– Dziwi mnie, że seks jest dla nas takim tabu – mówi grecki reżyser Yorgos Lanthimos. A miłosne zbliżenia pokazuje na ekranie w sposób śmiały i często dziwny. Jego najnowszym film „Biedne istoty” już w kinach.

Aż trudno uwierzyć, że książka Alasdaira Graya „Biedne istoty” czekała na ekranizację aż 30 lat. Yorgos Lanthimos przeczytał ją w 2011 r. i od razu pomyślał, żeby zrobić z niej film. Jednak nie było chętnych na sfinansowanie projektu.

– Wtedy zawarte w niej feministyczne wątki nie odnosiły się do toczących się dyskusji. A dzisiaj celnie je podsumowują. To zaskakujące, ile zmieniło się w ciągu zaledwie 10 lat w kwestii społecznego postrzegania kobiet – mówi grecki reżyser, kiedy w grupce dziennikarzy rozmawiamy na Zoomie.

Już głośną „Faworytą” (2018) dowiódł, że interesuje go pokazywanie skomplikowanych kobiet. Jego brytyjska królowa Anna (oscarowa rola Olivii Colman) chciała trzeźwo rządzić poddanymi, ale utrudniało jej to uczucie do dwóch rywalizujących o nią dwórek. W tym filmie mężczyźni krzątali się na ekranie na drugim planie, a rozważania nad wykorzystywaniem własnych powabów do zdobywania władzy były odczytywane przez recenzentów jako przewrotne przypomnienie, że w dyskusji na temat #MeToo nie chodzi o płeć, tylko o zajmowaną pozycję. W „Faworycie” wykorzystują ją uprzywilejowane kobiety.

Jednak dyskusja o filmie koncentrowała się w dużej mierze na mocnych scenach seksu między trzema bohaterkami. W jednej z nich Olivia Colman niezwykle przekonująco wije się z rozkoszy. – Żeby to wiarygodnie wyszło, wpadłyśmy z Emmą Stone na pomysł, że będzie mi jeździła po udzie wyjętą z zamrażarki łyżeczką. Zadziałało – opowiadała mi jakiś czas temu aktorka. To już w filmach Greka standard, że gdy pokazuje na ekranie miłosne zbliżenia, to w sposób śmiały, naturalistyczny i zwykle potwornie dziwny.

Pamiętacie „Kła” (2009), w którym ojciec więził w domu swoje dzieci, ale żeby rozwijały się normalnie, to synowi przywoził opłaconą prostytutkę? Ich seks był mechaniczny, skoncentrowany na zaspokajaniu potrzeb chłopaka. Pozbawione namiętności było też spółkowanie Nicole Kidman i Colina Farrella w „Zabiciu świętego jelenia” (2017), w którym grali małżeństwo. W ich sypialni działy się jednak nietypowe rzeczy: zamiast się dotykać i pieścić, ona drętwiała w bezruchu, a on zachowywał się tak, jakby uprawiał seks z kłodą drewna, a nie żywym człowiekiem. A we wcześniejszym „Lobsterze” (2015) ludzie łączyli się w pary, bo samotność była karalna. Bohaterowie dobierają się na podstawie tego, co ich łączy, np. ulubionego koloru. Do seksu w zasadzie się zmuszają – uprawiają go, żeby nie wzbudzać podejrzeń, że z ich związkiem coś jest nie tak.

– Czy pana to drażni, że krytycy tyle miejsca poświęcają temu, jak pokazuje pan seks na ekranie? – pyta dziennikarz ze Szwecji. – Mnie w ogóle dziwi, że seks jest dla nas takim tabu. Dla mnie nigdy nie był. Skoro inni filmowcy poświęcają mu mało miejsca, to wnioskuję, że trzeba o tym porozmawiać. Nie rozumiem, dlaczego nie mamy problemu z tym, żeby oglądać na ekranie przemoc. Pokazujemy ją nawet młodym widzom, ale nie chcemy, żeby patrzyli na sceny zbliżeń. Ja traktuję seks dokładnie tak samo, jak miłość – odpowiada Lanthimos.

W „Biednych istotach”, które wygrały festiwal w Wenecji, Grek kapitalnie bawi się wstydem, jaki otacza temat seksualności. Na przykładzie granego przez Marka Ruffalo bohatera pokazuje nam, jak wielki problem społeczeństwo ma z akceptowaniem seksualnych zachowań i mówieniem o nich. I jak bardzo chce zarządzać życiem seksualnym innych. Aktor gra Duncana Wedderburna, dandysa-bawidamka, który zakochuje się bez pamięci w Belli Baxter (rewelacyjna rola Emmy Stone). Rzecz w tym, że dziewczyna mocno wyróżnia się na tle innych. Ma ciało dorosłej kobiety z umysłem berbecia. Jej własny mózg obumarł, gdy targnęła się na swoje życie i skoczyła z Tower Bridge do Tamizy. W ostatniej chwili wyłowił ją dr Godwin Baxter (Willem Dafoe) i gdy okazało się, że była w ciąży, przeszczepił jej mózg płodu.

Bella pokracznie chodzi, ma ograniczony zasób słów i jest rozchwiana emocjonalnie. Ze szlochu przechodzi w śmiech, obija się o meble, nie biegnie do toalety, gdy chce jej się sikać, tylko robi to na dywan. Jednak prawdziwy popłoch otoczenia wywołuje, gdy przypadkowo odkrywa masturbację z pomocą podanego do kolacji ogórka. Niezręcznie czuje się zwłaszcza Duncan, który nie przestaje kombinować, jak zaciągnąć Bellę do alkowy, ale gdy widzi, że potrafi dać sobie przyjemność sama, robi aferę o jej niestosowne zachowanie. Reżyser celnie punktuje podejście mężczyzn, którzy nie mają problemu z własną rozwiązłością, ale domagają się, żeby ich partnerki zachowywały się jak święte.

