Czy niewielki archipelag na północ od Norwegii będzie nowym Donbasem? Rosjanie marzą o jego przejęciu.

Pod koniec października USS Jason Dunham i USS Stout wpłynęły na kilkadziesiąt godzin na wody Morza Barentsa. Według dowództwa U.S. Naval Forces Europe była to część „rutynowej operacji morskiej” prowadzonej przez niszczyciele rakietowe. Wiele wskazuje jednak na to, że było to coś więcej, bo natowskie okręty nie zapuszczały się na ten akwen od 2020 r. Amerykanie chcieli najwyraźniej przypomnieć Moskwie, że choć norweski Svalbard pozostaje strefą zdemilitaryzowaną, to w razie agresji siły NATO będą go bronić jak własnego terytorium. – Atak na Svalbard zostałby uznany za atak na NATO – mówił poprzedni sekretarz generalny Sojuszu Jens Stoltenberg, zresztą Norweg.

Rosjanie nerwowo reagują na obecność wrogich jednostek w pobliżu strategicznych baz swojej Floty Północnej na Półwyspie Kolskim. Stacjonują tam okręty atomowe wyposażone w pociski balistyczne z głowicami atomowymi. To właśnie na Morzu Barentsa odbywają się co roku manewry, w czasie których rosyjskie okręty ćwiczą użycie strategicznej broni atomowej. Kilka tygodni temu fregata Admirał Kuzniecow odpaliła rakiety Kalibr, które miały trafić w cele na oddalonym o 1300 km na wschód syberyjskim półwyspie Kanin Nos.

Gdyby wybuchła III wojna światowa, rakiety poleciałyby pewnie na Longyearbyen i Oslo. Rosja nigdy do końca nie pogodziła się z tym, że Svalbard przypadł Norwegii. Sowieci kupili prawa do wydobycia węgla w tej części Arktyki w latach 30. XX w. od Szwedów. Po II wojnie światowej proponowali władzom w Oslo wspólne zarządzanie archipelagiem, ale Norwegia wybrała NATO. Upadek ZSRR sprawił, że Svalbard przestał być priorytetem Kremla, ale Putin marzy o wskrzeszeniu dawnego imperium. Niektórzy w Norwegii obawiają się więc agresywnych działań Rosji podobnych do tych, które Kreml prowadził w Donbasie. – Rosjanie mogą sięgnąć po argument, że na wiek przed Barentsem archipelag odkryli Pomorcy, rosyjscy osadnicy znad Morza Białego, więc granice w Arktyce należałoby zrewidować – tłumaczy mi prof. Katarzyna Zyśk z Norweskiego Instytutu Studiów Obronnych (IFS).

Na szczęście Rosja nie jest w stanie prowadzić dwóch wojen naraz. Ekspertka uważa, że ryzyko rosyjskiej inwazji na Svalbard jest dziś niewielkie. Wszystko zależy od tego, czy dojdzie do wojny między Rosją a NATO. – Pomijając kwestie gospodarcze, najważniejszym celem Rosji na Svalbardzie jest niedopuszczenie do tego, aby archipelag został wykorzystany do celów wojskowych przez USA czy NATO – mówi Zyśk. – Jeżeli doszłoby do konfliktu między Rosją a Sojuszem, Rosjanie najprawdopodobniej rozwinęliby swą obronę bastionową wokół półwyspu Kola.

Chodzi o koncepcję zakładającą obronę baz atomowych okrętów podwodnych Floty Północnej. – Svalbard jest jednym z punktów tzw. wąskiego gardła, które rosyjskie okręty atomowe muszą przekroczyć, żeby dostać się na oceany. Nie sądzę, aby Kreml zdecydował się na okupację archipelagu, choć można sobie wyobrazić różne scenariusze – mówi prof. Zyśk.

