Dla jednych to zamach na uczelnianą demokrację w stylu PiS. Dla drugich – bezpardonowa nagonka. Pewne jest jedno: takiej walki o władzę jeszcze na polskiej uczelni nie było.

– Na uczelni wrze w związku z wyborami nowego rektora. Doszło do starcia sił demokratycznych z siłami, które chcą utrzymać status quo. Walczą ze sobą jasna i ciemna strona mocy – mówi patetycznie pracownik Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Uważa, że obecny rektor WUM prof. Zbigniew Gaciong robi wszystko, by nie dopuścić do wygranej sił demokratycznych. – Bo one chciałyby zmienić uczelnię, trochę ją przewietrzyć, gdyż panuje tam duchota – twierdzi.

– Rektor Gaciong ima się PiS-owskich metod. Nie podporządkowuje się prawu, tylko naciąga je i wykorzystuje do swoich celów – dodaje były pracownik uczelni.

Sam rektor zapewnia, że wszystko, co robi, jest zgodne z prawem i demokratycznymi wartościami. A studenci komentujący sytuację na facebookowej grupie ZUM na WUM szydzą: „Nieprzerwanie najbardziej bawią odwołania do demokratycznych standardów z ust rektora, któremu za czasów jego mijającego panowania bliżej było do standardów Ludwika XIV”. Ktoś pisze, że wybory rektora to wciągający serial. „Ale zwroty akcji. Za chwilę zabraknie popcornu” – ironizuje.

O Warszawskim Uniwersytecie Medycznym i jego rektorze po raz pierwszy stało się głośno za sprawą tzw. afery szczepionkowej. Był styczeń 2021 r., trwała pandemia COVID-19, kiedy studenci WUM, a za nimi dziennikarze ujawnili, że z puli dodatkowych dawek szczepionki uczelnia zaszczepiła poza kolejnością 18 znanych osób. Na prof. Gacionga, który został rektorem zaledwie kilka miesięcy wcześniej, spadła potężna krytyka, a Ministerstwo Zdrowia ukarało WUM ćwierćmilionową karą.

Od kilku miesięcy media, i to nie tylko branżowe, z rosnącym zdumieniem opisują kampanię wyborczą na uczelni. Do wyborów, które miały się odbyć 23 kwietnia, zgłosiło się dwoje kandydatów: ubiegający się o reelekcję prof. Zbigniew Gaciong i prof. Agnieszka Cudnoch-Jędrzejewska, 49-letnia lekarka chorób wewnętrznych, specjalistka od zarządzania z dyplomem MBA. Na uczelni pełniła rolę prorektora ds. personalnych i organizacyjnych.

– Niewątpliwie dla niektórych panów ze środowiska akademickiego było szokiem, że kobieta zamierza nimi rządzić. Gdyby wygrała, byłaby pierwszą w ponad 200-letniej historii WUM rektorką, a także pierwszą kobietą na tym stanowisku we wszystkich uczelniach medycznych w Polsce. To dla patriarchalnej części WUM było trudne do zaakceptowania – mówi pracownik uczelni.

69-letni prof. Gaciong, były konsultant krajowy ds. chorób wewnętrznych, miał skończyć na jednej kadencji, ale zmienił zdanie, kiedy do ustawy o szkolnictwie wprowadzono zmianę, nazywaną lex Nowak, która podniosła próg wieku dla kandydata na rektora z 67 do 70 lat.

– Historia jest prosta: grupa, która popierała prof. Gacionga w czasie wyborów w 2020 r. i pomogła mu je wygrać, zawarła umowę, że ponieważ rektor nie będzie się mógł starać o reelekcję, bo zgodnie z ustawą Gowina jest już za stary, wystartuje jedna z tych osób. I wydaje mi się, że pani prof. Jędrzejewska była domyślną kandydatką do sukcesji. Ale w związku z tym, że ustawa została znowelizowana pod Alojzego Nowaka, rektora Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Gaciong też się załapał i stwierdził: dobra, kandyduję. Uznał, że może potrwać na stanowisku kolejne cztery lata – mówi były pracownik WUM.

Nic nie zapowiadało tak gwałtownego starcia kandydatów. – Na początku obecnej kadencji rektor Gaciong dał prorektorce zgodę na reorganizację uczelni, ale kiedy zaczęła zadawać niewygodne pytania dotyczące finansów, a szczególnie bardzo zadłużonego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM, zaczął jej działania blokować – mówi pracownik uniwersytetu.

