Dlaczego były premier, który wprowadzał Polskę do UE, jest dziś radykalnie antyimigrancki, antyukraiński i chwali Donalda Trumpa?
Jak tak dalej pójdzie, to Miller skończy przytulony do kształtnej piersi Aleksandry Jakubowskiej – żartuje człowiek z prawicowej telewizji wPolsce24.
Jakubowska – niegdyś bliska współpracowniczka Millera, który zaszczycił ją komplementem o „mężnym sercu w kształtnej piersi” – pracuje w bliskiej PiS stacji braci Michała i Jacka Karnowskich. Nie chciała rozmawiać z „Newsweekiem” o Millerze.
Kolejny rozmówca, ale już na poważnie: – Jakubowskiej praca była potrzebna, i to jakakolwiek. Millerowi żadna praca nie jest już potrzebna.
W tej telewizji pracuje też Magdalena Ogórek, którą Miller wypromował na kandydatkę na prezydenta w 2015 r. Miałby tam więc znajome towarzystwo. Dziś obie panie nie są już związane z lewicą. Samego Millera też nie ma na lewicy – nazywa ją „lewactwem” i „lewicowym szaleństwem”.
W medialnym cugu
Nie zmieniło się to, że mimo swoich 78 lat wciąż chce być obecny publicznie. Mówi i pisze bardzo często. Jak rasowy polityk, choć emerytowany, pragnie uwagi i chce tłumaczyć świat.
Stara gwardia z SLD zna tę anegdotę. Leszek Miller mówi do Józefa Oleksego (albo odwrotnie, dziś to już wywietrzało): „Co to będzie, jak nas kiedyś do telewizji nie zaproszą?”. I obaj wybuchają śmiechem. Byli tak uzależnieni od polityki i bycia w mediach, że reszta świata była jak kosmos.
Dziś Miller mówi: – Można żyć bez telewizji. Zwłaszcza teraz, kiedy są platformy społecznościowe.
Ale jakoś cały czas w tej telewizji jest. – Ja i tak bardzo oszczędnie przyjmuję zaproszenia. Trochę mnie to łechce, bo nie pełnię żadnej funkcji i jestem bezpartyjny, a i tak mogę liczyć na zainteresowanie mediów. Ale mam też zupełnie inne możliwości w mediach społecznościowych. Tam jest mój subiektywny punkt widzenia – tłumaczy.
Człowiek z dawnego SLD, który intensywnie z Millerem współpracował: – Leszek nie odmawia. Całe życie był w mediach i coś znaczył. Ciągle chce coś znaczyć, choćby jako komentator.
Ba, po samobójczej śmierci syna, którą zniósł bardzo ciężko, wręcz rzucił się w wir komentowania. – On nie umie żyć bez polityki – mówi wiarus z SLD. I dodaje, że choć Millera można różnie oceniać, to jako polityk jest spełniony. – Przeszedł do historii jako premier wprowadzający Polskę do UE. Ale ciągle lubi być w centrum uwagi i ma parcie na szkło. A na X ma ogromne zasięgi – podkreśla.
Antyukraiński
Na portalu X najczęściej przekaz Millera jest taki: Ukraina gloryfikuje zbrodniarzy odpowiedzialnych za rzeź wołyńską, a nasze władze są naiwne i nieudaczne wobec Kijowa.
W rozmowie z „Newsweekiem” przyznaje: uważa polskie władze za pier****. A na Facebooku pisze tak: „Oficjalnie władze Rzeczpospolitej mydlą nam oczy udawaną stanowczością, za kulisami zaś pichcą śmierdzący pogardą dla tysięcy polskich niewinnych ofiar ukraińskiego nacjonalizmu kompromis ze spadkobiercami polityki Bandery i Szuchewycza”.
Rozpisywał nawet Donaldowi Tuskowi trasę wycieczki po Lwowie, by szef rządu mógł zobaczyć wszystkie miejsca kultu zbrodniarzy z rzezi wołyńskiej i ukraińskich nacjonalistów. „Idąc dalej promenadą imienia Bandery, pan premier mógł minąć skrzyżowanie z aleją Bohaterów UPA. Tak, to ta organizacja, która wyrżnęła na Wołyniu i w Galicji Wschodniej 120 tys. Polaków, głównie starców, kobiety i dzieci. Bohaterów, którzy sprawnie posługiwali się siekierami, widłami, kosami, piłami, młotami czy zwykłymi drągami, o czym świadczą polskie kości rozwleczone po polach, lasach, łąkach, studniach czy zakopane w dołach śmierci przysypanych stertami śmieci” – pisał Miller.
