Upadek Sełydowego, które wpadło w ręce Rosjan w relatywnie niezłym stanie, wiele mówi o problemach ukraińskiej armii. Kijów nie może już walczyć długimi miesiącami o każdą ulicę. Dzięki temu Rosjanie mogą się posuwać coraz szybciej.
Media obiegły alarmistyczne głosy, że ukraiński front w Donbasie się sypie, a sytuacja jest tragiczna. Owszem nie jest najlepsza, Ukraińcy wciąż się cofają, jednak w alarmistyczne tony uderzają głównie polityczni przeciwnicy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Do przełamania frontu jeszcze bardzo daleko i raczej do tego nie dojdzie. Nie zmienia to faktu, że Ukraina znalazła się w najgorszym położeniu od 2022 r. Częściowo na własne życzenie.
Niespełna dwa tygodnie temu pisałem o ataku na Pokrowsk, jedno z kluczowych dla kontroli nad Donbasem miast. Analizowałem, że zajęcie Sełydowego może okazać się przełomem w rosyjskim natarciu na Pokrowsk. Z kolei wejście do innej miejscowości, Wysznewa, pozwoli Rosjanom posuwać na północ szlakiem wzdłuż rzeki Sołona. Wówczas jeszcze linia obrony usadowiona na rzece trzymała się dość mocno. Ostrzegałem, że jeśli pęknie Rosjanie raczej nie będą mieli problemu z otoczeniem Sełydowego. A jeśli miasto padnie, zostanie otwarta kolejna droga, którą Rosjanie będą mogli zaatakować Pokrowsk.
Minęło od tamtej pory 11 dni. Rosjanie ruszyli szlakami, które były do przewidzenia i teraz umacniają się w Sełydowym, zdobywając kolejne ulice. Ukraińcy praktycznie nie bronili miasta, dzięki czemu nie zostało zrównanie z ziemią. Jest to nowe podejście. Dotychczas Ukraińcy bronili miast za wszelką cenę. Tym razem jednak cofnęli się na kolejną linię obrony.
Powód nie jest nowy, a trapi Ukraińców od dawna – brakuje im rezerw i zapasów amunicji, aby utrzymać miasta przez długie miesiące. Sełydowe jest pierwszym dużym miastem zdobytym przez Rosjan bez całkowitego zrównania go z ziemią. Relatywnie niezły stan miejskiej infrastruktury do dla Rosjan dobra wiadomość, ponieważ będą mogli wykorzystać miasto jako bazę tyłową i zaplecze logistyczne do ataków na Pokrowsk.
Największe sukcesy Rosjan
Sytuacja Ukraińców na froncie jest bardzo trudna. Seria błędów dowódców, ciągłe braki wyszkolonych rezerw, opóźniona o rok decyzja o mobilizacji, brak broni i amunicji. To wszystko mocno daje się ukraińskiej armii we znaki. A Rosjanie skrupulatnie to wykorzystują. W ostatnich trzech miesiącach rosyjskie wojska zdobyły pięć razy więcej terenu niż w całym 2023 r.
Październik jest drugim miesiącem z rzędu, w którym Putinowcy zdobyli 500 km kw. Ukraina utraciła kontrolę nad ruinami Awdijiwki i Wuhłedaru. Oddała bez walki niemal niezniszczone Sełydowe, a Rosjanie zdobyli dogodne pozycje do ataku na Pokrowsk i Kurachowe. W dodatku odzyskali niemal połowę utraconego terytorium w obwodzie kurskim.
Bez dwóch zdań, Ukraińcy są w odwrocie i kłopotach, w jakich nie byli od wiosny 2022 r. Nadal jednak nie można mówić o załamaniu się frontu, a raczej lokalnych problemach. Cały front ma długość ok. 1,5 tys. km., z kolei Rosjanie prowadzą aktywne działania na froncie o łącznej szerokości 50 km. Wynika to z tego, że kluczowym dla Kremla jest zdobycie całego obwodu donieckiego. Obecnie Rosjanom udało się zająć nieco ponad 60 proc. terytorium obwodu. Do wyznaczonego przez Putina celu zostało im mniej więcej 10 tys. km kwadratowych. Oznacza to, że jeśli utrzymają październikowe tempo, to będą potrzebowali na to jeszcze około dwóch lat.
Skąd się wzięły kłopoty Ukrainy na froncie?
Co spowodowało kłopoty Ukraińców? Bliższe spojrzenie pokazuje, jak wiele czynników złożyło się na obecny stan. Najważniejszy z nich, czyli brak wyszkolonych rezerw, jest grzechem prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Do dziś wojskowi wypominają mu, że nie chciał podejmować niepopularnych decyzji w pierwszym roku wojny, co zemściło się nie tylko podczas kontrofensywy na Zaporożu, ale także podczas toczonych od roku walk w Donbasie.
Zełenski nie chciał się zgodzić na mobilizację dodatkowego pół miliona żołnierzy, zdymisjonował Naczelnego Dowódcę Sił Zbrojnych Ukrainy, gen. Walerija Załużnego i wymienił znaczną część dowódców rodzajów sił zbrojnych i Grup Operacyjnych. Ukraińskie władze twierdziły, że dzieje się tak, ponieważ ludzkie życie jest dla nich najważniejsze.
