Brak wody pitnej, zniszczone sieci wodno-kanalizacyjne, psująca się żywność i gnijące sprzęty domowe – to nowa, codzienna rzeczywistość dla tysięcy mieszkańców miejscowości najmocniej poszkodowanych przez pustoszącą południowo-zachodnią Polskę powódź. Burmistrzowie, prezydenci i wojewodowie przestrzegają przed pogarszającą się sytuacją zdrowotną w regionie. Po przejściu wielkiej wody najpoważniejszą groźbą jest ta związana z możliwym wybuchem epidemii na zalanych terenach.

– Największym zagrożeniem jest muł, bo nie wiemy, co się w nim znajduje. Tam może być wszystko albo nic – mówi Interii prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych. – Druga rzecz to zanieczyszczenia ujęć wodnych. Zakładam, że to będzie pierwsza rzecz, która zostanie naprawiona, czyli zapewnienie dostępu do bieżącej wody, zwłaszcza wody pitnej – dodaje.

O to, jak poważna jest sytuacja w najdotkliwiej zniszczonych przez wielką wodę miejscowościach pytamy też ordynatorkę Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie dr Grażynę Cholewińską. – Odpowiedź krótsza brzmi: tak, jest się czego obawiać. Odpowiedź dłuższa brzmi: w przypadku takiej klęski żywiołowej, jaką jest powódź, zagrożenia zdrowotne zależą od etapu tej powodzi – mówi konsultantka wojewódzka w dziedzinie chorób zakaźnych.

Najgroźniejsze muł i błoto

Nasza rozmówczyni wymienia dwa kluczowe etapy powodzi. Pierwszy to sama walka z wielką wodą, próba ratowania siebie, swojego dobytku i bliskich. Drugi etap zaczyna się wtedy, gdy fala powodziowa już opadnie i okazuje się, jak ogromnych zniszczeń dokonała.

Pierwszy etap to ludzie stojący w wodzie po pas albo nawet głębiej, pracujący dzień i noc nad umacnianiem wałów powodziowych, ratujący dobytek, pomagający bliskim i sąsiadom. Towarzyszy temu wielki wysiłek fizyczny, bezsenność i wynikające ze stałego kontaktu z wodą wychłodzenie organizmu. Na wszystko to nakłada się też potężna dawka stresu, który – przypomina dr Grażyna Cholewińska – wymiernie wpływa na obniżenie odporności ludzkiego organizmu. Na tym etapie powodzianom grożą przeziębienia oraz infekcje górnych dróg oddechowych (m.in. zapalenie oskrzeli czy zapalenie płuc).

Odpowiedź krótsza brzmi: tak, jest się czego obawiać

~ dr Grażyna Cholewińska, ordynatorka Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie, konsultantka wojewódzka w dziedzinie chorób zakaźnych

To poważne choroby, ale naprawdę niebezpiecznie robi się dopiero w drugim etapie, o którym wspomniała ekspertka, czyli już po przejściu fali powodziowej. – Wówczas zostaje muł i błoto, to jest najlepsze środowisko do rozwoju bakterii, wirusów, grzybów, pasożytów – podkreśla dr Cholewińska. – To jest dopiero naprawdę niebezpieczny moment z punktu widzenia zagrożenia epidemiologicznego. Woda, wilgoć i ciepło w takim szlamie, to idealne środowisko do namnażania się drobnoustrojów – podkreśla.

Dlatego prof. Robert Flisiak mówi wprost: – Kluczowe jest jak najszybsze sprzątnięcie zanieczyszczeń biologicznych, zwłaszcza, że temperatura jest nadal dość wysoka. To jedyny sposób ma uniknięcie chorób. Jak najwięcej też ciężkiego sprzętu do sprzątania: koparek, spycharek, wywrotek. To ułatwi dojazd na miejsce, a potem sprzątanie zanieczyszczeń, zwłaszcza biologicznych, bo one będą się rozkładać, a co za tym idzie będą stanowić pożywkę dla drobnoustrojów, stwarzając zagrożenie epidemiczne.

Długa lista zagrożeń

Jednak nie tylko muł i błoto stanowią zagrożenie dla walczących z żywiołem i jego skutkami powodzian. – Do tego trzeba dołączyć szamba, odpływy kanalizacyjne, rozkładające się padłe zwierzęta. To wszystko są bardzo groźne warunki. Dopóki się tego nie osuszy, możemy mieć do czynienia z ogniskami epidemicznymi – przestrzega ordynatorka Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie.

