Do roli faworyta Nowogrodzkiej jako kandydat na prezydenta z drugiego politycznego szeregu rośnie Marcin Przydacz, były wiceszef MSZ i były minister w kancelarii prezydenta – ustalił „Newsweek”. Jeśli przyjrzeć się politycznej aktywności Przydacza w ostatnich miesiącach, to nasuwają się ciekawe wnioski. Wygląda na to, że aktywnie starał się wkupić w łaski Nowogrodzkiej.

Po tym, jak prezesowi PiS odmówił Witold Bańka, który – jak ujawnił „Newsweek” – był wymarzonym kandydatem Kaczyńskiego na prezydenta, Nowogrodzka wróciła do poszukiwań. Nasze źródła bliskie centrali PiS potwierdzają, że wciąż trwa casting na kogoś, kto mógłby być „nowym Dudą”.

W PiS wciąż tli się też jednak nadzieja, że Witold Bańka zmieni zdanie. Sam Bańka potwierdził publicznie, że rozmawiał z prezesem PiS. Wedle naszych informacji były minister sportu poważnie rozważał start w wyborach na prezydenta kraju. By był on możliwy, musiałby sobie jednak ułożyć sprawy zawodowe i prywatne. Jest prezydentem WADA i centrum jego aktywności jest Kanada (Montreal), gdzie organizacja ma siedzibę. Na razie Bańka stwierdził, że zamierza walczyć, ale o trzecią kadencję prezydenta WADA, a nie prezydenturę kraju. Dla PiS oznacza to poważny problem.

Prawo i Sprawiedliwość musiało więc szukać dalej. I tu pojawia się nazwisko Marcina Przydacza. Zdaniem naszych rozmówców bliskich Nowogrodzkiej rośnie on wręcz do roli faworyta w tym wyścigu.

Poszukiwaniami „Andrzeja Dudy 2.0.” na co dzień w PiS zajmuje się zespół, w którym zasiadają wiceprezes PiS Mariusz Błaszczak, była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, sekretarz generalny PiS Piotr Milowański, a także były szef MSZ prof. Zbigniew Rau. Ostateczna decyzja należeć będzie oczywiście do Jarosława Kaczyńskiego.

– Marcin Przydacz musiał przełamywać nieufność Kaczyńskiego – mówi jeden z naszych rozmówców z obozu Zjednoczonej Prawicy. Prezes PiS nie cierpi bowiem – a to i tak dyplomatyczne określenie – prezydenta Andrzeja Dudy. Powody? Kaczyński uważa, że ten okazywał niewdzięczność i nieposłuszeństwo. Tymczasem Przydacz był bliskim współpracownikiem Andrzeja Dudy, jednym z ministrów w KPRP. Zajmował się u boku prezydenta m.in. sprawami wojny Rosji przeciw Ukrainie. Ale był też jednym z prezydenckich ministrów, którzy zdecydowali się na start do Sejmu z list PiS, co w Pałacu wywołało irytację.

Jeśli przyjrzeć się aktywności Przydacza w ostatnich miesiącach, to nasuwają się ciekawe wnioski. Widać, że polityk mocno starał się on wejść do kręgu bliższego Nowogrodzkiej i okazywał lojalność. Chciał wkupić się w łaski Kaczyńskiego. Jego nazwisko w kontekście poszukiwań przez PiS kandydatów na kandydata zaczęło się pojawiać kilka miesięcy temu, ale nie był postrzegany jako dający gwarancję, że nie obróciłby się w przyszłości przeciwko PiS-owi.

Wedle informacji „Newsweeka” zespół Mariusza Błaszczaka i Elżbiety Witek przesłuchiwał już Marcina Przydacza. Miał być sondowany w sprawie gotowości do startu, jeśli prezes doszedłby do wniosku, że będzie najlepszym kandydatem PiS. Rzeczą oczywistą jest, że każdy polityk PiS taką ofertę byłby gotów przyjąć.

Marcin Przydacz nie jest jedynym potencjalnym kandydatem PiS, ale stosunkowo nowym i rośnie do roli faworyta. Tyle że zdaniem naszych rozmówców z PiS tak wczesne wypływanie kandydatur – wcześnie Bańki i innych, a teraz Przydacza – wygląda na próbę ich palenia.

