Znam siostry, które były molestowane w czasie formacji przez przełożoną. Mi też kazała przychodzić do siebie w nocy masować jej stopy – mówi jedna z sióstr zakonnych Ignacemu Dudkiewiczowi w książce „Pastwisko”. Opowiada o głębokim strachu, przemocy psychicznej i totalitarnych skłonnościach przełożonych, panujących w polskich zgromadzeniach.
Nie mogę napisać, z jakiego jest zgromadzenia. Prosi, bym nie informował, czy jest stare, czy nowe, duże czy małe, powstało w Polsce czy nie.
***
Proszę siostry, czemu aż tak?
– Proszę o absolutną anonimowość, bo na taką rozmowę trzeba mieć pozwolenie, którego bym nie dostała.
A gdybym poprosił o nie zakon?
– Wywiad może by się odbył, ale przyszłaby siostra, która opowiedziałaby panu historię, w której wszystko, co trudne, trzeba ofiarować Panu Jezusowi, bo to należy do specyfiki naszego życia.
A gdyby się wydało, że rozmawiamy?
– Zostałabym publicznie upokorzona.
Boi się siostra?
– Tak, bo nie jestem gotowa na konfrontację. Ale zależy mi na zmianie, dlatego spotkałam się z panem. Świeccy muszą nam pomóc.
Zakonnice boją się nawet rozmawiać. „Gdyby się wydało, byłabym nikim”
Słucham opowieści. Czytam książkę „Zakonnice odchodzą po cichu” Marty Abramowicz, reportaże w rodzaju „Bolesna prawda zakonów żeńskich” Izabeli Mościckiej.
Zakony są różne. Mają różne modele funkcjonowania i władzy. Różnią się długością istnienia, wielkością, podejmowanymi działaniami, atmosferą, tym, czy są częścią międzynarodowej wspólnoty, czy nie.
W niektórych siostry mają autonomię w sprawie stroju, pieniędzy czy wolnego czasu. W innych wszystko jest kontrolowane. Są takie, w których o podjęciu studiów i ich kierunku decydują przełożone, ale też takie, w których decyzję podejmuje się razem albo podejmuje się samodzielnie.
Nie we wszystkich rządzi strach. Gdzie jednak rządzi, ma wielką siłę.
W 2023 roku premierę miały także książki Moniki Białkowskiej „Siostry. O nadużyciach w żeńskich klasztorach” oraz Justyny Dżbik-Kluge „Śluby (nie)posłuszeństwa. Prawdziwe życie zakonnic”.
***
Co mogłoby siostrę spotkać?
– Siostra prowincjalna wystosowałaby pismo potępiające mój czyn do odczytania we wszystkich wspólnotach. Siostry by nie protestowały, bo boją się odzywać. System jest oparty na strachu, bo władza przełożonych jest duża. Gdyby pismo nie wystarczyło, zostałabym przeniesiona do innego domu, wyznaczono by mnie do pracy, której nie lubię i do której nie jestem przygotowana. Byłabym nikim, i to wiele lat, bo takie rzeczy są pamiętane.
„Takie rzeczy”?
– To żelazna zasada w patologicznym systemie (wybaczy pan słownictwo): „Nie sra się do własnego gniazda”. To niewybaczalne. Ale i za mniejsze rzeczy można oberwać, więc nawet gdy omawiamy rzeczy nieistotne, siostry, które mają inne zdanie, są cicho. Boją się łatki „trudnej”.
W wieku 19 lat masz pełno ideałów. Nie marzysz o życiu, w którym niczego ci nie wolno. Przeciwnie: czujesz, że Pan Bóg powołał cię do realizowania ważnych rzeczy w wolności. Ale zderzasz się z rzeczywistością, z zaburzonym systemem i nie wiesz, co zrobić. Nie masz jak tego nazwać, słyszysz, że trzeba się dostosować, a jak się nie dostosujesz, to wylecisz.
Jakby siostra nazwała ten proces?