W lutym, chwilę po tym, jak prof. Cudnoch-Jędrzejewska ogłosiła, że wystartuje w wyborach, rektor cofnął jej wszystkie pełnomocnictwa, a w kwietniu odwołał ją ze stanowiska prorektora.

– Nie chodzi tylko o ambicje rektora. W programie wyborczym prof. Cudnoch-Jędrzejewska napisała, że WUM wymaga dużych zmian, m.in. wprowadzenia transparentnych procedur rekrutacyjnych, zmiany składu komisji konkursowej, a konkretnie wyłączenia z niej rektora. Na dodatek domagała się zewnętrznego audytu spółek zależnych od WUM, w tym zadłużonego szpitala. To zagrażało grupie popierającej rektora – tłumaczy pracownik uczelni.

W tej grupie jest według niego kwestorka Jolanta Ilków, która ponad rok temu oskarżyła prof. Cudnoch-Jędrzejewską o mobbing. Sprawa trafiła do uczelnianej komisji antymobbingowej, która wydała opinię, że wystąpiły „zjawiska o charakterze niepożądanym, noszące znamiona mobbingu”. Nie dopatrzyła się jednak uporczywości i długotrwałości zachowań, co jest niezbędne, by uznać je za mobbing w rozumieniu ustawy.

Wie pani, jakie słowo jest najczęściej używane, by opisać atmosferę na uczelni? Białoruś. Tak wielki jest strach – mówi pracownik WUM

Nieoczekiwanie, na kilka dni przed wyborami rektorskimi, prof. Gaciong ukarał dyscyplinarnie swoją konkurentkę i ogłosił, że straciła prawo ubiegania się o stanowisko rektora. Sam też zrezygnował ze startu, aby – jak tłumaczył – uniknąć zarzutów, że wyeliminował rywalkę, żeby wygrać wybory.

– Prof. Cudnoch cieszyła się większym poparciem w Senacie uczelni oraz wśród 200 elektorów, rektor obawiał się, że przegra. Postanowił ją więc zdyskredytować – uważa osoba, która śledzi sytuację na WUM.

Interweniowało Ministerstwo Zdrowia: minister Izabela Leszczyna rekomendowała Uczelnianej Komisji Wyborczej, by anulowała wybory rektora i zaczęła nową procedurę. Komisja jednak rozpisała wybory rektora na 6 maja.

– Według mojego rozumienia, rektor zakładał, że jednym ze skutków nałożenia rektorskiej kary dyscyplinarnej będzie utrata biernego prawa wyborczego przez kontrkandydatkę. Ale potem pani profesor przedstawiła interpretację prawną świadczącą na rzecz tezy, że kara rektorska, wydana bez pełnego postępowania dyscyplinarnego, nie jest skuteczna przed upływem terminów do zaskarżenia jej do sądu. Oznaczało to, że może kandydować. Wielu prawników z tym poglądem się zgadza. Kara rektorska w istocie jest środkiem wyjątkowym, niepasującym do okoliczności sprawy, zwłaszcza że wydano ją po pół roku od zakończenia prac komisji – tłumaczy ówczesny ombudsman, czyli rzecznik akademicki WUM, mec. Oskar Luty.

– Wszelkie działania podejmuję zgodnie z obowiązującym prawem i z demokratycznymi wartościami. To sposób rządów pani profesor, kiedy była prorektorem, jak informuje mnie wielu obecnych i byłych pracowników, jest i był określany jako autorytarny. Dlatego większość społeczności nie wyobraża sobie, aby ktoś zarządzający w stylu prezentowanym przez lata przez panią profesor mógł stanąć na czele Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – odpowiada rektor Zbigniew Gaciong.

Ta większość – jego zdaniem – jest zażenowana zachowaniem rywalki. – Mówiąc kolokwialnie, „spaliliby się ze wstydu” po udowodnieniu niedopuszczalnych zachowań nauczycielowi akademickiemu, a także, o ironio, prorektorowi odpowiedzialnemu za obszar działań personalnych uniwersytetu. Pani profesor i jej zatwardziali zwolennicy posługują się w debacie publicznej chwytliwymi hasłami o demokracji, o „uniemożliwieniu kandydowania”. Pani profesor sama pozbawiła się prawa do kandydowania, dokonując czynów uchybiających godności zawodu nauczyciela akademickiego – przekonuje prof. Gaciong.

Uważa, że wymierzając konkurentce dyscyplinarkę, wypełnił tylko swój obowiązek.

