Syn nazisty i fan Pinocheta prezydentem Chile. „Skręt w prawo jest faktem”

Tak bardzo odchylonego na prawo prezydenta Chile nie miało od pięciu dekad. José Antonio Kast jest dowodem na rosnące wpływy Donalda Trumpa w Ameryce Południowej.

  • Więcej ciekawych historii przeczytasz na stronie głównej „Newsweeka”

Retoryka prezydenta-elekta Chile jest znajoma: twarde stanowisko wobec przestępczości, niechęć wobec nielegalnych migrantów, nacjonalizm, populizm i odrzucenie establishmentu. W niedzielnej drugiej turze wyborów prezydenckich reprezentujący właśnie takie wartości José Antonio Kast pokonał (58:42) komunistkę Jeannette Jarę.

58-letni Kast jest prawnikiem i założycielem skrajnie prawicowej Partii Republikańskiej. Uważa się za konserwatystę, ale to słowo nie oddaje całego obrazka.

Kast wielokrotnie bronił krwawego reżimu Augusto Pinocheta, jego brat był ministrem w rządzie dyktatora. Ich ojciec Michael Kast urodził się w bawarskim Thalkirchdorf. Należał do Hitlerjugend, wstąpił do NSDAP, podczas II wojny światowej walczył we Francji i na froncie wschodnim. Niedługo po wojnie uciekł do Argentyny, a potem przeniósł się do Santiago. Tam w 1966 r. urodził się José Antonio Kast.

Eksperci, z którymi rozmawiał „Newsweek”, twierdzą, że zwycięstwo Kasta nie było szokiem, lecz raczej zwieńczeniem wieloletniej ewolucji politycznej Chile.

— Chilijski elektorat przesunął się na prawo już jakiś czas temu, zwrot potwierdziły wybory samorządowe w 2024 r. Dla Chilijczyków taki rezultat był oczywisty. Zwycięstwo Kasta zaskakuje tylko zagranicę — powiedziała Marta Lagos, dyrektor ośrodka badawczego Latinobarómetro.

Lagos wskazuje na mieszankę niespełnionych obietnic po protestach społecznych z 2019 r., pogłębiającego się braku zaufania do instytucji oraz rosnącego niepokoju społecznego związanego z przestępczością i migracją. I to mimo że Chile wciąż utrzymuje jeden z najniższych wskaźników zabójstw w Ameryce Łacińskiej.

— Mamy do czynienia z rozdźwiękiem między rzeczywistością a opowieścią. 90 proc. społeczeństwa deklaruje, że boi się wychodzić z domu, ale statystyki tego nie potwierdzają. To narracja wygrywa, nie dane — mówi Lagos.

Migracja stała się kluczowym czynnikiem kształtującym polityczne nastroje w Chile. W ostatniej dekadzie do stabilnego gospodarczo kraju przybyły dziesiątki tysięcy Haitańczyków i Wenezuelczyków. Dziś Wenezuelczycy stanowią największą grupę imigrantów w Chile — według najnowszego spisu jest ich około 669 tys., czyli ok. 38 proc. z 1,9 mln wszystkich imigrantów.

Tak jak w innych krajach regionu — Peru, Ekwadorze, Argentynie czy Kolumbii — napływ nowych mieszkańców wywołał społeczne napięcia. Kast umiejętnie wykorzystał je w kampanii wyborczej. W jednym z viralowych nagrań zwrócił się do Wenezuelczyka: – Opuść kraj i wróć tu w legalny sposób. To nawiązanie do polityki imigracyjnej Trumpa błyskawicznie obiegło media społecznościowe w Chile.

Wygrana Kasta ma wymiar regionalny. W całej Ameryce Łacińskiej nowa generacja konserwatywnych liderów zdobywa władzę, korzystając z narastającej frustracji wyborców i przekuwając niezadowolenie z powodu przestępczości, korupcji i migracji w zdecydowane zwycięstwa wyborcze.

— Są oznaki, że polityczne wiatry w Ameryce Łacińskiej wieją na prawo — komentuje Michael Shifter, były prezes Inter-American Dialogue, waszyngtońskiego think tanku. — Trump może być zadowolony, bo coraz więcej przywódców i rządów zbliża się do jego administracji.

W Boliwii Rodrigo Paz zakończył blisko dwie dekady rządów lewicy, pokonując rządzącą partię socjalistyczną. W Ekwadorze Daniel Noboa w kwietniu zapewnił sobie reelekcję, stawiając na twardą walkę z przestępczością i militarne interwencje. Z kolei w Argentynie prezydent Javier Milei nie tylko utrzymał się u władzy, ale ją jeszcze wzmocnił — po tym, jak administracja Trumpa uzależniła wartą 20 mld dol. pomoc finansową i wsparcie walutowe od wyniku jego partii w październikowych wyborach parlamentarnych.

