Dokładnie 161 lat temu, 2 marca 1864 r. car zniósł pańszczyznę w Królestwie Polskim. –Zaskoczyło nas, jak wielka była skala chłopskiego upamiętnienia likwidacji pańszczyzny. Stawiano krzyże, pomniki, kapliczki. Wdzięczność chłopów wobec cara była głęboka i autentyczna – mówi Wojciech Harpula, współautor książki „Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza”.

Wojciech Harpula: Opublikowane ostatnio książki o ludowej historii Polski skupiają się na przedstawieniu dziejów chłopów przez pryzmat opresji pańszczyzny. Uznaliśmy, że brakuje tu obiektywnego spojrzenia, bo życia chłopów na przestrzeni wieków nie sposób sprowadzić tylko i wyłącznie do opowieści o przemocy, bacie i wyzysku.

Prof. Andrzej Chwalba: Nie chcieliśmy polemizować z innymi autorami, a raczej wykorzystać warsztat historyka, żeby poszukać odpowiedzi na pytanie, jak było i dlaczego tak.

A.Ch.: Los chłopów zmieniał się w zależności od czasu i miejsca, zarówno w sensie geograficznym, jak i hierarchii społecznej. W tym znaczeniu porównywanie komorników, czyli chłopów, którzy nie mieli własnych domów i mieszkali kątem w przydzielonych im komorach, z bogatymi kmieciami było nieporozumieniem. Niejednokrotnie kmiecie mieli więcej komorników niż szlachta. Po drugie, chłopi pańszczyźniani, wobec których stosowano opresję, stanowili tylko część społeczności. Wobec chłopów ze wsi czynszowych, którzy płacili w postaci pieniężnej lub naturalnej: jajkami, miodem czy innymi towarami, nie stosowano przemocy.

A.Ch.: Do wieku XV pańszczyzna nie ma znaczenia. Dominująca staje się dopiero w wieku XVI i XVII. Jedna czwarta wsi to są wtedy wsie czynszowe, ale tam, gdzie mieszkają górale, gdzie są lasy czy ziemie mniej wydajne, niemal w ogóle nie ma pańszczyzny. W XIX wieku w zaborze pruskim przed uwłaszczeniem jest mniej więcej 60 proc. pańszczyzny, 40 proc. czynszówki. W Królestwie Polskim – pół na pół. Ale w zbiorowej wyobraźni jest tylko pańszczyzna.

A.Ch.: Bo naszą uwagę przyciągają wydarzenia bulwersujące, nieoczywiste, brutalne. Opresja, bat, szubienica towarzysząca systemowi pańszczyźnianemu miały miejsce, traktowanie chłopów jak podludzi było faktem. I to głównie się pamięta. Natomiast już nie pana, który zachowywał się przyzwoicie, który był moim kumem, bo przecież zgodnie z tradycją chłopską pan trzymał do chrztu pierworodnego syna kmiecia.

W.H.: Ten plebejski zwrot w literaturze, który ostatnio obserwujemy, odbywa się pod hasłem oddania głosu ofiarom. My, inaczej niż w Stanach Zjednoczonych, nie mieliśmy rdzennej ludności wyniszczanej przez białych osadników. Naszą rdzenną ludnością byli chłopi. I z tym fragmentem przeszłości teraz się rozliczamy.

„Jestem synem chłopskim” brzmi dziś znacznie lepiej niż 30 lat temu

W.H.: Mniej więcej do XVI wieku. Chłopom wówczas nie brakowało prawie niczego. Nie tylko mieli co do garnka włożyć, ale posiadali nawet nadwyżki pieniężne.

A.Ch.: W XVI wieku pojawia się koniunktura na produkty leśne i rolne. Zachodnia Europa szybko się rozwija. To konsekwencje odkryć geograficznych i postępu przemysłowego. Holandia, Szkocja, Niemcy, Włochy potrzebują żywności w większym zakresie, niż są w stanie wyprodukować. Stąd zapotrzebowanie na zboże, które polscy chłopi zaczynają eksportować. W XVI w. ceny artykułów rolnych rosną czterokrotnie. Oprócz zboża przetwarza się drewno na smołę, popiół, terpentynę. Sprzedaż tych produktów bogaci wszystkich: i panów, i chłopów.

W.H.: Potem przychodzi system pańszczyźniany, który „zabija” mieszkańców wsi pod względem materialnym i prawnym.

A.Ch.: A w XVII wieku, gdy ośrodek władzy przenosi się z króla na panów, mamy kryzys państwa. Zaczynają się też wojny ze Szwedami, z Kozakami, z Moskwą, Turkami. I to jest tragedia dla wsi. Rzeczpospolita jest zrujnowana. Wsie zaczynają znikać. Los chłopów od wieku XVII jest naprawdę dramatyczny i nikt nie powie, że im wtedy było dobrze.

