Robert Fico zaskoczył europejską opinię publiczną w ubiegłym tygodniu. Zdecydował się przyjąć zaproszenie jednej z kremlowskich propagandystek, Olgi Skabiejewej. Co więcej, wygłosił tezy, które na Zachodzie można uznać co najmniej za kontrowersyjne. Począwszy od pełnoskalowej agresji rosyjskiej na terytorium Ukrainy.
– Unia Europejska mówi Ukraińcom: Tu macie broń, tu macie pieniądze, walczcie, tylko nie zawracajcie nam tym głowy, my po prostu nie chcemy mieć już nic wspólnego z tą wojną – stwierdził Fico. Oznajmił również, że sankcje nałożone na Rosję przez Zachód… nie działają.
– W 2022 roku, kiedy wybuchł konflikt, pomyśleliśmy: aha, wykorzystamy to i rzucimy Rosję na kolana, upokorzymy ją. Ale ta strategia nie zadziałała. I dlatego od samego początku mówiłem: na litość boską, naciskajmy na Rosję, Ukrainę i Stany Zjednoczone, aby zasiadły do stołu negocjacyjnego – mówił Fico.
Wypowiedzi słowackiego premiera oburzyły opozycję, a także ukraińskich polityków. Jednak, jak usłyszeliśmy od eksperta, słowa Roberta Fico nie powinny być zaskakujące. Zwłaszcza dla kogoś, kto zna słowackie podwórko.
Wojna w Ukrainie. Quasi-rusofilia słowackich elit
Jak usłyszała Interia, wszystko rozbija się o politykę partii SMER, która „od zawsze miała ambiwalentne podejście do Rosji oraz konfliktu na Wschodzie”. – W ostatnich miesiącach Robert Fico spotykał się m.in. z premierem Ukrainy. Podkreślał dobrą chemię między obydwoma politykami, mówił o wspieraniu Ukrainy na różnych płaszczyznach, projektach transgranicznych, połączeniach energetycznych – tłumaczy dr Łukasz Lewkowicz z UMCS.
Skoro Słowacy chcieliby współpracować z Ukrainą, skąd panegiryki na część Rosji? Ekspert powiedział Interii, że słowacka retoryka prorosyjska wynika z historycznych uwarunkowań u naszych południowych sąsiadów. Chodzi o panslawizm i „quasi-rusofilię” słowackich elit politycznych.
– Pójście do mediów propagandowych, plus zapowiedź uczestnictwa w obchodach 80-lecia zakończenia II wojny światowej w Rosji właśnie o tym świadczą. W mojej opinii powstają na słowacki rynek wewnętrzny – zauważa specjalista z Instytutu Europy Środkowej. – Pamiętajmy, że elektorat SMER-u jest prorosyjski, ma antyukraińskie sentymenty. Pokazują to badania opinii publicznej – dodaje.
A dalej: – Słowacja nigdy nie postrzegała carskiej Rosji ani Rosji sowieckiej jako wroga. Tam Armia Czerwona, w 1944 r. i 1945 r., była postrzegana jako wojsko, które wyzwalało kraj. Dlatego dzisiaj, kiedy jedziemy na Słowację, możemy oglądać pomniki Armii Czerwonej czy sowieckich czołgów – powiedział Interii Lewkowicz. – Cmentarze Rosjan są zadbane. Mity związane z II wojną światową, powstaniem z 1944 r. są wciąż żywe. I Robert Fico od wielu, wielu lat wykorzystuje to w swojej retoryce politycznej – podkreśla.
Słowacja: Rosyjska propaganda w NATO
W ocenie naszego rozmówcy, chociaż wypowiedzi słowackiego premiera padające w reżimowej, rosyjskiej telewizji mogą się przydać do budowy wewnętrznego poparcia, nie przystoją one jednak szefowi rządu kraju NATO.
– Premier kraju, który należy do NATO, Unii Europejskiej. Ktoś, kto formalnie wspiera Ukrainę, spotyka się z reprezentantami jego rządu, powinien być jednak bardziej powściągliwy i wiedzieć, gdzie idzie – uważa Łukasz Lewkowicz – Że zostanie to później wykorzystane przeciwko niemu: bo opozycja, liberalne media będą go atakować – dodaje.
Rozmówca Interii zwraca również uwagę na porównania Roberta Fico do premiera Węgier, Viktora Orbana. W opinii naukowca, są nieuprawnione.
– Partnerzy NATO-wscy często porównują Słowację do Węgier, tego, co robi Viktor Orban. Ocena powinna być tu zbilansowana, bo Słowacja inaczej podchodzi do Ukrainy niż Węgry. Ale, w polityce słowackiej, to co robi Fico, niewątpliwie szkodzi Słowacji na arenie międzynarodowej – puentuje rozmówca Interii.
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!