Dyrektorka szkoły odpiera naciski z kuratorium, że szkoła nie dotrzymuje narzuconych przez MEN standardów. – Polecili mi chodzić po poradniach w mieście i osobiście werbować – mówi. Zgłosiła się świeżo upieczona absolwentka psychologii. Szczerze wyznała, że ma na koncie jazdę po kieliszku.

Pod gabinetem psychologa w małej podstawówce na południu Polski ustawia się kolejka. Rodzice z pierwszoklasistą – bo mieszkają w tym samym bloku, co daleki wujek, który chłopca molestował seksualnie rok wcześniej. Dziecko nie potrafi skupić się na lekcjach, nie puszcza ręki nauczycielki, ciągle boli je brzuch.

Uczeń siódmej klasy, bo jego rodzice w separacji i nie wie, jak zeznawać w sądzie, żeby nie urazić ani ojca, ani matki. Ósmoklasistka, bo nie ma przyjaciółek i nie wie dlaczego. Rodzice siódmoklasisty, który nie chce chodzić do szkoły z pytaniem, jak go do tego zmusić. A wychowawczyni 6a, bo uczniowie nie słuchają jej na lekcji.

Do tego: kilkanaścioro dzieci z dysleksją, dyskalkulią, dysortografią oraz kilkoro w spektrum autyzmu. W szkole jest 300 uczniów. Regulaminowy przydział psychologa – niespełna pół etatu, to 9,5 godz. w tygodniu. I coraz to nowa psycholożka, bo nie da się nikogo utrzymać na dłużej.

Dyrektorka odpiera naciski z kuratorium, że szkoła nie dotrzymuje narzuconych przez MEN standardów. – Polecili mi chodzić po poradniach w mieście i osobiście werbować – mówi. Zgłosiła się świeżo upieczona absolwentka psychologii. Szczerze wyznała, że ma na koncie jazdę po kieliszku sprzed lat, ale bez wyroku, może więc pracować. – Pomyślałam, że się zastanowię, oddzwoniłam za dwa dni – już miała angaż w innej placówce – opowiada dyrektorka. Inna przyszła tylko na cztery godziny. – Dostała gabinet na wyłączność, zwolniłam ją z rad pedagogicznych, zebrań, „czarnkowych” godzin dostępności dla rodziców. Popracowała do końca roku szkolnego, a potem odeszła, bo to „śmieszna kasa”. Następną wykopałam jak spod ziemi. I każdego dnia modlę się, żeby się za bardzo nie doszkoliła, bo mi odejdzie do prywatnego gabinetu – mówi dyrektorka.

W polskich szkołach brakuje psychologów – żadnego nie ma w aż co czwartej, czyli w 4153 placówkach. Pozostałe sztukują etaty. MEN narzuca w tej kwestii standardy zatrudnienia, każdego roku coraz wyższe. W tym roku szkolnym minimum to jeden etat specjalisty na 100 uczniów, dzielony jednak między pedagoga i psychologa oraz 0,2 etatu na każdą kolejną setkę dzieci. Może być więcej godzin, ale musiałby na to dopłacić samorząd, a pieniędzy zwykle brakuje.

W najnowszym badaniu PISA kontrola emocjonalna i wytrwałość polskich 15-latków wypadła najsłabiej wśród krajów OECD. Współpraca – czwarte miejsce od końca, odporność na stres dużo poniżej średniej

Tymczasem według sondażu wydawnictwa Nowa Era, aż 73 proc. rodziców i nauczycieli przyznaje, że największym wyzwaniem dla szkół w tym roku szkolnym są problemy emocjonalno-społeczne dzieci i młodzieży. W sondażu wzięło udział ponad 23 tys. osób. Ponad połowa (52 proc.) uznała, że najważniejszym problemem jest skala kryzysu psychicznego, 38 proc. zauważyło przemoc wśród uczniów, w tym cyberprzemoc, a 32 proc. podkreśliło nierozważne korzystanie z mediów społecznościowych.

W najnowszym badaniu PISA (Program Międzynarodowej Oceny Umiejętności Uczniów, dla 15-latków w OECD) za 2022 r. nasi uczniowie wypadają znacznie poniżej średniej w tzw. kompetencjach miękkich. Kontrola emocjonalna – ostatnie miejsce, wytrwałość – również ostatnie. Niedużo lepiej wypada współpraca – czwarte miejsce od końca, gorzej wypadli tylko uczniowie w Czechach, Wielkiej Brytanii i Estonii. Odporności na stres również brakuje polskim uczniom – według PISA mają jej dużo poniżej średniej OECD. Alarmująco źle wypadają również nasze: empatia i asertywność.

