Ciężko pracujesz, osiągasz sukces, ale gdy inni ci gratulują, masz ochotę zapaść się pod ziemię. Czujesz, że na to nie zasługujesz? Obawiasz się, że zaraz ktoś odkryje, jaką jesteś oszustką. Bo przecież to nie twoje starania doprowadziły cię do celu, lecz… fart?

Kilka lat temu podczas terapii udało mi się zadziwić moją terapeutkę. Opowiadałam jej wtedy o moich osiągnięciach, jakby to była piramida, której wcale nie chciałam budować, ale się stało i tylko patrzeć, jak zaraz runie. Bo – jak uzasadniałam – to, że dostałam się na studia doktoranckie, to tylko dlatego, że ktoś nieopatrznie mnie na nie przyjął, niedokładnie zweryfikował moje papiery, zadał niewłaściwe pytania. A potem dwukrotnie pomyliła się też duża instytucja przyznająca kilkusettysięczne granty badawcze. Owszem, napisałam i złożyłam projekty, ale one przecież nie były wystarczająco dobre, aby otrzymać finansowanie. A na koniec jeszcze to stypendium rektora za wymienione osiągnięcia!

W dodatku jeszcze ta seria niefortunnych zdarzeń ciągnie za sobą kolejne, czyniąc ze mnie najpewniej najbardziej utalentowaną panią Ripley Instytutu Psychologii!

Kiedy wyrzuciłam z siebie tyradę przewinień, pełna poczucia winy i katastroficznych myśli odnośnie do mojej marnej przyszłości, w której cały ten misternie utkany konstrukt w końcu zostanie obnażony, w gabinecie zapadła cisza. Moja terapeutka siedziała w fotelu z oczami wielkimi jak spodki, co odebrałam jako wyraz szoku, spowodowanego uświadomieniem sobie mojej paskudności. Kiedy jednak chwilę później otrząsnęła się, cichym, pełnym zdziwienia głosem zapytała: „Pani Asiu, naprawdę pani wierzy w to, co mówi?”.

Wtedy po raz pierwszy zdecydowałam się przeprowadzić starcie z moją wewnętrzną oszustką, która najczęściej ogrywała nie świat dookoła, ale mnie samą.

Kolligian i Sternberg w artykule z 1991 r. zdefiniowali syndrom oszusta jako zjawisko opisujące osoby osiągające wysokie wyniki, jednak pomimo obiektywnych sukcesów niepotrafiące internalizować swoich osiągnięć, mające ciągłe zwątpienie w swoje możliwości, a także odczuwające strach przed byciem zdemaskowanymi jako oszuści.

Osoby opisujące syndrom oszusta mają trudność z przypisaniem swoich osiągnięć do posiadanych przez siebie kompetencji. Zamiast tego przyczyn sukcesów upatrują w zewnętrznych czynnikach, takich jak łut szczęścia lub wsparcie innych osób. Dokładnie odwrotnie dzieje się w przypadku niepowodzeń: wówczas za winowajcę uważają one czynniki wewnętrzne (np. brak kompetencji, osobista wadliwość), przy niedoszacowaniu czynników zewnętrznych (np. niefortunny zbieg okoliczności, nieprawidłowo otrzymana informacja, brak szczęścia).

Termin „syndrom oszusta” zyskał popularność dzięki wydanej w 1986 r. przez psycholożkę dr Pauline Rose Clance książce „Fenomen oszusta”. Obszarem zainteresowań badawczych Clance były kobiety osiągające sukcesy zawodowe, a mimo to umniejszające swoje kompetencje. Późniejsze badania potwierdziły jednak, że tego rodzaju poczucie nieadekwatności dotyka także mężczyzn w różnych środowiskach zawodowych i grupach etnicznych.