Chcąc napiętnować hipokryzję, Lanthimos nie cofa się przed popchnięciem bohaterki w skrajne sytuacje. Gdy okazuje się, że Duncan zostaje bez grosza, Bella bez mrugnięcia okiem korzysta z oferty oddania się innemu za pieniądze, co zakochanego w niej mężczyznę przyprawia o spazmy. Gorzej jest tylko, gdy dziewczyna decyduje się dołączyć na stałe do pracownic burdelu, bo – jak deklaruje – chce dowiedzieć się jak najwięcej o swoim ciele i osiąganiu przyjemności. Dla ciekawej świata Belli jej ciało jest obszarem eksploracji i tylko ona może o nim decydować.

Yorgos Lanthimos uważa, że właśnie dlatego wielu producentów odmówiło sfinansowania „Biednych istot”. – Wolność seksualna i wolność wyboru kobiety mogła ich przestraszyć. Mnie natomiast utwierdziła w przekonaniu, że muszę tę historię opowiedzieć. I zrobiłbym to, nawet gdyby efektem miał być rysunek na kotarze – zapewnia nas reżyser. – Do zmiany przyczynił się po części ruch #MeToo, który sprawił, że zaczęliśmy na kobiety patrzeć inaczej. Zorientowaliśmy się, że społeczny konstrukt kobiecości był błędny tak samo, jak ich pozycja w społeczeństwie. Zmienił się sposób myślenia, poszliśmy nieco do przodu – dodaje.

Jednak kontrowersje wokół „Biednych istot” wskazują, że jedno się nie zmieniło: nadal panicznie boimy się seksu. W Wielkiej Brytanii domagano się od dystrybutora, żeby usunął z filmu scenę, w której ojciec przychodzi do domu publicznego z synami i korzystając z usług Belli, edukuje ich seksualnie. Uznano, że pokazywanie jej jest niezgodne z ustanowionym w 1978 r. prawem, które ma chronić dzieci. Produkcji nie udało się też uciec od oskarżeń o niepoprawność polityczną. Poszło o to, że akcja książki była osadzona w Glasgow, a Lanthimos nie zatrudnił ani jednego szkockiego aktora.

Po premierowym pokazie na festiwalu w Wenecji widzowie zastanawiali się, jak udało się reżyserowi poprowadzić Emmę Stone tak, że nawet w najbardziej intymnych scenach emanuje pewnością siebie. – Czujemy się w swoim towarzystwie bardzo komfortowo, co oznacza, że nie boimy się mówić szczerze, kiedy coś jest nie tak. Siadaliśmy i dyskutowaliśmy, jak nakręcimy daną scenę seksu. W jakiej Emma będzie pozycji, co będzie się działo dookoła niej. Ona miała swój wkład w każdą z tych scen, nie było tak, że ja kazałem jej realizować swoją wizję – mówi Lanthimos.

W czasie kręcenia intymnych scen obok Emmy Stone byli obecni tylko operator, dźwiękowiec i grający z nią aktorzy.

Lanthimos mówi, że duży nacisk kładł na to, żeby odtworzyć atmosferę z planów swoich pierwszych filmów. – Gdy wchodziłem do branży, Grecja była pogrążona w kryzysie. Na kino nie było żadnych pieniędzy – opowiada nam. – O wszystkim decydowała miłość grupki ludzi, którzy za wszelką cenę chcieli robić filmy. Nie było infrastruktury, więc wszyscy robiliśmy wszystko. Nie mieliśmy pieniędzy na oświetlenie, więc korzystaliśmy z naturalnego światła. Poprosiłem mojego operatora, żebyśmy szli tą drogą, dlatego w „Faworycie” korzystaliśmy tylko z naturalnego oświetlenia – promieni słońca czy świeczek, a w „Biednych istotach” nie robiliśmy w czasie zdjęć poprawek makijażu aktorów czy kostiumów – tłumaczy reżyser. Wcześniej pracował tak z Nicole Kidman, którą w „Zabiciu świętego jelenia” pokazał z naturalnymi lokami i bez makijażu.

Oglądając „Biedne istoty”, miałem wrażenie, że Lanthimosowi mniej zależało na tym, by brać udział w dyskusji o prawach kobiet. W książce Graya znalazł raczej metaforę walki o to, co jemu samemu wydaje się najważniejsze: wolność. Pod wieloma względami 50-letni reżyser wydaje się podobny do swojej bohaterki. Bella mogłaby żyć dostatnio pod dachem swego stwórcy.

Dr Godwin (God, czyli Bóg, w jego imieniu to nie przypadek) cieszy się estymą, ma pieniądze i pozycję. Ale Belli nie interesuje życie w złotej klatce. Ona woli robić to, co chce.

Lanthimos podobnie. Gdy jego „Kieł” zrobił międzynarodową karierę i dostał nominację do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego, o Greka zaczęły się upominać amerykańskie studia. Ale żadne z nich nie chciało zagwarantować mu prawa decydowania o ostatecznym kształcie filmu. Grekowi przeszły pewnie koło nosa wielkie pieniądze, ale w końcu doszedł do miejsca, o którym inni mogą tylko marzyć. Kto w Hollywood może się pochwalić, że zrobił tam drogi film (budżet „Biednych istot” wynosił 35 mln dolarów) na swoich warunkach?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version