Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Od lat alarmuje pan, że Polska jest „zalana”, a politycy nic z tym nie robią, bo wielu z nich też pije. Ostatnio do „problemu z używaniem alkoholu” przyznał się wiceminister spraw zagranicznych, Andrzej Szejna, po tym, jak „Duży Format” opisał jego wieloletnie ekscesy. Czyli nic się nie zmienia?
Jan Śpiewak: Jak słyszę „alko” historie, rośnie mi ciśnienie. Ostatnio pięciolatek zadzwonił pod 112, bo jego rodzice spali i nie słyszeli płaczu młodszego rodzeństwa chłopca. Byli kompletnie zachlani. A wszystko przez polityków skorumpowanych przez wielkie korporacje, dbających o swoje alkoholowe interesy.
Polska nie jest jeszcze demokracją, a oligarchią. Dążymy do upadku.
Tropi pan alkoholików ze świecznika. Ilu obecnych parlamentarzystów ma – pana zdaniem – kłopot z piciem?
Bardzo wielu. Do tego dochodzą narkotyki. Znam przynajmniej dwóch ministrów, którzy regularnie sięgają po kokainę, wielu z nich też nałogowo pije, co mocno widać po ich fizjonomii. Trwają na stanowiskach, bo nauczyli się oszukiwać otoczenie. Świetnie spuentował to Włodzimierz Czarzasty, który stwierdził, że nigdy nie widział zataczającego się Szejny. Przypomnę, że po porażce swojej partii w wyborach w 2011 roku, Czarzasty mówił o sobie, że z zapasową wątrobą odbuduje SLD.
Przekaz był prosty: na libacjach będzie ratował swoją formację. To poziom, na którym jesteśmy.
A gdzie jesteśmy?
Niewiele się różnimy od Rosji czy Ukrainy. Pod względem picia i dostępności do alkoholu wciąż daleko nam do zachodniej Europy.
Wspomniany Włodzimierz Czarzasty mówi jednak, że nie można biczować człowieka, który przyznał się do choroby.