Światowid, Swaróg, Mokosz, Trzygłów – to tylko niektóre z całego panteonu potężnych bóstw religii słowiańskiej. Pytanie tylko, czy naprawdę Słowianie w nie wierzyli? Naukowcy mają coraz więcej wątpliwości.

Początek lutego to czas Welesa, boga ciemności oraz bydła. Jak głoszą współcześni rodzimowiercy, w czasie tygodnia welesowego żercy, czyli kapłani, zakładali kożuchy na lewą stronę i chodzili po gospodarstwach, wygłaszając zaklęcia chroniące krowy i dobytek. Dziś rodzimowiercy noszą w tym czasie amulety z trójkątnym symbolem Welesa oraz jedzą kaszę obficie przyprawioną tłuszczem – tak ponoć robili nasi przodkowie, zanim zmuszono ich do przejścia na chrześcijaństwo.

Ale czy te rytuały prasłowiańskie rzeczywiście mogły tak wyglądać 1000 lat temu?

– Nie ma na to żadnych dowodów. Nie mamy pojęcia ani jak wyglądały, ani czy w ogóle istniały. Co więcej, z czasów wczesnych Słowian nie mamy też żadnych wzmianek o bogu Welesie pochodzących z naszego regionu Europy – mówi prof. Przemysław Urbańczyk z PAN i Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, archeolog i specjalista w dziedzinie historii wczesnych Słowian.

Przywykliśmy sądzić, że religia słowiańska była rozbudowanym uniwersum składającym się z bóstw, dobrych i złych istot nadprzyrodzonych, powiązanych z ludźmi siecią skomplikowanych relacji. Tymczasem o wierze naszych pogańskich praojców z naukowego punktu widzenia nie wiemy prawie nic. A przedstawienia domniemanych bogów, rzekome pozostałości pogańskich świątyń czy pradawne obrzędy mogą być tylko naukową spekulacją – dowodzi w swoim artykule w „Historia Slavorum Occidentis” prof. Urbańczyk. Wierzenia naszych przodków były raczej takie same jak ich kultura – proste i związane z codziennym życiem oraz walką o przetrwanie.

Dla historyków najbardziej wiarygodnym źródłem informacji o dawnych wierzeniach są źródła pisane, a najlepiej, jeśli pradawny lud sam opisał swoją wiarę. Ale w przypadku wczesnych Słowian takie źródła nie istnieją, bo byli oni ludem niepiśmiennym. Historycy mogą więc bazować wyłącznie na relacjach przybyszów z innych stron świata, którzy na ziemie Słowian dotarli i zainteresowali się tym, w co ci ludzie wierzyli. Jedyną wzmiankę z okresu prasłowiańskiego pozostawił Prokopiusz z Cezarei, który napisał, że ludy te czczą jedynego boga władającego piorunami. Dotyczyło to jednak ludów zamieszkujących okolice naddunajskie.

Jan Długosz bez wątpienia dawał upust swojej fantazji, próbując wykreować bogów słowiańskich na wzór panteonu bóstw rzymskich – mówi prof. Przemysław Urbańczyk, archeolog i specjalista w dziedzinie historii wczesnych Słowian

Więcej informacji mamy na temat wiary Słowian Połabskich, zamieszkujących ziemie na zachód od Odry. – Tam najwcześniej docierają wysłannicy zachodniego świata, chrześcijańskiego i piśmiennego, którzy cokolwiek wzmiankują o wierzeniach tych ludów – opowiada prof. Urbańczyk. – Jednak są to relacje swoiście skażone, bo ówcześni chrześcijańscy kronikarze byli przekonani o swojej absolutnej wyższości kulturowej i o jedynej prawdziwości religii, którą wyznawali. Tę wyższość słychać nawet w określeniu „poganie”, co po łacinie oznacza wieśniacy – dodaje.

Z pewnością ci przybysze na ziemie słowiańskie nie znaleźli tam śladu religii takiej, jak wielkie religie Bliskiego Wschodu czy nawet religie starożytnego Rzymu lub Grecji. – Ludy słowiańskie nie miały żadnych świętych ksiąg, określających kanon ich wiary, stanowiących podstawę systemu religijnego – mówi prof. Urbańczyk. – Dlatego w przypadku Słowian powinniśmy mówić raczej o wierzeniach niż o religii. A te wierzenia mogły diametralnie różnić się między poszczególnymi społecznościami.

Takie pełne wyższości spojrzenie na wiarę pogan prezentował biskup i kronikarz Thietmar z Merseburga, autor jednych z pierwszych wzmianek o religii Słowian Połabskich. Pisał on w swojej kronice z początku drugiego tysiąclecia: „Ile okręgów w tym kraju, tyle znajduje się świątyń i tyleż wizerunków bożków doznaje czci”. Thietmar miał też informacje o zachodnich i południowych krańcach dzisiejszych terenów Polski, bo wspomina o odprawianiu pogańskich obrządków na górze Ślęży czy o „świątyniach bałwanów” w Kołobrzegu. A imiona bogów? O nich nie wiadomo właściwie nic, żaden z polskich kronikarzy, ani Gall Anonim, ani Wincenty Kadłubek, nie zainteresował się tym, w co wierzyli wieśniacy.

