– Jestem odwrotnym hipokrytą niż katolicy. Bo katolicy mówią, że są dobrzy, a są źli. A ja mówię, że jestem zły, a jestem tak naprawdę dobry – mówi Michał „Sabatiel” Knihinicki, satanista. Kim są i w co wierzą polscy sataniści.

– Nie ma jednego satanizmu – mówi mi Michał „Sabatiel” Knihinicki. – Dla mnie sataniści to wrogowie chrześcijaństwa, Kościoła, ale przede wszystkim Jezusa, Boga, czy jakkolwiek oni tam z tej Trójcy Świętej chcą wybrnąć – twierdzi. – Dlatego jestem satanistą, a nie np. ateistą. Satanista to ktoś, kto w życiu nigdy nie powie: „Kościół jest zły, ale wiara jest dobra”. Nie, Kościół jest zły, ale wiara też jest zła. Dlatego jest tak mało satanistów, bo tak mało jest ludzi skrajnych.

Na Sabatiela trafiam w zasadzie przypadkiem. Jego wydawnictwo The Serpent (pl. wąż) poleciła mi członkini jednej z satanistycznych grup na Facebooku. – Zabrzmi to egocentrycznie, ale najlepszym ekspertem od satanizmu jestem ja – mówi egocentrycznie, jak typowy satanista.

Ciągoty do satanizmu Sabatiel odczuwał jeszcze jako nastolatek. W latach 90. satanizm był częścią popkultury – o satanistach powstawały artykuły w prasie i reportaże telewizyjne, a szczyty popularności święciły takie zespoły metalowe jak Kat, Vader czy Behemoth.

– Satanizm był ogólnie znany. A ponieważ ja nie cierpiałem chrześcijaństwa, odkąd tylko zrozumiałem, na czym ono polega, to się utożsamiałem. A bardzo łatwo się na chrześcijaństwo wkurzyć, bo jak ktoś ci mówi: „Bądź posłuszną owieczką, dawaj się wykorzystywać”, to wtedy mówisz sobie: „No nie, to mi się nie podoba, to sprzeczne z moją naturą”. To prostsze niż matematyka dla dwulatków – mówi.

Przełomem w życiu Sabatiela był rok 1996, kiedy na język polski po raz pierwszy przetłumaczona została „Biblia Szatana” autorstwa Antona LaVeya, założyciela amerykańskiego Kościoła Szatana. Książka, opublikowana w Stanach już w 1969 r., to satanistyczne must have. LaVey wykłada w niej podstawy swojego satanizmu ateistycznego, nazywanego też od jego nazwiska satanizmem laveyańskim.

LaVey używa szatana – w którego, podobnie jak w Boga, nie wierzy – jako figury czysto retorycznej. Szatan jest tu uosobieniem znienawidzonej przez chrześcijaństwo, skrajnie indywidualistycznej postawy, zgodnie z którą człowiek powinien dbać wyłącznie o własne (szeroko rozumiane) dobro, postrzegając świat przez pryzmat rachunku strat i zysków.

W tym sensie satanizm laveyański sytuuje się gdzieś pomiędzy antycznym epikureizmem (rozumianym jako unikanie cierpienia i dążenie do szczęścia) a skrajnym darwinizmem (gdzie jednostki silniejsze i duchowo doskonalsze wypierają – i mają do tego prawo – jednostki słabsze i ułomne).

„Kiedy jesteś w cudzym domu (na cudzym terenie), okaż gospodarzowi respekt lub, jeśli nie potrafisz, nie chodź tam. Jeżeli jednak gość w Twoim domu (na Twoim terenie) dręczy cię, potraktuj go okrutnie i bez miłosierdzia” – brzmi jedno z jedenastu „przykazań satanizmu”. Inne to: „Nie wyrażaj swoich opinii lub rad, jeżeli nie jesteś o to proszony”, „Nie zwierzaj się ze swoich problemów innym, chyba że jesteś pewien, że chcą o nich słuchać”, czy „Nie krzywdź małych dzieci” (według LaVeya dzieci w naturalny sposób mają w sobie Szatana, bo nie są jeszcze spętane społecznymi normami).

– Przeczytałem „Biblię Szatana” od deski do deski, dwa razy – wspomina Sabatiel. – I na podstawie tej książki uznałem, że mam już teraz prawo uważać się za satanistę, ponieważ zgadzam się ze wszystkim, co jest tam napisane. Z każdym słowem. Anton La Vey po prostu uprawomocnił moje poglądy i nazwał je satanizmem.

