Historia miast to arogancka próba naginania potężnych żywiołów do naszej woli. Obecnie rzeka Los Angeles symbolizuje nasz strach przed siłą naturalnego świata i nasze pragnienie, by ten świat zdominować. Pogrzebaliśmy rzeki i zamieniliśmy je w ścieki. Publikujemy fragment książki „Miasto i dżungla. Jak natura wrosła w cywilizację” Bena Wilsona.

Tchnęła życie w prawie jałową pustynię i stworzyła z niej idealne miejsce do budowy wspaniałego miasta. W porze deszczowej padało przez dziewięć miesięcy w roku i zmieniła tę ziemię w potężną, witalną siłę. Woda powodziowa wypełniła rzekę i rozlała się w ogromne bagna, jeziora, stawy i strumienie. Zatopiła bogate złoża, które najpierw zmieniły tę przepastną równinę aluwialną w obszar najgęściej zamieszkały przez rdzenną ludność, potem w najżyźniejsze ziemie w kraju, a na koniec w jedną z najwspanialszych metropolii na ziemi. Hiszpańscy kolonizatorzy, którzy w 1769 roku wypuścili się na zwiad, napotkali teren „tak zielony i bujny, że zdawało się, iż został zasadzony” – edeński nadbrzeżny ekosystem złożony z ogromnych dębowych lasów, róż, winogron, wierzb, jaworów, olch i topoli amerykańskich, bujnie rosnący mimo niewielkich opadów deszczu. Niewiele wody docierało do oceanu, zamiast tego wsiąkała ona w suchy ląd. „Bardzo przyjemne miejsce pod każdym względem”. Rzeka i jej przepastne mokradła pełne słodkiej wody pozwoliły hiszpańskim kolonizatorom na założenie El Pueblo de Nuestra Señora la Reina de los Ángeles w 1781 roku. W 1900 roku ludność Los Angeles – wówczas liczącego 102 000 mieszkańców – wciąż przy życiu utrzymywała rzeka.

Obecnie rzeka Los Angeles jest smutnym symbolem tego, co miasto zrobiło ze swoimi życiodajnymi drogami wodnymi. Nieszczęsny strumyk w ogromnym betonowym rowie melioracyjnym obejmuje odpady poprzemysłowe, tłusty spływ powierzchniowy z ulicy i ludzkie ścieki. Duże opady w ciągu godziny spłukują deszczówkę prosto do Oceanu Spokojnego. To nie tyle rzeka, ile system zarządzania powodzią, pozbawiony wszelkich śladów niegdysiejszego nadbrzeżnego habitatu. Jest paskudna i przeważnie nikt nie zwraca na nią uwagi; stanowi wstydliwy kłopot, zasłonięty przed naszym wzrokiem płotami z siatki drucianej, drutem kolczastym i murami. A jednocześnie jest to najsłynniejsza rzeka miejska, wykorzystywana jako posępna lokalizacja seriali telewizyjnych, teledysków do popowych piosenek i wyścigów samochodowych w takich filmach jak ”Terminator 2: Dzień sądu”, ”Grease” oraz ”Mroczny Rycerz powstaje”. W ”Chinatown” prywatny detektyw Jake Gittes – grany przez Jacka Nicholsona – nie wierzy, że ktoś mógłby przypadkiem utonąć w rzece Los Angeles, bo to byłoby tak, jakby utopić się w szklance wody.

Gdy rzeka już umożliwiła powstanie miasta, stała się utrapieniem, ponieważ miasto rozrosło się w mgnieniu oka. Dzika i nieprzewidywalna woda zmieniała bieg z każdą powodzią. Ludzie osuszyli obszerne mokradła i ścięli lasy na obszarze zalewowym, by zrobić miejsce gospodarstwom wiejskim, a potem fabrykom i rzędom zabudowy mieszkalnej, podczas gdy sporo wody czerpało się na użytek domowy, rolniczy i przemysłowy. Kiedy padało, nie można już było poradzić sobie ze strumieniami spływającymi z gór. Od 1913 roku rzeka Los Angeles przestała być szerzej wykorzystywana, ponieważ wielki akwedukt Williama Mulhollanda zaczął transportować wodę z Owens Valley ponad 345 kilometrami rur. W latach 1914, 1934 i 1938 po srogich burzach następowały niszczycielskie powodzie i oznaczały koniec rzeki. Około 450 kilometrów strumieni i cieków wodnych w jej systemie zatonęło w betonie. Rzeka umarła, żeby miasto mogło się rozwinąć.

Los Angeles oddzieliło się od ekosystemu, który dał jej życie. Proces ten – odbywający się we wszystkich nowoczesnych miastach – wyraża się w najczystszej postaci w związku między urbanizacją a wodą. Nędzny szlam pogrzebany w betonowej trumnie w środku metropolii to pamiątka po tym, co budowa miast zrobiła z planetą: to, co było wolne i płynęło, dziś jest ograniczone i sztuczne. Ludzkość zwycięża nad wodą ogromnym kosztem. Układanie kostki brukowej na mokradłach, strumieniach i rzekach oraz utwardzanie nawierzchni na rzece Los Angeles poskutkowały ogromnym miejskim spływem powierzchniowym, który zatruł tamtejsze plaże.

Historia miast to arogancka próba naginania potężnych żywiołów do naszej woli. Obecnie rzeka Los Angeles symbolizuje nasz strach przed siłą naturalnego świata i nasze pragnienie, by ten świat zdominować. Pogrzebaliśmy rzeki i zamieniliśmy je w ścieki. Osuszyliśmy mokradła, zabetonowaliśmy obszary zalewowe, postawiliśmy tamy i wielkie opaski brzegowe, a tym samym zmieniliśmy całe regionalne systemy hydrologiczne. W ten sposób zniszczyliśmy część najcenniejszych ekosystemów na ziemi. Koniec końców jednak to woda nagnie nas do własnej woli.

Fragment książki „Miasto i dżungla. Jak natura wrosła w cywilizację” Bena Wilsona wydanej przez Znak Horyzont. Tytuł, lead i skróty od redakcji „Newsweeka”. Książkę można kupić tutaj.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version