodzicami. Bywa też ciężko, kiedy starsze dzieci zaczynają traktować pracowników domu jak swoich służących. Wzdycha, że szacunku dla drugiego człowieka powinny się uczyć od rodziców, a co zrobić, kiedy – jak pracodawcy Krystyny – nie mają na to czasu?

– Dzieci prędzej czy później zrozumieją, że służba jest wpisana w życie ich rodziny – mówi Sylwia Zawalnicka. – Chcąc nie chcąc, podłapią też niektóre nawyki swoich rodziców.

A te nawyki dotyczą np. uzależnienia od pracy kamerdynera. Rozpiskę spotkań i innych aktywności państwa kamerdyner dostaje od ich sekretarek. Ustala, jak w dany dzień pan czy pani mają być ubrani, wydaje polecenia garderobianej (bywa, że państwo przebierają się trzy razy w ciągu dnia), kupuje dla nich bilety lotnicze, wybiera auto, jakim mają jechać na spotkanie biznesowe czy lunch. Odbiera też ze sklepów zakupione przez nich suknie, krawaty i koszule (jedne obowiązują na spotkanie z rodziną, inne do pracy, inne na kolację biznesową). Dobry kamerdyner wie, że ubrania z widocznym logo są passé. Liczą się stylizacje w nieoczywisty sposób świadczące o ekskluzywności, wykonane z materiałów premium: lnu, bawełny, jedwabiu, kaszmiru.

Kamerdyner jest na wagę złota również tam, gdzie prominent odpoczywa po pracy, czyli w zagranicznych rezydencjach, m.in. we Włoszech i Szwajcarii. O tym, jak te rezydencje wyglądają, Zawalnicka mówi: małe, luksusowe hotele z żyrandolami z kryształów Svarovskiego i posadzką wykonaną z tworzywa z dna oceanu. Jakby uszyte na wymiar, bo w każdym jest zestaw ubrań gospodarza, jego ulubione kosmetyki i zapas wody mineralnej z lodowca w cenie 40 euro za butelkę. Takie zagraniczne rezydencje powinny być w każdej chwili gotowe na przyjęcie państwa: łóżka są zawsze starannie zasłane (pościel jest zmieniana, nawet jeśli nikt tam nie mieszka), basen podgrzany, kosmetyki, mimo że użyte jeden raz, wymienione na nowe, perfumy gotowe do rozpylenia.

Koszty miesięcznego utrzymania takiej willi idą w setki tysięcy euro. Ale bycie prominentem zobowiązuje do trzymania określonego stylu życia. Polscy milionerzy i multimilionerzy, wzorem bogaczy z Francji czy Niemiec, budują w podziemiach swoich willi strzelnice, a w garażach oprócz elektryków stawiają oldtimery, czyli odpicowane i warte nawet kilka milionów dolarów stare mercedesy, chevrolety czy volkswageny.

– Ale bez dobrej służby to wszystko nie zagra – mówi Sylwia Zawalnicka. – Polscy prominenci powoli się tego uczą i stawiają na sprawdzony personel. Referencje od innych pracodawców są w cenie. Oprócz starych zawodów typu kamerdyner czy guwernantka na rynku pojawiają się nowe. Jednym z nich jest prywatna stewardesa.

– Z klientami VIP latam od 2018 r. – mówi stewardesa VIP znana na Instagramie jako Flying Daisy (@flyingdaisydot). – Najpierw pracowałam z saudyjską rodziną królewską, a od dwóch lat latam z europejskim przewoźnikiem VIP, w którym private jety są wynajmowane m.in. przez biznesmenów, gwiazdy estrady czy polityków.

Praca prywatnej stewardesy to ciągłe przesiadki. Jest początek miesiąca, a ona zaliczyła już lot z Warszawy do Londynu, gdzie przesiadła się do Nowego Delhi, skąd potem doleciała samolotem do Uzbekistanu, aby finalnie dotrzeć do Emiratów Arabskich.