Nic to nie dało. W społeczeństwie rosło rozczarowanie, a w przemęczone wojsko wciąż się cofało. Straty osobowe rosły. Wszystko to spowodowało spadek morale, rosnący brak zaufania do władz cywilnych i wojskowych. A to dodatkowo utrudniało mobilizację i zniechęcało rekrutów.
Zełenski w końcu i tak musiał podjąć decyzję o powołaniu pół miliona obywateli. Niestety o rok za późno. 29 października zadecydowano z kolei o powołaniu dodatkowych 160 tys. osób. W armii służy w tej chwili już niemal 5 proc. obywateli Ukrainy. Mniej więcej taki sam procent Polaków walczył podczas II wojny światowej. Zważywszy na intensywność walk i sytuację demograficzną, to bardzo duży wysiłek.
Ale nawet gdyby mobilizowani licznie i chętnie zgłaszali się do służby, to zderzyliby się z kolejnym problemem. Brakiem odpowiedniego wyposażenia. Władze Ukrainy mówią o tym coraz głośniej od dwóch tygodni. Ukraińcom brakuje 600-700 czołgów, ok. 2 tys. bojowych wozów piechoty i transporterów opancerzonych, ok. 300 haubic samobieżnych, a przede wszystkim amunicji artyleryjskiej, pocisków rakietowych dalekiego zasięgu i zgody na ich użycie na terytorium Federacji Rosyjskiej. Złagodzić te problemy może zmiana sytuacji geopolitycznej i dołączenie do koalicji pomocowej Korei Południowej.
Koreańska pomoc dla Ukrainy?
Pojawienie się północnokoreańskich wojsk w Federacji Rosyjskiej wywołało stanowcze reakcje polityków w Seulu, Waszyngtonie i Kijowie. Nie wiadomo, w jakiej roli się tam pojawili. Obecnie część przechodzi szkolenie we wschodnich obwodach, a pojedyncze jednostki, jak donosi amerykański wywiad, znalazły się już w obwodzie kurskim.
Nie ma jednak informacji, czy trafią na front, czy też odciążą jednostki tyłowe, aby Rosjanie mogli wysłać na front większą liczbę własnych żołnierzy. Wywiady także nie informują jakiego rodzaju ćwiczenia przeprowadzają północni Koreańczycy na rosyjskich poligonach. Wszystko to powinno się wyjaśnić w ciągu najbliższych tygodni. Zainteresowane strony jednak nie zasypiają gruszek w popiele i prowadzą rozmowy dotyczące możliwej reakcji na zaangażowanie Korei Północnej w wojnie po stronie Rosji. Zełenski spotkał się z prezydentem Korei Południowej Yoon Suk Yeolem.
Koreańczyk zapowiedział, że jeśli Pjongjang otrzyma pomoc od Rosji, będzie to stanowić „ogromne zagrożenie dla bezpieczeństwa Korei Południowej”. Z kolei, jeśli żołnierze z północy przystąpią do wojny po stronie Kremla, to Korea Południowa może zacząć dostarczać broń Ukrainie.
W Kijowie przede wszystkim mówi się o czołgach T-62 i T-80, które służą w jednostkach treningowych oraz 500 sztukach czołgów M48 i ponad 400 bojowych wozach piechoty M113, które na początku lat 90. XX wieku zostały zmagazynowane. Ukraińcy wspominają także o samobieżnych gąsienicowych haubicach K55.
Przede wszystkim jednak liczą na dostawy amunicji artyleryjskiej i balistycznych pocisków rakietowych CTM-290 kalibru 600 mm o zasięgu 290 km. Jest to pocisk z rodziny KTSSM, które są koreańskimi odpowiednikami amerykańskich MGM-140 ATACMS, które znakomicie radzą sobie na Ukrainie.
Zaangażowanie Pjongjangu spowodowało także, że Pentagon postawił sprawę jasno.
— Jeśli zobaczymy północnokoreańskie wojska wkraczające na linię frontu, to staną się one stroną w wojnie. Tak więc to jest kalkulacja, którą musi wykonać Korea Północna. Wysyłają swoich żołnierzy na wojnę, gdzie widzimy rosyjskie ofiary i straty sięgające ponad 500 tys. żołnierzy w tym momencie — powiedziała wicerzecznik Pentagonu Sabrina Singh.
— Żołnierze z Korei Płn. będą stroną w wojnie i nie będziemy wprowadzać żadnych dodatkowych ograniczeń dotyczących użycia przez Ukrainę amerykańskiej broni przeciwko nim – dodała.
Paradoksalnie więc włączenie się Korei Północnej do wojny może nie być najgorszą wiadomością dla Ukrainy. Jeśliby tak się stało, Putin znów sam by sobie zaszkodził. Najpierw spowodował zjednoczenie Ukraińców, czego nie udało się dokonać żadnemu ukraińskiemu politykowi od 30 lat. Następnie nie chcąc rozszerzenia NATO, spowodował, że do Sojuszu dołączyły Szwecja i Finlandia. A teraz spowodował, że niechętna przekazywaniu Ukrainie pomocy Korea Południowa rozważa wsparcie Ukrainy wszelkimi dostępnymi środkami.