Sabatiel nazywał się więc satanistą, ale do żadnej satanistycznej organizacji nie należał. Po pierwsze, w latach 90. żadnych satanistycznych organizacji nie było. Po drugie – jako skrajny indywidualista nie potrzebował pieczątki, by czuć się satanistą.

– Tak to już jest z indywidualistami, że nie czują potrzeby wstępowania do żadnych struktur, od których de facto chcieli się uwolnić – tłumaczy.

Dr Zbigniew Łagosz z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego potwierdza, że satanizm w Polsce rozkwitł w latach 90., importowany z zachodniej popkultury i propagowany przez – mniej lub bardziej świadome satanistycznej symboliki – zespoły blackmetalowe. Dziwię się, że satanizm zyskał popularność w tak katolickim kraju, jak Polska.

– To się wcale nie wyklucza – odpowiada Łagosz. – Zawsze, kiedy mamy do czynienia z bardzo mocną dominacją, w tym wypadku dominacją Kościoła katolickiego, rodzi się jakiś bunt. Tym bardziej, kiedy ci, którzy mówią innym, jak mają żyć, sami są hipokrytami i narzucanych przez siebie zasad nie przestrzegają. Najbardziej radykalnym pokłosiem tego buntu jest satanizm.

Łagosz zwraca uwagę, że fascynacja szatanem narodziła się w krajach niegdyś trawionych przez religijne spory, jak Francja i Belgia, a „przez wiele lat opanowane przez satanistów były Włochy” – światowe centrum katolicyzmu.

– Czy da się stwierdzić, ilu jest satanistów w Polsce? – dopytuję.

– Nie da się – odpowiada badacz. – Dlatego, że ze względu na społeczny ostracyzm duża część satanistów do owego satanizmu się nie przyznaje. To nie jest coś, z czego zwierza się przed wujkami i ciociami przy wigilijnym stole. W rodzinach to zazwyczaj temat tabu. Oszacowanie liczby tego typu osób na pewno jest obarczone dużym błędem, ale wydaje mi się, że w Polsce może ich być kilkaset.

Choć to kropla w morzu religii i kultów w Polsce, sataniści są niezwykle zróżnicowaną grupą. Łagosz mówi, że w środowisku obserwowany jest proces „mnożenia przez pączkowanie”: w ramach jednej grupy część osób stwierdza, że pierwotna idea została wypaczona i dokonuje schizmy, zakładając własną organizację.

– Tych nowych konceptów jest tak wiele, że chyba sami sataniści nie wiedzą, ile jest grup satanistycznych, a na pewno nie wiedzą o wszystkich ideach, które w tych grupach krążą – uśmiecha się Łagosz. – Na dodatek niektóre idee są ze sobą sprzeczne i ktoś, kto się uważa za satanistę, według drugiego satanisty wcale nim nie jest. W dodatku satanizm jest bardzo egocentryczny z natury i mnóstwo satanistów ma potężnie wybujałe ego, przez co każdy z nich chce po jakimś czasie założyć swoją własną grupę i przyciągać nowych wyznawców.

W tym sensie sataniści nie różnią się od innych grup religijnych, które podlegają tym samym procesom schizmy i „pączkowania”. W Stanach Zjednoczonych – które słyną ze swojej tolerancyjnej religijnie konstytucji – jedna z satanistycznych organizacji, Świątynia Sataniczna, ma oficjalny status grupy religijnej. Jej członkowie wydają książeczki dla dzieci z pentagramami-kolorowankami, stawiają świątynie i pomniki (jak choćby pomnik Baphometa w Detroit). A co najważniejsze, są zwolnieni z podatków.

Świątynia Sataniczna (ang. The Satanic Temple, w skrócie TST) powstała w Stanach Zjednoczonych w 2013 r. – szesnaście lat po śmierci LaVeya. Założył je w słynnym na cały świat miasteczku Salem Lucien Greaves, drugi gigant współczesnego satanizmu. Dziś jego Kościół jest najbardziej medialnym odłamem satanizmu na świecie.

Greaves odrzuca libertariański indywidualizm i darwinizm społeczny poprzedników, wprost opowiadając się po stronie empatii i współczucia. Podczas gdy LaVey budował bardziej ruch filozoficzny, Greaves stawia na działanie.

