Wielkie usta, policzki jak jabłuszka, twarz ponaciągana jak maska? Nie, dziękuję. Miejska klasa średnia poprawia urodę i zatrzymuje młodość dyskretniej. I drożej.

Przeszkadzała mi i dalej przeszkadza lwia zmarszczka. Taka uroda, ale z wiekiem zmarszczka się pogłębia, a spojrzenie robi się gniewne. To ją sobie zlikwidowałam botoksem. I raz na jakiś czas poprawiam – mówi Ewa. Ma 40 lat, mieszka w Krakowie, do gabinetu medycyny estetycznej po raz pierwszy poszła cztery lata temu. – Zrobiłam też sobie kwasem hialuronowym dolinę łez. I lasery na usuwanie blizn – wylicza. Z efektów jest zadowolona. Zabiegi zamierza w miarę potrzeb powtarzać.

– Dla mnie medycyna estetyczna to self care, bo dzięki temu, że nie mam worów pod oczami, nie muszę tracić czasu na makijaż. Mogę spać 10 minut dłużej. I nie widzę żadnej różnicy między stosowaniem kremów z retinolem czy masażem kobido a botoksem. Tak samo bierzesz udział w targowisku próżności, tylko stosujesz inne narzędzia – dodaje.

Dobre geny, krem z wysokim filtrem i zdrowy tryb życia – to standardowa odpowiedź na pytanie o sekret młodego wyglądu. Ale przychodzi moment, kiedy to nie wystarcza. Dla niektórych w okolicach 40. urodzin, gdy kurze łapki wokół oczu są już widoczne, a zmarszczka między brwiami nie chce zniknąć nawet przy uśmiechu. Dla innych w chwili, gdy dwójka z przodu zmienia się na trójkę, a barmani zaczynają pytać: „co dla pani” zamiast: „co dla ciebie”. Są wreszcie tacy, którzy ledwo przekroczą dwudziestkę i już dostrzegają niedoskonałości.

Wyjścia są dwa. Można upływ czasu zaakceptować, uznać, że to walka z góry przegrana, a kult młodości jest tyleż nierealistyczny, co seksistowski, w końcu to głównie od kobiet wymaga się młodego wyglądu. Trend na celebrowanie dojrzałości, obok body positivity i body neutrality, rośnie zresztą w siłę: aktorki po pięćdziesiątce coraz częściej pokazują się na czerwonych dywanach bez makijażu (Pamela Anderson) lub z naturalnie siwymi włosami (Andie MacDowell) i odmawiają retuszowania zdjęć (Kate Winslet).

Albo można z oznakami starzenia walczyć.

W ostatnich latach medycyna estetyczna bardzo się zdemokratyzowała. Katalizatorem była pandemia: zebrania online pozwoliły przyjrzeć się własnym twarzom na ekranach monitorów. I nie wszystkim spodobało się to, co zobaczyli.

– Pacjentki zaczęły dostrzegać negatywne emocje, które z wiekiem pojawiają się na twarzy: przemęczenie, smutek, srogość, złość, i zaczęło im to przeszkadzać. Przychodzą do gabinetu, bo chcą się poczuć ze sobą lepiej – mówi dr Łukasz Duda-Barcik z wrocławskiej kliniki Duda-Barcik Clinic.

Według raportu firmy Grand View Research globalny rynek medycyny estetycznej był w 2023 r. wart 127 mld dol., a do 2030 r. dobije do 332 mld. Tempo wzrostu: 14 proc. rocznie. Także w Polsce odejmowanie sobie lat strzykawką, laserem i skalpelem nie jest już, jak jeszcze do niedawna, domeną celebrytów i osób bardzo zamożnych: z medycyny estetycznej korzysta też klasa średnia i ludowa.