Ta giełda kręci się już od dawna. W zasadzie od momentu utraty przez PiS większości w Sejmie w wyborach 15 października 2023 r. Pierwszym liderem wyścigu, by stać się „Andrzejem Dudą 2.0” był Tobiasz Bocheński, były wojewoda łódzki i mazowiecki, potem kandydat na prezydenta Warszawy, a obecnie europoseł PiS ze stolicy. W PiS zresztą nieco odżywa pomysł, by postawić na Bocheńskiego, czyli wrócić do początków poszukiwań. Tobiasz Bocheński jest jednak uznawany w partii za człowieka prezentującego wręcz arystokratyczne maniery, co nie licuje z elektoratem PiS. Poparcie dla niego jest też w PiS zmienne – raz można było usłyszeć, że jest faworytem, by niedługo później – że już nie ma szans.

W tym wyścigu nie ma wielu pewników, ale jedno nazwisko zostało definitywnie skreślone z listy kandydatów. To poseł PiS Zbigniew Bogucki. Powód? Źle wypada w badaniach, jest mało charakterystyczny. Owszem, stał się bardzo aktywny i dobrze radzi sobie w mediach, ale brak mu pierwiastka prezydenckiego.

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej dr Karol Nawrocki był krótko faworytem prezesa PiS. Tyle że – to dość powszechna opinia w PiS – Kaczyński celowo na dość szerokim forum powiedział, że Nawrocki jest najlepszy. Sprowokował tym samym wyciek tej informacji i szukanie haków na Nawrockiego. A że prezes IPN jest miłośnikiem boksu i miał styczność z półświatkiem, to materiały na Nawrockiego zaczęły wypływać. Właśnie dlatego jest on uznawany za opcję bardzo ryzykowną – nie wiadomo, co jeszcze może na niego wypłynąć.

Opcją najbardziej asekuracyjną jest teraz Mariusz Błaszczak, który wyborów szans wygrać nie ma, ale jest znanym politykiem i gwarantem największej lojalności wobec Kaczyńskiego. Mocno poturbowany jest z kolei były premier Mateusz Morawiecki – on też był badany w sondażach, ale prezes PiS już kilka razy publicznie skreślił go jako potencjalnego kandydata.

Właśnie dlatego, że kandydat idealny na razie się nie objawił, Marcin Przydacz na serio wszedł do walki o nominację.

Przydacz jest prawnikiem. Ma 39 lat. Na swojej stronie pisze o sobie tak: „Mieszkam w powiecie pajęczańskim. Jestem żonaty i mam troje dzieci. Ukończyłem Prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiowałem też stosunki międzynarodowe i filozofię na UJ, a w ramach stypendiów realizowałem studia w Rzymie, Kijowie, Sienie i Mesynie. W 2012 r. założyłem firmę rodzinną zajmującą się przetwórstwem warzyw. Praca w sektorze prywatnym pozwoliła mi dobrze zorientować się w potrzebach tutejszych rolników i przedsiębiorców. Równocześnie kontynuowałem działalność naukową. Byłem wykładowcą na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, a w 2015 r. ukończyłem aplikację i zostałem adwokatem. Mówię biegle w czterech językach: angielskim, włoskim, ukraińskim i rosyjskim”.

Ta charakterystyka całkiem nieźle pasuje do modelu kandydata, który w Radiu Maryja opisał Kaczyński kilka tygodni temu. „Musi być młody, wysoki, okazały, przystojny. Wyborcy te wymogi wizerunkowe stawiają wysoko. Musi mieć rodzinę. Musi znać bardzo dobrze język angielski. Najlepiej jakby znał dwa języki. Musi być obyty międzynarodowo. To powinien być człowiek, dla którego świat nie jest czymś obcym, który bywał na konferencjach, wykładach”.

Przydacz akurat francuskiego nie zna. Kaczyński mówił w toruńskiej rozgłośni – nie wymieniając nazwiska – o Witoldzie Bańce, który po francusku akurat mówi (jest to język urzędowy w tej części Kanady, gdzie pracuje i mieszka).

Przydacz w Kancelarii Prezydenta pracował od samego początku prezydentury Andrzeja Dudy (2015). Od 2019 r. był wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Mateusza Morawieckiego. Na krótki czas – od stycznia do listopada 2023 r. – wrócił do Kancelarii Prezydenta na stanowisko szefa Biura Polityki Międzynarodowej. To wtedy wystartował na do Sejmu z listy PiS i dziś jest posłem.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version