Z czasów przedchrześcijańskich w przekazach historycznych zachowały się jedynie imiona Świętowita, który miał swoją świątynię w Arkonie nad Bałtykiem (dzisiejsze Niemcy) oraz Peruna na Rusi. Nie ma jednak żadnych informacji o tym, aby tym samym bogom hołd oddawali mieszkańcy dzisiejszych ziem polskich. – Tutaj imiona rzekomych bogów słowiańskich zostały zapisane po raz pierwszy setki lat po chrystianizacji, np. przez Jana Długosza, który bez wątpienia dawał upust swojej fantazji, próbując wykreować bogów słowiańskich na wzór panteonu bóstw rzymskich – mówi prof. Urbańczyk. Również inni bogowie mogli być „kalką” bóstw z innych kultur. Jak pisze historyk Kamil Janicki w swojej książce „Cywilizacja Słowian”, bogowie Chors, Siemargł i Mokosz są zapożyczeniami z kultury perskiej, Trzygłów to odzwierciedlenie chrześcijańskiej Trójcy Świętej, a imię Dażboga to zwykła pomyłka. Po prostu dawny kronikarz opacznie zrozumiał słowa „daj Bóg” – bo żadnych materialnych śladów po Dażbogu nie ma.

Nie tylko imiona rzekomo słowiańskich bogów budzą wątpliwości, również zabytki uważane powszechnie za niezbite świadectwa rozbudowanego życia duchowego naszych przodków. Dzisiaj w wątpliwość podaje się nawet autentyczność jednego ze sztandarowych zabytków kojarzonych z religią dawnych Słowian – tzw. idola ze Zbrucza, do którego przylgnęła nazwa Światowida, nadana przez Joachima Lelewela w XIX w. Wysoki na ponad 2,5 metra posąg o kwadratowym przekroju przedstawia postać z czterema twarzami skierowanymi w cztery strony świata i misternymi zdobieniami wykutymi na czterech ścianach posągu. Został wydobyty w 1848 r. z rzeki Zbrucz na Podolu i od 1851 r. znajduje się w zbiorach Muzeum Archeologicznego w Krakowie. XIX-wieczni historycy uznali, że posąg pochodzi z XI w. i od tamtego czasu wielu z nich łamało sobie głowę nad znalezieniem odpowiedzi na pytanie, kogo właściwie on przedstawia. Rosyjski historyk Borys Rybakow z Moskwy, badający posąg w połowie XX w., uznał, że wyobraża on cztery bóstwa słowiańskie – Peruna, Mokosz, Ładę i Dażboga. Inni badacze mieli pomysły, że tak właśnie Słowianie przed 1000 lat wyobrażali sobie Swarożyca. – Posąg był też koronnym dowodem na to, że wśród Słowian musiała istnieć jednolita religia, bo łączono go z figurką wolińskiego Świętowita. Jednak te przedstawienia bardzo się różnią – podkreśla prof. Urbańczyk.

Co właściwie przedstawia posąg ze Zbrucza – do dziś nie wiadomo. Nie wiadomo też, kiedy tak naprawdę powstał. Jak pisze Kamil Janicki, autor „Cywilizacji Słowian”, posąg został zrobiony z bardzo kruchego wapienia i przeleżał stulecia w wodzie – początkowo stał niedaleko brzegu Zbrucza, w końcu został podmyty i spadł do rzeki. Jakim cudem nie rozleciał się w drobny mak? Dlaczego wciąż są na nim widoczne bardzo drobne szczegóły reliefów, a nawet ślady dłuta? To niemożliwe, żeby rzeźba z wapienia przetrwała 1000 lat w takim stanie, w dodatku przez część tego czasu w wartko płynącej wodzie – argumentuje za współczesnymi historykami Janicki.

Skąd więc wziął się rzekomy Światowid? – Coraz bardziej skłaniamy się do stwierdzenia, że ten posąg to dzieło jakiegoś XIX-wiecznego rzeźbiarza – mówi prof. Urbańczyk. Takiego zdania są archeolodzy ukraińscy, Oleksij Komar i Natalia Chamajko z Instytutu Archeologii Narodowej Akademii Nauk w Kijowie. W 2011 r. postawili hipotezę, że to pomysł niejakiego Tymona Zaborowskiego, poety i właściciela wioski Liczkowce, który na fali romantycznego zainteresowania pradawną Słowiańszczyzną zamówił sobie taką rzeźbę i ustawił na wzgórzu, aby czerpać z niej natchnienie do swoich dramatów, osadzonych w czasach prasłowiańskich. Posąg „trafił do Zbrucza zapewne między zimowymi niżówkami [obniżenie stanu wód – red.] w latach 1822/1823–1826/1827, to znaczy za życia T. Zaborowskiego. Jak widzimy, poeta mógłby zamówić tę rzeźbę w 1823 r. i utopić ją w rzece najprawdopodobniej przed rokiem 1826” – piszą w swoim artykule Komar i Chamajko.

