Eksperymentują z seksem. Przyznają, że boją się bliskości, ale potrafią kochać kilka osób równocześnie. I zamiast od razu pójść do łóżka, wolą najpierw porozmawiać.

To była typowa randka. Maciek przyniósł piwko, trochę pogadaliśmy, a potem poszliśmy do łóżka – opowiada 27-letnia Tola, graficzka z Poznania.

Kilka dni później spotkała się z Mateuszem: palili zioło i razem sobie rysowali. Widziała się też z Szymonem: czytali na głos ulubione książki z dzieciństwa i to też było super. – Z każdym mam inne flow: z jednym mogę porozmawiać na każdy temat, drugi ma doskonałe poczucie humoru, a z trzecim świetnie się gada o emocjach – wylicza.

No i jest jeszcze pewien Anglik, którego poznała na Bumble, nowej aplikacji randkowej. Spotkali się kilka razy, teraz są przyjaciółmi na odległość.

Wszystkich chłopaków Tola kocha.

Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta z Instytutu Arte Vita, często słyszy w gabinecie: ja się spotykam z taką niedziewczyną. – Pytam pacjenta, co to jest niedziewczyna, a on, że to taka kobieta, z którą się spotyka na kawę albo na seks, ale to nie jest jego partnerka. Coś nas wiąże, mówi. Ale nie wie dokładnie co. Kobiety, zwłaszcza młodsze, też mówią, że mają niechłopaków. Trochę do seksu, trochę do porozmawiania, ale niezdeklarowanych w żaden sposób – opowiada Gryżewski.

– Na takie relacje jest nawet nazwa: situationship, czyli niezwiązki. One nie opierają się na budowaniu wspólnej przyszłości, tylko jak najlepszym spędzaniu wspólnie czasu tu i teraz. A jak się nadarzy ktoś lepszy, to bez żalu powiemy sobie do widzenia – tłumaczy Maria, 27-letnia nauczycielka z Krakowa, przyjaciółka Toli.

Kiedy Andrzej Gryżewski rozmawia z pacjentami, widzi, jak przesunęły się normy tego, co jest dozwolone w seksie, a co za tym idzie, także definicje związków. – Nie trzeba się już umawiać na relację monogamiczną czy lojalność erotyczną, można się spotykać i zobaczyć, co z tego wyjdzie – mówi.

Brał niedawno udział w debacie seksuologów na temat światowych trendów dotyczących seksu i wszyscy zgodnie stwierdzili, że jest go w relacjach coraz mniej. – Albo się go wcale nie uprawia, albo przegaduje. Zmniejsza się też liczba osób uprawiających tzw. one night standy, seks na jedną noc, bo wiele osób jednak przejęło się pandemią. Bardziej się boją koronawirusa niż HIV, rzeżączki, kiły i innych chorób przenoszonych drogą płciową – opowiada Gryżewski.

Zauważył, że o ile przed pandemią ludzie spotykali się na drinka, a potem padało pytanie: „idziemy do ciebie czy do mnie?”, teraz ten proces się wydłużył. – Najpierw jest kawa albo spacer, potem kolejna randka, a dopiero potem seks. Odpadły też dyskoteki i koncerty, bo wiele osób uważa, że to nie są bezpieczne miejsca, nie wiadomo, kto jest zaszczepiony, a kto nie – mówi.

Do podobnych wniosków doszli naukowcy z Wielkiej Brytanii, którzy przeprowadzili w czasie pandemii ogólnonarodowe badanie dotyczące stylu życia i zachowań seksualnych Brytyjczyków. Okazało się, że kiedy na Wyspach wprowadzano kolejne lockdowny, ludzie, zwłaszcza młodzi, szukali seksu nie jak dotychczas w przelotnych znajomościach, tylko raczej u przyjaciół i dobrych znajomych. Relacje typu „friends with benefits” wydawały im się po prostu bezpieczniejsze.

W Polsce są one zdecydowanie mniej popularne niż w krajach zachodnich, podobnie jak przygody na jedną noc. Ale w czasie pandemii Polacy też nie szukali płomiennych romansów.

