Tusk kontynuuje w Parlamencie Europejskim manewr, jaki od ponad roku wykonuje w polskiej polityce. Lider KO podjął strategiczną decyzję, by rozbroić i odebrać PiS temat migracji i obrony granic, przesuwając swoją partię na pozycję bardzo bliskiej jej głównej konkurencji.

Inaugurujące polską prezydencję w Unii Europejskiej przemówienie Donalda Tuska w Parlamencie Europejskim spotkało się z bardzo dobrym odbiorem jako podnoszący na duchu manifest europejskiej asertywności. Jako głos Europy, która w dobie wielkich geopolitycznych zawirowań jest dumna ze swojej przeszłości i nie boi się zawalczyć o własną przyszłość. Bez wątpienia europejscy liderzy, z niepokojem oczekujący na to, co zrobi Donald Trump i czy nie wciągnie naszego kontynentu w wojnę handlową, potrzebowali podobnych słów.

Jednocześnie w mowie Tuska warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden wymiar. Polski premier nie tylko pośrednio polemizował z inauguracyjnym orędziem Trumpa z poniedziałku, ale wyraźnie wziął na swój cel europejską skrajną, populistyczną prawicę. Jednocześnie po raz kolejny pokazał, że jego receptą na walkę z prawicowym populizmem jest ruch na prawo, mający odebrać skrajnej prawicy tlen i tematy.

Poza podnoszącymi na duchu zapewnieniami, że Europa zawsze była i może, także w przyszłości być wielka, mowa Tuska krążyła wokół czterech głównych tematów: bezpieczeństwa europejskich granic, kontroli napływającej do Europy migracji, niskiej konkurencyjności europejskich gospodarek i konieczności uwalniających przedsiębiorczą energię deregulacji, wreszcie krytyki europejskiego Zielonego Ładu – zarówno jego rozwiązań dla polityki rolnej, jak i energetycznej.

Jeszcze 10 lat temu, gdy Tusk zaczynał swoją karierę w Brukseli, wszystkie te tematy znajdowały się poza głównym nurtem europejskiej prawicy, kojarzone były raczej z formacjami na prawo od Europejskiej Partii Ludowej. Najważniejszą postacią europejskiej centroprawicy była wtedy Angela Merkel, polityczka, która w odpowiedzi na kryzys uchodźczy otworzyła szeroko granicę Niemiec, definiując je jako kraj Willkommenskultur – polityki otwartości i gościnności.

Dziś coraz trudniej znaleźć w Europie polityków gotowych podpisać się pod założeniami tamtej polityki. Z pewnością nie należy do nich Tusk, migrację w swoim wystąpieniu przedstawiający głównie jako problem, a wręcz zagrożenie dla Europy. Polski premier przestrzegał: albo Europa zacznie efektywnie chronić swoje granice i odzyska kontrolę nad migracją, albo europejski demokratyczny projekt zmiecie fala prawicowego populizmu.

Prawicowy skręt widoczny był też w tym, co Tusk mówił o konieczności deregulacji europejskiej gospodarki, a zwłaszcza o Zielonym Ładzie. Bronił europejskich rolników przed zbyt wysokimi wymaganiami, jakie na nich nakłada zielona polityka, zwracał uwagę, że w naszym myśleniu o rolnictwie równie istotne, jak problemy klimatyczne powinno być europejskiej bezpieczeństwo żywnościowe. Choć wyraźnie zaznaczył, że nie kupuje zaprzeczającej zmianom klimatu narracji radykalnej prawicy, to jednocześnie przestrzegał, że realizacja celów klimatycznych nie może obciążyć europejskich gospodarek najdroższą na świecie energią, bo to zabije europejski dobrobyt i szanse konkurencji ze Stanami czy Chinami.

Można powiedzieć, że Tusk kontynuuje w Parlamencie Europejskim manewr, jaki od ponad roku wykonuje w polskiej polityce. Jeszcze przed wyborami w 2023 r. lider KO podjął bowiem strategiczną decyzję, by rozbroić i odebrać PiS temat migracji i obrony granic, przesuwając swoją partię na pozycję bardzo bliskiej jej głównej konkurencji. W kampanii w 2023 r. to KO atakowała PiS za aferę wizową, utratę kontroli nad migracją i wpuszczanie do Polski rekordowej ilości migrantów „z krajów islamskich”.