Prof. James K. Wither z George C. Marshall European Center for Security Studies w Garmisch-Partenkirchen nie jest aż tak wielkim optymistą. W 2021 r. nazwał archipelag „arktyczną piętą achillesową NATO”. – Pierwszy bezpośredni atak Moskwy na kraj NATO może nastąpić na norweskim Svalbardzie. NATO jest podzielone w sprawie tego, czy rosyjski atak na archipelag wymagałby odpowiedzi w oparciu o artykuł 5 – twierdzi z kolei Paul Goble, amerykański analityk związany m.in. z The Jamestown Foundation. Prof. Zyśk zapewnia, że jeśli Rosja zaatakowałaby Svalbard, NATO przyjdzie Norwegii z pomocą. – Nikt w Sojuszu tego nie podważa, ale pozostaje kwestia, ile zajęłoby to czasu – dodaje. Stratedzy z krajów NATO mają świadomość, że jeżeli Rosja chciałaby udowodnić, iż artykuł 5. traktatu waszyngtońskiego jest niewiele wart, to leżący 650 km na północ od wybrzeży Norwegii Svalbard jest do tego świetnym miejscem. Rosjanie mogą rozpocząć tam działania hybrydowe, stworzyć sytuację trudną do jednoznacznej oceny i doprowadzić do podziałów w Sojuszu.

Gdyby wybuchła III wojna światowa, rakiety poleciałyby pewnie na Longyearbyen i Oslo. Rosja nigdy do końca nie pogodziła się z tym, że Svalbard przypadł Norwegii

Na razie prowadzą na Svalbardzie coś w rodzaju gry wstępnej, w której pionkami są Rosjanie. Na zamieszkałym przez ledwie 2600 osób Svalbardzie mieszka ok. 400 obywateli Federacji Rosyjskiej, większość z nich w dwóch osadach górniczych – Barentsburgu i Pyramiden. W pierwszej wciąż wydobywa się węgiel, choć nie wystarcza go nawet dla lokalnej elektrowni. Druga to miasto widmo, choć jeszcze w latach 80. mieszkało tam ponad tysiąc Rosjan i Ukraińców z Donbasu. Byli to górnicy, którzy pracowali w dwóch kopalniach węgla, i ich rodziny.

Świetnie tu zarabiali, mieli mieszkania w blokach, ośrodek sportowy z basenem, szkołę i przedszkole. W szklarni uprawiano warzywa. W ogrzewanych przez cały rok oborach hodowano zwierzęta gospodarskie. Z Ukrainy sprowadzono tony czarnoziemu, żeby posadzić trawę, która nie utrzymałaby się na marnej svalbardzkiej ziemi. Sowieckie władze traktowały Pyramiden jako swoją wizytówkę na norweskiej ziemi, więc nie przejmowano się tym, że koszty utrzymania osady przewyższały zyski z wydobycia węgla. Po upadku ZSRR wszystko się zmieniło. W 1997 r. zamknięto kopalnie, bo Rosji nie było już stać na utrzymanie arktycznej ekstrawagancji. Masowy exodus nastąpił rok później. Ludzie wyjeżdżali w takim pośpiechu, że zostawili część dobytku. Do dziś można natknąć się tam na porzucone buty, talerze z zaschniętymi skórkami chleba.

Kiedy w czerwcu 2022 r. zwiedzałem Pyramiden, na ulicach nie było żywego ducha, za to na potiomkinowskim trawniku pasły się dzikie renifery. Parapety i balkony bloków okupowały tysiące mew. Pisk ptaków niósł się nad fiordem Billefjord, a odór guana przyprawiał o mdłości. Jedynym zamieszkanym budynkiem był hotel, otwarty w 2013 r. przez konsorcjum Arktikugol, zarządcę osady jeszcze z czasów sowieckich. Spacerując wzdłuż opustoszałych budynków, myślałem, że nawet diabeł zapomniał o tym miejscu. A jednak władze w Moskwie przypomniały sobie o Pyramiden w drugim roku ukraińskiej wojny.