– Zajmuję się tym tematem od kilkunastu lat. Mówiłem w Sejmie, pisałem w felietonach. Moje zainteresowanie bierze się stąd, że mamy do czynienia z ludobójstwem, którego sprawcy, zamiast ponieść karę, są stawiani za wzór Ukraińcom – mówi w rozmowie z „Newsweekiem”. – Nie mieści mi się to w głowie. Niemcy nie próbowali wracać do ideologii NSDAP i narodowych socjalistów.
Kurs na prawo
Miller w wywiadach przedstawia się jako „rzecznik zdrowego rozsądku”. Momentami jednak odpływa w teorie spiskowe. Rozpowszechnia np. wywody Artura Bartoszewicza (ekonomisty z alt-prawicy), który propaguje pogląd, że Wołodymyr Zełenski trzyma za „orzeszki” polskich ministrów, bo ma sekstaśmy z afery podkarpackiej i rzekomo dlatego „opętani strachem wynikającym z nagrań” ministrowie oddają hołdy Ukraińcom. Zastanawia się też, czy przypadkiem za niewyjaśnionymi pożarami w Polsce wcale nie stoją rosyjscy agenci, ale agenci ukraińscy.
Były premier cytuje wpisy radykalnego narodowca Marcina Roli (publicysty wRealu24 i „Najwyższego Czasu”), któremu blisko do europosła Grzegorza Brauna, a także Rafała Otoki-Frąckiewicza (skrajnie prawicowego youtubera). Upowszechnia również słowa niemieckiego polityka polskiego pochodzenia, europosła z AfD Tomasza Froelicha, gdy ten mówi o rzezi wołyńskiej. Marsze banderowców kwituje: „Miłośnicy esesmanów z dywizji SS-Galizien idą do Europy”. Kolportuje informacje o tym, ile topowych modeli Rolls-Royce’a kupiono w Ukrainie w czasie wojny. Nagłaśnia przypadki pobić, których sprawcami byli Ukraińcy w Polsce lub migranci na Zachodzie.
Człowiek dobrze znający Millera: – Gdyby Leszek mówił w mediach, że trzeba pojednania polsko-ukraińskiego, to nikogo by to nie interesowało. A jak mówi twardo o Ukraińcach, to wszyscy go zauważają.
Miller co prawda poruszał sprawę rzezi wołyńskiej, będąc jeszcze w Sejmie, ale dopiero teraz stało się to dla niego wręcz tematem numer jeden.
Sprzyja temu też to, że Miller jest przyjazny Rosji – tak było i w czasach premierostwa, i później, rozmawiał nawet z organem propagandy Kremla „Sputnikiem” (wywiad prowadził wydalony z Polski pod zarzutem szpiegostwa Leonid Swiridow; niedawno zmarł).
Miller – jak Putin – pytany o powód wojny w Ukrainie oskarża „nacjonalistyczne bojówki” Ukraińców o mordowanie rosyjskojęzycznej ludności na wschodzie Ukrainy. Powołuje się przy tym na raporty ONZ, mówi o 16 tys. takich ofiar. Kłopot w tym, że – co sprawdzał np. serwis Demagog – ostatni przed pełnoskalową inwazją Rosji raport ONZ mówił o 14 tys. ofiar z lat 2014-2021, ale wśród nich byli głównie członkowie separatystycznych grup zbrojnych i ukraińscy żołnierze.
Wprost pytam Leszka Millera o to, czy fakt jego rodzinnych powiązań z Ukraińcami, a także z Rosjanami, ma jakieś znaczenie dla jego postawy. Moi rozmówcy znający Millera sugerują, że nie jest to obojętne.
Jego syn – Leszek Miller junior – był żonaty z Ireną, Ukrainką, ich związek i rozstanie były burzliwe. Syn popełnił samobójstwo, o czym były premier mówił w bardzo poruszający sposób. Jedyna wnuczka Millera – Monika – jest więc pół-Ukrainką. Jej dziadek od strony matki jest z kolei Rosjaninem.
Miller mówi: – Rzeczywiście, część mojej rodziny jest ukraińska. Wnuczka jest w połowie Ukrainką. Część rodziny sprzedała wszystko i przyjechała do Polski. Mam z nimi częsty kontakt i nie mogę powiedzieć o nich nic złego. Czasami rozmawiam z nimi i oni nie mogą wyjść ze zdziwienia, że nie pozwala się na ekshumacje i pochowanie zmarłych.
Antyimigrancki i protrumpowy
Miller jest też antyimigrancki. I twierdzi, że w tej sprawie kieruje nim zdrowy rozsądek.