Szatan Greavesa uosabia bunt przeciwko opresyjnej władzy i normom społecznym. Jego amerykańscy „wyznawcy” wielokrotnie protestowali przeciwko obecności religii w przestrzeni publicznej, religijnej indoktrynacji dzieci, ograniczaniu praw kobiet czy osób LGBT+.

„Należy odnosić się ze współczuciem i empatią do wszystkich stworzeń, zachowując przy tym rozum” – brzmi pierwsze z siedmiu przykazań Świątyni Satanistycznej. Drugie mówi o nieustającej walce o sprawiedliwość a trzecie – o tym, że ciało każdego człowieka należy wyłącznie do niego (to głos w sprawie debaty o aborcji).

Dziś TST ma ok. 300 tys. członków, głównie w Stanach Zjednoczonych, ale też w innych krajach anglojęzycznych: Kanadzie, Australii i Wielkiej Brytanii. Ale nie w Polsce.

Lili, 22-letnia studentka, wraz z grupą zapaleńców kilka lat temu próbowała założyć oddział TST w Polsce. Nie udało się. Od centrali dostali bardzo uprzejmego, aczkolwiek stanowczego maila, że ze względu na polskie prawo dotyczące naruszania uczuć religijnych TST nie zamierza prowadzić w naszym kraju działalności.

– Byliśmy trochę wkurzeni, trochę zdemotywowani – wspomina Lili. – Ale ktoś znał kogoś i doszło do tego, że poznaliśmy się z taką organizacją Global Order of Satan (pl. Globalny Zakon Szatana). GOS sam wyrósł z TST i jest do niej bardzo podobny, ale mniej hierarchiczny i bardziej autonomiczny.

I tak dwa lata temu Global Order of Satan zadomowił się w Polsce. Trzon grupy tworzą młode osoby o lewicowych poglądach, takie jak Lili. Choć raczej należałoby powiedzieć: grupki. Aktywnych członków jest ok. 30, sympatyków ponad setka, zasięgi na Facebooku to kilka tysięcy.

Mimo niewielkiej liczby o satanistach z GOS od czasu do czasu jest głośno – media lubią szokować nagłówkami w stylu „sataniści popierają Strajk Kobiet” albo „Global Order of Satan uczestnikiem tęczowej parady”.

– Staramy się otworzyć na społeczność ludzi, dla których racjonalizm, świeckość i wartości humanistyczne są ważne – mówi Lili. – Pokazywać, że mimo że żyjemy w katolickim kraju, można chcieć od życia czegoś więcej i szukać alternatyw. Że jeśli KK ci nie odpowiada, a potrzebujesz poczucia przynależności, to znajdziesz je gdzie indziej. Jeśli odprawiamy rytuały, to na zasadzie happeningów. Kochamy kotki i pieski, wielu z nas jest wegetarianami. Więc tak, zdecydowanie jesteśmy bardziej lajtową wersją satanizmu.

FB Post

– Ten współczesny satanizm, który widzisz na grupach, to jest trochę satanizm ugładzony, żenada i metr mułu – prycha Vuori, 30-letnia bizneswoman z Warszawy. – I jeśli chcesz takich miłych, fajnych opowieści, to gites, ale ostrzegam cię, że ja też preferowałabym ci mówić o nienawiści i hejcie do Kościoła – śmieje się.

To Vuori poleciła mi wydawnictwo Sabatiela. Powtarza za nim, że „ilu satanistów, tyle odmian satanizmu”.

– I z jednej strony jest satanizm dla dorosłych, który mówi o ofiarach, rytuałach z krwią, może niekoniecznie o paleniu kościołów, ale o fantazjach na ten temat. A drugie skrzydło to właśnie taki satanizm, który mówi o wolności jednostki i o tym, że wszyscy jesteśmy ważni, że nawet jak jesteś frajerem, który farbuje włosy na różowo, to nie możemy cię pobić.

Samej Vuori w przeszłości do „bicia” było blisko. Dziś ze wstydem przyznaje, że była „bardzo, ale to bardzo prawicowa” („Może nie nazwałabym ich organizacją terrorystyczną, ale sympatyzowałam z taką ekipą, która chciała rozpier*** system”).

Uważa, że satanizm pomógł jej poradzić sobie z nienawiścią do tego, co jej się nie podobało. Według koncepcji LaVeya nienawiść – w kontrolowanym stopniu – jest człowiekowi potrzebna tak samo jak miłość. Satanizm oswaja i uzewnętrznia tę nienawiść np. w rytuale zniszczenia.