– Jeśli zaglądali na Tindera czy portale randkowe, to po to, by nie czuć się samotnym, znaleźć nową miłość, a nie tylko szukać seksu – mówi socjolożka dr Julita Czernecka, która wiosną 2020 roku przeprowadziła badania „Single na kwarantannie”.

Sandra, która studiuje w Londynie, założyła konto na Tinderze w grudniu zeszłego roku, w czasie drugiej fali pandemii. – Już z pierwszym chłopakiem, który mnie zalajkował, zaczęliśmy pisać. O wszystkim: że oboje mamy depresję, jakie bierzemy leki i jakie skutki uboczne dają. On zaproponował, żebym do niego wbiła, ale ja chciałam najpierw spotkać się w miejscu publicznym. Poszliśmy na randkę, w pubie nie było miejsc, więc siedzieliśmy w parku. Był strasznie nieśmiały, nie taki swawolny jak w wiadomościach – wspomina 21-latka.

Kiedy w końcu poszła do niego, pili alkohol, siedzieli na kanapie i gadali. Po angielsku, bo on był Portugalczykiem. – Było bardzo miło. Ustaliliśmy, że to będzie relacja typu FWB, friends with benefits. Ale nigdy nie było tak, że od razu szliśmy do łóżka i wychodziłam. Zawsze najpierw oglądaliśmy TikToki, filmy na YouTube, seriale na Netflixie, gadaliśmy o codziennych sprawach. Później spaliśmy ze sobą, a potem znowu rozmawialiśmy – mówi Sandra.

– Rzeczywiście, oni tego seksu uprawiają dzisiaj mało. Często umawiają się na seks, ale potem tylko rozmawiają – potwierdza psychoterapeuta i seksuolog Michał Pozdał.

On też zauważył, że pandemia spowodowała u młodych ludzi spory lęk przed zbliżeniem. – Mają kontakty online albo na aplikacjach i tam czują się bardziej kompetentni, a często nie mają umiejętności społecznych. I nawet by chcieli uprawiać seks, ale jest im trudno, bo nie potrafią przekroczyć tej bariery, nie potrafią flirtować ani podrywać. Potrafią za to rozmawiać o tym, kim są, czego w życiu szukają i jakiego seksu chcą – tłumaczy seksuolog.

Odkrywanie tożsamości to – jego zdaniem – bardzo ważna kwestia w życiu młodych ludzi.

– Mnogość wzorców i punktów odniesienia sprawia, że często czują się pogubieni. Nawet jeśli pochodzą z rodzin patchworkowych, to wciąż były związki monogamiczne albo samotni rodzice. A dzisiaj wszystko zostało podważone i oni się zastanawiają, jak żyć. Są zanurzeni w popkulturze, oglądali na Netflixie hiszpański serial „Szkoła dla elity”, który pokazuje, że nie ma czegoś takiego jak dorastanie. Nie ma dzieciństwa, ludzie są od razu dorośli. W tym serialu młodzież w wieku 15, 16 lat tworzy trójkąty, uprawia seks grupowy, niezależnie od płci. Ten film dobrze oddaje to, co się dzieje w społeczeństwie – mówi Pozdał.

Czytaj też: Za pomocą aplikacji randkowych nie znajdziesz swojej drugiej połówki. Dlaczego?

– Moje pokolenie potrafi mówić o seksie, a dużo mniej go uprawia. Razem ze znajomymi doszliśmy kiedyś do wniosku, że dla naszych rodziców seks to był temat tabu, ale w ich życiu było tego seksu dużo więcej. A my jesteśmy po prostu grzeczni. Być może jak już się tak o nim nagadamy, to więcej nam nie trzeba – mówi 26-letnia Karolina, historyczka sztuki z Warszawy.

Próbowała Tindera, ale doszła do wniosku, że to nie dla niej. Internetowe relacje wydawały jej się jakieś nierealne. Najczęściej poznaje nowych ludzi w kawiarniach – albo ktoś ją zaczepi, zapyta, co czyta, albo ona się do kogoś pierwsza odezwie.

Za to jeśli chodzi o seks, Karolina jest bardziej tradycyjna. – Myślałam, że nie musi się łączyć z miłością, że jak mi się ktoś podoba, to po prostu idę z nim do łóżka. Ale ostatnio miałam okazję to sprawdzić i okazało się, że nie jestem w stanie. Bez emocji nie umiem – tłumaczy.