W.H.: To, jak wielka była skala chłopskiego upamiętnienia likwidacji pańszczyzny, zwłaszcza w Królestwie Polskim. Stawiano krzyże, pomniki, kapliczki. Wdzięczność chłopów wobec ich dobroczyńcy cara, który zniósł pańszczyznę, była głęboka i autentyczna. Rosji, wskutek tych korzystnych ukazów uwłaszczeniowych, udało się zrobić z chłopów warstwę lojalną wobec dynastii Romanowów. W 1946 roku ekipa Kroniki Filmowej przyjechała do wioski w dawnej Kongresówce i zapytała starszą mieszkankę, kto jej dał ziemię. Liczono oczywiście na odpowiedź, że komunistyczne władze. A tymczasem staruszka: „Jak to kto dał?! Najjaśniejszy pan cysorz!”.

A.Ch.: Dzięki obserwacji tego zjawiska zrozumiałem, że Polska szlachta organizująca powstania nie miała szans na pozyskanie chłopów. Polakiem był pan. Pana nienawidzono. I trudno maszerować w szeregu obok swojego ciemiężyciela przeciwko temu, kto jest potencjalnym obrońcą. Ten mit dobrego panującego był obecny nie tylko w zaborze rosyjskim, ale również w Galicji. Niejednokrotnie publicyści, ale i historycy dziwili się, że Piłsudski wkracza w 1914 roku z pięknymi hasłami niepodległościowymi: „Budujemy Polskę!”, a chłopi mówią: „Uciekamy!”

W.H.: Bo według nich powstanie pańskiej Polski oznaczało powrót do pańszczyzny. I stąd pomysł rosyjskiego polityka Nikołaja Milutina, żeby stworzyć z polskojęzycznego narodu lojalnych poddanych cara, którzy będą pilnować szlachty, żeby już nigdy nie wyciągnęła broni przeciwko carowi.

A.Ch.: Z tego wyniknęła kontrakcja polskiej inteligencji, socjalistów niepodległościowych w latach 80. XIX wieku, ludowców w latach 90., by chłopów uratować dla idei polskiej. Wojna z Rosją w 1920 roku toczyła się także o to, żeby chłopi uznali dziedzictwo państwa szlacheckiego za swoje własne. I ten proces zakończył się pomyślnie dopiero pod koniec lat 30. XX wieku. Dowodem jest bardzo pozytywna postawa chłopów w czasach okupacji.

A.Ch.: Sprzeciw wobec rozwoju był konsekwencją pańszczyzny. Szlachta uważała, że nie potrzebuje innowacji i zmian, nowinkami z zagranicy gardzi. Z kolei chłopi, odgryzając się panom za ciężki los, stosowali często sabotaż, pozorując pracę. Dlatego ułatwienia, które by ją przyspieszyły, nie są potrzebne. To sprawia, że polska gospodarka zastyga, a chłop stoi ciągle w tym samym miejscu, podobnie jak jego pan. Kiedy pisaliśmy rozdział „Hameryka” o emigracji, byliśmy też zaskoczeni, że ci, którzy wyjechali, w zderzeniu z nowoczesną cywilizacją amerykańską byli często jak dzieci we mgle. Oni nie wiedzieli, jak tam oddychać. A jechali w końcu najbardziej zaradni.

W.H.: Człowiek żyjący od pokoleń w systemie zamkniętym i samowystarczalnym, jakim był folwark, a także patrymonialnym, gdzie pan w jakiś sposób opiekował się poddanymi, nie skłaniał do otwartości. Poza tym przekazywanie wzorców następowało z pokolenia na pokolenie – skoro ojciec tak postępował, to ja też.

A.Ch.: Dopiero osłabienie autorytetu ojca i systemu patriarchalnego, które nastąpiło po zniesieniu pańszczyzny, otwarło perspektywę na zmiany. Ale szok cywilizacyjny był często nie do zaakceptowania. W latach 20. jadą dwaj bracia spod Wieliczki w Poznańskie, do pracy. Wytrzymują tam pół roku. Czytam ich listy do ojca, że: „te ludzie tam w tej Wielkopolsce to jakieś głupie są. Bo oni mają kafelki w stajni, w oborze! Oni krowy myją!”. To świat, którego nie byli w stanie tolerować. Zabrali się i wrócili. Ale ten przykład pokazuje, jak te Polski były różne. Jak ludność Galicji była przywiązana do pewnych wzorców zachowań i postrzegania świata.

W.H.: Chłopom przypisanym wiedza książkowa nie była potrzebna, składanie liter i cyfr nie było konieczne do wykonywania pańszczyzny czy prac gospodarskich. Jednostki wyróżniające się były raczej przez wieś sekowane, niż nagradzane. Po co szukać innego losu niż ten, który jest nam znany i oswojony? I usankcjonowany przez Kościół, który nakazywał, aby chłop był posłuszny i zdawał się na wyroki opatrzności.

A.Ch.: Nowoczesność była też zabijana przez kastowość społeczeństwa. Pan wchodził do kościoła innym wejściem niż chłop, siadał blisko ołtarza. W pierwszych ławach za panem siedzieli kmiecie, później zagrodnicy, a następnie komornicy, którzy już niewiele mieli. Ci, co nie mieli nawet komory, nie wchodzili. Kościół nie zakazywał im wstępu, ale sami uważali, że tak dalece niczego w życiu nie osiągnęli, że bezczeszczą kościół swoją obecnością. To samo widzimy w karczmie. W centralnym miejscu mógł siedzieć tylko kmieć. Biedak nie miał wstępu do środka, mógł wypić piwo na zewnątrz.

