Przez Donalda Trumpa już umierają ludzie. I umrze ich jeszcze więcej. Nie tylko w miejscach, o których prezydent USA nigdy nie słyszał. W naszej okolicy najgłośniej wybrzmiewają słowa o odcięciu pomocy dla Kijowa. I jest to zrozumiałe, bo doczekaliśmy lokatora Białego Domu, któremu bliżej do autorytarnej Rosji niż niepodległej Ukrainy.
Trudno z perspektywy Warszawy nie przejmować się kolejnymi pomysłami 47. prezydenta USA. Oprócz przymilania się do Władimira Putina, zapowiadania zdobyczy terytorialnych (na razie mówi o Grenlandii) Trump – na nieszczęście – podejmuje też decyzje. A że działa z wdziękiem zawodnika wrestlingu (to nie jest porównanie od czapy, Trump ma także taki epizod w karierze, został nawet wybrany do Galerii Sław tego show), to już dziś odczuwają je miliony ludzi na całym świecie.
Kilka dni temu działający w ramach ONZ Światowy Program Żywnościowy (WFP) przez brak funduszy zamknął biuro w Republice Południowej Afryki. Oddział w Johannesburgu odpowiadał za pomoc na całym południu Afryki, a gdy w ubiegłym roku ONZ ogłosiła tam klęskę żywnościową z powodu suszy, USA przekazały na walkę z głodem 4,5 mld dol. (to połowa budżetu WFP). PEPFAR, czyli program dystrybucji leków przeciwko AIDS, zainaugurował George W. Bush. Według szacunków ta inicjatywa przez dwie dekady uratowała 25 mln ludzi w 50 krajach.
– Czeka nas rzeź. Ucierpią miliony – mówi cytowany przez „Science” Jirair Ratevosian z Duke Global Health Institute. USAID, czyli Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego, przez ponad 60 lat organizowała pomoc w różnych miejscach świata. W zimnowojennej rzeczywistości założył ją John Kennedy, chcąc powstrzymać wpływy ZSRR w krajach rozwijających się. Tak, było to narzędzie amerykańskiej soft power, ale jednocześnie USAID ratowała i poprawiała byt na całym świecie. Takich przykładów jest więcej, łączy je to, że znalazły się na celowniku nowej administracji.
„USAID to organizacja przestępcza” – ogłosił Elon Musk, a jego pryncypał w ubiegłym tygodniu w Kongresie wyliczał, że organizacja wydała „32 mln dol. na lewicową propagandę w Mołdawii” oraz „8 mln dol. na promocję LGBTQI+ w afrykańskim państwie Lesotho, o którym nikt nigdy nie słyszał”.
Zostawmy to, o ilu krajach słyszał Donald Trump, zakładam się, że każdy czytelnik i każda czytelniczka tego tekstu w środku nocy wymieni pięć razy więcej. Zostawmy też to, o co prezydentowi chodziło: specjaliści od fact-checkingu nie znaleźli śladów wyżej wymienionych wydatków (a BBC dotarło nawet do ministra spraw zagranicznych Lesotho). Mogło być tak, że prezydent się pomylił, ale mógł też kłamać, bo, jak wiadomo, prawdę mówi tylko przypadkiem. Zostawmy też w końcu to, jaki sens mają te decyzje z perspektywy amerykańskich podatników i podatniczek.
Zamknięcie tych programów pozwoli przyoszczędzić kilkadziesiąt miliardów dolarów. Deficyt USA to 36 bln dol. Nie ma to jednak wielkiego znaczenia, przecież chodzi o to, by pokazać sprawczość i zadowolić wyborców, którzy zagłosowali na to, by Ameryka była znów wielka. A że nie bardzo wiadomo, co to oznacza, to można pod tym parasolem zmieścić także opowieść – fałszywą, rzecz jasna – jakoby kraje całego świata doiły USA, aż przyszedł Trump i przerwał ten proceder. Bohater. Koszty będą jednak ogromne.
Eksperci szacują, że likwidacja programów pomocowych przełoży się na zdrowie 20 mln ludzi, w tym 0,5 mln dzieci. Dodatkowo destabilizacja w krajach, o których prezydent USA zapewne nie słyszał, doprowadzi do kolejnych kryzysów migracyjnych. Zadowoleni z trumpowych decyzji mogą być jedynie autokraci, najbardziej Władimir Putin i Xi Jinping. Skoro Amerykanie się wynoszą, to powstaje miejsce, które wypełnić mogą Moskwa i Chiny. Mają pieniądze (Rosja ciut mniejsze), agendę i wartości. I to nie są wartości, które sprawią, że świat stanie się bezpieczniejszy.
Żeby było jasne: pomoc humanitarna mogłaby być zorganizowana lepiej (świetnie pokazuje to wydana przez Czarne „Karawana kryzysu” Lindy Polman), wszystkie wyżej wymienione agencje powinny być pewnie bardziej efektywne. Nie to jest jednak w tym wszystkim najważniejsze. Po awanturze z Wołodymyrem Zełenskim Trump rzucił do dziennikarzy: „To będzie świetnie wyglądało w telewizji”. Ktoś tu, zdaje się, dostał nową zabawkę. Złe wiadomości są takie, że jesteśmy jej częścią i że nie zanosi się, by ta zabawka się znudziła. Dobrych wiadomości – na razie – nie ma.