– Praniem mózgu. Ale nie mam poczucia winy, że z panem rozmawiam, choć wpaja nam się je w trakcie formacji. To przypomina działanie sekty, tępiona jest indywidualność sióstr: musisz myśleć tak, jak inni od ciebie oczekują, jak oczekuje system.
Odbiera się nam wolność, nazywając to specyfiką życia, które wybrałyśmy. Zaczynasz się na tyle identyfikować z instytucją, że każde wyjście na krok „poza” wywołuje poczucie winy.
Wykonujemy rozkazy jak w wojsku, a ich treść nie zmienia się od lat. Potem ktoś się dziwi, że nie mamy powołań. Nie będzie powołań, dopóki będziemy żyły w lęku.
***
Historia wielu zakonów żeńskich wyrasta z dwóch źródeł.
Pierwszym jest przekonanie założyciela lub założycielki, że Bóg wzywa ich do służenia Mu poprzez życie konsekrowane – poświęcone Bogu i Kościołowi. Drugim – odkrycie pracy do wykonania: grupy osób, którym należy służyć (na przykład chorych), przesłania, które należy głosić (na przykład pokoju), formy życia, którą należy świadczyć o Bogu (na przykład pracy fizycznej czy kontemplacyjnej modlitwy).
W wielu przypadkach później pojawiły się także inne obowiązki związane z tak zwaną „służbą Kościołowi”. To często ciężka praca fizyczna: prowadzenie domów biskupów, sprzątanie, gotowanie, dbanie o kościoły, zakrystie i seminaria duchowne, porządkowanie dokumentacji. Gdy po wojnie władze odbierały Kościołowi możliwość prowadzenia instytucji edukacyjnych, zdrowotnych, socjalnych, siostry zostały bez pracy.
Przed wojną „prowadziły choćby czterdzieści procent przedszkoli, internaty, szkoły, licea, seminaria nauczycielskie. Były też bardzo aktywne w opiece medycznej – prowadziły dwadzieścia pięć szpitali i grubo ponad sto zakładów specjalnych”.
Po wojnie ich zaangażowanie w inne prace było koniecznością.
Utrzymało się jednak także wówczas, gdy znów pojawiła się swoboda prowadzenia instytucji przez zakony. Wiele sióstr pozostało w kuriach, zakrystiach i rezydencjach biskupich, mimo że powróciły też do szkół, domów pomocy społecznej, placówek leczniczych…
Strach w polskich klasztorach. „Siostry trafiają do psychiatrów”
Skoro nie można kalać własnego gniazda, to o czym nie można mówić?
– O wykorzystywaniu sióstr na najtrudniejszych placówkach.
Kilka naszych sióstr mieszka w ośrodku pomocowym. Nawet gdy nie mają dyżuru, słyszą, co się dzieje, a że nie ma innego personelu, to muszą reagować. Ksiądz, który tym zarządza, każe im pracować sześć dni w tygodniu, płaci najniższą krajową i pobiera kilkaset złotych za zakwaterowanie. To niewolnictwo.
Kolejne siostry rozpadają się, trafiają do psychiatrów. Ale każda prośba, by zostać stamtąd przeniesioną albo tam nie trafić, jest uznawana za porażkę. Uczy się nas, że nie wolno się poddawać, bo musimy pełnić wolę Bożą, która nas tam zaprowadziła.
„Wola Boża” to bardzo ważne sformułowanie. W zakonie na ogół identyfikuje się ją z wolą przełożonego. A to powoduje poczucie winy: „Nie chcę się zgodzić? Nie zgadzam się z Bogiem”. Kłóciłam się z Nim, dlaczego taki jest. A to nie On taki jest. Zakon wypaczył mi obraz Boga. Na terapii uświadomiłam sobie, że nie wierzę w takiego Boga. Wierzę w Boga, który się o mnie troszczy, chce mojego dobra i szanuje moją wolność.
Bo co, jeśli ta niby „wola Boża” prowadzi nas na zatracenie?
Czemu zakon nie przestanie tam wysyłać sióstr, skoro to nie jest jego placówka?
– Kluczowe są układy z diecezjami. Kolejne siostry się spalają, ale „dzieło” trwa, choć tracą na tym wszyscy: również podopieczni, którzy nie mają naprawdę fachowej opieki.