— Skręt w prawo jest faktem — mówi Benjamin Gedan, starszy ekspert i dyrektor Programu Ameryki Łacińskiej w Stimson Center w rozmowie z „Newsweekiem”. — Na razie polityczne trendy w regionie sprzyjają Stanom Zjednoczonym. To ułatwi rywalizację z Chinami o wpływy i dostęp do surowców.

Oprócz tendencji wyborczych kierunek ten wzmacnia też polityka USA. Druga kadencja Trumpa pogłębiła zaangażowanie Amerykanów w regionie, w dużej mierze za sprawą sekretarza stanu Marco Rubio.

Rubio od dawna prezentuje twardą linię wobec Ameryki Łacińskiej, opowiadając się za ostrą polityką: wojskowymi uderzeniami na podejrzane łodzie przemytnicze, umowami deportacyjnymi z autorytarnymi przywódcami i uznawaniem grup przestępczych za organizacje terrorystyczne. Jego uznanie dla prezydenta Salwadoru Nayiba Bukele przyczyniło się do popularyzacji twardej polityki bezpieczeństwa Bukele jako regionalnego wzorca.

Po lutowej wizycie u Bukele, Rubio chwalił prezydenta Salwadoru za przekształcenie kraju „znanego z przemocy” w „jeden z najbezpieczniejszych w regionie”. To poparcie odbiło się szerokim echem wśród liderów Ameryki Łacińskiej, którzy mierzą się z podobnymi problemami przestępczości i szukają wsparcia USA.

Jak zapisano w nowej Narodowej Strategii Bezpieczeństwa Białego Domu: „Chcemy zagwarantować, że półkula zachodnia pozostanie wystarczająco stabilna i dobrze zarządzana, aby zapobiec masowej migracji do Stanów Zjednoczonych; chcemy półkuli, której rządy współpracują z nami w walce z narkoterroryzmem, kartelami i innymi transnarodowymi organizacjami przestępczymi; chcemy półkuli wolnej od wrogich ingerencji z zagranicy i przejmowania kluczowych aktywów, wspierającej strategiczne łańcuchy dostaw; i chcemy zapewnić sobie dostęp do kluczowych lokalizacji strategicznych”.

Kast, wyciągając wnioski z dwóch wcześniejszych porażek w wyborach prezydenckich, unikał tematów, które szczególnie drażnią jego przeciwników — takich jak nazistowska przeszłość jego ojca, sentyment do dyktatury Pinocheta czy sprzeciw wobec małżeństw jednopłciowych i aborcji.

Zamiast tego skupił się na przekazie dotyczącym migracji i bezpieczeństwa, proponując rozwiązania wzorowane na masowych aresztowaniach w Salwadorze oraz popierając zaostrzenie polityki wobec migrantów, zwłaszcza Wenezuelczyków. Choć wskaźnik zabójstw w Chile w ostatnich latach spada — jest już zbliżony do poziomu w USA — poczucie zagrożenia wśród mieszkańców pozostaje wysokie. Według ostatniego badania Gallupa tylko 39 proc. Chilijczyków czuje się bezpiecznie, wracając samotnie do domu po zmroku.

Analitycy ostrzegają jednak, że regionalny zwrot może być raczej skutkiem cyklicznej reakcji wyborców niż przejawem głębokiego, trwałego przesunięcia na prawo.

— Trumpizm w pewnych warunkach może przynieść sukces, ale te nowe rządy muszą się wykazać skutecznością. W zwalczaniu przestępczości, poprawie gospodarki, zarządzaniu. Jeśli tego nie zrobią, lewica wróci — mówi Shifter.

Ta zmienność zostanie wkrótce poddana kolejnej próbie. Kolumbia i Brazylia, dwa największe kraje Ameryki Łacińskiej, mają przed sobą wybory w przyszłym roku. W obu państwach przywódcy wyraźnie pozycjonują się jako przeciwnicy trumpizmu.

Prezydent Kolumbii Gustavo Petro i prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva postawili na antytrumpowską retorykę, prezentując się jako zapora przeciw autorytaryzmowi i chaosowi gospodarczemu. Ostatnie sondaże sugerują, że taka strategia przynosi efekty — poparcie dla Petra, wcześniej spadające, odbiło się w górę wraz ze wzrostem nastrojów nacjonalistycznych. Lula utrzymuje wyraźną przewagę nad prawicowymi konkurentami, korzystając ze wsparcia oddolnych inicjatyw i rozbudowanych programów społecznych.

— Skręt w prawo nabiera tempa — mówi Gedan. — Ale nic nie jest przesądzone. Te elektoraty są niestabilne. Jedna pomyłka czy załamanie gospodarcze mogą błyskawicznie zmienić polityczny wiatr.

Tekst opublikowany w amerykańskim „Newsweeku”. Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji „Newsweek Polska”.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version