Często jej się wydaje, że ludzie boją się związać ze sobą na poważnie. – Może nie chcą zakładać rodziny? Boją się, że stracą wolność? W każdym razie nie chcą mówić, że to ma być trwała relacja – tłumaczy. Sama dopiero niedawno uznała, że nie ma się czego bać. I że „na zawsze” wcale nie musi być na zawsze.

Tola doskonale to rozumie: ona na przykład kocha chłopaka z Anglii, ale wie, że nie mogą być razem. Mają zupełnie inne plany na życie – on chce podróżować, a ona jeszcze wybiera się na studia. – Nie jesteśmy ludźmi, którzy dla miłości do jednej osoby rzucą wszystko – mówi.

Miała w życiu kilka stałych relacji, pierwszą jeszcze w liceum, ale teraz – jak mówi – weszła w fazę eksplorowania swojej seksualności. – Nie szukam miłości na całe życie, tylko chcę poznać swoje relacje z mężczyznami. Może być najgorsza randka na świecie, a i tak rozjaśni mi w głowie, czego potrzebuję, co mi się podoba – tłumaczy.

Tola podkreśla, że kocha wszystkich chłopaków, z którymi się spotyka. Ale doszła do wniosku, że miłość nie musi polegać na przywiązaniu.

Dr Katarzyna Kalinowska, socjolożka, autorka książki „Praktyki flirtu i podrywu. Studium z mikrosocjologii emocji”, uważa, że w wyniku przemian obyczajowych seks odłączył się od prokreacji i od małżeństwa, ale nie do końca odłączył się od uczuć. – W badaniach widzimy wzrost liberalizmu moralnego, szczególnie młodych Polek i Polaków, bardziej kobiet niż mężczyzn, szczególnie w dużych miastach, z wyższym wykształceniem, w lepszej sytuacji materialnej. Popkultura dostarcza młodym ludziom argumentów, by wyjaśnić wchodzenie w relacje typu one night stand czy friends with benefits. Ale nie zapominajmy, że mamy wciąż silnie zakorzenione przekonanie, że seks łączy się z uczuciem, że jest sposobem na znalezienie partnera lub partnerki. Tu nie chodzi o konserwatywne wartości czy odtwarzanie tradycyjnego modelu rodziny, tylko o mitologię romantycznej miłości – mówi socjolożka.

Przypomina, że w Polsce młodzi ludzie nie są uczeni o seksualności w szkole ani w domu. I dlatego robią to sami, przeciągając w czasie decyzję o tym, jak ułożą swoje życie uczuciowe i seksualne. – Część tych młodych jeszcze nie wie, czego szuka, a część szuka po prostu miłości. Być może zdają sobie sprawę, że to marzenie trudne do zrealizowania, więc się wstydzą do niego przyznać. I dlatego łatwiej jest im powiedzieć, że chodzi tylko o eksperymentowanie i seks – tłumaczy.

– Pokolenie naszych rodziców uważało, że seks musi się łączyć z miłością. My od tego odchodzimy, ale czy to jest słuszne, dowiemy się dopiero po latach – mówi 29-letni Adam, z zawodu architekt.

Od trzech lat jest sam, wcześniej był w ośmioletnim monogamicznym związku. I dopiero kiedy tamta relacja się skończyła, zaczął odkrywać swoją seksualność. Chodzi na warsztaty, gdzie może porozmawiać o swoich problemach i potrzebach. – My chcemy być świadomi siebie. To trudne, bo nie mamy żadnych narzędzi ani gotowych scenariuszy, a mnogość wyborów bywa przytłaczająca. Uczymy się metodą prób i błędów – mówi.

Adam ma w telefonie aplikację randkową, ale rzadko jej używa. Kiedy się z kimś umawia, nie nazywa tego randką, tylko spotkaniem. – To pozbawia presji, bo idziemy się spotkać i nie wiadomo, co z tego wyniknie. Mogę spotkać fajną osobę, z którą będę chciał spędzić czas, nie uprawiając seksu – mówi.

