Pomiędzy rządami silnej ręki a nadmierną pobłażliwością wobec dzieci mieszczą się szacunek, więź i stanowczość, czyli Pozytywna Dyscyplina. Daje ona rodzicom narzędzia do wychowania dzieci i do „zarządzania sobą” w tym procesie wychowania. Na czym opiera się ta strategia wychowawcza?
Dla Joanny Baranowskiej przygoda z Pozytywną Dyscypliną zaczęła się kilkanaście lat temu, kiedy sama została mamą po raz drugi. – Miałam w domu trzylatka i nowo narodzoną córkę. Często byłam u kresu sił i w poczuciu, że mimo iż jestem psychologiem, nie umiem poradzić sobie z moim trzylatkiem. „A co będzie dalej?” – zastanawiałam się – wspomina Joanna Baranowska. I wtedy wpadły jej w ręce materiały o Pozytywnej Dyscyplinie. – Zaczęłam je czytać i zrozumiałam, że ta metoda może przynieść rozwiązania nie tylko moich problemów wychowawczych, ale także tysięcy innych rodziców – mówi Joanna Baranowska, prekursorka Pozytywnej Dyscypliny w Polsce, certyfikowana instruktorka edukatorów tej metody i wydawczyni polskich edycji książek o PD.
To podejście w wychowaniu zdobywa coraz większą popularność. Nie bez powodu. – Stanowi ona złoty środek pomiędzy rządami silnej ręki a nadmierną pobłażliwością wobec dzieci. Jest oparta na założeniach psychologii indywidualnej Alfreda Adlera, a więc na solidnych podstawach teoretycznych, jak i na bogatym doświadczeniu osobistym twórczyni tej metody Jane Nelsen, mamy siedmiorga dzieci, oraz jej wieloletnich doświadczeniach w pracy terapeutycznej z rodzinami – mówi dr Katarzyna Rychlicka-Maraszek z Katedry Pedagogiki Społecznej IPSIR Uniwersytetu Warszawskiego. Można ją uznać za spójną i sprawdzoną strategię wychowawczą, dającą rodzicom konkretne narzędzia do wychowania dzieci, ale też „zarządzania sobą” w procesie wychowania, który przecież wymaga uczenia się i otwartości także od rodziców.
Rozumiejący przewodnik
Metoda narodziła się w latach 80. XX w. w USA, choć jej korzenie sięgają początków nowoczesnej psychologii. Dla Jane Nelsen inspiracją i bazą były prace dwóch austriackich psychiatrów – Alfreda Adlera (ucznia Zygmunta Freuda) i Rudolfa Dreikursa. Adler w swojej pracy odszedł od freudowskich teorii psychoanalizy, rozwijając własne podejście do psychologii, nazwane później psychologią indywidualną. Kładzie ona nacisk na osobisty rozwój człowieka, jego poczucie własnej wartości i zrozumienia potrzeb emocjonalnych. Adler podkreślał znaczenie rozwijania umiejętności życiowych, takich jak radzenie sobie z trudnościami emocjonalnymi, budowanie zdolności do współpracy i rozwijanie umiejętności samodyscypliny. Jego intelektualną myśl rozwijał potem jego uczeń Rudolf Dreikurs, psychiatra i pedagog, prekursor systemu wychowania bez kar i nagród oraz stawiania kooperacji na pierwszym miejscu w wychowaniu dziecka.