Ministra edukacji Barbara Nowacka zapewnia, że widzi problem. „Będziemy starały się [ministra i wiceministra Piechna-Więckiewicz ], żeby w polskiej szkole było więcej opieki nad młodzieżą” – mówiła na spotkaniu w Płocku. Zaznaczyła, że kryzys jest tak głęboki, że często nawet pomoc psychologa szkolnego nie wystarcza. MEN wspólnie z Ministerstwem Zdrowia mają opracować program, który by przyciągnął psychologów do szkół. „Mamy świadomość, że te kilka godzin w szkole nie są finansowo, ekonomicznie atrakcyjne. I zadbamy o to, by jak najwięcej psychologów chciało w szkołach uczyć” – mówiła Nowacka.

– Pod drzwiami stoi Kaśka: ręce rozdrapane, żywe, świeże rany. Byłyśmy umówione i przyszła na czas. Odwołuję ją. Bo dzwoni dyrektorka, że muszę iść na zastępstwo za matematyczkę – opowiada Anna, szkolna psycholożka z 14-letnim doświadczeniem, ostatnio w jednym z prestiżowych liceów w dużym mieście.

Jest kryzys kadrowy w oświacie, nie ma kim obsadzić wakatów. Wystarczy krótka niedyspozycja jednego przedmiotowca, a cały plan się sypie i trzeba łatać kim się da. Nawet ze względów bezpieczeństwa klasa nie może siedzieć na lekcji bez opieki.

Co robi psycholog na zastępstwie na matematyce ? – pytam Annę.

– Wchodzę z jakimś warsztatem o emocjach, na szybko wymyślam dyskusję, tematycznie zgodną ze szkolnym programem profilaktycznym, o narkotykach na przykład czy o cyberprzemocy. Generalnie jednak, po prostu świecę oczami za niedyspozycję i wady systemu – odpowiada.

W tym czasie pod jej gabinetem czekają:

Kuba, którego przerasta przebywanie w klasie z 32 kolegami naraz i wpadł w panikę; Justyna, które zemdlała, bo do czwartej nad ranem uczyła się na historię, a sprawdzian i tak źle jej poszedł (jak ona się teraz dostanie na prawo?); Tośka, bo znowu zwymiotowała to, co zjadła, ale chce się poradzić, bo uważa, że jest za gruba; Zuza, bo znowu pokłóciła się z całą klasą i uderzała w złości głową w metalową szafkę; i Asia, o której wszyscy wiedzą, że już dwa razy przedawkowała leki, więc gdy tylko jest smutna, koleżanki ciągną ją do psychologa.

Szkolny psycholog jest włączony do działań grona pedagogicznego. Jego kariera toczy się po takich samych torach, jak kariera przedmiotowców. Zaczyna jako nauczyciel początkujący, z pensją w tej chwili 3690 zł brutto (minimalna płaca krajowa to 4242 zł brutto), po czterech latach może się starać o awans, po kolejnych kilku o następny i kończy z wynagrodzeniem (w zależności od stażu i miejsca pracy) ok. 3800 zł na rękę.

Iza, dyrektorka małej podstawówki w małej miejscowości, znalazła psychologa dopiero wtedy, gdy 13-letnia dziewczyna z jej szkoły popełniła samobójstwo. Udało się jej namówić psycholożkę z powiatowej poradni na przenosiny, bo szkołę szczęśliwie miała bliżej domu. – Wyciągnęła nas z traumy po tamtym samobójstwie, pomogła kolejnej uczennicy poradzić sobie z głęboką depresją i myślami samobójczymi, wydobyła ucznia z mutyzmu – wymienia dyrektorka.

Tylko że ta psycholożka właśnie żegna się z jej szkołą. Zakłada własny gabinet. Powiedziała, że nie stać jej na pracę w szkole. Prywatnie zarobi dziesięć razy więcej, bo co najmniej 200 zł za godzinę. – Jest świetna, na pewno będzie miała tłumy w poradni – mówi dyrektorka. Już zaczyna pielgrzymki po okolicznych gabinetach w poszukiwaniu następczyni.

– Myśli samobójczych, planów samobójczych czy nawet prób samobójczych jest mnóstwo i to już wśród małych dzieci. Nie do uwierzenia, ale to jest plaga – mówi Anna. Do jej nowego, prywatnego gabinetu zgłosili się ostatnio rodzice 10-latki, która podjęła samobójczą próbę. – Poza tym młodzież zgłasza problemy depresyjne, jest im smutno, nie mają siły, nie wyrabiają, mają dosyć i „nic nie ma sensu”. A ja wiem, że oni nie żartują i że trzeba to traktować poważnie – mówi psycholożka.