On też widzi, że wiele osób boi się zaangażować. – Mają swoje plany, nie chcą z nich rezygnować dla kogoś. Pytanie tylko, czy związek musi oznaczać stuprocentowe oddanie się drugiej osobie – dodaje.

28-letni Robert żyje w otwartym związku. – Mam od pięciu lat partnerkę, od trzech lat oboje chodzimy na randki. Na początku sprawdzaliśmy, jak się z tym czujemy, ale teraz dobrze się bawimy. Poznaliśmy wielu ludzi, ale przede wszystkim my się lepiej poznaliśmy – mówi.

Dużo o tym rozmawiają. – Mówimy sobie, jak się czujemy, kiedy się spotykamy z innymi osobami. Mam wrażenie, że nasi rodzice byli w pewien sposób sfrustrowani tym, że są w zamkniętym związku. Bo wtedy zrzuca się na partnera wszystkie oczekiwania i potrzeby. My przyznaliśmy się przed sobą, że są inne osoby, które też nam się podobają – mówi Robert, z wykształcenia artysta.

Michał Pozdał zwraca uwagę, że to jest pierwsze pokolenie, które nie ma żadnych wzorców ani punktów odniesienia. – Rodzice nie opowiedzą im, że byli w związku poliamorycznym czy jednopłciowym, bo żyli w tradycyjnych związkach. Ich punktem odniesienia jest właśnie „Szkoła dla elity”. I są z tym wszystkim sami – mówi.

– Przez tę ogromną różnorodność pojawiają się pewne problemy – przyznaje dr Robert Kowalczyk, psychoterapeuta i seksuolog kliniczny z warszawskiego Instytutu SPLOT. Podaje przykład: do jego gabinetu przychodzi mężczyzna i mówi, że jest gotowy do relacji poliamorycznej. – Ale gdy ten człowiek wchodzi w tego typu relację, widzi, że to wcale nie jest takie proste, jak sobie wyobrażał. Pojawiają się sprzeczne uczucia i bardzo szybko z niej ucieka. Gdyby to było takie proste, że sobie coś powiemy i tak będzie, tobym nie miał tylu pacjentów – mówi.

– Pewne jest jedno: stworzenie związku wydaje się dziś młodym ekstremalnie trudnym zadaniem. O wiele łatwiejsza jest dla nich przyjaźń, bardzo ją cenią, żyją w grupach przyjacielskich. Poza tym obserwują rodziców, czytają statystyki rozwodów i satysfakcji w związkach i myślą: może istnieją szczęśliwe związki, ale jakoś ich nie widać. My, starsi, też to widzimy, ale nie mamy odwagi tego przyznać. I żyjemy w mitach romantycznych, w których byliśmy wychowani. Młodzi też znają te mity, one ukształtowały ich wyobrażenie na temat związków, miłości i seksu, ale być może są bardziej realistyczni – tłumaczy doktor Katarzyna Kalinowska.

Sandra spotykała się z tamtym chłopakiem kilka miesięcy, potem jej powiedział, że znalazł sobie kogoś na stałe. – I się skończyło. Pisał do mnie dalej, jakby chciał się kolegować, ale to już nie wchodziło w grę. Co było w tej relacji dobre? Seks. Ale złe było to, że gdy zaczęliśmy go uprawiać, miałam wrażenie, że przywiązałam się do niego emocjonalnie. Kiedy dowiedziałam się, że ma dziewczynę, wkurzyłam się, poczułam się wykorzystana – wspomina studentka.

Ale nie żałuje. – Takie relacje dają ci jeden wieczór, kiedy czujesz bliskość z drugą osobą. Później wracasz do swojego życia, niczym się nie przejmując. Możesz się nie odzywać przez parę tygodni, a później napisać: „Siema, chcesz hook up?” – mówi.

Ale już wie, że sama się do tego nie nadaje. Jest zbyt zaborcza i zazdrosna. A poza tym nie jest jeszcze gotowa na stały związek. Nie chce przegapić kogoś wartościowego tylko dlatego, że akurat jest z kimś innym.

Współpraca Natalia Fabisiak

Zobacz także: „Tych, którzy wysyłają zdjęcia penisów, od razu blokuję”. Jak znaleźć księcia w apce

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version