21 czerwca 2024 r. na górującym nad okolicą i przypominającym piramidę szczycie zatknięto ogromną czerwoną flagę z sierpem i młotem. Zawiesił ją Ildar Newerow, powiązany z rosyjskimi służbami dyrektor Arktikugolu. „Tradycja została wskrzeszona, będzie żyła dalej!” – napisał na rosyjskim portalu społecznościowym Vkontakte, zamieszczając zdjęcie sztandaru.

Radziecka flaga zawisła też nad Barentsburgiem. 9 maja w osadzie organizowane są parady z okazji Dnia Zwycięstwa. Kari Aga Myklebost z Arktycznego Uniwersytetu w Tromsø uważa, że to patriotyczne wzmożenie nie jest przypadkowe. Choć Rosjanie przedstawiają wieszanie flag jako część strategii rozwoju turystyki, to zdaniem eksperta chodzi o „umacnianie rosyjskiej obecności i przywoływanie idei dawnej radzieckiej wielkości”. – Kreml używa sowieckich symboli i narracji z czasów ZSRR jako potężnych narzędzi budowania tożsamości i polityki zagranicznej – mówił Myklebost w rozmowie z „The Barents Observer”.

Elisabeth Braw z Atlantic Council idzie o krok dalej, przekonując, że wywieszenie radzieckich flag na Svalbardzie było „afrontem wobec Norwegii”. Jej zdaniem Rosjanie w ten sposób symbolicznie oznaczyli terytorium jako własne. Prof. Katarzyna Zyśk tłumaczy, że prowokacyjne wykorzystywanie symboli historycznych i religijnych (oprócz flagi w Pyramiden ustawiono także wielki prawosławny krzyż) wpisuje się w politykę Kremla. Putinowi zależy, by za wszelką cenę utrzymać rosyjską obecność na Svalbardzie po tym, jak wydobycie węgla spadło. – Norwegowie starają się zachować zimną krew. Od lat Kreml oskarża ich o prowadzenie na Svalbardzie polityki, której celem jest rzekomo wypchnięcie Rosjan z archipelagu. Ostra reakcja władz w Oslo na różnego rodzaju prowokacje byłaby dla Rosji pretekstem do rozpętania wielkiej kampanii antynorweskiej – mówi ekspertka.

Inwazja na Ukrainę doprowadziła do napięć między Moskwą i Oslo, a przy okazji ożyły stare spory. Rosja inaczej niż Norwegia interpretuje niektóre zapisy traktatu spitsbergeńskiego z 1920 r. (wszedł w życie w 1925 r., podpisały go 42 państwa, w tym Polska). Zgodnie z nim archipelag stanowi własność Norwegii, ale państwa sygnatariusze mają równe prawo do korzystania z zasobów naturalnych archipelagu i prowadzenia na jego terenie badań naukowych. Jesienią 2023 r. Rosjanie, powołując się na ten zapis, zaprosili „zaprzyjaźnione kraje” do utworzenia centrum badawczego w Pyramiden. Na papierze pomysł wygląda niewinnie. Według Moskwy pracujący tam naukowcy z Chin, Turcji czy Indii zajęliby się badaniami przyrodniczymi, geologicznymi i geofizycznymi oraz studiowaliby konsekwencje zmian klimatu. Norwegowie obawiają się, że centrum stałoby się przykrywką do działań dywersyjnych i wywiadowczych Rosji oraz punktem ekspansji Chin w Arktyce. Poza tym nie chcą konkurencji dla swej międzynarodowej osady naukowej w Ny-Ålesund, gdzie placówki badawcze mają m.in. Niemcy, Francja, USA, Wielka Brytania i Japonia.