Rząd Tuska wobec granicy z Białorusią w zasadzie kontynuuje politykę PiS. Ministrowie Tuska – inaczej niż ci Morawieckiego – nie demonizują co prawda migrantów, nie sięgają po otwarcie poniżający, rasistowski język, ale główne założenia kształtujące politykę pozostają te same, na czele z tym, że troska o bezpieczeństwo i społeczne poczucie bezpieczeństwa ma bezwzględne pierwszeństwo nad wszystkimi innymi względami, humanitarnych nie wyłączając.

Migracja nie jest jedynym obszarem, gdzie Tusk wykonał podobny manewr w polskiej polityce. Lider KO już wcześniej spotykał się z rolnikami i wsłuchiwał w ich skargi na Zielony Ład. Ostatnio, by odebrać temat radykalnej prawicy, jego rząd wycofał się z pomysłu obowiązkowej edukacji zdrowotnej.

Mowa Tuska w PE skierowana była też do polskiej opinii publicznej, rozpoczynająca się w Polsce kampania wyborcza – gdzie na prawo przesuwa się także kandydat partii KO Rafał Trzaskowski – z pewnością miała też wpływ na to, co i jak mówił polski premier. Tusk, były przewodniczący Rady Europejskiej i Europejskiej Partii Ludowej, mówił jednak w środę do szerszej publiczności niż polska. Jego mowę można zinterpretować jako sygnał wysłany europejskiej opinii publicznej, że Unia pod prezydencją Polski nie poddaje się w obliczu wyzwań, a główny nurt europejskiej polityki nie oderwał się od rzeczywistości i jest w stanie odpowiedzieć na takie wyzwania jak migracje czy konieczność pogodzenia walki ze zmianami klimatu z zachowaniem ekonomicznej konkurencyjności lepiej od populistów.

Radykalna prawica zarzuca Tuskowi nieszczerość i hipokryzję. Zwłaszcza ta polska, która w swojej propagandzie przedstawia byłego lidera Europejskiej Partii Ludowej w zasadzie jako lewaka. Część progresywnej opinii publicznej jest rozczarowana zwrotem Tuska na prawo, zarzuca mu brak kręgosłupa, ustępowanie przed ofensywą prawicowych populistów, przekreślanie własnego dziedzictwa jako człowieka, który „pokonał prawicowy populizm w Polsce”.

Polityka Tuska z ostatnich dwóch lat nie powinna nas jednak dziwić. Lider KO nigdy nie był politykiem lewicowym, a zakładając Platformę Obywatelską, dokonał też pewnej konserwatywnej korekty wobec swoich poglądów z czasów, gdy kierował Kongresem Liberalno-Demokratycznym. Od tego czasu Platforma przesunęła się w kilku istotnych kwestiach na lewo – zwłaszcza jeśli chodzi o stosunek do aborcji – a jej elektorat stał się znacznie bardziej progresywno-lewicowy niż był na początku wieku.

Niemniej Tusk – choć jego postawa była kluczowa dla odejścia PO od „kompromisu aborcyjnego” – do wielu progresywnych postulatów zawsze zachowywał spory dystans. Nigdy na przykład nie był szczególnym zwolennikiem Willkommenskultur i polityki otwartych granic, wyrażał wobec niej sceptycyzm jeszcze jako przewodniczący Rady Europejskiej – wbrew temu, co zarzuca mu prawica, nie zmienił koniunkturalnie zdania na ten temat.

Polski premier był też zawsze politykiem o rewelacyjnym słuchu społecznym, umiejącym nie tylko prawidłowo odczytywać to, jak zmieniają się nastroje opinii publiczne, ale i sprawnie reagować politycznie na te zmiany.

Tusk, wygłaszając takie, a nie inne przemówienie w Parlamencie Europejskim starał się też wyjść naprzeciw zmieniającym się nastrojom w Europie i we wszystkich zachodnich demokracjach, naprzeciw coraz bardziej widocznego zmęczenia ich społeczeństw kosztami migracji, wielokulturowości czy zielonych polityk.

Pytanie, czy słuch społeczny Tuska go tym nie zawiedzie. Przykład choćby Austrii pokazuje, że walka ze skrajną prawicą przez przejmowanie jej języka w sprawie migracji może wzmocnić siły, jakie miała zatrzymać. W Polsce kandydat KO w wyborach prezydenckich będzie musiał też zmobilizować progresywny elektorat. Z drugiej strony także partie szerokiego centrum nie mogą dziś ignorować tematów związanych np. z bezpieczeństwem granic czy kosztami zielonych polityk – trudno więc spodziewać się by Tusk w najbliższym czasie zawrócił z obecnego kursu na prawą stronę.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version