***
W Polsce działa dziś ponad 100 żeńskich zgromadzeń zakonnych, do których należy ponad 20 tysięcy sióstr.
Prowadzą dwa szpitale, trzy hospicja, 28 zakładów opiekuńczoleczniczych, ponad 70 DPS-ów, ośrodki rehabilitacyjne, 120 placówek opiekuńczo-wychowawczych, świetlice, domy dla matek z dziećmi, 80 stołówek dla osób ubogich. Wśród sióstr jest także ponad dwa tysiące katechetek i ponad tysiąc pracownic ochrony zdrowia: lekarek, pielęgniarek i opiekunek środowiskowych. Pracują w ośrodkach prowadzonych przez inne instytucje: głównie kościelne (na przykład Caritas), ale też państwowe.
Jak pisze publicystka Zuzanna Radzik, „organizują też centra pomocy duchowej, dni skupienia i rekolekcje oraz prowadzą dziewięć wydawnictw. Owszem, niektóre prowadzą rekolekcje, jak zawierzanki, poświęcające się tradycji ignacjańskiej.
Zdarzają się duszpasterstwa akademickie, jak u sióstr Marianek”.
To jednak mniejszość: „Większość zadań wykonywanych przez zakonnice wiąże się z opieką nad dziećmi, starszymi, ubogimi, chorymi. Oprócz tego pozostają im katecheza i wychowanie.
Z dwudziestotysięcznej armii sióstr zakonnych niewiele jest zaangażowanych w działalność publiczną. Nieliczne prowadzą zajęcia na uczelniach czy kierują kościelnymi instytucjami na równi z księżmi”46.
– Także poza Kościołem są zawody sfeminizowane – podkreśla jedna z moich rozmówczyń. – To te same obszary, w których widzimy nadreprezentację sióstr względem księży. Ale w Kościele jeszcze trudniej wyjść poza patriarchalne i dyskryminujące klisze. Jeszcze trudniej kobietom zdobyć realną możliwość współkształtowania rzeczywistości.
***
Jak wygląda w siostry zakonie proces formacji?
– Jak w wielu innych są okresy postulatu, nowicjatu i junioratu – wszystkie przed ślubami wieczystymi, więc musisz się pilnować, jeśli chcesz do nich dotrwać. Po formacji siostry mają być jednolicie ukształtowane. Formatorka dba, żeby zachowywały się tak, jak chce struktura. To marnowanie potencjału, który daje nam Bóg: do zakonu przychodzą dziewczyny z talentami, które mają tylko one. Po nowicjacie są przerobione: bez radości, ze strachem w oczach.
Czemu nowicjuszki nie reagują?
– Bo wbija im się do głów, że nie wolno podważać tego, co słyszą. Niektóre zgłaszają się do starszych sióstr po pomoc.
Zgłaszałyśmy przełożonym, że jedna z formatorek się nie nadaje.
To nowicjuszkom zakazano odzywać się do sióstr po ślubach.
Te dziewczyny nie poradzą sobie bez terapii. O to chodzi, żeby z formacji trafiały do psychoterapeuty?
Cały czas słyszymy, że posłuszeństwo przełożonej jest na pierwszym miejscu. Nie przekazuje nam się zdrowej nauki o posłuszeństwie, tylko promuje podporządkowanie. Gdyby kazali ci sadzić drzewka korzeniami do góry, to masz to zrobić.
To chore. Ale przełożonym tak jest wygodniej: chyba uważają, że totalitaryzm to prostsza metoda funkcjonowania.