Poza tym wymienia: Lęki społeczne. Problemy odżywiania: albo nie jedzą, albo się obżerają, nic w normie. Nie radzą sobie ze stresem na poziomie podstawowym – jedna zawalona klasówka oznacza koniec świata. Mają problemy z relacjami społecznymi: brakuje im przyjaźni, a nie potrafią takich relacji nawiązać. Totalnie przeceniają to, co myślą o nich inni – i tak zawsze było, ale teraz szybko się to kończy objawami lękowymi i rozwija w psychopatologię. Do tego stopnia, że coraz częściej zdarzają się młodym trudności z wyjściem z domu. Sporo jest też problemów dotyczących tożsamości seksualnej. I coraz więcej osób w spektrum autyzmu.

– Młodzież ma dzisiaj bardzo wrażliwy system nerwowy i w ograniczony sposób radzi sobie z codziennymi wyzwaniami – mówi Anna. – Całe szczęście, że nie mają już przynajmniej oporów z tym, żeby przyjść po pomoc.

Pytanie brzmi, do kogo uczniowie mogą się zgłosić? Do liceum Anny uczęszcza ok. 750 uczniów, a ona jest jedynym psychologiem na etacie, to znaczy ma 22 godziny w tygodniu. Z tego, 13 godz. na pracę z uczniami ze Specjalnymi Potrzebami Edukacyjnymi (m.in. dysleksja czy spektrum autyzmu), dla każdego jedna godzina w tygodniu, dla pozostałych zostaje raptem 9 spotkań. – Morze potrzeb i ja jedna! – mówi psycholożka. Wychodziła do domu o czasie, bo ma małe dzieci. – Muszę o nie dbać, żeby w przyszłości nie potrzebowały psychologa – tłumaczy się. W tej samej szkole pedagożka wyrabiała nadgodzinami drugi etat.

Anna uciekła ze szkoły. Z powodu nieprzewidywalności pracy i nadmiernego obciążenia obowiązkami. Pracuje we własnym gabinecie, jest terapeutką. – Nie mogłam się pogodzić z tym, że muszę brać znienacka zastępstwa, a zostawiać umówionych wcześniej uczniów na lodzie. Jaki ze mnie psycholog, jeśli to ja nie dotrzymuję słowa? – mówi.

Ponuro żartuje, że aby się certyfikować jako psychoterapeuta, musiała odbywać staż kliniczny w szpitalu. – Dzisiaj widzę, że szkoła by wystarczyła. Z tą różnicą, że w szpitalu miałam psychiatrę na pokładzie, a w szkole mogłam liczyć tylko na siebie – mówi.

– Nie wypełnimy szkół łóżkami psychiatrycznymi – ostrzega Lucyna Kicińska, pedagożka, suicydolożka w ZG Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego. – Nie możemy nadmiernie poszerzać kompetencji szkolnych psychologów. Zadaniem szkoły jest edukacja, a nie terapia – mówi ekspertka.

Na przypadkowo wytypowanej stronie szkoły podstawowej znajduję imponujący zakres obowiązków szkolnego psychologa. Ma się zająć: „diagnozą potencjalnych możliwości ucznia; analizą przyczyn niepowodzeń szkolnych oraz negatywnego zachowania ucznia; działaniami profilaktycznymi w celu zapobiegania pojawianiu się problemów; doradztwem w zakresie wyboru kierunku dalszego kształcenia i zawodu; współpracą z rodzicami w zakresie zagadnień wychowawczych; współpracą z nauczycielami i wychowawcami klas; zajęciami integracyjnymi; pomocą w rozwiązywaniu konfliktów klasowych: współpracą z Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną, Ośrodkiem Pomocy Społecznej, Ośrodkami Rozwiązywania Problemów Alkoholowych; organizowaniem warsztatów mających na celu m.in. rozwój umiejętności radzenia sobie w trudnych sytuacjach, kreowanie postawy asertywnej. Szkoła informuje też, że do psychologa może się zgłosić każdy: uczeń, rodzic i nauczyciel, z każdym problemem, kiedy tylko czuje potrzebę. „Psycholog nie ocenia, rozmawia o problemie, pomaga znaleźć rozwiązanie sytuacji” – czytam na stronie szkoły.

MEN zapowiada wspólne działania z Ministerstwem Zdrowia w sprawie wakatów dla psychologów w szkołach. Szczegółów jeszcze nie ma. Odpowiedzialna za to wiceministra Paulina Piechna-Więckiewicz przyznaje, że problemem jest łatania etatów.

– Podwyżki o 30 proc., które planujemy, powinny przynajmniej w pewnym zakresie podnieść atrakcyjność pracy w szkole. Rozważamy teraz, jak poprawić warunki pracy, aby przyciągnąć psychologów do pracy – mówi wiceministra.

Wszystkie przykłady wykorzystane w tekście są prawdziwe, nazwiska psycholożek i dyrektorek szkół ukryłam po to, aby nie można było rozpoznać dzieci.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version