To była jedna z największych wpadek obozu rządowego. Zatrzymanie i wymuszone przez sąd zwolnienie byłego wiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego podkopało zaufanie do śledczych. Teraz wreszcie dopięli swego i immunitet już nie chroni polityka. Ale osiągnięcie głównego celu prokuratury w tej sprawie wciąż jest bardzo odległe.

Klęska, blamaż, katastrofa wizerunkowa – takie komentarze towarzyszyły rządowi i prokuraturze w lipcu.

Wtedy to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała byłego wiceministra sprawiedliwości w rządzie PiS, Marcina Romanowskiego. Prokuratura chciała jego aresztowania – natychmiast w sprawie uznaniowego wydawania pieniędzy Funduszu Sprawiedliwości. Ale w nocy sąd wypuścił go na wolność – nawet nie rozpatrzył wniosku o areszt. Poszło ekspresowo, bo sam Romanowski i jego obrońca – związany z Ordo Iuris mec. Bartosz Lewandowski – przygotowali się doskonale na konfrontację z prokuraturą, a w praktyce z rządem premiera Donalda Tuska.

Romanowski został przezornie przez klub parlamentarny PiS namaszczony – a przez prezydium Sejmu wręcz automatycznie przyklepany – na zastępcę delegata PiS z ramienia Sejmu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.

Były wiceminister sprawiedliwości uczestniczył w początku sesji ZP RE i uzyskał immunitet. Miał też drugi: immunitet posła na Sejm, ale ten został uchylony na Wiejskiej. Prokuratura nie wnioskowała jednocześnie do Rady Europy o zdjęcie mu immunitetu europejskiego.

Gdy więc ABW zakuło Romanowskiego w kajdanki, to jego prawnik pospieszył z listem od Theodorosa Rousopoulosa (z konserwatywnej greckiej Nowej Demokracji), przewodniczącego Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, do sądu. Przesłanie było proste: byłego wiceministra trzeba natychmiast wypuścić. I tak się wówczas stało. Prokuratura odwołała się od decyzji, ale sąd drugiej instancji ją podtrzymał. Prokuratura musiała cierpliwie poczekać aż ZP RE raczy zdjąć Romanowskiemu immunitet.

Dlaczego uznano to za blamaż? Drugi immunitet polityka Suwerennej Polski zaskoczył prokuraturę, a nie powinien. Już zamówiona przez resort sprawiedliwości przed próbą aresztowania Romanowskiego opinia prawna zwiastowała problemy. Wystarczyło uważnie się w nią wczytać. Prokuratura od razu mogła wnioskować do RE o uchylenie immunitetu Romanowskiemu, a tego nie zrobiła.

Prof. Andrzej Jackiewicz z Uniwersytetu w Białymstoku pisał we wspomnianej opinii tak: „Pomimo tego, że literalne brzmienie tych przepisów wydaje się stosunkowo klarowne, praktyka stosowania art. 15 Porozumienia Ogólnego zmierza wyraźnie w kierunku (…) wykładni rozszerzającej zakresu (…) immunitetu”. O praktyce decyduje bowiem rezolucja nr 1490 RE. A sprowadza się ona do tego, że immunitet obowiązuje niemal zawsze i wszędzie. Profesor Jackiewicz dodawał, że w jego opinii rezolucja jest nieuprawnionym rozszerzeniem immunitetu, ale – no cóż – w praktyce to ona jest stosowana i tyle.

Finalnie stało się tak, że prokuratura pokornie poprosiła RE o zdjęcie Romanowskiemu europejskiego immunitetu, a Zgromadzenie Parlamentarne RE ten wniosek przegłosowało. Teraz bez przeszkód można już byłego wiceministra sprawiedliwości oskarżać i sądzić. Co prawda obrońcy Romanowskiego twierdzą, że nie można po raz kolejny aresztować byłego wiceministra pod tymi samymi zarzutami, ani prowadzić żadnych działań procesowych, ale to już wyjątkowo brawurowe tezy.

Utyskiwania w obozie rządzącym na tempo pracy prokuratury są powtarzane – choć oczywiście nie publicznie – jak mantra. Najbardziej śledczych popędza poseł Roman Giertych. Śledczy działają wolno i bywa, że się potykają, ale jakiś krok naprzód jednak poczynili. Acz faktycznie mały.

Po prawie trzech miesiącach prokuratura zmywa z siebie plamę. To był punkt honoru obozu rządzącego, by choć otworzyć sobie drogę do ścigania Romanowskiego za nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości. Cel jest jasny: spróbować posadzić go za kratami – najpierw aresztu, a potem więzienia. Tyle że do wyroków w tej sprawie wciąż bardzo, bardzo daleko.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version