Zmieniają się także wiek pacjentek, ich wiedza i oczekiwania. – Jeszcze 10 lat temu na pierwszą wizytę przychodziły pacjentki 40-letnie. Dziś ten wiek się przesunął do 25+. Dwudziestoparolatki pytają o prewencję, 30-latki najczęściej dobrze wiedzą, co chcą osiągnąć. Widzą, że grawitacja zaczyna działać i chciałyby ten proces spowolnić. Często mówią wprost: nie chcę wyglądać jak mama czy babcia, nie chcę głębokich bruzd nosowo-wargowych, nie chcę zmarszczek na czole, proszę coś z tym zrobić – mówi dr Katarzyna Osipowicz, dermatolog i lekarz medycyny estetycznej z warszawskiej kliniki OT.CO.

Najpopularniejsze jest usuwanie zmarszczek z czoła i wokół oczu botoksem oraz wypełnianie ust kwasem hialuronowym. Ale tylko niespełna jedna trzecia (raport „Etyka i przyszłość medycyny estetycznej” z 2023 r.) amatorów i amatorek poprawiania urody zabiegi robi u lekarza, reszta w gabinetach kosmetycznych. Specjaliści z dyplomem ostrzegają, że procedury medyczne w wykonaniu osoby bez kwalifikacji wiążą się z ryzykiem: lekarz poradzi sobie z ewentualnymi powikłaniami, kosmetyczka już nie, a jakość najtańszych preparatów pozostawia sporo do życzenia. Kosmetyczki konkurują ceną, kilkakrotnie czasem niższą niż u profesjonalisty. I efektami.

Bo medycyna estetyczna też ma aspekt klasowy.

– Jeszcze 10 lat temu wydawało mi się, że medycyna estetyczna to domena takich, wiesz, Karyn. Ewentualnie celebrytek. I starszych kobiet w typie kuguara. A potem rozmawiałam z koleżanką epidemiolożką, która mi bardzo imponowała jako wybitna badaczka. I ona mi powiedziała, że wygładziła sobie czoło, to była zajebista decyzja i nie żałuje. Ta rozmowa kompletnie zmieniła moje zdanie: aha, można być jednocześnie mądrą i zrobić sobie botoks – mówi Ewa.

Prawie połowa korzystających z medycyny estetycznej podejmuje decyzję pod wpływem influencera

Według wspomnianego już raportu z 2023 r. prawie połowa osób korzystających z medycyny estetycznej podejmuje decyzję o zabiegu pod wpływem influencera. A instagramowy standard urody to duże, pulchne usta, wydatne kości policzkowe, mały nosek, gładkie czoło, spory biust i takaż pupa, cienka talia, do tego opalenizna, długie paznokcie, bujne włosy i jeszcze bujniejsze rzęsy. Da się go osiągnąć w gabinecie: brazylijski lifting podnosi pośladki, implanty powiększają biust, liposukcja zmniejsza obwód talii, skalpel wymodeluje nos, botoks wygładzi czoło, a kwas hialuronowy nada pożądane proporcje twarzy (tzw. wolumetria full face) i ustom. Efekt nie jest „naturalny”, ale nie ma taki być: jest symbolem statusu. W pewnych kręgach.

Dr Osipowicz: – Niektórzy się śmieją, że im dalej od Warszawy, tym większe usta. Część osób przy pierwszej wizycie od razu mówi: nie chcę tak wyglądać. Coraz częściej też rozpuszczamy zbyt przepełnione usta i wyjmujemy implanty piersi albo wymieniamy na mniejsze. Ale też każdy ma inne poczucie estetyki i nie mnie to oceniać.

Wielkomiejska klasa średnia i wyższa z kapitałem kulturowym – (prawie) młodzi, wykształceni, z dużych ośrodków – wybiera raczej slow ageing lub smart ageing. Czyli zabiegi dyskretne, w miarę możliwości mało inwazyjne, niezmieniające rysów twarzy, dające naturalny bądź najbardziej do naturalnego zbliżony efekt. – U osób szczupłych i takich, które się intensywnie odchudzają, dochodzi do zaniku tkanki tłuszczowej w okolicach skroni, środkowej i bocznej części twarzy. Uzupełnianie tych ubytków powoduje, że przywracamy odpowiednie proporcje twarzy, dzięki czemu wygląda ona zdrowiej i młodziej. Sztuką jest to zrobić w taki sposób, żeby efekt był naturalny i nikt nie zauważył, co zostało poprawione – zapewnia dr Duda-Barcik.

