Alarm o pożarze centrum handlowego Marywilska 44 w Warszawie wpłynął do strażaków o godz. 3:31 w niedzielę nad ranem. Początkowo wysłano na Białołękę dwa zastępy, lecz okazało się, że potrzebne są znacznie większe siły. W chwili dotarcia pierwszych mundurowych ogień obejmował dwie trzecie budynku ze sklepami z odzieżą, punktami usługowymi i restauracjami

Przez dach pożar przenosił się na resztę hali, wysłano kolejne siły i środki. Hala łamała się do środka – opisywał na konferencji po godz. 7:30 szef Państwowej Straży Pożarnej nadbryg. Mariusz Feltynowski.

Jak dodał, normy pyłów są na miejscu i okolicach przekroczone – nawet dwu- lub trzykrotnie. Ich stężenie na bieżąco bada zadysponowane na miejsce mobilne laboratorium. – Zalecamy, aby nie otwierać drzwi oraz okien – mówił.

Marywilska 44 spłonęła. Razem z całym towarem. „Dachu już nie ma”

Główny komendant podkreślił, iż strażacy – z obaw o własne bezpieczeństwo – nie mogli „za głęboko” wejść do płonącego budynku. – Niestety, oddzielenia przeciwpożarowe (między częściami hali – red.) nie były zamknięte. Bardzo dziwna sytuacja, że po 11 minutach (kiedy wykonano rozpoznanie – red.) była objęta pożarem tak wielka powierzchnia – przekazał.

Powołując się na doświadczenie strażaków, nadbryg. Feltynowski stwierdził, iż ogień był „jednocześnie w kilku miejscach” albo od razu na dużej powierzchni. Przypuszczał, że mogło to wynikać chociażby z nagromadzenia różnych łatwopalnych materiałów, w tym ubrań. – Po 11 minutach z reguły nie jest objęta pożarem taka wielka powierzchnia – uzupełnił.

Główny komendant zaznaczył, że pożar jest zlokalizowany, a niemalże 100 proc. obiektu, w tym cały znajdujący się wewnątrz towar, uległo spaleniu. – Dachu już nie ma, wszystkie konstrukcje są powyginane – opisał. 

Jak oszacował, akcja służb może potrwać jeszcze kilkanaście godzin. Uczestniczy w niej 200 ratowników, 30 strażackich wozów gaśniczych, 10 drabin i podnośników, używany jest także dron.

Marywilska 44. Szef PSP: Nie wszystkie systemy przeciwpożarowe zadziałały

Pytany przez dziennikarzy o doniesienia, iż straż na miejsce jechała zbyt długo, nadbryg. Feltynowski odparł, że wykonana zostanie analiza. – Bywają takie sytuacje, jak pożar kościoła św. Katarzyny w Gdańsku, że każdy patrzy, a nikt nie informuje straży, bo wszyscy zakładają, że już ktoś zadzwonił – dodał.

Jak przekazał, strażacy o pożarze dowiedzieli się nie od jednego ze świadków, lecz dzięki sygnałowi z czujek. Pierwsze jednostki przyjechały o godz. 3:41. – Gołym okiem widać, że nie wszystkie systemy (w hali targowej – red.) zadziałały lub być może były pozastawiane. Niekoniecznie zadziałały strefy (dzielące budynek, by ogień nie rozwijał się w całym jego wnętrzu – red.) – stwierdził.

Nie wykluczył, iż podobnie jak w Gdańsku „mogło być tak, że pożar się swobodnie rozprzestrzeniał się przez pół godziny, ludzie czekali na przyjazd straży, ale nikt nie zadzwonił”. Na razie nie ma informacji o osobach rannych lub ofiarach śmiertelnych.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version