***
W większości zgromadzeń formacja prowadząca do ślubów wieczystych trwa około 9–10 lat. Często po takim czasie trudno cokolwiek podważyć. Mechanizm tłumaczy mi siostra Jolanta Hernik, odpowiedzialna za prefekturę formacji w Europejskiej Prowincji Misjonarek Klaretynek, związana z Instytutem Teologii Życia Konsekrowanego, która prowadzi w zakonach programy odnowy życia osobistego i wspólnotowego. – Zmagamy się z mentalnością, którą trudno zmienić, bo wrasta w kolejne pokolenia. Spotykam młode siostry, które przychodzą do zgromadzenia, widzą przestarzałe reguły, ale ich nie podważają – opowiada. – Pytam: „Dlaczego siostra nie pyta o sens tego, że jeśli chce skorzystać z telefonu komórkowego, to musi siostra pytać przełożonej?”. Wiele sióstr żyje w przeświadczeniu, że skoro jest, jak jest, to tak być musi.
W zgromadzeniu, o którym opowiada, podziękowano jej za współpracę, gdy zaczęła zadawać podobne pytania. O komórki, zasady wychodzenia z klasztoru, strój, formy zwracania się do przełożonych czy reguły dyscyplinarne. W niektórych zakonach, prosząc o wodę przy posiłku, trzeba wygłosić formułę: „Proszę siostry przełożonej, czy może mi siostra przełożona podać wodę?”, w innych funkcjonuje nakaz, by do przełożonych mówić „matko”. Są zakony, w których siostra spóźniona na posiłek musi kwadrans klęczeć i może zacząć jeść dopiero wtedy, gdy inne siostry już kończą. Edyta Przykaza, która była pewien czas w nowicjacie, ocenia, że w wielu zakonach brakuje refleksji nad tym, jak powinny działać wiele lat po założeniu. – Łatwiej jest pewne rzeczy zakonserwować, opatrzyć pobożnymi frazami, niż zapytać o ich sens. Gdyby nagle ktoś zapytał: „Po co to robicie, przecież to absurd?”, mogłoby się okazać, że zgromadzenie nie ma racji bytu – komentuje. – To nic złego, wiele zgromadzeń znikało, gdy ich charyzmat się wyczerpywał, a siostry nie były w stanie go odnowić. Ale zakony wolą czekać, aż dojdzie do tego przez całkowity brak powołań niż stanąć przed pytaniami.
Strach polskich zakonnic. „Przełożona była fanatyczką, gnębiła nas”
Jakie siostry zostają przełożonymi?
– Mamy dwa sposoby ich wybierania: przez nominację albo przez wybór. Kiedy mamy wybrać przełożoną domu, najpierw decydujemy o metodzie: czy chcemy głosować, czy chcemy, by wybrała kapituła generalna. Zdarza się, że zarząd przepycha kandydatkę wbrew wynikom. Nie dowiadujemy się, jakie były kandydatury, wyniki, nic.
Przełożonymi zostają starannie dobrane siostry, które sprawują władzę tak, jak chce wyższa władza. Krążą między domami.
Wymiana pokoleń prawie nie zachodzi.
Zakonnicy, z którymi rozmawiam, mówią niekiedy o „wracaniu do szeregu”… – U nas to nie działa. Kiedy siostra prowincjalna kończy kadencję, wybiera sobie dom albo ucieka z Polski, żeby nie konfrontować się z siostrami, które nie chcą na nią patrzeć. Potem emocje opadają, wraca i obejmuje kolejne stanowisko. Jeśli byłaś przełożoną, to nigdy nie wrócisz do pracy w refektarzu, nie będziesz już „zwykłą siostrą”.
Nie wszędzie jest tak samo. W niektórych zakonach już od dawna przełożone z siostrami rozmawiają i uwzględniają ich perspektywę, a od tego czasu siostry są traktowane jeszcze bardziej podmiotowo. Niektóre siostry przyznają, że widzą, że z młodymi siostrami rozmawia się dziś więcej, niż rozmawiano z nimi. To częstsze w przypadku wspólnot międzynarodowych, w których dominują wzorce wypracowane w innych miejscach na świecie, a także w części wspólnot misyjnych, w których siostry szybko przejmują odpowiedzialne funkcje, na przykład kierują ośrodkami zdrowia.
Takie podejście znajduje również symboliczne odzwierciedlenie. Są zakony, w których nazewnictwo się różni: w Polsce używa się słowa „przełożona”, ale w innych krajach (są tam też siostry z Polski) stosuje się określenie „liderka”.