Smart ageing, dodaje, to nieustanny proces dbania o siebie. – Analogicznie do indywidualnego planu ćwiczeń stworzonego przez trenera, dobry plan opieki smart ageing pozwala zachować na długo atrakcyjny wygląd. Jedna z moich pacjentek ostatnio dostała pytanie: jak ty to robisz, że tak świetnie wyglądasz, śpisz w lodówce? O taki efekt nam chodzi – zapewnia.

Zamiast skalpela smart ageing proponuje holistyczne dbanie o siebie – dieta, ruch, nawilżanie, masaże oraz zabiegi poprawiające stan skóry: peelingi, lasery oraz, ostatnio najmodniejsze, stymulatory tkankowe. – Kwas polimlekowy czy polinukleotydy wykorzystują naszą naturalną zdolność do regeneracji. To nie jest wypełniacz, po którym wychodzisz z gabinetu i od razu masz efekt, tylko coś, co powoli pracuje w skórze. Ale dzięki temu rezultat jest naturalny – przekonuje Maja Smółko, nutriterapeutka i kosmetolożka, właścicielka warszawskiego gabinetu Cure.

Holistyczne dbanie o siebie, oczywiście, kosztuje. Typowa klientka dr Osipowicz przychodzi do niej dwa razy do roku i zostawia w sumie jakieś 4-5 tys. zł, ale górnej granicy nie ma. W warszawskich klinikach biostymulatory to koszt od 2 do 3 tys. zł, mezoterapia, w zależności od preparatu, 1-2 tys. zł, laseroterapia od 1,8 tys. zł. Ale młodość jest bezcenna.

Smółko: – Dobrze wykonana praca jest wtedy, kiedy ktoś ci powie „wow, świetnie wyglądasz”, a nie „o, zrobiłaś sobie usta”. Ludzie odwracają się dziś od zabiegów, które dają maksymalne przerysowanie i sztuczność. Pozostawiają to, co w nich unikatowe. A medycynę estetyczną traktują jako kolejną formę zadbania o siebie, jak fryzjer czy manicure.

W przeciwieństwie jednak do fryzjera czy manicure medycyna estetyczna wiąże się z pewnym tabu i jej pacjentki – choć liczba mężczyzn korzystających z jej usług rośnie – raczej niechętnie przyznają się, że coś sobie poprawiły. W kulturze, która wysoko ceni jednocześnie młodość i autentyczność, należy wyglądać na 25 lat, ale naturalnie – sztuczne odejmowanie sobie lat i eliminowanie mankamentów wciąż jest stygmatyzowane. Na wiele sposobów: od tinderowych męskich opisów typu „plastikowym pustakom dziękujemy” przez okrutne komentarze w serwisach plotkarskich pod zdjęciami celebrytek, których chirurg plastyczny przesadził, po ocenianie, co koleżanka sobie zrobiła, skoro nie wygląda na swój wiek.

Nieliczne osoby publiczne mówią wprost, że ich uroda nie jest darem natury. Autorka „365 dni” Blanka Lipińska poprawek się nie wstydzi: zrobiła sobie biust i wyszczupliła policzki. „Jestem zrobiona na tyle, na ile było mnie stać. Na tyle, ile uznałam, że będę wyglądać jeszcze w miarę naturalnie” – mówiła w „Dzień dobry TVN”. Projektantka Ewa Minge zdradziła, że poprawiła sobie biust, celebrytka Natalia Siwiec – biust i usta, Kayah – nos, a Young Leosia w relacji na Instagramie powiedziała fankom, żeby się o nią nie martwiły, jest w szpitalu, ale po powiększeniu piersi, i jest bardzo szczęśliwa. Ale już prezenterka Agnieszka Woźniak-Starak żałowała, że poinformowała o podobnej operacji. Powiedziała, że „dostała za to manto” i wyciągnęła wnioski. „Teraz, gdybym się nawet cała pocięła, to nigdy w życiu ze mnie tego nie wyciągniecie” – przyznała.