Foto: Newsweek
W Pozytywnej Dyscyplinie wszystko opiera się na dostrzeganiu perspektywy dziecka, jego emocjonalnych potrzeb oraz współpracy dziecka i rodziców w rozwiązywaniu kryzysów, zamiast konfrontacji i walki o władzę. – Weźmy za przykład kwestię obowiązków domowych, bardzo często stanowiących źródło konfliktów między rodzicami a dziećmi – mówi Joanna Baranowska. Sześcioletnie dziecko może już wykonywać w domu różne obowiązki, na przykład rozładowywać zmywarkę. Talerze położyć w szafce czy sztućce w odpowiednich przegródkach w szufladzie. Łatwizna. I choć dzieci na ogół wykonują takie prace chętnie, może zdarzyć się dzień, kiedy nasz syn czy córka powie: „A ja dzisiaj tego nie zrobię! Sama zrób!”. Co wtedy? Można na dziecko nakrzyczeć, można widowiskowo się obrazić, można odebrać za karę możliwość pogrania na komputerze. Ale można też postąpić inaczej. – Ja w takiej sytuacji próbuję z dzieckiem porozmawiać, dowiedzieć się, co sprawia, że nie chce wykonać swojego obowiązku, co mu w tym przeszkadza i co pomogłoby mu uporać się z tą zmywarką. Może wystarczy przytulas? Albo opowiedzenie o trudnej sytuacji w szkole? A może zrobienie tego na raty? Na pewno wyjściem nie jest ani zmuszenie dziecka, ani wyręczenie go – mówi Joanna Baranowska.
Pięć filarów Pozytywnej Dyscypliny
Pozytywna Dyscyplina zakłada, że samodzielność w wykonywaniu obowiązków domowych jest ważna, bo daje dzieciom poczucie więzi i przynależności, w tym przypadku do rodziny i współodpowiedzialności za funkcjonowanie domu. Ta przynależność to pierwszy z pięciu filarów PD. – A nie ma przynależności bez pełnej zaufania, bezpiecznej relacji. Nasze działania muszą dążyć do tego, żeby ją nieustannie budować, a nie zrywać, na przykład obrażając się czy upokarzając dziecko karami – mówi Joanna Baranowska.
Drugie przykazanie PD mówi o tym, że relacja powinna być pełna szacunku do dziecka, życzliwa i stanowcza. Dziecko ma prawo mieć swoje cele, potrzeby, emocje. Ale stanowczość też jest potrzebna, bo świat kiedyś będzie miał wobec dziecka jakieś wymagania i naszą rolą jest przygotowanie go do tego, aby mogło im sprostać – tłumaczy edukatorka PD. Metoda ta mówi też, że ważna jest zmiana długofalowa. – Nie chodzi o to, żeby dziecko do czegoś raz zmusić czy raz mu odpuścić, ale żeby wyrobić w nim trwałe cechy, pozwalające na realizację celów, wywiązywanie się z obowiązków, przezwyciężanie trudności wewnętrznych i zewnętrznych – tłumaczy Baranowska.
Poczucie bycia pożytecznym, ważnym dla wspólnoty, jest czwartym filarem PD. – Jeżeli na przykład odpuszczamy dziecku jakiś obowiązek domowy, bo widzimy, że ma zły dzień, to tym samym utwierdzamy je w przekonaniu, że to, co robi, jest nieistotne, a jego emocje nie są na tyle ważne, żeby się nad nimi pochylić i pomóc mu je przezwyciężyć – tłumaczy psycholożka.
– I piąta ważna – a może najważniejsza – rzecz to kształtowanie w dziecku poczucia własnych zdolności i kompetencji oraz wewnętrznej siły i autonomii. To są potężne cegły, które budują nasze wewnętrzne fundamenty – mówi Joanna Baranowska.
Karom mówimy: nie
Te założenia niewiele mają wspólnego z tradycyjnie rozumianą dyscypliną. – Na ogół kojarzy nam się ona z karami, wymuszaniem określonego zachowania, z bezwzględnym posłuszeństwem, a przecież łacińskie znaczenie słowa „disciplina” oznacza również nabywanie wiedzy, umiejętności; unormowane, uporządkowane postępowanie – mówi dr Katarzyna Rychlicka-Maraszek. Tak należy rozumieć Pozytywną Dyscyplinę. Jak pisze Jane Nelsen w swojej książce „Pozytywna Dyscyplina dla przedszkolaków”, metoda ta nie ma nic wspólnego z karą, ma natomiast mnóstwo z nauczaniem – które zaczyna się od modelowania umiejętności i wartości. Aby taka nauka była możliwa, trzeba z procesu wychowawczego raz na zawsze wyrzucić kary. Jak bowiem twierdzi twórczyni Pozytywnej Dyscypliny, dziecko będzie zachowywać się lepiej, gdy będzie czuło się lepiej. I kto w ogóle wpadł na pomysł, że jeśli sprawimy za pomocą kary, że dziecko będzie czuło się gorzej, to ono zacznie zachowywać się lepiej? – pyta w książce Nelsen.