Gdy rzeczniczka Białego Domu ogłosiła, że w pierwszych godzinach akcji przeciw imigrantom zatrzymano 538 osób (które były w USA nielegalnie), by je deportować, co zapowiadał Donald Trump w kampanii wyborczej, Miller wzywał: „Europo, bierz przykład!”.
– Nie, on nie mówi Trumpem. On mówi językiem polskiej prawicy. Można też powiedzieć, że Miller jest jak Robert Fico na Słowacji. Lewicowy populista – twierdzi osoba znająca się z Millerem. Fico też był w partii komunistycznej, był i jest wciąż premierem, jest antyukraiński i prorosyjski.
Ludzie, którzy znają Millera, mówią wprost: – On nie lubi słabych.
Wróży Donaldowi Trumpowi co najmniej nominację do Pokojowej Nagrody Nobla, jeśli zakończy wojnę w Ukrainie. Człowiek znający się z Millerem: – Ma w sobie uwielbienie dla USA. To on rehabilitował płk. Kuklińskiego, bo żądali tego od niego Amerykanie, i to dowiózł. On też wysyłał polskie wojsko na wojnę w Iraku.
Stały element w wypowiedziach Millera to drwiny z dzisiejszych polityków. Widać w tym przekonanie o papierowości premierów i pretendentów do najwyższych stanowisk, w odróżnieniu od niego, „żelaznego kanclerza”.
Z Czarzastym na noże
Lewica w Polsce – zdaniem Millera – to już tylko „lewactwo”. Obyczajowe postulaty dzisiejszej lewicy są mu obce.
Obiecywał, że jeśli zniknie nazwa SLD, to on wystąpi z partii. Słowa dotrzymał. Drwienie z Nowej Lewicy to jedno z ulubionych zajęć Millera. „Panie premierze [do Krzysztofa Gawkowskiego – red.], kobieta z jajami? Mnie się jednak bardziej podobają kobiety bez penisa” – wyzłośliwiał się, gdy wicepremier mówił o Magdalenie Biejat jako osobie „z jajami”. Drwi z urody transseksualnych kobiet. Feminatywów nie cierpi. Cieszy się z ukatrupienia przez Donalda Trumpa neutralnych zaimków.
Gani Ostatnie Pokolenie, które blokuje ulice, chcąc w ten sposób walczyć z globalnym ociepleniem.
Osoba znająca to środowisko: – Wielu starych towarzyszy z SLD ma identyczne poglądy jak Miller: nie są tęczowi, są za to antyimigracyjni. Starzy działacze SLD głosowali często na PiS.
Leszek Miller o dzisiejszej lewicy mówi jako o padlinie, po którą nikt nie chce się schylać.
W rozmowie z „Newsweekiem” przekonuje: – Jakaś lewica w Polsce jest. Jest ugrupowanie, które tak się określa. Ten tradycyjny podział na lewicę i prawicę się jednak zaciera. Inne kwestie stają się ważniejsze. W obliczu nowych wyzwań, jak AI i nowy światowy ład, który się właśnie wykuwa, orientacja na lewicowość kulturową, progresywną przestaje mieć rację bytu.
Uważa, że wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty sprywatyzował SLD i ukatrupił tę partię. – Z Czarzastym Miller jest na noże – mówi człowiek z lewicy.
Obalić Czarzastego – to marzenie Millera. Czarzasty może stracić fotel współprzewodniczącego Nowej Lewicy pod koniec tego roku. – Miller sam nie chce być szefem partii, ale wykazuje dużą aktywność, by mieć jakiś wpływ na to ugrupowanie. Przecież SLD, zmieniony potem w Nową Lewicę, to jego dziecko – mówi polityk znający się z Millerem.
Miller: – Czarzasty może nie pozwolić na zmianę władz partii. On opanował takie techniki pozbywania się nieposłusznych działaczy, że da sobie spokojnie radę. Byłbym szczerze zdumiony, gdyby dobrowolnie zrezygnował.
– Po co panu wciąż ta polityka, nie lepiej być z rodziną i czasami łowić ryby? – pytam.
Miller: – Kiedyś namiętnie wędkowałem, ale mi już przeszło, a i grono kolegów, z którymi łowiliśmy ryby, się przerzedziło. Teraz staram się nadrabiać ten czas, gdy mnie nie było w domu od rana do nocy. Syna już nie mam, ale mam żonę i wnuczkę. Staram się robić wszystko, aby ten obraz ciągle nieobecnego męża i dziadka wreszcie został zamazany. Moja działalność medialna wynika tylko z przerw w głównym zajęciu.