– Oczywiście zdawałam sobie sprawę z tego, że faszyzm jest trochę taką utopią, ale zawsze wierzyłam w kult siły i inteligencji, bo uważałam, że słabeusze, którzy nie potrafią sobie poradzić, raczej nie są przyszłością tego świata. I mimo że mocno odsunęłam się od bojówek prawicowych, to właśnie to mnie zafascynowało w Zakonie Dziewięciu Kątów, że ten kult tam jest obecny. Mnie trochę wkur*** takie gadanie, że „my jesteśmy dobrymi satanistami, chcemy pokoju na świecie”. A ja to pier****! Chcę być lepsza od tego motłochu na ulicy i muszę coś sobą reprezentować.

Vuori z dumą wylicza: jest dyrektorką w sporej firmie, po studiach, mieszka w wymarzonym domu pod lasem. Rozwija się duchowo i całe życie trenuje sztuki walki, aby – w razie czego – móc się obronić. Wkurza się na „zbuntowanych 16-latków”, którzy mają się za wielkich satanistów, a w życiu nie mieli w ręce żadnej satanistycznej książki.

Vuori jest też administratorką jednej z satanistycznych grup na Facebooku. Pierwszym pytaniem, które zadaje nowym członkom, to czy są pełnoletni.

– Bo wyobraź sobie, że ja wrzucam na prywatną stronę zdjęcia z rytuałów, gdzie była np. krew – ja nie mówię o ofiarach czy o czymś niezgodnym z prawem, ale moja krew, na moim ołtarzu, w moim domu. I w tym momencie na Facebooka przykładowej Zuzi lat 16 wchodzi matka i mordę piłuje, dlaczego ja jej dziecko wciągam do sekty. A ja jestem wolnym człowiekiem, który odciął się od Kościoła i wszystkich tych poje***.

Vuori jest satanistką teistyczną – wierzy w istnienie wielu energii na świecie. Jej świat jest pełen bogów, demonów, duchów i wszelkich innych „nienazwanych mocy, które żyją pośród ludzi i przenikają się z naszym światem”.

– I nawet rozkładając karty tarota uważam, że to nie są tylko moje dłonie, tylko de facto jest ktoś obok mnie, kto tymi kartami steruje – tłumaczy.

Vuori ostatnio zaczęła pracować z mitologią nordycką, robi też rytuały oczyszczające, podczas których „przywołuje boginie egipskie”. W „pakiecie” ma też rytuały przywoływania „osób bardziej piekielnych: Lucyfera, Lewiatana czy Beliala”. Każde rytuały dobiera pod konkretną osobę czy okazję.

– W zeszłym roku z moim partnerem robiliśmy np. imprezę na Halloween z bardzo fajnymi rytuałami wudu. Zawsze coś troszkę innego, niż to, co robimy na co dzień.

Im więcej Sabatiel o satanizmie czytał i rozmawiał, tym bardziej jego poglądy ewoluowały. Z roku na rok „ciemniał”, a racjonalny, ateistyczny satanizm przestał mu wystarczać. Tak w 2007 r. trafił na powstały w latach 60. w Wielkiej Brytanii Zakon Dziewięciu Kątów (ang. Order of Nine Angles, w skrócie ONA).

Ta okultystyczna organizacja satanistyczna wzbudza kontrowersje nawet wśród samych satanistów i różni się od laveyowskiego satanizmu tak bardzo, jak to tylko możliwe.

„Jeśli satanizm nie jest zły, to co jest?” – brzmi dewiza członków ONA.

W przeciwieństwie do ateisty LaVeya ukuli całą kosmologię, adaptując wiele z wierzeń pogańskich i współczesnych, rasistowskich teorii. Wierzą, że historia ludzkości to historia zmagania się cywilizacji, a głównym zagrożeniem dla ewolucji społeczeństwa jest wpływ religii judeochrześcijańskiej z jej empatią wobec słabych i niedoskonałych.

Kluczowym elementem tej filozofii jest koncepcja „odstrzeliwania” (ang. culling) – ofiar z ludzi, wprost wynikająca z doprowadzonego w ONA do skrajności darwinizmu społecznego. Zgodnie z nią sataniści z ONA „mają prawo odstrzeliwać” tych, którzy według nich „wykazują się brakiem odwagi i honoru”.

