Opuszczone przez dawnych właścicieli, często zrujnowane w czasach PRL, dzisiaj powoli odzyskują swoją dawną świetność. W gminach aglomeracji wrocławskiej nie brakuje zabytkowych, mniej znanych pałaców, które zyskują właśnie drugie życie. – Mieszkaliśmy w Austrii, ale od upadku w Polsce komunizmu marzyłem o powrocie do mojego rodzinnego Wrocławia i otwarcia w nim hotelu. Okazało się to jednak za drogie, więc szukaliśmy innych możliwości już poza miastem. Tak natrafiliśmy na pałac, który był wtedy zupełną ruiną – opowiada Stefan Zelek. Dziś jest nie do poznania.
Na pierwszy rzut oka Strzeszów to zwykła miejscowość, jakich wiele w różnych częściach Polski – kilka popegeerowskich bloków, rozlokowane po obu stronach drogi skromne domy, sklep. Ale skręcając z przecinającej całą wieś ulicy Lipowej, odkryjemy prawdziwy skarb – spory neobarokowy pałac z charakterystyczną owalną wieżą spinającą dwa skrzydła. Budowla powstała na miejscu dawnego drewnianego dworu obronnego, a w XVI w. trafiła w ręce rodziny Rehdigerów, którzy byli właścicielami posiadłości aż do 1904 r. I odcisnęli piętno na historii nie tylko Strzeszowa, ale i całego regionu.
– W historii utarło się takie powiedzenie, że Rehdigerowie decydują nawet o tym, jaka pogoda ma być na Dolnym Śląsku – śmieje się Stefan Zelek, który wraz ze swoją żoną Christine od 1996 r. jest właścicielem obiektu.
Małżeństwo znalazło się w Strzeszowie dość przypadkowo. – Mieszkaliśmy w Austrii, ale od upadku w Polsce komunizmu marzyłem o powrocie do mojego rodzinnego Wrocławia i otwarcia w nim hotelu. Okazało się to jednak za drogie, więc szukaliśmy innych możliwości już poza miastem. Tak natrafiliśmy na pałac, który był wtedy kompletną ruiną – opowiada Stefan Zelek. Nic dziwnego – po wojnie Rosjanie gromadzili tu niemieckich oficerów wziętych do niewoli podczas oblężenia Wrocławia, a do 1947 r. w kompleksie funkcjonował radziecki szpital wojskowy. Następnie w splądrowanym przez żołnierzy budynku stworzono prowizoryczne mieszkania dla pracowników pobliskiego PGR.
– Zaczęliśmy remontować go z żoną, jeszcze mieszkając i pracując w Wiedniu. Trwało to cztery lata, po których udało nam się tu otworzyć kawiarnię, a w budynkach obok stworzyć pokoje gościnne – mówi Zelek. Niestety w 2008 r. sporą część pałacu strawił pożar, po którym potrzebny był kolejny pracochłonny remont. Na szczęście zbliża się on ku końcowi, a jak zapewniają właściciele, w przyszłym roku ruszy tu restauracja oraz przestrzeń do organizowania wystaw i innych wydarzeń kulturalnych.
Szczepanów. Ponad 120 ha historii
Pałac w Szczepanowie
Foto: Karol Wojtecki
Historia nie oszczędziła także tej budowli. W znajdującym się 40 km od Strzeszowa Szczepanowie mieści się nie tylko sam pałac, ale i cały ogromny kompleks, na który – poza wspomnianym gmachem – składają się też park (126 ha powierzchni!), oficyny mieszkalne, dom dawnego zarządcy, budynki gospodarcze oraz pozostałości po pawilonie neorenesansowej herbaciarni. Początki tej posiadłości datuje się na XVI w., kiedy powstały tu dwór, staw i młyn będące w posiadaniu rodziny von Schindel. W następnych stuleciach rezydencja kilkukrotnie zmieniała właścicieli, którzy sukcesywnie rozbudowywali majątek oraz przebudowywali sam pałac. Pełna przepychu barokowa budowla po wojnie, podobnie jak wiele innych tego typu obiektów w regionie, weszła w skład PGR. Działały tu przedszkole, ośrodek zdrowia, mieszkania dla pracowników oraz zakład remontowo-budowlany. W połowie lat 70. przeprowadzono remont pałacu, który pozbawił go wielu cennych elementów wystroju – od charakterystycznych cebulastych hełmów wieżyczek, przez ozdobne maszkarony, aż po wewnętrzne sztukaterie. W ostatnich latach rezydencja zyskała nowego właściciela.
Pałac Piotrkowice. Barok przez duże „B”
W prywatnych rękach znajduje się obecnie także ta budowla. Ten piękny, czterokondygnacyjny renesansowy pałac powstał w drugiej połowie XVI w. jako siedziba rodu von Nostitzów. Kolejni właściciele już pod koniec XVII stulecia dokonali barokizacji gmachu, który w następnych dziesięcioleciach przechodził kolejne przebudowy, natomiast – co istotne – nie były one bardzo ekspansywne, dzięki czemu do dzisiaj zachowało się wiele elementów późnobarokowego wystroju. Szczególne wrażenie robi elewacja ze sztukateriami i girlandami do złudzenia przypominającymi dekoracje ze słynnego, leżącego zaledwie ok. 40 km stąd, zespołu klasztornego w Lubiążu. Jak twierdzą historycy, te wyjątkowe zdobienia wyszły spod ręki wybitnego architekta tamtej epoki Giovanniego Simonettiego. Pochodzący ze Szwajcarii, włoskojęzyczny artysta stworzył także dekoracje w kościele św. Elżbiety we Wrocławiu czy Zamku Miejskim w Berlinie.
