Na liście rzeczy, które bardzo bym chciał zrobić, ale zapewne nigdy nie znajdę czasu – obok zaznajomienia się z filmografią Lava Diaza – wysokie miejsce zajmuje stworzenie Leksykonu Lęków Polskiej Prawicy.

To jest robota na cały etat, liczyłbym to dzieło w tomach, z wieloma suplementami. Nie ma bowiem bardziej zastraszonej grupy polityków, nikt tak bardzo na nikogo nie nastaje, nie przesadzę, jeśli napiszę, że być prawicowcem to znaczy: składać się z lęków.

Jeszcze nie przestali się bać mąki z owadów, a już drżą przed językiem śląskim. Tu wprowadzają im kartki na mięso, tam ograniczają prawo do lotu samolotem, a jak się odwrócą, to zmniejszą im czteropasmową autostradę w centrum miasta o 10 cm, żeby wybudować ścieżkę rowerową. W ten sposób świat odbiera prawicy przeszłość, godność i inne imponderabilia.

U podstaw mojej fascynacji leży malownicza dychotomia. Przecież ci wszyscy prawicowcy bardzo chętnie przedstawiają się jako superherosi, którym niestraszne podnoszące się temperatury, choroby zakaźne i cały arsenał jądrowy Władimira Putina. Jeśli ktoś nie wierzy, powinien obejrzeć filmik starającego się o mandat w Parlamencie Europejskim Karola Karskiego, który sam, nie korzystając z meleksa, powstrzymuje nadciągający nań czołg.

Kandydujący z tych samych list Sebastian Kaleta miałby pewne miejsce w leksykonie, który nigdy nie powstanie. Były wiceminister sprawiedliwości, między udowadnianiem, jak bardzo nie miał nic wspólnego z Funduszem Sprawiedliwości, nagrał minoderyjny filmik, mający utorować mu drogę do Brukseli i immunitetu. Wybaczcie spoiler, lecz inaczej się nie da: reklamówka opowiada o zmaganiach z nakrętką, którą brukselscy biurokraci siłą przytwierdzili do butelki, czym wprowadzili posła Kaletę w strefę dyskomfortu.

Poseł pyta, czy jesteśmy wkurzeni, siłuje się, szarpie, by w końcu wyłożyć nam między oczy zagrożenie: oto dzyndzel łączący butelkę z nakrętką „zwisa, można się podrapać”. I tu żarty się kończą. To jest atak, a nie od dziś wiadomo, że w prawicowym imaginarium celem istnienia Unii jest anihilacja Polski. Nawiasem mówiąc: poseł Kaleta wykazuje się nielichą spostrzegawczością, ale mógłby też docenić wirtuozerię brukselskich urzędników. Nawet twórcy „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” czy innej „Piły” nie wpadli na to, by torturować swoich bohaterów butelką z nakrętką.

Nie ma nic zaskakującego ani w tym, że Kaleta oburza się na rozwiązanie, za którym sam zagłosował (jak prawie cała Zjednoczona Prawica), ani w tym, że antynakrętkowa krucjata niesie się przez Europę. We Włoszech na plakaty tę walkę rzuciła Liga wicepremiera Matteo Salviniego (oczywiście jego rząd zaakceptował rezolucję dotyczącą nakrętek). Tego samego, któremu zdarzało się paradować po placu Czerwonym w koszulce z wizerunkiem Putina.

Występów Kalety nie można jednak traktować jako anegdoty. Nigdy dość przypominania, że brexit nie zaczął się od rządów Davida Camerona, a referendum nie zostało przegrane w czerwcu 2016 r. Eurosceptycy obrzydzali Brytyjczykom Unię przez dekady, legendarny fake news o rozporządzeniu mającym regulować krzywiznę bananów pochodzi z 1995 r. Kaleta opowiada o unijnej „durnocie”, trzymając butelkę, jego brytyjscy poprzednicy opowiadali o zakazie dla piętrowych autobusów, rezygnacji z cali, stóp i funtów na rzecz systemu metrycznego oraz ujednoliconej przez Brukselę wielkości kondoma.

Tych wymysłów długo nikt nie prostował, a trafiały one na bardzo podatny grunt. Ci, którzy tęsknili za imperium, słyszeli przecież, że ktoś chce im odebrać pint piwa. Aż doszło do kilku niefortunnych zbiegów okoliczności (Donald Tusk niegdyś opowiadał, że Cameron był pewny siebie, obiecując referendum, bo nie wierzył, że do niego dojdzie) i te brednie wybuchły poddanym Elżbiety II w twarz.

Nie ma sensu tłumaczyć Kalecie, że regulacja została wprowadzona, by ułatwić recykling (nakrętki są tak małe, że maszyny sobie z nimi nie radzą). On to wie, przypomnijmy: sam za tym rozwiązaniem zagłosował. Wie też zapewne, że Polska wciąż więcej z Unii dostaje, niż do niej wpłaca, a mimo to już jesienią ogłosił, że „de facto jesteśmy płatnikiem netto UE”. Tyle samo prawdy jest w deklaracji kandydata, że „startuje do parlamentu, by zablokować takie absurdy”.

W najbliższą niedzielę w lokalach wyborczych mamy szanse zablokować zdecydowanie większe absurdy.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version