Jak z perspektywy zdrowia publicznego ocenia Pan Profesor skalę problemu alkoholowego w Polsce?

Problem w tym, że danych jest bardzo dużo, a różne źródła powołują się na różne lata, więc to trochę „zabawa danymi”. Rzeczywista sytuacja wygląda tak, że w ostatnich kilku latach – w całej Europie, również w Polsce – obserwujemy spadek ilości wypijanego alkoholu per capita. To prawda. Duża w tym zasługa młodych dorosłych. gdyż w grupie 18–28 lat jest dziś wyjątkowo wysoki odsetek zdeklarowanych abstynentów, czyli osób, które z wyboru nie mają kontaktu z alkoholem przez co najmniej rok. Z drugiej strony niepokoi obniżający się wiek inicjacji alkoholowej. Coraz młodsze osoby sięgają po alkohol. W Polsce to już około 14. rok życia. To jeden z gorszych wyników w Europie. I to niepokoi, bo świadczy o społecznym i rodzinnym przyzwoleniu na spożycie alkoholu.

Czyli problem zaczyna się w domu?

Nierzadko tak właśnie jest. Większość młodych ludzi mówi, że pierwszy kontakt z alkoholem miała w domu, w obecności dorosłych, z ich wiedzą, czasem wręcz za ich zachętą. To taki gest: „duży chłopak jesteś, łyczek ci nie zaszkodzi”. To buduje przekonanie, że alkohol jest czymś naturalnym. A kiedy młody człowiek po takiej inicjacji widzi potem alkohol obecny w przestrzeni publicznej, np. na imprezach, na ulicach, w kawiarnianych ogródkach, na stadionach, trudno mu zrozumieć, że to substancja szkodliwa. Żeby to zmienić, potrzebny jest spójny przekaz – z domu, ze szkoły i z otoczenia. Alkohol zawsze działa szkodliwie, niezależnie od rodzaju napoju. Nie ma różnicy między piwem, winem czy wódką, liczy się ilość czystego alkoholu etylowego, którą przyjmujemy.

Jak wyglądamy na tle innych krajów europejskich?

Statystyki, które opublikowano dosłownie kilka dni temu, pokazują, że lider europejski się nie zmienił – Rumunia, Portugalia i Łotwa – wszystkie te kraje zanotowały istotne wzrosty spożycia w ostatnich latach – utrzymują poziom: około 11,5 litra czystego alkoholu etylowego na mieszkańca rocznie. Polska z wynikiem ponad 10 litrów jest w czołówce. To nie cieszy. To wymaga działań systemowych. Profilaktyka to jedyny sposób, żeby w perspektywie kilku lat realnie ograniczyć spożycie alkoholu, ale musi być kompleksowa i długofalowa, a nie akcyjna.

Dlaczego akcyjność nie działa?

Bo to nie jest system. Akcje typu „dzień trzeźwości” mogą być dodatkiem, ale nie zastąpią stałej edukacji i programów profilaktycznych. Potrzebny jest kompleksowy, konsekwentnie realizowany program. Dużym rozczarowaniem jest to, że przedmiot, który miał wprowadzać edukację zdrowotną do szkół, został okrojony, a potem nie stał się obowiązkowy. To poważny błąd, bo edukacja prozdrowotna od najmłodszych lat jest kluczem do profilaktyki, w tym również niepicia alkoholu.

Czy Polska ma zbyt liberalną politykę w zakresie dostępności alkoholu?

Tak. Alkohol jest u nas zbyt dostępny – zarówno ekonomicznie, jak i geograficznie. Mamy bardzo dużo punktów sprzedaży i bardzo szerokie godziny handlu. Zamiast decyzji systemowych, wybieramy półśrodki. Dobrym przykładem jest pomysł wycofania alkoholu ze stacji benzynowych – tylko brzmi dobrze, bo przez stacje przechodzi zaledwie około 2 procent sprzedaży alkoholu w Polsce. Przy braku mechanizmów wygaszających zezwolenia dla stacji przejmą je inne punkty sprzedaży (wraz z całym sprzedawanym alkoholem), więc prawdopodobnie nie będzie istotnego spadku sprzedaży, na który się powołuje resort zdrowia. To nie rozwiąże problemu. Potrzebne są rozwiązania systemowe, takie jak istotne ograniczenie liczby punktów sprzedaży oraz skrócenie godzin handlu. Logiczne byłoby sztywne okienko czasowe – dla wszystkich sprzedawców alkoholu z wyjątkiem barów i restauracji – na przykład sprzedaż dopiero od godziny 9:00–10:00 rano i nie dłużej niż do 22:00. To miałoby sens, bo ograniczałoby możliwość kupowania alkoholu „po drodze do pracy” i zmniejszałoby dostępność w godzinach nocnych. Z wielu badań wynika, że „w drodze do pracy” Polacy kupują bardzo dużo alkoholu.

Jakie regulacje uważa Pan Profesor za najskuteczniejsze w ograniczaniu konsumpcji alkoholu?