Także inne znaleziska archeologiczne nie bardzo pomagają w odtworzeniu religii Słowian. – W bardzo wielu przypadkach nie ma pewności, jak je interpretować, a naukowcy polegają na domysłach i niepotwierdzonych hipotezach – tłumaczy prof. Urbańczyk. Takie wątpliwości naukowcy mają dzisiaj w stosunku do kamiennych posągów i pozostałości umocnień na śląskiej górze Ślęży, która zgodnie z przekazem Thietmara była miejscem pogańskiego kultu. Na górze znaleziono kamienne posągi, m.in. niedźwiedzia, grzyba, panny z rybą, a także pozostałości kamiennych umocnień. – I właśnie te kamienne umocnienia, które miały być pozostałością po kultach pogańskich, po dokładnych badaniach okazały się zbudowane dużo później, bo w XIII w., kiedy chrześcijaństwo na tym terenie było już dobrze ugruntowane – mówi prof. Urbańczyk.

W źródłach historycznych czy archeologicznych nie ma też żadnych wzmianek na temat świąt, które zwykliśmy traktować jako prastare święta słowiańskie, jak choćby Szczodrych Godów, Jarego Święta czy Nocy Kupały. – Te rzekomo starodawne święta są raczej dziełem wyobraźni XIX-wiecznych etnografów, którzy lubowali się w poszukiwaniu ludowych zwyczajów i uznawali, że to z pewnością ślady pradawnych rytuałów i wierzeń, które przetrwały w kulturze chłopskiej – wyjaśnia prof. Urbańczyk.

Etnografowie zakładają, że kultura ludowa ma archaiczne korzenie i słabo poddaje się wpływom zewnętrznym, tłumaczy prof. Dariusz Andrzej Sikorski z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu dla kanału „Historyczny trop” na YouTubie. Dzięki temu miałyby przetrwać w niej wątki i motywy, które są bardzo stare. Nie ma jednak żadnego narzędzia, które pomogłoby odsiać tę warstwę najstarszą w kulturze ludowej od warstw późniejszych.

W co więc tak naprawdę mogli wierzyć nasi praprzodkowie z dzisiejszych ziem polskich? – Zapewne ich sfera sacrum, duchowości była bardzo ściśle związana z codziennym życiem, z otaczającym ich światem – mówi prof. Urbańczyk. Nasi Słowianie nie budowali świątyń, nie mieli kapłanów, a przedmiotami kultu były elementy przyrody, jak choćby drzewa, rzeki, źródła, szczyty gór, knieje i zaludniające je fantastyczne stwory, które mogły ludziom szkodzić albo im pomagać. Pisał o tym już Prokopiusz z Cezarei: „Oddają cześć także rzekom, nimfom i różnym innym duchom, a także składają ofiary im wszystkim”.

– Praktykowano też ofiary zakładzinowe, bo archeolodzy znajdują czaszki zwierząt umieszczane pod fundamentami domów czy pod wałami słowiańskich grodów – mówi prof. Urbańczyk. W ich życiu wiara w magię była wszechobecna. – Na stanowiskach archeologicznych i cmentarzyskach znajdujemy zawieszki z zębów zwierzęcych, tzw. kaptorgi, czyli małe pudełeczka, a w nich rośliny, zioła, którym przypisywano magiczne moce. Znajdowane są też zawieszki w kształcie odwróconego półksiężyca, które wiąże się z kultem lunarnym – wylicza prof. Urbańczyk.

Słowianie mieli też wyobrażenie życia pozagrobowego, które znalazło odzwierciedlenie w rytuałach pogrzebowych. Na terenach późniejszego państwa piastowskiego praktykowali ciałopalenie, a następnie składali spalone szczątki wraz z różnymi przedmiotami codziennego użytku w kurhanach albo zwykłych jamach. – Ciałopalenie praktykowano na terenach polskich co najmniej do końca X w. Nie wiemy dokładnie, co ono oznaczało. Interpretuje się to intuicyjnie, tak jak w hinduizmie czy buddyzmie, gdzie ciałopalenie służy zniszczeniu powłoki materialnej, aby dusza mogła ulecieć do zaświatów – tłumaczy prof. Urbańczyk.

Ale to znowu tylko hipotezy. Co naprawdę myśleli i wyobrażali sobie nasi praprzodkowie, stojąc wokół palącego się stosu z ciałem jednego z nich, i do jakiego boga wtedy się modlili, najpewniej na zawsze pozostanie tajemnicą.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version