A.Ch.: Uwłaszczenie nie dotyczyło społecznej pozycji męża i żony. Chłop mawiał: „Koń, rola i żona”. Miało to oznaczać, że dla gospodarza najważniejszy jest koń, następnie ziemia, a żona jest jedynie dodatkiem gospodarczym i matką jego dzieci.

W.H.: Z punktu widzenia gospodarstwa chłopskiego koń miał więcej siły i mógł więcej pola obrobić.

A.Ch.: Istniał wyraźny podział na prace kobiece i męskie. Kobieta nie jeździła do miasta z towarem, nie wykonywała ciężkich prac rolnych, a mężczyzna nie zajmował się dziećmi, ale też nie przytulał, nie okazywał uczuć. To świadczyłoby o zniewieściałości. I nie zajmował się domem. Nie do wyobrażenia, żeby zmywał po posiłkach. Rozwodów nie praktykowano, a za mąż trzeba było iść, żeby nie być napiętnowanym. Podobnie było zresztą w domach szlacheckich. Władza ojca wobec domowników, czy to dwór, czy chata, była niemal nieograniczona.

A.Ch.: Oczywiście. Kobieta miała być podległa. Przemoc w rodzinach stosowali dziad chłopa, jego ojciec, sąsiedzi, a także pan. Przemoc była wpisana w tamten czas.

A.Ch.: Tak, ale kto miał jej pomóc? Pleban ewentualnie mógł ostrzegać chłopa przed nadmiernym wykorzystywaniem swojej władzy, natomiast pana to nie interesowało. Chyba że została pobita kobieta w ciąży, skutkiem czego poroniła. Pan tracił wtedy przyszłego robotnika, więc mógł interweniować.

W.H.: Bito również dzieci. I takie dziecko musiało jeszcze potem na klęczkach ojca po rękach całować i przepraszać. W rodzinach mieszczańskich było podobnie.

A.Ch.: To prawda, gdy matka i ojciec, słabi już i często schorowani, stawali się komornikami u swojego syna, któremu przekazali gospodarstwo. Niektórzy się zabezpieczali umowami podpisywanymi w kościele, że syn ma się nimi opiekować i w jaki sposób. Dopóki mogli pracować, to się ich utrzymywało. Ale wobec niezdolnych do pracy stosowano czasem praktyki bliskie eutanazji. Po prostu nie dawano im jedzenia. Nie pracujesz, nie jesz. A zasoby żywności były tak niewielkie, że najpierw jadł ojciec, matka, potem dzieci, zwłaszcza chłopcy. Dziadków dotyczyło powiedzenie: już się nażył.

W.H.: Socjologowie najczęściej przywołują tu wątek dotyczący stosunków pracy. W polskiej kulturze organizacyjnej zaskakująco często obowiązuje model folwarczny: z wodzowskim, autorytarnym szefem na czele i biernymi pracownikami, którzy nade wszystko cenią pewność pracy oraz dobre, bliskie familiarności stosunki ze współpracownikami.

A.Ch.: Dziedzictwem chłopskim jest też to, że nadal nie widzimy istotnej potrzeby przeznaczania pieniędzy na innowacyjność, szkolnictwo wyższe, naukę. Nie dostrzegamy związku pomiędzy rozkwitem społecznym a inwestycją w szare komórki. Ale jest też rzecz pozytywna. Chłopska duma. W latach 90. wielu szukało swoich korzeni szlacheckich, chcieli być herbowymi. Dziś dobrze mieć dziadka czy babkę włościanina. „Jestem synem chłopskim” brzmi znacznie lepiej niż 30 lat temu. I jeszcze jeden przykład – dziś w związku z trudnym czasem chętnie zagospodarowujemy nieużytki, robimy przetwory, bo dociera do nas, że nie wiemy, co będzie dalej. Pojawia się nasze doświadczenie biedy na przednówku, kiedy chłopska rodzina nie miała czego do garnka włożyć. Dlatego ci, którzy do tej pory nie mieli pojęcia, jak robić przetwory, szukają wskazówek w internecie. Próbujemy zabezpieczać swój byt. I to też jest dziedzictwo naszych ojców i dziadów.

Prof. dr hab. Andrzej Chwalba jest historykiem i eseistą, profesorem nauk humanistycznych, wieloletnim wykładowcą Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wiceprezes em Polskiego Towarzystwa Historycznego, autorem i współautorem ponad 20 książek

Wojciech Harpula jest dziennikarzem, publicystą i menedżerem mediów, współautorem i autorem pięciu książek. Był redaktorem naczelnym „Gazety Krakowskiej” i „Kuriera Lubelskiego”

Andrzej Chwalba, Wojciech Harpula: „Cham i pan. A nam, prostym, zewsząd nędza”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version