– Svalbard jest ważną częścią Norwegii – zapewniała w czerwcu tego roku ministra sprawiedliwości Emilie Enger Mehl, prezentując w Longyearbyen rządowy raport na temat tego, co dzieje się na Svalbardzie. Norwegowie dali do zrozumienia, że zablokują rosyjskie plany tworzenia stacji badawczej w Pyramiden, ale Moskwa nie przyjęła tego do wiadomości. W lipcu osadę nad fiordem Billefjord odwiedzili naukowcy z Turcji, zaś w sierpniu delegacja naukowa z Chin przyjechała do Barentsburga, gdzie od lat działają rosyjskie placówki naukowe.

Andreas Østhagen z Fridtjof Nansens Institutt uważa, że plany budowy rosyjskiej stacji badawczej to „nowa karta w starej grze geopolitycznej w Arktyce”. Ekspert tłumaczy, że dla Rosjan badania naukowe to jeden ze sposobów zwiększenia obecności na archipelagu, ale w gruncie rzeczy chodzi o podważanie norweskiej polityki w Arktyce i wywoływanie napięć w regionie. Østhagen zwraca uwagę, że na poważnie współpracą naukową na Svalbardzie zainteresowane są tylko Chiny, głównie z powodów geopolitycznych. Pekin od lat rozpycha się w Arktyce i choć ChRL nie ma dostępu do Oceanu Arktycznego, to posiada lodołamacze. Gra idzie o tzw. północny szlak morski, który pozwala Chinom na szybsze dostarczanie towarów do Europy. Ponieważ aż 90 proc. chińskich towarów dostarczanych jest drogą morską, kontrola nad arktycznym szlakiem to priorytet.

Chińskiej ekspansji w tej części świata obawiają się nie tylko USA czy Kanada, ale i Norwegia. Dlatego m.in. władze w Oslo zablokowały sprzedaż ostatniego skrawka prywatnej ziemi na archipelagu. Chodzi o Søre Fagerfjord, posiadłość wielkości Manhattanu z pięciokilometrową linią brzegową w południowo-zachodniej części Svalbardu. Na sprzedaż wystawiono ją w maju – za 300 mln euro. Prawnik reprezentujący właściciela – firmę AS Kulspids kontrolowaną przez obywatelkę Norwegii urodzoną w Rosji – przyznał, że zakupem zainteresowane są Chiny. Norweska ministra handlu Cecilie Myrseth oświadczyła jednak, że ziemi nie można sprzedać bez zgody władz norweskich. Rząd norweski stara się kupić Søre Fagerfjord od 2018 r., ale oferuje za nią niespełna 2 mln dol.

Kolejną sporną kwestią jest geograficzny zasięg praw przysługujących sygnatariuszom traktatu. Według Norwegii przywileje te dotyczą tylko wysp i wód terytorialnych archipelagu, ale nie morskiej strefy ekonomicznej (200 mil morskich) wokół Svalbardu. Rosja sprzeciwia się tej interpretacji i zarzuca Oslo dyskryminację. Kapitan Marek Rajtar, który od kilku lat pływa z turystami z Polski po fiordach Svalbardu na jachcie Azimuth, mówi mi, że o ile nie widać wzmożonej obecności rosyjskiej w Pyramidem czy Longyerbyean, o tyle na morzu aż roi się od rosyjskich jednostek. – Czasami widzę na wyświetlaczu nawigacji nawet setkę kutrów – opowiada.

Prof. Zyśk przyznaje, że rosyjskie kutry rybackie i statki badawcze prowadzą aktywną działalność na wodach wokół Svalbardu. – Norweskie władze nie mogą tego zabronić, choć wiadomo, że część tych jednostek jest wykorzystywana przez rosyjski wywiad – wyjaśnia. Scenariusz możliwego konfliktu? – Norweska straż przybrzeżna „aresztuje” rosyjski statek z powodu podejrzeń o nielegalną działalność. Rosja protestuje, grozi użyciem siły, co już robiła w przeszłości, ale tym razem na groźbach się nie kończy – mówi ekspertka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version