Zabytkowy pałac z XVII w
Foto: Materiały prasowe
W Piotrkowicach na zespół pałacowy składają się również 9-hektarowy park z imponującymi, blisko 400-letnimi drzewami oraz wzniesione już w XVIII i XIX stuleciu budynki stajni, ujeżdżalni czy oficyny zarządcy majątku. Nieopodal można zobaczyć też pozostałości mauzoleum von Danckelmannów – ostatnich przedwojennych właścicieli posiadłości. Obecnie trwają tu prace remontowe, niewykluczone też, że pałac w przyszłości będzie można zwiedzać.
Królikowice. Straszny dwór?
Aż trudno uwierzyć, że za tym współcześnie odrestaurowanym neorenesansowym pałacem stoi bardzo ponura legenda. Dwór, leżący dzisiaj niemalże na południowych przedmieściach Wrocławia, wzniesiony został pod sam koniec XVIII w. przez będącą właścicielem całych Królikowic rodzinę von Schickfus. Ale już w 1810 r. posiadłość trafiła w ręce hrabiego Johanna Christopha von Eisenharta, który zamieszkał tu z rodziną. Po zaledwie kilku miesiącach w pałacu doszło do głośnej, opisywanej przez wszystkie lokalne media zbrodni. Jak donosiła redakcja wydawanego we Wrocławiu magazynu „Schlesische Provinzialblätter”, hrabia zamordował swoją żonę Wilhelminę i najstarszą, 11-letnią, córkę Elmirę, obu zadając kilkadziesiąt ciosów nożem. Według dziennikarzy mężczyzna miał problemy psychicznie i paranoicznie obawiał się o własne życie, a dokonując zbrodni, był niepoczytalny. Po tej tragedii królikowicki majątek został zakupiony przez majora von Heinzego, później jeszcze parokrotnie zmieniał właścicieli. Po wojennej zawierusze, pobycie radzieckich żołnierzy i przekształceniu w część PGR, ostatecznie w latach 90. kupiony został przez prywatnych właścicieli i do dzisiaj pozostaje w ich rękach.
Kondratowice. Nad fosą
W połowie trasy pomiędzy ważną drogą krajową nr 8 a Strzelinem odnajdziemy kolejną architektoniczną perełkę. Przechodząc starym, kamiennym mostem zawieszonym nad fosą, dojdziemy do pieczołowicie odnowionej fasady kondratowickiego pałacu. Położona w pięknym, XIX-wiecznym parku dwukondygnacyjna budowla była częścią sporego majątku ziemskiego, do którego zaliczały się też liczne zabudowania gospodarcze, w tym spory gmach dawnej cukrowni. Posiadłość w swojej długiej historii przechodziła z rąk do rąk, a w pierwotnej formie powstała już w XVI w. W 1740 r. pałac przebudowany został w duchu baroku, z kolei pod koniec XIX stulecia nabrał formy eklektycznej, łączącej w sobie elementy neoklasycyzmu i neorenesansu francuskiego. Był to też okres największego rozwoju majątku, który Kondratowice zawdzięczają ówczesnemu właścicielowi Augustowi Rohde. Zresztą posiadłość pozostała własnością rodziny aż do zakończenia II wojny światowej. Po wcieleniu tych ziem w granice Polski pałac wraz z przyległościami został upaństwowiony i przekazany miejscowemu PGR na biura i mieszkania dla pracowników. Współcześnie budowla została zakupiona przez prywatnych właścicieli i wyremontowana.
Domanice. Mekka artystów
Wiele szczęścia miał także znajdujący się około 40 km stąd monumentalny pałac w Domanicach. Powstał on blisko koryta Bystrzycy, w miejscu dawnej średniowiecznej siedziby obronnej należącej do rycerza Dobesza – z tego powodu budowlę tę do dzisiaj nazywa się zamkiem, hołdując w ten sposób warownym tradycjom tego obiektu.
Przez wieki przechodził on wiele przebudów i modyfikacji. W XVI stuleciu stał się całkiem komfortowym, szlacheckim dworem, natomiast pod koniec XVII w. Domanice można było już traktować jako reprezentacyjny, arystokratyczny pałac w pełnej krasie. Majątek w całej swojej historii wielokrotnie przechodził z rąk do rąk, a za najbardziej znanego jego rezydenta uchodzi potomek pruskiego króla Fryderyka Wilhelma II, książę Fryderyk Wilhelm von Brandenburg. Szczęśliwie po II wojnie światowej zamek nie podzielił losu większości podobnych obiektów w regionie – zamiast trafić w skład jednego z PGR, został przejęty przez PRL-owskie władze, a następnie przekazany do użytkowania jako Dom Związku Artystów Scen Polskich, dzięki czemu uniknął dewastacji. Kilka lat temu właścicielem majątku został aktor Maciej Musiałowski (obecnie Fundacja Rodziny Musiałowskich na rzecz Kultury), który organizuje w pałacu imprezy kulturalne, z Festiwalem Sztuk Zjednoczonych na czele.