– Przez 17 dni jestem dyspozycyjna i w każdej chwili gotowa do pracy – mówi. – Na tzw. życie prywatne mam resztę miesiąca. Ale nie narzekam. Lubię podróżować. Pracując z klientami VIP, mogę zarobić więcej niż stewardesa rejsowa.

Czasy, kiedy pracowała z królewską rodziną saudyjską, określa krótko: przygoda życia. I wyzwanie, bo wymagało to od niej doskonalenia się m.in. w znajomości kultury Bliskiego Wschodu. A ta składa się z drobiazgów, np. umiejętności podania we właściwy sposób arabic coffee, ale też sposobu odbierania od klienta i składania tzw. bishtu, czyli tradycyjnego, arabskiego okrycia wierzchniego. Prywatna stewardesa musi również znać zwyczaje swojego pracodawcy, np. wiedzieć, gdzie lubi trzymać swoje perfumy, szlafrok czy kapcie. Powinna też umieć właściwie podać potrawy autorstwa podróżującego z księciem prywatnego kucharza, np. przygotowujące do głównego dania i rozbudzające apetyt amuse-bouche.

A wszystko to pod presją. Nie tylko czasu, bo przełożona stewardes zwraca uwagę, jak jej podopieczne poruszają się po pełnych przepychu wnętrzach samolotu (kryształowe żyrandole i złote krany w łazienkach to norma), ale też jak wyglądają i czym pachną. – Pracując dla saudyjskiej rodziny królewskiej, nosiłyśmy białe mundury zaprojektowane specjalnie dla nas i uszyte na miarę – wspomina. – Do makijażu dostawałyśmy zestaw luksusowych kosmetyków. Obowiązywał jeden rodzaj i kolor szminki. Dłonie musiały być zadbane, paznokcie w kolorze nude albo z frenchem, włosy bez odrostu. Przy tym kolor brwi nie mógł być inny niż włosów – przełożona od razu zwracała na to uwagę i nakazywała wyrównać. Musiałyśmy również pachnieć jednym rodzajem perfum Toma Forda – odstępstwo od reguły nie było mile widziane.

Flying Daisy przyznaje, że praca dla VIP-a wynajmującego private jeta nie jest aż tak spektakularna. Owszem, VIP, wynajmując samolot, płaci nawet 20 tys. euro za godzinę lotu, ale nie wymaga prywatnego kucharza, tylko posiłku od sprawdzonego dostawcy godnego pięciogwiazdkowej restauracji. W samolocie jest część wypoczynkowa i sypialna z łazienkami, ale brakuje – do czego był przygotowany królewski boeing 777 – przestrzeni do przewożenia obrazów, rzeźb czy toreb pełnych zakupów. Stewardesy nie muszą też mieć wykutej na blachę listy ulubionych potraw czy napojów gości, ale po zakończeniu pracy sporządzają raport z lotu, w którym zapisują, co klient lubi i czym następnym razem można mu zrobić przyjemność. Wszystko w myśl hasła, że współczesny VIP oprócz dóbr luksusowych stawia na luksusowe doznania. Im bardziej spersonalizowane, tym lepiej.

Sylwia Zawalnicka jest przekonana, że rynek usług dla najbogatszych Polaków będzie się rozwijał. I będą rosły wymagania wobec służby. Na Zachodzie normą jest podpisywanie umów na kilka lat. Kamerdynerzy, menedżerowie domów czy kierowcy mogą liczyć na darmowe mieszkanie w obrębie rezydencji. W każdej umowie jest jednak lista wymogów. Zobowiązują się m.in., że nie będą mieć dzieci i zwierząt. Rodziny mogą ich odwiedzać, ale nocowanie obcych na terenie rezydencji jest zabronione.

– Niepisanym wymogiem jest też szeroko ujęta skromność – mówi Sylwia Zawalnicka. – Gospodyni domu pod żadnym pozorem nie może używać tych samych perfum co pani, kierowcy nie wolno kupować koszul w tym samym sklepie co chlebodawca. Poza tym dobry służący nigdy nie wynosi poza dom sekretów państwa. Narzędzia pracy się zmieniają. Stara zasada „im mniej wiesz, tym lepiej śpisz” jest wciąż aktualna.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version