Głuchołazy i Lądek-Zdrój po przejściu fali powodziowe / zdj. ilustracyjne/Andrzej Iwanczuk / Reporter / Siergei Gapon

Przez ogniska epidemiczne nie należy jednak rozumieć epidemii o skali, którą znamy sprzed kilku lat i walki z COVID-19. Mowa o małych, lokalnych ogniskach, które jednak w obecnej sytuacji mogą okazać się ogromną przeszkodą i zagrożeniem. Największym ryzykiem są różnego rodzaju zakażenia pokarmowe, wynikające z picia skażonej wody oraz jedzenia niezdatnej już do tego żywności.

Nasza rozmówczyni wylicza, co czyha na powodzian w skażonej wodzie i zepsutej żywności: salmonella, czerwonka bakteryjna, dur brzuszny, bakteria coli, yersinia, pałeczka jadu kiełbasianego. – To wszystko są bardzo groźne dla zdrowia sytuacje. Musimy bardzo wnikliwie na to patrzeć. Niewątpliwie wielka jest tu rola służb sanitarno-epidemiologicznych, bo to one muszą sprawdzić wodę i żywność – mówi Interii dr Grażyna Cholewińska.

Wspomniana rola służb sanitarno-epidemiologicznych rzeczywiście jest w tej sytuacji nie do przecenienia. To właśnie do nich należy przeprowadzenie na miejscu nadzoru epidemiologicznego, czyli m.in. wykrycie czynników chorobotwórczych, sprawdzenie i potwierdzenie występowania chorób zakaźnych, obserwacja osób potencjalnie zakażonych, zbieranie, analizowanie i interpretacja informacji o skutkach zakażenia.

Zadanie służb medycznych jest tym trudniejsze, że w większości zalanych miejscowości nie ma ani działającego szpitala, ani nawet przychodni, nie mówiąc już o sprawnym SOR-ze czy laboratorium medycznym.

Cztery kroki do uratowania własnego zdrowia

W obecnej, kryzysowej sytuacji mieszkańcy spustoszonych przez powódź miejscowości nie mogą całkowicie wyeliminować zagrożenia dla swojego zdrowia. Mogą jednak zrobić kilka rzeczy, które to ryzyko zminimalizują. Dr Grażyna Cholewińska, konsultantka wojewódzka w zakresie chorób zakaźnych, wymienia przede wszystkim cztery.

Po pierwsze, szukać komunikatów władz dotyczących kwestii sanitarnych oraz zdrowotnych i bezwzględnie je respektować. To samo dotyczy poleceń służb medycznych i sanitarnych, które na zalane tereny dotarły razem ze strażakami i wojskiem.

Największym zagrożeniem jest muł, bo nie wiemy, co się w nim znajduje. Tam może być wszystko albo nic

~ prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych

Po drugie, niezmiernie uważać na to, co się je i pije. To, według naszej rozmówczyni, absolutnie kluczowa sprawa, zwłaszcza w przypadku dzieci, seniorów i osób o słabym zdrowiu. Dr Cholewińska apeluje, żeby nie „ratować” na siłę zalanej żywności, a wodę pić wyłącznie butelkowaną.

Po trzecie, szczepienia profilaktyczne na możliwe do wystąpienia choroby zakaźne. To zależy już od oceny i decyzji służb sanitarno-epidemiologicznych, które ocenią powagę sytuacji na miejscu. Dr Cholewińska wspomina też jednak o tym, że konieczne mogą być wcześniejsze szczepienia przeciwko grypie, która na terenach popowodziowych może w tym sezonie przyjść znacznie wcześniej.

Wreszcie po czwarte, ordynatorka Wojewódzkiego Szpitala Zakaźnego w Warszawie podkreśla ogromną wagę snu i regeneracji organizmu, które zwłaszcza w obecnej sytuacji są kluczowe. – Sen jest niezmiernie ważny nie tylko dla regeneracji organizmu, ale również dla funkcjonowania serca i układu oddechowego, a także dla funkcjonowania czynnościowego mózgu. Sen jest niezbędny, ci ludzie nie mogą przez kilka dni non-stop pracować – mówi lekarka.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version