Moja redakcyjna koleżanka Dominika Długosz w komentarzu zwierzyła się kiedyś z „głębokiego współczucia dla prezesa PiS”, który na październikowej miesięcznicy smoleńskiej nie był w najlepszej formie. Niespełna tydzień przed wyborami puściły mu nerwy, krzyczał na członków Lotnej Brygady Opozycji i zniszczył ich wieniec.
Za tę empatię dla przywódcy PiS Dominika zebrała wielkie cięgi od internautów, bo nie wpisała się w głośny chór krzyczący „precz z kaczorem-dyktatorem”. W wyborczą niedzielę 15 października tłum w lokalu pokazał prezesowi miejsce na końcu kolejki do urny, a cały naród pokazał niezwykłą mobilizację w postaci rekordowej, ponad 74-proc. frekwencji.
To, co dzieje się z prezesem po wyborach, to przykry obraz publicznego trwania w stresie pourazowym: Kaczyński do dziś nie może uwierzyć, że skończyło się osiem lat, kiedy miał na posyłki ministrów czy prezesa TVP, do którego można było zadzwonić o 3 nad ranem, że na Żoliborzu nie działa telewizor. Dlatego snuje, niestety, także publicznie, najróżniejsze spiskowe wizje i zwyczajnie gada od rzeczy. Tuż po wyborach Kaczyński stwierdził, że wynik to efekt „urojonej rzeczywistości, która opanowała umysły znacznej części Polaków” – podkreślmy, że mówił to człowiek odpowiedzialny za tępe kłamstwa sączone przez suto opłacanych „komentatorów” w TVP.
Kiedy okazało się, że nowa koalicja i rząd Donalda Tuska serio dążą do sprzątnięcia bałaganu i rozliczeń poprzedniej ekipy, w oczy prezesa zajrzał strach. Stąd absurdalne wypowiedzi, które wyciągają z Kaczyńskiego biegający za nim po Sejmie reporterzy. Po wyjściu z więzienia byłych posłów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika prezes sugerował, że to Tusk osobiście zlecił „gestapowskie tortury” głodującego tam Kamińskiego. Tyle że obaj skazani po wyjściu z więzienia dzięki łasce prezydenta rozpoczęli medialny tour: od pałacu prezydenckiego po TV Republika – i wszędzie wyglądali na rozpromienionych.
Marszałek Szymon Hołownia twardo utrzymuje, że obaj panowie nie są już posłami i nie zmieni tego nawet orzeczenie Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w sprawie Wąsika, bo ta izba nie jest sądem w rozumieniu prawa europejskiego. Prezes PiS uznał więc w piątek, że skoro marszałek Sejmu nie uznaje IKNiSP, to w jego przekonaniu „Sejm w tej chwili nie istnieje”. Dodał też, że „mamy zupełny kryzys konstytucyjny” i że „to powinno być załatwione przez pana prezydenta”. Dzień wcześniej prezes majaczył coś o „stanie przejściowym”, w którym należałoby wyłonić nowy rząd i rozpisać nowe wybory. Nie sprecyzował, na jakiej podstawie, skoro prezydent dostał w terminie budżet do podpisu. Ciekawe też, czy zna najnowsze sondaże, które pokazują, że PiS dostałoby jeszcze większy łomot, a koalicja zbliżyłaby się do możliwości odrzucania wet prezydenta.
Dominika Długosz w zeszłym tygodniu napisała, że nie jest jej już żal prezesa PiS, bo to, co mówi, jest męczące i nie da się go traktować poważnie. Stąd moja prośba do koleżanek i kolegów w Sejmie: nie biegajcie za nim z mikrofonami. Niech odpocznie i nabierze sił przed zeznaniami w niezależnej prokuraturze i przed komisjami śledczymi. Przyda się wtedy dobra pamięć i umysł ostry jak brzytwa, której chwyta się tonący.