Syndrom oszusta nie jest zaburzeniem psychicznym. Próżno szukać takiego rozpoznania w klasyfikacjach chorób i podręcznikach diagnostycznych. Poza literaturą akademicką termin ten zyskał rozgłos w popkulturze, stając się dość popularną etykietą opisującą niską wiarę w swoje możliwości w kontekście zawodowym. Klinicystom brakuje dowodów na rozpowszechnienie tego zjawiska, jednak łączy się je z współwystępowaniem np. zaburzeń depresyjnych lub lękowych. W systematycznym przeglądzie zgromadzonej literatury na ten temat z 2020 r. Bravata i współpracownicy przeanalizowali dostępne badania z udziałem ponad 14 tys. osób, w których 60 proc. badanych stanowiły kobiety. Badacze odnotowali kilka ciekawych faktów związanych z syndromem oszusta. Jednym z nich było np. to, że syndrom oszusta nie maleje z wiekiem, jak dotychczas sądzono. Kolejnym, że osoby zmagające się z owym syndromem częściej izolują się od innych ludzi, zmagają z obniżonym nastrojem, większym uczuciem napięcia, co prowadzić może nie tylko do pogorszenia ogólnego funkcjonowania tych osób, ale także do wypalenia zawodowego i kryzysów w obszarze zdrowia psychicznego.

Początkowo istnienie tego syndromu przypisywano powszechniej kobietom niż mężczyznom, jednak rozwój badań wskazał, że może być on niezależny od płci. Szczególnie narażone na niego są kobiety w branżach akademickich, naukowych, pomocowych (m.in. medycznych), nauk ścisłych oraz w środowiskach korporacyjnych.

Kobiety w środowisku naukowym istotnie częściej wskazują na wrażenie, iż ich kompetencje są słabsze niż kolegów na tych samych stanowiskach, a także w mniejszym stopniu przypisują sobie udział w sukcesie zespołu naukowego. Odczuciom tym towarzyszy coś w rodzaju blokady pozytywnych uczuć związanych z zawodowym osiągnięciem, takich jak samozadowolenie czy docenienie, co szczególnie ważne w kontekście budowania poczucia własnej skuteczności, zdobywania doświadczeń i pozytywnych doznań, czyli zmiennych niezbędnych do konstruowania dobrostanu i warstwy ochronnej na wypadek trudności i niepowodzeń w życiu zawodowym.

Amerykański „Forbes” na podstawie badania zrealizowanego w marcu ubiegłego roku wskazuje, że aż 75 proc. kobiet zatrudnionych w kadrach zarządzających doświadczyło syndromu oszusta przynajmniej raz w swojej karierze. W efekcie pomimo posiadanych kompetencji, stosownego wykształcenia, doświadczenia i zawodowych osiągnięć kobiety rzadziej sięgają po awanse czy podwyżki. Powątpiewanie we własne możliwości lub kwestionowanie ich sprawia, że kobiety bardziej angażują się w dokształcanie i podwyższanie swoich kompetencji i więcej czasu spędzają w pracy (także po godzinach). To ostatnie sprzężone jest ze społeczną izolacją, zaniedbywaniem życia prywatnego, pogorszeniem relacji. Podwyższony poziom napięcia i negatywne wewnętrzne narracje nie wspierają podejmowania nowych wyzwań, a lęk przed byciem zdemaskowaną odcina drogę do sięgania po pomoc.

Czy zatem można powiedzieć, że kobiety oszukują bardziej? Tak. Ale przede wszystkim same siebie.

Nie można zapomnieć, że nawet jeżeli syndrom oszusta dotyczy jednostek, to jednostki te nie funkcjonują w społecznej próżni. Ogromne znaczenie ma zatem kontekst, w jakim mówi się o osiąganych sukcesach i je postrzega.