Nie ma żadnych dowodów na to, że sataniści z Zakonu Dziewięciu Kątów rzeczywiście dopuszczają się zabójstw. Sabatiel sugeruje, że może to być konstrukt czysto teoretyczny, który „istnieje jedynie na kartach książek”. I sam przyznaje, że jest „onowcy” są pełni hipokryzji i paradoksów.

– Wikłają się w paradoksy, czasami sami sobie przeczą, że niby są źli, ale jednak nie do końca – rozkłada ręce. – Pewnie sami sobie zdają sprawę z tych paradoksów i pewnie nie da się ich uniknąć. Ja też byłem złym człowiekiem, nerwowym, agresywnym, brutalnym. Ale uznałem, że takie życie mi nie służy, sycenie się negatywnymi treściami. Że przez to słabnę.

Dziś Sabatiel stara się być „dobry i miły”. Śmieszy to jego dziewczynę, która wygarnia mu, że nie zachowuje się jak prawdziwy satanista. A on wtedy przyznaje: tak, jestem hipokrytą, w sumie powinienem to odrzucić. Ale połowa z tej jego filozofii się zgadza, połowa się nie zgadza, i już nic nie wiadomo.

– Jestem odwrotnym hipokrytą niż katolicy – zarzeka się. – Bo katolicy mówią, że są dobrzy, a są źli. A ja mówię, że jestem zły, a jestem tak naprawdę dobry.

– Czy sataniści są niebezpieczni? – pytam Dariusza Misiunę, socjologa, tłumacza i założyciela wydawnictwa Okultura, publikującego książki z zakresu okultyzmu i magii, ale też psychologii czy filozofii.

– Nie ma żadnych przesłanek, że satanizm jest nurtem religijnym, który ma większy potencjał zadawania przemocy niż inne. Statystyki tego nie potwierdzają – odpowiada – Sugerowałbym, że może nawet być na odwrót, ponieważ kiedy jest dużo przemocy w świecie symbolicznym, to nie trzeba jej realizować w świecie realnym. Więc paradoksalnie sataniści w życiu codziennym mogą być milsi, bo swoje psychodramy, nadwyżkę przemocy, którą każdy z nas ma w sobie, odreagowują w sferze rytualnej.

Gdy pytam Misiunę o ONA i Sabatiela, macha ręką ze zniecierpliwieniem.

– ONA uchodzi nawet u satanistów za świrów, to jest jakaś marginalna grupa. Ja nie mówię, że w ramach marginalnych grup nie dzieją się rozmaite praktyki, które mogą budzić niepokój. Ale z perspektywy religioznawczej można znaleźć setki innych ruchów religijnych, niemających nic wspólnego z satanizmem, które są o wiele bardziej niebezpieczne. W kontekście satanizmu tego jest stosunkowo niewiele, prawie nic.

Misiuna mówi, że największe zagrożenie współcześni sataniści mogą stanowić dla „wpływowej instytucji Kościoła katolickiego” – ale nie ze względu na krwawe praktyki, tylko lewicowe zaangażowanie społeczne.

– Obecnie ruchy satanistyczne mają charakter przede wszystkim lajfstajlowy i czasami dodatkowo tożsamościowy. Satanizm w ostatnich latach bardzo się „squeerował” To nie jest przypadek, ponieważ rzeczywiście zaczął gromadzić osoby, które wcześniej były demonizowane z racji swojej odmienności, m.in. seksualności. Co jest interesujące o tyle, że powiela schemat „polowania na czarownice”.

Współcześni sataniści mogą być więc postrachem episkopatu: chodzą w Marszach Kobiet, protestują przeciwko dyskryminacji osób LGBT+ i śmieją się z antyszczepionkowców.

Niedawno w Londynie Misiuna był na satanic flea market, „satanicznym pchlim targu”. Pośród kolorowych stoisk oprócz figurek szatana i innych drobiazgów można było kupić m.in. hand satanizer: środek do dezynfekcji rąk, po którego psiknięciu „Jezus ucieka”.

– Kapitalizm wchłania wszystko, więc wchłonął też satanizm – wzdycha Misiuna.

W tekście podpisałem bohaterów takimi imionami i pseudonimami, o które prosili i którymi posługują się w środowisku satanistycznym.

Tekst pochodzi z sierpnia 2022 r.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version