Foto: Andrzej Hulimka / Forum
Różnice widać także w tym, czy „powrót do szeregu” działa jako bezpiecznik. W niektórych żeńskich zgromadzeniach owszem: przełożone się zmieniają i pamiętają, że któraś z ich podwładnych może być jeszcze „nad nimi”.
Nie jest to jednak zasada. W artykule z 2020 roku „Nadużycia władzy w Kościele. Problemy i wyzwania żeńskiego życia konsekrowanego” jezuita Giovanni Cucci powołuje się na słowa prefekta Kongregacji do spraw Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego kardynała João Braza de Aviza, który wskazał, że są zakony żeńskie, w których przełożone „raz wybrane nie oddały już swego stanowiska” albo „przedłużały swą kadencję za wszelką cenę”.
– Raz przełożoną została siostra, której – jestem niemal pewna – nie wskazywała żadna z sióstr.
Jaką była przełożoną?
– Boję się fanatyków religijnych, którzy chcą wykosić każdą inność. Była właśnie taka, gnębiła nas. Dużym wysiłkiem udało się przekonać siostry, że nie mamy obowiązku godzić się na jej drugą kadencję, że to nie jest przeciwstawienie się Panu Bogu.
Zorganizowałyśmy spotkanie. Przyszła ponad połowa domu, to dużo. Część się zbyt bała: że nie pojadą na wakacje albo dostaną zgodę na urlop w innym terminie, niżby chciały.
Jedna siostra to fantastycznie poprowadziła, każda mogła się wypowiedzieć. Wyszło, że chcemy zmiany. Niektóre siostry pytały: „Co my robimy, przecież to przełożona!”. Ale pokonałyśmy lęk, choć „podważanie przełożonych” uznawane jest za największą zbrodnię przeciw zakonowi i Bogu.
Były konsekwencje?
– Siostry wskazane jako inicjatorki spotkania zostały przerzucone do innych domów i są uznawane za buntowniczki. Ale udało się. Nastąpiła zmiana i zupełnie inaczej funkcjonujemy.
Nowa przełożona daje nam wolność.
Co to konkretnie znaczy?
– Poprzedniczka tworzyła klimat strachu i kontroli, była absolutną formalistką. Prawo organizujące nasze codzienne życie zmienia się rzadko. Mamy przepis, że kiedy siostra wychodzi z domu, to powinna opowiedzieć się przełożonej. Gdy w domu mieszka dużo sióstr i każda ma za każdym razem mówić, że wychodzi i po co, dochodzimy do absurdu.
Poprzednia przełożona przymuszała nas do podejmowania zadań, których nie chciałyśmy. Potrafiła nie dawać siostrom pieniędzy, odmawiać im 100 złotych na buty. Za karę. Inna siostra kupiła coś na promocji bez uprzedniej zgody i nie dostała zwrotu z budżetu zakonu.
Obecna mówi, że nie będzie nas śledzić, sprawdzać, czy jesteśmy na modlitwach. Jak ktoś długo nie przychodzi, to trzeba się zatroszczyć, ale nie ma potrzeby, żebym za każdym razem prosiła o zgodę na nieobecność. Jeśli prosimy o pieniądze, to dostajemy je w zaufaniu, że są potrzebne. A jak proponuje nam podjęcie jakiejś pracy, to wiemy, że możemy odmówić.
Wie pan, że wcześniej chciałam biegać, ale nie mogłam?
Dlaczego?
– Bo nie wolno wyjść na ulicę bez habitu. Kiedy zapytałam, dlaczego, usłyszałam, że ludzie będą zgorszeni. Czym? Nago biegać nie zamierzam. Usłyszałam, że to nie dla nas, bo to „światowe”.
[…]
Zakonnica: przełożeni zabronili mi biegać, bo „ludzie będą zgorszeni”
Wspomniała siostra o terapii. Czy w siostry zakonie można z niej swobodnie korzystać?