Kobietom obrywa się zarówno z prawej, jak i lewej strony. Konserwatyści wyciągają ciężkie działo egoizmu: jak można wydawać takie pieniądze na coś tak ulotnego jak młodość i uroda? Nie ma poważniejszych potrzeb? Jaka matka zrobi sobie usta, zamiast posłać dziecko na zajęcia dodatkowe? Albo kupić lepszy odkurzacz? Wyrodna, oczywiście.

Dr Osipowicz: – Pacjentki mówią: dostałam komplement, że świetnie wyglądam, ale się nie przyznam, że coś robię. Wydaje mi się, że bardziej boimy się całościowej oceny swojego charakteru – że jesteśmy próżne, że niepotrzebnie wydajemy pieniądze – niż przyznania się do tego, że korzystamy z medycyny estetycznej.

Strona progresywna wzbudza z kolei feministyczne poczucie winy. Czy po to nasze prababki walczyły o prawo głosu, a babki paliły staniki, żebyś ty się katowała, cięła i ostrzykiwała, by wpasować się w nierealistyczne i opresyjne standardy urody? Jaki dajesz przykład młodym dziewczynom? Że to uroda jest ich kapitałem i poza tym nie mają nic do zaoferowania? Co z ciebie za feministka, która przejmuje się męskim spojrzeniem?

– Według mnie my absolutnie nie robimy zabiegów dla mężczyzn. Już bardziej dla innych kobiet. Tak samo jak się dla innych kobiet ładnie ubieramy – protestuje Smółko. – Ale większość kobiet przychodzących do mojego gabinetu to babki, które robią to dla siebie. Starość to naturalny proces, ale nie musi przebiegać w sposób dla nas nieakceptowalny. Nie musimy patrzeć w lustro ze smutkiem i poczuciem, że coś nam się kończy. Możemy zrobić tak, żeby się do swojego odbicia uśmiechać.

Nawet najbardziej hurraoptymistyczni lekarze przyznają jednak, że proces starzenia można jedynie opóźnić, nie zatrzymać. Dieta, ruch, odstawienie alkoholu plus zasobny portfel i dobry specjalista mogą odjąć 10 do 15 lat od metryki, ale 65-latka nie będzie wyglądać na 25-latkę, choćby miała wszystkie pieniądze świata. A kiedy próbuje, jak Madonna, to efekt jest dyskusyjny. Przyjdzie taki moment, kiedy zobaczysz w lustrze starą kobietę – lub starego mężczyznę – a jeśli młodość jest tym, na czym ci zależy, może być trudno się do tego odbicia uśmiechnąć.

Ewa zapewnia, że zdaje sobie z tego sprawę, ale samo to, że dzięki botoksowi czy laserom starzeje się wolniej, jest wystarczającym powodem, by z nich korzystać. – Masz 45, a wyglądasz na 35, potem masz 55, a wyglądasz bardziej jak czterdziestka – mówi. Medycyna estetyczna daje więcej czasu na przyzwyczajenie się do zmian, które trudno zaakceptować. – Ja mam 40 lat, ale się tak nie czuję. Nie czuję, żebym starzała się w takim tempie, w jakim starzeje się moje ciało. Mój wewnętrzny obraz samej siebie nie zgadza się z tym, co widzę w lustrze. A chcę, żeby się jak najbardziej zgadzał – mówi.

Udział

Leave A Reply

Exit mobile version