– Z perspektywy ponaddwumiesięcznej awantury medialnej nie boję się użyć tego słowa, nagonki na mnie, jaką rozpętali pani profesor i jej zwolennicy, widzę, jak słuszna była to decyzja. Ich działania godzą w interes uczelni, szkodzą jej wizerunkowi, a wszystko w imię partykularnych interesów grupy osób dążących do władzy – mówi.

Prof. Cudnoch-Jędrzejewska słyszała inne opinie. – Społeczność akademicka w przeważającej części negatywnie ocenia działania rektora, słusznie diagnozując, że wykorzystał stanowisko do walki o władzę. Przykro, że pod płaszczykiem walki o dobre imię uczelni rektor podejmuje działania budzące wątpliwości prawne i etyczne. Stosuje czarny PR oraz zmasowaną kampanię oszczerstw w stosunku do mnie i moich współpracowników – mówi.

Dodaje, że działania rektora są niezrozumiałe. – Najbardziej dotknęło mnie to, że zostałam zaatakowana przez osobę, z którą przez kilka ostatnich lat blisko współpracowałam. Do momentu ogłoszenia, że startuję w wyborach, nie było żadnych sygnałów, że prof. Gaciong ma do mojej pracy jakiekolwiek zastrzeżenia. Dopiero wtedy zaczął się atak na mnie i osoby, które opowiedziały się po mojej stronie – mówi.

Rzeczywiście, w ostatnich miesiącach na uczelni posypały się kary dyscyplinarne i porządkowe. Otrzymali je profesorowie, którzy poparli kandydaturę rywalki urzędującego rektora: Rafał Krenke, Krzysztof Mucha i Kazimierz Niemczyk. Potem rektor Gaciong odwołał kolejnego prorektora, prof. Marka Kucha. On także wspierał jego rywalkę i krytycznie wypowiadał się na temat sytuacji na uczelni.

Na koniec rektor odwołał Uczelnianą Komisję Wyborczą WUM, która orzekła, że jego deklaracja o rezygnacji z kandydowania jest aktualna, za to prof. Cudnoch-Jędrzejewska spełnia wymagania stawiane kandydatom na rektora. To oznaczało, że jest jedyną kandydatką.

Tyle że do wyborów znowu nie doszło. Ku zdumieniu elektorów 6 maja na stronie WUM pojawił się komunikat Uczelnianej Komisji Wyborczej, że nie mogą się odbyć, bo stanowiłoby to naruszenie przepisów prawa. Tydzień wcześniej rektor wydał informatykom polecenie, by wyłączyli system umożliwiający głosowanie.

Błyskawicznie zareagowali studenci. Na grupie ZUM na WUM opublikowali szyderczy mem: mężczyzna z przeklejoną twarzą rektora, obok niego informatyk przy komputerze. I tekst: „Młody, wyłącz im od internetu kabel. Teraz se zagłosujcie, he, he XD”.

Głos zabrali byli rektorzy WUM. „Nie taką Uczelnią kierowaliśmy przez lata naszej pracy, nie taką Uczelnię, o 215-letniej tradycji, staraliśmy się wznieść na wyżyny uniwersyteckie” – napisali. Dodali, że zaplanowane na 13 maja posiedzenie senatu WUM to ostatni moment, w którym „wszyscy powinni wrócić przede wszystkim do myślenia o dobru Uczelni”.

Senat podjął zaskakującą decyzję: uchylił uchwałę o wskazaniu prof. Cudnoch-Jędrzejewskiej jako kandydatki na rektora. Oznaczało to, że nie została dopuszczona do wyborów, a tym samym procedura wyborcza powinna rozpocząć się ponownie.

– W mojej ocenie decyzja Senatu nie ma podstaw prawnych. Na dzisiaj nadal w świetle obowiązującego prawa, a nie prawa interpretowanego jednoosobowo przez prof. Gacionga, formalnie jestem kandydatką w wyborach na rektora – mówi twardo lekarka.

Zgodnie ze statutem WUM, jeśli nowy rektor nie zostanie wybrany do 31 sierpnia, jego obowiązki powinien przejąć prorektor ds. studenckich. – Ale właśnie został odwołany, a prof. Gaciong chce zapewne na to stanowisko powołać kogoś, kto jest mu bardziej przychylny. Czeka aż elektorzy, którzy są mu przeciwni, pojadą na wakacje, i pod koniec lipca będą kolejne wybory – twierdzi pracownik uczelni. – Zgłosi się do nich ktoś z otoczenia rektora.