– Przełożone nie robią problemów. Ale wciąż brakuje kultury poszukiwania specjalistycznej pomocy. Większość sióstr żywi przekonanie, że z trudnościami należy iść do Jezusa, a On nas uzdrowi. Bóg nie jest magikiem, modlitwa nie działa jak zaklęcie. Niektóre siostry komentują, że to moda: „Wszyscy teraz chodzą na terapię”. Istnieje mentalność wstydu, że terapia to oznaka słabej wiary. Kiedy szłam na terapię, chciałam, żeby siostry o tym nie wiedziały. W efekcie wiele sióstr choruje na nieleczone depresje.
Czyli wsparcie indywidualne jest możliwe, ale opór wciąż jest duży?
– Przełożone nie chcą tego zmieniać, bo gdybyśmy zainwestowały w terapie, w wiedzę, w edukację na temat relacji, przemocy, nadużyć, także seksualnych, to patologiczny system by runął.
Zdrowiejąc, naruszyłybyśmy wszystkie tabu oraz fundamenty władzy.
Czasem się zdarza, że pojawia się w zakonie ksiądz, który zaczyna mówić o problemach, o których wie z rozmów duchowych. Albo pomaga nam rozeznawać drogę bez przekonywania, że trwanie w zakonie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Na ogół szybko znika. Nikt nie tłumaczy, dlaczego duchowny, u którego spowiadała się większość sióstr, przy którym czuły się bezpiecznie, przestał przyjeżdżać. Do rekolekcji czy spowiadania zaprasza się „bezpiecznych” księży.
Takich, co mówią jak nasi biskupi: żeby nie poruszyć żadnego trudnego tematu.
Na przykład wykorzystywania seksualnego sióstr?
– To jest zawsze zamiatane pod dywan. Znam siostry, które były molestowane w czasie formacji przez przełożoną. Mi też kazała przychodzić do siebie w nocy masować jej stopy.
Odmówiłam, mówiąc, że w nocy według zasad mamy spać.
Znam siostry, które odeszły, znam takie, które w sobie to ukryły.
Nikt nie chce nazwać zła po imieniu. Mówią: „Takie były czasy, oddałyśmy to Panu Jezusowi”.
A kiedy krzywdzi ksiądz?
– Ponieważ nie mamy bliskich relacji, to mało rzeczy ujawnia się w rozmowie. Dawno temu spotkałam siostrę, która była wykorzystywana przez proboszcza. Trudno jest o tym mówić, bo w zakonie silny jest klerykalizm, kult kapłana, wynoszenie go na piedestał. Jesteśmy uczone uniżenia, a siostrom mniej daje się wiarę, gdy mówią, że skrzywdził je ksiądz.
[…]
Czuje się siostra samotna?
– Tak, choć są siostry, które myślą tak jak ja. Ale jesteśmy w mniejszości. Rośnie potrzeba zmiany – również w siostrach, które się nie odzywają, ale gdy coś się udaje, zauważają, że można, że nie odeszłyśmy od Pana Boga. Lęk jest wielki, ale będziemy go przełamywać.
Powstają inicjatywy, które zauważają, że problem jest systemowy.
Jest Centrum Pomocy Siostrom Zakonnym. Jest telefon zaufania Siostry dla Sióstr. Są też dziennikarze, którzy ujawniają problemy.
Skala przemocy psychicznej w zakonach jest gigantyczna. Wiele sióstr, zwłaszcza u władzy, nie rozumie, że to, co robią, to przemoc.
W końcu wyjdą na jaw takie afery, że się nie pozbieramy.
Chyba tak musi być. Oby to posłużyło nawróceniu.
A może trzeba odejść?
– Mam inne poglądy niż większość sióstr, ale nie dam się wypchnąć ze zgromadzenia. Jest także moje. Chcę w nim być, ale chcę, żeby się zmieniło. To się stanie: jeśli nie z naszej woli, to wymusi to rzeczywistość. Bóg działa także w taki sposób, gdy nie umiemy sobie radzić z problemami.
Fragment książki Ignacego Dudkiewicza „Pastwisko” wydanej przez Wydawnictwo Agora. Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji „Newsweek Polska”. Książkę można kupić tutaj.
Foto: Wydawnictwo Agora