W Pozytywnej Dyscyplinie nie chodzi tylko o zmianę zachowania. – Oczywiście, karami jesteśmy w stanie często uzyskać krótkotrwały rezultat w postaci zmiany zachowania dziecka. Problem z karami jest taki, że one długofalowo budują poczucie nieadekwatności, niekompetencji, niskie poczucie własnej wartości – tłumaczy Joanna Baranowska. Zamiast tego PD proponuje rodzinne czy klasowe (metoda adresowana jest również do szkół) narady, swoiste burze mózgów. – Wtedy zapraszamy dzieci do wspólnego poszukiwania rozwiązań danej sytuacji.
W PD zamiast kar mamy konsekwencje. – Wyobraźmy sobie dziecko, które pragnie coś sobie kupić i uznaje, że skoro samo nie ma pieniędzy, to podbierze je rodzicom z portfela – mówi Joanna Baranowska. Rodzice na ogół w takiej sytuacji natychmiast czują potrzebę, żeby dziecko ukarać – bo to przecież kradzież, trzeba mu to natychmiast wybić z głowy! – Pozytywna Dyscyplina pyta jednak nie o to, jak dziecko skutecznie ukarać, tylko czego ono musi się z tej sytuacji nauczyć i jak możemy mu w tej nauce pomóc – tłumaczy edukatorka PD. W tej konkretnej sytuacji będzie to powiedzenie dziecku: „Słuchaj, musisz te pieniądze oddać, a jak nie masz, to powinieneś je zarobić”. Na przykład pomagając sąsiadce wynosić śmieci czy wykonując inne prace poza domowymi obowiązkami. – Można nawet dać sąsiadce te pieniądze, uprzedzając, jaka jest sytuacja, ale niech dziecko wykona tę pracę. I ono wtedy po pierwsze, nauczy się, że trzeba oddać to, co się wzięło, a po drugie, że najlepszą metodą pozyskania pieniędzy jest ich zarobienie, i w dodatku zdobędzie nowe kompetencje, czyli nauczy się pracy szukać, co pozwoli mu zaspokajać swoje potrzeby inaczej, niż sięgając do portfela rodziców – mówi Joanna Baranowska.
Wychowanie, które odrzuca kary, a w zamian każe spokojnie pochylić się nad emocjami i potrzebami dziecka oraz wypracowywać wspólne rozwiązania, wymaga od rodziców dużej samodyscypliny, opanowania i chęci do uczenia się. – W bardzo wielu przypadkach w sytuacjach konfliktu z dzieckiem, kryzysu, zaczynamy zachowywać się w sposób emocjonalny, automatyczny, zgodnie z wdrukowanymi nam przekonaniami, które często są zupełnie nieprawdziwe i szkodliwe dla relacji – mówi dr Rychlicka-Maraszek. To na przykład takie przekonania, że dzieci i ryby głosu nie mają, że dorosły zawsze wie lepiej.
– Działając według zasad Pozytywnej Dyscypliny, rodzice powinni nauczyć się wyłączać te automatyczne przekonania i idące za nimi zachowania. Jane Nelsen wprowadza np. bardzo pożyteczne narzędzie: „pozytywną przerwę” w sytuacji eskalacji emocji, czas na ochłonięcie, nie tylko dla dziecka, ale i dla rodzica (można np. na chwilę zamknąć się w łazience, jak radzi autorka) po to, by nie podejmować pochopnych kroków, których możemy za chwilę, po opadnięciu emocji, żałować – mówi dr Rychlicka-Maraszek
W książkach o Pozytywnej Dyscyplinie rodzice mogą znaleźć podpowiedzi ułatwiające porozumienie z dzieckiem, bycie jednocześnie życzliwymi, uważnymi i stanowczymi. Bo w dobrej relacji rodzic pozostaje rodzicem, to on wyznacza zasady i z szacunkiem do dziecka je egzekwuje.