Najpierw trzeba uporządkować system akcyzowy. Nie jesteśmy jedynym krajem w Europie, który różnie obciąża podatkami różne napoje alkoholowe, ale należymy do mniejszości. To powoduje, że za ten sam gram alkoholu w różnych napojach płaci się inaczej. A to właśnie gram czystego alkoholu powinien być punktem odniesienia – bo niezależnie od tego, w jakim napoju go spożywamy, efekt metaboliczny jest taki sam. Ten brak przejrzystości nie sprzyja ani transparentności, ani skuteczności polityki zdrowotnej. W efekcie część alkoholu jest w Polsce zbyt tania i zbyt ekonomicznie dostępna. Drugim elementem jest dostępność geograficzna. Jeśli nie udaje się dalej obniżać spożycia, trzeba rozważyć również zmniejszenie liczby punktów sprzedaży. Zamiast wprowadzać drobne korekty, jak jedynie zakaz sprzedaży na stacjach, powinniśmy myśleć o ograniczeniu sprzedaży w całym systemie, np. o kilkanaście procent. To byłby krok systemowy, a nie symboliczny.

W ostatnich latach widać coraz bardziej agresywną promocję alkoholu – zarówno w sklepach, jak i w przestrzeni publicznej. Jak Pan to ocenia?

To ogromny problem. Alkohol jest obecny wszędzie. Choć ustawa o wychowaniu w trzeźwości jest dziś bardziej restrykcyjna, szczególnie wobec reklamy piwa, to wciąż ma wiele luk. Nie regulujemy w pełni kwestii ekspozycji w miejscu sprzedaży. Mówimy o dużych marketach, do których codziennie wchodzą dzieci i młodzież. Owszem, są tam osobne stoiska, ale one są widoczne, słyszalne, dostępne wzrokowo. Jeszcze gorzej, gdy mocne alkohole stoją tuż przy kasach – to kompletnie błędny pomysł. To wszystko powinno być uregulowane. Wielokrotnie jako Polskie Towarzystwo Zdrowia Publicznego apelowaliśmy do Ministerstwa Zdrowia i Kancelarii Premiera o jak najszybsze działania w tej sprawie. Ustawa idzie w dobrym kierunku, ale utknęliśmy w pół kroku. Trzeba ją doprecyzować, nawet jeśli miałoby to chwilę potrwać. Lepiej przyjąć doprecyzowane przepisy i wprowadzić je z rozsądnym vacatio legis, powiedzmy 24–36 miesięcy, niż wracać do tematu dopiero za dekadę.

A co z promocjami typu „2 w cenie 1” czy „12 piw za 6”?

To działania, które powinny być z urzędu traktowane jako szkodliwe społecznie. Bo to nic innego jak radykalne zwiększanie dostępności alkoholu – często o 50 proc. – przy wykorzystaniu agresywnego marketingu. Takie promocje zwiększają spożycie, a więc i ryzyko zdrowotne. Uważam, że powinny być zakazane i karane jako świadome działanie na szkodę zdrowia społeczeństwa.

Jakie skutki zdrowotne nadmiernego spożycia alkoholu uważa Pan za najbardziej niepokojące?

Najpoważniejszy problem to marskość wątroby. W Polsce w grupie osób między 41. a 45. rokiem życia to najczęstsza przyczyna zgonów, w około 90 procentach przypadków związana z alkoholem. Trzecim najczęstszym powodem zgonu w tej grupie są również zespoły chorobowe wynikające z jego nadużywania. A więc dwa z trzech głównych powodów śmierci w piątej dekadzie życia mają związek z alkoholem. Do tego dochodzą problemy psychiczne – alkohol jest substancją psychoaktywną i wchodzi w błędne koło np. z depresją: jedno napędza drugie.

Jak przełamać społeczne przyzwolenie na picie?

To trudne, bo kultura picia jest w naszym regionie mocno zakorzeniona. Nie dotyczy to tylko Polski, to zjawisko charakterystyczne dla całej Europy Środkowo–Wschodniej. Ale można to zmieniać, edukacją i konsekwencją. Do tego potrzebne są też narzędzia fiskalne. Mamy już tzw. podatki od grzechu („sin taxes”), które mogłyby objąć pewne grupy produktów w sposób bardziej systemowy. Trzeba tylko przestać myśleć w perspektywie najbliższych wyborów, a zacząć planować w perspektywie pokolenia. Wtedy rachunek zysków i strat będzie dla zdrowia publicznego oczywisty.

Czyli potrzebujemy odwagi politycznej i planu na lata?

Właśnie tak. Drobne zmiany – trochę w akcyzie, trochę w liczbie punktów sprzedaży, trochę w reklamie – to półśrodki. Jeśli nie wprowadzimy spójnych rozwiązań systemowych, za kilka lat będziemy żałować, że nie zrobiliśmy tego wcześniej. Potrzebny jest plan długofalowy: edukacja, akcyza, ograniczenie dostępności i reklamy, w jednym spójnym pakiecie. To wymaga odwagi, ale to się po prostu opłaci – zdrowotnie i społecznie.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version