W analizie społecznego kontekstu syndromu oszusta w jednym z badań wykazano, że cechy związane ze sprawczością częściej przypisywane są mężczyznom, kobiety zaś zwykle ewaluuje się przez pryzmat wspólnotowy. Ten stereotyp potwierdzili w swoich badaniach Powell i współpracownicy. Naukowcy poprosili badanych o opisanie „dobrego lidera”. Klasycznie opisywano go w kategorii mężczyzny, który jest odważny, sprawczy i przebojowy. Kiedy zapytano o „dobrą liderkę”, pojawiało się tam więcej cech z wymiaru wspólnotowości i ciepła, np. serdeczna, opiekuńcza, pomocna. Badacze wskazują, że w odpowiedzi na stereotypy dotyczące płci kobiety mogą czuć się „nie na miejscu”, będąc na stanowisku liderskim, co wpływa nie tylko na ich postrzeganie siebie, ale także na ich emocje i zachowanie. Już sama świadomość takiego stereotypu może prowadzić do zagrożenia, czyli niejako wpisywania się w zawarte w stereotypie oczekiwanie. Owo wpisywanie się spowodowane może być czynnikami zewnętrznymi (np. komentarze współpracowników, przekaz reklamowy czy obserwacje innych), ale także czynnikami wewnętrznymi (np. nasze osobiste przekonania na temat siebie, świata i innych ludzi).

W artykule „Ciemna strona bycia ładnym” Stephen Marson i Joanne Hessmiller przytaczają badania, w których kobietom uważanym za atrakcyjne przypisywano mniej kompetencji. Stereotyp „ładna, ale głupia” odbijał się na akademickich osiągnięciach kandydatek. Zewnętrznie traktowano je inaczej (np. nie zachęcano ich do podejmowania wyzwań), w efekcie same zaczęły powątpiewać w swoje kompetencje. Mogłoby się wydawać, że atrakcyjność jest społecznie pożądaną cechą, niemniej w przypadku wiary w swoje możliwości może – w zależności od kontekstu – działać jak miecz obosieczny.

Także na poziomie instytucji ważne jest, by wspierać różnorodność. Gdy obserwuje się osoby na stanowiskach liderskich, łatwo dojść do wniosku, że stanowiska te zarezerwowane są wyłącznie dla mężczyzn. Człowiek, także w dorosłości, uczy się zachowań przez modelowanie i obserwację, a z tej perspektywy niezwykle ważne byłoby uwidacznianie pracy kobiet na różnych stanowiskach i w różnych branżach.

Syndromowi oszusta można się przeciwstawiać. Czasem zagląda on do nas i uwiera, ale istnieje kilka sposobów, aby zarządzać tym nieproszonym gościem. Oto kilka pytań, które warto zadać sobie na początek, by zdiagnozować, czy aby ten gość do nas nie zawitał:

Czy obserwujesz w sobie negatywne myśli i wewnętrzne narracje, np. „nigdy tego nie osiągnę”, „to był przypadek, udało mi się”?

Czy istnieje granica (np. szkolenie, kurs, kolejne studia), która da ci poczucie bycia na 100 proc. przygotowanym i kompetentnym?

Czy istnieje takie zapewnienie/forma gratyfikacji, która da ci wiarę w swoje kompetencje?

Na ostatnie dwa pytania odpowiedź najpewniej brzmi „nie”. Dlaczego? Bo błędy i pomyłki są nieuniknione, nawet po setkach kursów i wcześniejszych sukcesach. Jeżeli jednak chcemy powoli burzyć syndrom oszusta, spróbujmy:

Znajdź alternatywy dla negatywnych myśli, np. dla myśli „nigdy tego nie osiągnę” wypisz listę rzeczy, które masz już na koncie swoich osiągnięć. Zastanów się, czy w procesie ich osiągania także towarzyszyło ci zwątpienie?

Doceniaj postęp, a nie tylko rezultat. Nie każdy sukces czy osiągnięcie jest zależne wyłącznie od nas samych.

Poszukuj wsparcia. Czy masz wokół siebie inspirujące osoby realizujące się w ważnym dla ciebie obszarze? Zapytaj, czy także towarzyszą im myśli pełne zwątpienia.

Wątpić nie oznacza błądzić. Jednak jeżeli zgubimy się w tych zwątpieniach, kwestionując każdy ruch, najpewniej trudno będzie nam iść dalej w ważnym dla nas kierunku. Czasem nadrabiamy kilometrów, wybierając niewłaściwą trasę, ale czy to oznacza, że nie warto było odbyć tej podróży?

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version