Mecenas Oskar Luty uważa, że grzechem pierworodnym był nowy system ustawowy dotyczący szkolnictwa wyższego oraz statut Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. – Obydwa te akty powodują centralizację władzy akademickiej, co sprawia, że rektor WUM ma obecnie pozycję monarchiczną. W tej sprawie emocji byłoby na pewno mniej, gdyby nie fakt, że to rektor jednoosobowo wydawał zarządzenia, jak ma działać komisja antymobbingowa, osobiście usuwał i dobierał osoby do orzekania. Było to formalnie dopuszczalne, ale wiele osób zaczęło zgłaszać wątpliwości, czy nie jest to element walki politycznej. Po mojej rezygnacji ze stanowiska ombudsmana doszło do sporu pomiędzy rektorem a Uczelnianą Komisją Wyborczą. Uważam, że te działania nie mają oparcia w prawie uczelni – tłumaczy.

– Wiadomo, że rektor ma narzędzia i możliwości, które pozwalają mu działać z pozycji siły. Przykro, że pod płaszczykiem walki o dobre imię uczelni rektor podejmuje działania budzące wątpliwości prawne i etyczne – ubolewa prof. Cudnoch-Jędrzejewska.

Uważa, że została potraktowana bezpardonowo i niesprawiedliwie. – Decyzję o nałożeniu na mnie kary dyscyplinarnej upomnienia uważam za całkowicie bezprawną – mówi.

Rektor Gaciong widzi to inaczej. – Narracja stawiająca panią profesor w roli ofiary odwraca uwagę opinii publicznej od istoty sprawy, czyli nieakceptowalnych zachowań, jakich się dopuszczała w stosunku do podwładnych w ostatnich latach. To nie pani profesor ucierpiała w tej sytuacji, ucierpieli pracownicy, którzy zgłosili sprawę jej nagannych zachowań do organów uczelni. Nie było i nie będzie mojej zgody na takie zachowania. Mojego podejścia nie zmieni przekazywanie mediom nieprawdziwych lub zmanipulowanych informacji tylko po to, aby za wszelką cenę przejąć rządy w uczelni. To właśnie starała się robić pani profesor przez lata, kiedy jej ufałem oraz powierzyłem tak ważną funkcję. Błędem było, że w tej sprawie nie zareagowałem stanowczo o wiele wcześniej – mówi.

– Nie widziałem takiej walki o władzę na żadnej innej uczelni – mówi były pracownik.

– To już zaszło tak daleko, że w tej chwili na WUM jest podział: rządy autorytarne versus demokratyczne – dodaje inny.

Uważa, że gdyby rektorem została kobieta i to młoda, która ma praktykę szpitalną, naukową i zarządczą, to byłaby w historii uczelni nowa jakość. – Ale obecna wojna to nie jest antykobiecy spisek. Po prostu wszyscy patrzą, skąd wieje wiatr, żeby szybko ustawić żagle. Uczelnia to specyficzne miejsce. Jedni zawierają sojusze na chwilę, potem są śmiertelnymi wrogami i znowu sojusznikami. Jak się zacznie robić karierę naukową, to bardzo rzadkie są transfery na inne uczelnie, więc ludzie się boją utraty pracy, zablokowania kariery naukowej – tłumaczy.

O samym rektorze wypowiada się jednak z uznaniem. – To erudyta, zna się nie tylko na medycynie, ale także na polityce, historii i innych dziedzinach. Sprawia wrażenie bardzo racjonalnego, ale emocje nieraz przeszkadzają mu w podejmowaniu decyzji, odbierają jasność myślenia. Bierze do siebie wiele rzeczy, uważa, że jest obserwowany i ludzie tylko czekają na jego błąd. Jest nieufny, więc dobiera sobie współpracowników, którzy mają dostęp do jego ucha i szepczą mu różne rzeczy. On na nich polega i przez to popełnia błędy. Bo ci ludzie mają własne interesy, niektórzy byli skonfliktowani z panią prorektor – mówi.

– Wie pani, jakie słowo jest najczęściej używane, by opisać atmosferę na uczelni? – pyta pracownik WUM. – Białoruś. Tak wielki jest strach. Ludzie nie chcą się wychylać, bo wiedzą, czym to grozi. Znają listę ukaranych za sprzeciw wobec rektora, nie chcą być kolejni.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version